Rozdział 13

     Harry Potter, Draco Malfoy i Amanda Weasley siedzieli w gabinecie szefa Biura Aurorów. Nie odzywali się do siebie, nie potrafili opisać uczuć po ogłoszeniu wyników na Ministra Magii. Wygrana jawnego śmierciożercy była dla nich wielką porażką i nie potrafili myśleć jak teraz będą wyglądały rządy w świecie czarodziejów. Z holu dobiegały ich głosy zwycięstwa i radości. Gdy rano Przewodniczący Rady Wyborczej przeczytał wyniki uciekli do gabinetu, by nie musieć odpowiadać na pytania dziennikarzy.
     – I co teraz? –spytała Amanda, patrząc się wyczekująco na Harrego.
     Potter zgromił ją wzrokiem.
     – Czemu uważasz, że ja powinienem wiedzieć co teraz?
     – Ja wiem co teraz – głos Dracona brzmiał pewnie i nie pokazywał zawodu jakiego doznał po osobistej porażce. – Musimy wcisnąć do biura Swana szpiega, który będzie miał na niego oko.
     – Super, a skąd weźmiemy takiego szpiega, który nie wzbudzi podejrzeń? – Harry chyba nie był przekonany. – Nie może to być nikt, kto pracuje w Ministerstwie, bo wszyscy są już od dawna podzieleni na dwa wrogie obozy, a Swan doskonale wie, kto do którego należy.
     – Moglibyśmy wysłać Amandę, wszyscy wiedzą, że jest w niej zakochany.
     – Bardzo zabawne – kobieta spojrzała na Malfoya z pogardą. - Żarty w takiej chwili to naprawdę kiepski pomysł.
     – Dobra, przepraszam, nie denerwuj się, złość piękności szkodzi.
     Harry nie miał siły nawet na nich krzyknąć. Podniósł się z miejsca z miną człowieka, który właśnie stracił chęć do życia.
     – Nie mam pomysłu, idę się schlać.
     – Radziłbym ci na razie nie wychodzić, chyba, że chcesz obwieścić całemu światu jak znosisz gorycz porażki.
     Harry opadł znów na krzesło.
     – Wszystko do dupy – westchnął z rezygnacją.
*
     Amanda siedziała na łóżku w sypialni. Czekała aż Fred wyjdzie spod prysznica. Długo przygotowywała się do rozmowy, która ją czekała. Choć zwykle robiła wszystko, co uważała za słuszne, zawsze dyskutowała o tym z mężem. Wiedziała, że to będzie temat, który wywoła ostrą wymianę zdań, liczyła, że może chociaż uniknie kłótni. Po chwili mężczyzna wszedł do pokoju. Po minie żony wiedział, że coś jest nie tak.
     – Coś się stało? – spytał siadając koło niej.
     – Sprawy w pracy.
     – Znów gdzieś musisz wyjechać?
     – Akurat nie to. Chodzi o… awans.
     – Awans? – zdziwił się. – To jeszcze możesz awansować? Myślałem, że kolejny stopień to już szef. Wygryzasz Pottera?
     – Nie. Właściwie to ma być taki prowizoryczny awans. Harry chce żebym przyjęła posadę w biurze Ministra.
     Brwi Freda uniosły się w geście niemego pytania.
     – Jak już pewnie przeczytałeś, Swan obsadza swoimi wszystkie departamenty w ministerstwie. Oczywiście robi to po mistrzowsku, ponieważ nie od razu wpycha na strzeble dyrektorskie, tylko takie pomniejsze, żeby kogoś miał wszędzie. I do Departamentu Bezpieczeństwa też pcha jakiegoś typa, ale Harry głupi nie jest. Powiedział, że przyjmie go tylko wtedy, gdy Swan weźmie kogoś od nas, niby jako straż Głowy Społeczeństwa, a przy okazji ktoś z naszego stronnictwa też będzie bliżej władzy.
     – I ty masz tam być? Czemu nie Malfoy? Przecież ty nie znosisz polityki.
     – Jakby to wyglądało, Dracon przegrywa wybory i zostaje zastępcą Ministra? Zresztą i tak prowadzi już swoją kancelarię, nie może robić wszystkiego na raz…
     – Fretka jest na to za dumny – wciął z niesmakiem Fred. – Możesz się spodziewać mojego zdania – nie podoba mi się to.
     – Ale jak nie ja, to kto?
     – Nie uważasz, że jesteś z bardzo pewna siebie?
     – Nie. Znam swoje zdolności, osiągnęłam uznanie działaniem i pewność siebie jest tu uzasadniona.
     – I myślisz, że Swan pójdzie na to, żeby mieć szpiega w biurze? – kobieta spodziewała się, że jej mąż szybko znajdzie milion powodów do tego, by nie podejmowała się nowego zadania. Ona jednak nigdy nie odpuszczała tak łatwo.
     – Oczywiście. Fred, to już nie jest, a właściwie nigdy nie była gra polityczna. Tak uważają tylko ci, którzy nie wiedzą, że Swan jest śmierciożercą. A naprawdę tu chodzi o przyszłość naszego świata. Jeden człowiek w naszym biurze to dla Swana o wiele więcej, niż ja u niego. Przecież on wie, że my wiemy, a auror jako prawa ręka to dodatkowa możliwość podsyłania fałszywych informacji. Jeśli ktoś ma u niego pracować, to musi być na tyle sprytny, żeby dobrze oszukiwać i nie dać się samemu oszukać. Ja nie mówię, że mi się to uda – dodała szybko, bo mąż już otwierał usta. – Poznałam tylko jedną osobę, która była w tym świetna ­– Severus Spane, który oszukał samego Voldemorta. Tylko, że to jedyna szansa, a ja chcę spróbować.
     – To twój były narzeczony.
     – Zawsze się zastanawiałam, co by powiedziała moja mama, gdyby się dowiedziała, że pchała mnie w ramiona śmierciożercy – uśmiechnęła się na samą tą myśl.
     – Ona nigdy nie popierała Voldemorta?
     – Nie, ale też nigdy się otwarcie nie przeciwstawiła. Uważała, że najlepiej się nie wychylać w żadną stronę, bo Czarny Pan nie rusza czystokrwistych, więc dzięki temu jesteśmy bezpieczni. Tata działał w reżimie, zresztą wiesz.
     – A ty poślubiłaś zdrajcę krwi.
     – I to była najlepsza decyzja w moim życiu.
     – Nie słodź, bo dalej jestem na nie.
     – Ale pomyśl – dzięki tej robocie przez najbliższy czas nie wyjadę na żadną misję… raczej.
      Prychnął.
     – Mało pocieszające.
*
     Dzień meczu był stresujący dla wszystkich, ale najbardziej dla Gryfonów i Ślizgonów. Ci drudzy oczywiście kibicowali Puchonom. Scorpius spotkał się nawet z ich kapitanem, by dać mu kilka rad. James uznał to za jawne oszustwo, więc doszło między nimi do niemiłej wymiany zdań, a nawet rzuceniu kilku klątw. Największą radość ta sytuacja sprawiła Rose, która odjęła ich Domom punkty i wlepiła szlaban z woźnym Prattem, z którym żyła w wyjątkowo dobrych stosunkach. Ledwo uniknęła śmierci z rąk Malfoya. Sabrina z Derekiem zaprzestali chwilowo wspólnej nauki, ponieważ zawsze przed ważnym meczem rosło między nimi napięcie. Każdą wolną chwilę Weasley spędzał na boisku, ćwicząc zawzięcie.

     Sabrina na śniadanie przyszła z Nicole i dosiadły się do Albusa, który wyglądał jakby znowu dopadła go depresja.
      – Stresujesz się meczem? – spytała Niki.
     – Nie meczem, a tym, że mój ojciec na pewno się zjawi.
     – Nie przejmuj się, znikniesz w tłumie i nawet cię nie zauważy. Jesteś w tym mistrzem.
     Dołączył do nich Scorpius, bledszy niż zazwyczaj i bardzo zaspany.
     – Jak po szlabanie z woźnym? – zagadnęła jego siostra.
     – Skończyliśmy późno w nocy, bo ciągle psułem wszystko, żeby Potter się nie wyspał i grał gorzej niż zwykle.
     – Jesteś obrzydliwy.
     – Nie, jestem Ślizgonem. Chociaż prywatnie nic do niego nie mam, to jednak czasem trzeba sobie pomóc.
     Przysunął do siebie miskę z płatkami i zaczął jeść. Zależało mu na tym, żeby znaleźć dobre miejsce na trybunach.
*
     Albus, Dorian, Sabrina i Nicole szli w stronę boiska, pośpieszani przez Scorpiusa. Gdy byli już blisko, zmaterializowali się przed nimi Harry i Ginny. Wszyscy grzecznie się z nimi przywitali, z wyjątkiem Albusa. Nie zaraziło to jednak jego rodziców.
     – Komu kibicujesz? – zagadnęła kobieta. – Jamesowi czy Puchonom?
     – Wszystko mi jedno – przyznał, ale kiedy dostrzegł wzrok Malfoya, szybko dodał – ale jednak bardziej Hugonowi.
     – To jego pierwszy sezon – zauważył Harry, który był bardziej zmęczony niż zwykle. Ewidentnie przegrana jego partii mocno go przygnębiła. – Ale chyba sobie nieźle radzi.
     – Raczej kiepsko – stwierdził Scorpius. – Ale miejmy nadzieję, że spartoli jak najmniej... Przepraszamy państwo Potter, ale spieszmy się, żeby zająć dobre miejsca.
     Sabrina wyglądała jakby chciała zabić brata za ten jawny brak kultury, a Albus jakby chciał podziękować za spławienie rodziców. Weszli na stadion, który szybko zapełniał się uczniami. Większość miała na sobie szaliki w barwach Domu, któremu kibicowali.
 *
     James chodził zdenerwowany po szatni, mimo nieprzespanej nocy miał sporo energii. Derek siedział na ławce gapiąc się na swoje stopy, a reszta drużyny również wyglądała słabo.
     – Puchoni są mocni – zaczął Potter. – Ale mamy szansę, żeby ich pokonać.
     – Ale musimy zdobyć trzysta osiemdziesiąt punktów, żeby pobić Ślizgonów – zauważył Chris. – A to bardzo dużo...
     – Odbierzemy łajzom puchar. A Malfoy mnie popamięta. Do dzieła!
     Tak zdeterminowanego Jamesa Hogwart chyba jeszcze nie widział. Wyszli na boisko witani głośnymi okrzykami. Na trybunach siedzieli ich przyjaciele. Mindy i Sam trzymali wielki transparent.
      – A oto i drużyna Gryffindoru! – zagrzmiał Kevin. – Muszą wygrać, by utrzymać się na drugim miejscu w tabeli! A jeżeli chcą odebrać Ślizgonom puchar, muszą zdobyć aż trzysta osiemdziesiąt punktów przewagi!
     Uczniowie Slytherinu jak na komendę zaczęli buczeć. James wyglądał jakby chciał ich wszystkich pozabijać.
     – Na boisko wyszła już drużyna Puchonów! – Weasley ciągnął swój wywód. – Zaskakująco dobrze poradzili sobie w tym sezonie. Zapowiada się ekscytujący pojedynek. Na murawę wychodzi madame Hooch, a kapitanowie podają sobie ręce... Wszyscy unoszą się... Tłuczki i złoty znicz wypuszczone... Kafel idzie w górę... Ruszyli!
     Uczniowie, nauczyciele i zaproszeni goście niemal wstrzymywali oddechy. Krukoni i Gryfoni pragnęli porażki Slytherinu. Ślizgoni liczyli na wygraną Puchonów, która nie tylko zapewniłaby im zwycięstwo, ale dodatków pogrążyła Gryffindor trzecim miejscem. Każdy wychowanek Hufflepuffu liczył na zaszczytne drugie miejsce, pierwszy raz od wielu lat. Kevin wychodził z siebie, starając się relacjonować mecz dokładnie i bezstronnie. Ale jednak po każdej bramce Puchonów, wydawał z siebie tłumienie jęki.
     – Jest dobrze, osiemdziesiąt do pięćdziesięciu dla Gryffindoru.
     James dostrzegł zloty znicz, ale wiedział, że nie może go złapać, dlatego z całym impetem uderzył w Ruby, szukającą Puchonów. Hooch zagwizdała faul, a ścigający wbił piękną bramkę. Derek zaklął szpetnie, a następnie odrobił straty.
     – Czy ten Weasley ma oczy?! - krzyknął wkurzony Scorpius.
     – Który? - zażartował Dorian.
     – Ten przy bramkach! Przecież było widać, że Weasley...
     – Który?
     Malfoy z żądzą mordu spojrzał na swojego przyjaciela. Miał wrażenie, że tylko on przejmuje się wynikiem. Usiadł na ławce dopiero, gdy sędzia zarządziła przerwę. Był bardziej spocony od zawodników.
     – Jeszcze trochę, a będziemy cię musieli zabrać do skrzydła szpitalnego – powiedziała Nicole.
     – Ja bym go od razu odesłała na oddział zamknięty w Mungu.
     – Czego chcesz Weasley? To nie twoja część trybun – Scorpius ciskał gromy z oczu, ale Rose w ogóle się tym nie przejęła, zajmując miejsce obok Albusa.
     – Chciałam pogadać z Hugonem, ale nie wolno mi podchodzić, bo nie jestem Puchonką – poskarżyła się.
     – Dobrze sobie radzi – zauważył Potter. – Już czterdzieści minut meczu, a przepuścił tylko dziewięć bramek.
     Rose zdawała się go nie słuchać, wzrok wbijając w część trybun zajmowaną przez nauczycieli i gości. Harry Potter rozmawiał z McGonagall i wyglądał na przejętego. Sabrina również spojrzała w tamto miejsce, a następnie przeniosła wzrok na punkt, w który patrzyła nauczycielka transmutacji. Marcus Swan... I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie przyłapała Ślizgona na przyglądaniu się jej.
     – Padnij!
     Rose jak rozwścieczony lis rzuciła się na blondynkę i przewróciła ją w momencie, gdy nad ich głowami przeleciał tłuczek.
     – Kto pilnuje piłek?! – krzyknęła Nicole, zrywając się na równe nogi.

     Sabrina stwierdziła, że tłuczek zrobiłby jej mniej krzywdy niż Rose, która spadla na nią tak brutalnie i nieumiejętnie, że blondynka obiła sobie plecy, tyłek i lewą rękę. Dorian pomógł jej wstać, gdy Albus podnosił swoją kuzynkę. Mecz zaczął się w tym samym momencie, kiedy profesor Barton przyszedł sprawdzić, czy nic nie jest dwóm uczennicom i usiadł obok na ławce. Nie ucieszyło to nikogo, a najbardziej Scorpiusa, bo musiał teraz powstrzymywać przekleństwa.
     – Mecz rozpoczął się przechwytem kafla przez Boe – zaczął Kevin. – Sprawnie ominął tłuczek, ale z Młodym nie poszło mu już tak dobrze. Gryfoni przy piłce, prosi się dziewczyny o ograniczenie pisków, zagłuszacie mnie... Poza tym mój brat wcale nie jest tego wart... Hugo broni końcem miotły, całkiem ładne zagranie nowego zawodnika. Puchoni znowu przy piłce.
     Derek zrobił młynka w powietrzu, omijając kolejny tłuczek. Mecz zaczynał się dłużyć, bo James obrał taktykę blokowania Ruby, ale Gryfoni wciąż nie mogli wysunąć się na prowadzenie aż dwieście trzydziestoma punktami. Po kolejnej przerwie zawodnicy byli kompletnie załamani.
     – Złap tego znicza – powiedział Chris do kapitana. – Drugie miejsce też będzie spoko.
     – Nie ma takiej opcji! Gramy dalej.
     – Wygrywamy tylko dwudziestoma punktami – poparł go Derek.
     – To się bardziej starajcie! Jak piłka będzie przy bramkach, przywalcie tłuczkiem Hugonowi.
     – Zamieniasz się w Malfoya – westchnął Andy. – Dobra, gramy.
     James czuł coraz większą determinację, żeby wygrać i popisać się przed ojcem, ale również coraz większe zmęczenie grą i nieprzespaną nocą. Dostrzegł, że Ruby nurkuje niedaleko niego, więc poleciał za nią. Skupiała się na jednym miejscu, na pewno dostrzegła znicz.
     – Dobrze Osborn – Scorpius prawie spadł z ławki przyglądając się zawodniczce Hufflepuffu i taktyce jaką jej nauczył. – Jeszcze trochę, dasz radę...
     Piękny zwód Wrońskiego zaowocował bolesnym upadkiem Jamesa. Ruby wystrzeliła jak proca, a kapitan Gryffonów podnosił się z bólem. Zanim zdążył znów wsiąść na miotłę, czternastoletnia szukając zrobiła zwycięskiego młynka, trzymając w dłoni małą piłeczkę. Nikt nie wiedział, z której strony trybun zerwały się głośniejsze okrzyki. Nawet wzmocniony zaklęciem głos Kevina nie był w stanie tego zagłuszyć.

*
     Drużyna Slytherinu odebrała puchar od River, Puchoni prawie płakali ze szczęścia mogąc poszczycić się drugim miejscem. Ponieśli Ruby, drąc się w niebogłosy, a Gryfoni i Krukoni wyszli z boiska z posępnymi minami. James uciekł pierwszy, Kevin uznał, że musi go znaleźć zanim Potter postanowi utopić się w jeziorze lub rzucić się z wieży astronomicznej. Wszyscy wiedzieli, że odbędzie się dzisiaj impreza. Największym dylematem był wybór Pokoju Wspólnego. Uczniowie musieli zdecydować czy wolą spokojną, radosną atmosferę Hufflepuffu, czy zakrapianą balangę u Ślizgonów.
     Sabrina poczekała dłużej pod szatnią Gryffindoru. Wszyscy zawodnicy, którzy wychodzili, rzucali jej nienawistne spojrzenia, które ignorowała. Oczywiście na samym końcu wywlekła się osoba, na którą czekała. Derek spojrzał na nią bez cienia uśmiechu.
     – Przyszłaś ze mnie szydzić?
     – Nie, dobrze grałeś, wszyscy wiedzą, że to Potter zawalił, mógł wszystko rozegrać inaczej... W każdym razie nie o tym chce gadać.
     – A o czym?
     – Widziałeś, że zaatakował mnie tłuczek?
     – Kątem oka... I co w związku z tym?
     – Wydaje mi się, że to sprawka Marcusa... I, że twój wujek też tak myśli. Może udałoby się nam go znaleźć i z nim pogadać... Może on powie więcej niż mój ojciec. Mam dość tej całej niepewności.
     – No dobra, więc chodźmy. Pewnie jest już w zamku.
*
     Derek rad, że ma pretekst, by nie wracać do Pokoju Wspólnego, udał się wraz z Sabriną do gabinetu profesor McGonagall, gdzie liczył spotkać wujka Harrego. Mężczyzna siedział przy niewielkim stoliczku razem z Ginny i rozmawiał przyciszonym głosem z Minerwą.
     – O, Derek – uśmiechnął się wstając z miejsca i ściskając bratankowi rękę. – Dobry mecz, byłeś najlepszym ścigającym ze wszystkich.
     – E, dzięki. Szkoda tylko, że nie dało nam to wygranej.
     – James jest pewnie zawiedziony. Liczyłem, że przyjdzie z nami porozmawiać, ale pewnie woli spędzić ten wieczór z przyjaciółmi… A Albus świętuje wygraną ze Ślizgonami. Gratuluję Sabriono.
     – Dziękuję. Czy moglibyśmy zamienić z panem słówko na osobności?
     Harry spojrzał zdziwiony na swoją żonę i profesor McGonagall, ale wyszedł z nastolatkami z gabinetu. Weszli do najbliższej pustej sali i usiedli w tylnych ławkach.
     – Co się stało?
     – Pan wie, że prawdopodobnie to Marcus zaatakował mnie tłuczkiem, prawda? Inaczej nie kazałby pan profesorowi Bartonowi usiąść koło mnie.
     – Tak, pomyślałem, że po przegranej twojego ojca wasze kontakty mogły ulec osłabieniu…
     – Wiemy, że Oscar Swan jest śmierciożercą – przerwała mu.
     Harry zrobił wielkie oczy. Najpierw chciał zaprzeczać, ale zdeterminowane miny tej dwójki przypomniały mu czasy młodości, gdy razem z Ronem i Hermioną mieszali się w sprawy dorosłych.
     – Nie pytam skąd to wiecie, ale proszę żebyście nikomu nie mówili. Nie chcemy siać paniki. Masz rację, podejrzewam, że Marcus może chcieć zrobić ci krzywdę, ponieważ śmierciożery uwzięli się na ciebie i Scorpiusa, żeby zemścić się na waszym ojcu za przejście na naszą stronę. Ogólnie sytuacja jest mocno napięta, robimy wszystko, żeby utrzymać jak najdłużej w tajemnicy to, że Ministrem został poplecznik sił ciemności. Daliśmy wzmocnioną ochronę szkoły, ale i tak musisz uważać na siebie… Doskonale wiem jak się czujesz, mnie też tak śledzono i chroniono jak byłem w twoim wieku – dodał widząc minę dziewczyny. – Mam nadzieję, że nie potrwa to długo. Aurorzy będą dbać o wasze bezpieczeństwo.
     – Nie mów, że mama – jęknął Derek.
     – Nie, najlepszych aurorów wysyłam na inne misje. A ty też miej oko na Sabrinę – poklepał chłopaka po ramieniu. – Myślę, że tyle wam wystarczy, dziękuję, że mi zaufaliście. Pozdrówcie ode mnie moje dzieci, bo już ich chyba dziś nie zobaczę.
     Wstał od biurka, a młodzi poszli w jego ślady.
     – To czas na imprezę – ucieszyła się Sabrina.
     Derek nie podzielał jej entuzjazmu.
*
     W Pokoju Wspólnym Ślizgonów huczała muzyka, a wszyscy radośnie pląsali i zajadali się smakołykami przyniesionymi z kuchni. Starsi Ślizgoni oczywiście załatwili trochę wysokoprocentowych trunków, które dolewali ukradkiem do soków dyniowych. Sabrina ze zdziwieniem przyjęła fakt, że dosiadł się do niej Troy, Ślizgon z jej rocznika, z którym nie spędzała za dużo czasu. Zaczął chwalić jej grę w tym sezonie, a potem wymienili się luźnymi uwagami na temat dzisiejszego meczu i ogromnej porażki Jamesa Pottera.
     – Osborn wcale nie jest taka dobra – stwierdził chłopak. – Potter z łatwością mógł ją pokonać, gdyby nie przedobrzył.
     – Ale zwód Wrońskiego wyszedł jej nieźle.
     – To prawda, był całkiem udany, chociaż nie perfekcyjny. Miała szczęście, że Potter okazał się w tym meczu ofiarą losu. Poza tym Gryfoni grali średniawo.
     – Młody nie był taki zły – zauważyła.
    – Ale z tobą nie miałby szans.
     – Racja – stuknęli się szklankami.
     Do środka wszedł Marcus, choć liczyła, że się nie pojawi. Starała się nie zwracać na niego uwagi. Ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że wciąż się na nią gapi.
*
     Gdy rany po wielkiej porażce Gryfonów zaczęły się zabliźniać, tryb życia hogwartczyków wrócił do normy. James co prawda nadal czuł, że nie wszyscy wybaczyli mu zagrania, które pozbawiło jego Dom pewnego drugiego miejsca, ale starał się udawać, że już się tym nie przejmuje. Na pocieszający list od ojca nie odpisał.

     – Dobry był tej ostatni mecz – zagadał Draco, gdy następnego dnia przyszedł do pracy. – Ślizgoni jak zwykle na pierwszym miejscu.
     – To dlatego, że twoje dzieci nie wdały się w ojca jeśli chodzi o poziom gry.
     – Za to twój syn w ciebie się podał.
     – Postawił wszystko na jedną kartę – albo pierwsze miejsce, albo nic. Myślę, że wbrew pozorom było to dobre podejście, zwłaszcza, że zależało im na wygranej.
     – Cała szkoła twierdzi inaczej.
     Potter tylko wzruszył ramionami.
     – To James jest kapitanem, nie muszą się z nim zgadzać, ale to on decyduje.
     – No nic, może w następnym roku im się uda – mina Malfoya świadczyła o tym, że jednak w to wątpi. Harry nie dał się wyprowadzić z równowagi.
     – Chyba masz dużo pracy, nie? Za coś ci przecież płacę.
     Draco zaśmiał się, ale poszedł do swojego biura odprowadzany wkurzonym wzrokiem szefa.
*
     Za to jego córka znów wróciła do książek. Został ostatni tydzień przed SUM-ami i OWTM-ami, więc uczniów piątego i siódmego roku widywano tylko przy nauce. Zdenerwowanie ogarniało też nauczycieli, którzy próbowali podtrzymywać wychowanków na duchu, ale widząc, że niektórzy nie radzą sobie z najprostszymi zaklęciami mieli mieszane uczucia. Próbowali tłumaczyć to stresem. Profesor McGonagall na ostatniej lekcji poprosiła Dereka, by został dłużej. Wszyscy uczniowie wstrzymali oddechy i każdy próbował przeciągnąć wyjście z klasy, by podsłuchać rozmowę. Niestety nauczycielka poczekała aż drzwi zostały zamknięte za ostatnią osobą i wtedy przemówiła do Weasleya.
     – Chciałam ci powiedzieć, że jestem dumna z twoich osiągnięć, naprawdę zrobiłeś na mnie ogromne wrażenie. Nie wiem, które z nas wygra zakład, ale będzie mi bardzo miło zobaczyć cię w mojej klasie OWTM-owej. Życzę ci powodzenia na egzaminach, mam nadzieję, że uda ci się zrealizować twoje plany na przyszłość.
      – Dziękuję pani profesor, to dużo dla mnie znaczy.
     Uśmiechnęła się do niego.
     – A teraz już idź, bo spóźnisz się na następną lekcję.
     – Do widzenia – wyszedł z klasy z większym spokojem i dumą.

     Stres dawał się wszystkim we znaki. Dorian na ostatnich zajęciach zaklęć wysadził ławkę, a Sam na eliksirach wywołał tyle trującego dymu, że nauczycielka musiała ewakuować klasę.
     – Panie Potter, tworzenie tarczy na piątym roku to podstawa – zagrzmiał swoim wojskowym tonem Barton. – Syn...
     – Najwyraźniej nie wdałem się w słynnego tatusia - wszyscy w klasie byli zdziwieni reakcją zawsze spokojnego i wycofanego Ślizgona. Profesor również, bo ze zdziwienia zapomniał odjąć mu punkty.
     Rose chodziła jak tykająca bomba i każdy bał się do niej podejść. Nawet Scorpius darował sobie zaczepki. Sabrina niemal chodziła po ścianach, gdy do późna uczyła się z Derekiem w pustej sali lekcyjnej.
     – Czym ty się stresujesz? – spytał nagle Weasley. – Jesteś najlepsza na roku.
     – Ale już nic nie pamiętam! Zapomniałam składu eliksiru tojadowego...
     – Blondi, to nawet nie jest w programie naszego roku!
     – Racja – dziewczyna opadła na krzesło. – Ale muszę...
     – Być jak zawsze najlepsza?
     Cisnęła w niego książką.
*
     Pierwszym egzaminem były zaklęcia. Rano zaczynali testem pisemnym, po południu była praktyka. Siedzieli w Wielkiej Sali jeden za drugim, pilnował ich profesor Barton. Derek powoli i dokładnie czytał pytania, co zwykle mu się na testach nie zdarzało, ale było dobrą radą od Sabriny, a że zależało mu na tym przedmiocie, postanowił się zastosować. Najszybciej notowały Rose i Blondi, zdawało się, że chcą w jak najkrótszym czasie zmieścić jak najwięcej tekstu. Akurat w tym momencie nikt nie zwracał uwagi na te dziwne wyścigi, wszyscy byli skupieni na swoich zadaniach.
     – Zostało wam ostatnie piętnaście minut, upewnijcie się, że podpisaliście arkusze – zagrzmiał tubalny głos profesora.
     Dało się wyczuć zdenerwowanie, uczniowie starali się nanieść jakiejkolwiek odpowiedzi do ostatnich pytań. Gdy czas się skończył wszystkie pergaminy wyleciały w górę i ułożyły się w ramionach opiekuna.
     – Masakra, to było straszne – żalił się Sam. – Mindy ze mną zerwie jak zobaczy ile SUM-ów zdobyłem.
     – To był dopiero pierwszy egzamin, poza tym wynik jest średnią punktów z testu i praktyki.
     – A ty Młody jesteś dziwnie spokojny, dobrze ci poszło?
     – Nie wiem, wydaje mi się, że całkiem ok. Jutro jest mój najważniejszy dzień.
     Faktycznie następnego dnia była transmutacja. Weasley był okropnie zdenerwowany, choć wydawało mu się, że znał odpowiedzi na wszystkie pytania w teście. Nie chciał się jednak nikomu przyznawać, ponieważ i tak cały zakład był wystarczającą sensacją. Oczywiście po praktyce i tak rozniosła się plotka, że egzaminator był zachwycony jego transmutacją żółwia i ładnymi wzorkami, jakie stworzył na jego skorupie. Chłopak zaczął nawet wierzyć, że udało mu się zdobyć wybitny. Niestety długo nie mógł cieszyć się jednym powodzeniem, ponieważ przed nim było jeszcze kilka innych egzaminów.
*
     W czasie, gdy Derek, Sam i Jackob męczyli się przy egzaminach, James i Kevin siedzieli nad jeziorem i cieszyli się ciepłym dniem.
     – Serio podoba ci się ta cała Sally? – James położył się na trawie i podłożył ręce pod głowę. – Nie chcę być niemiły, ale ona nie jest zbyt ładna. Stać cię na lepszą.
     – Ma w sobie coś – zaprzeczył Weasley. – Nie wygląda jak super modelka, ale mi to nie przeszkadza.
     – Z drugiej strony to i tak postęp. Ludzie zaczynali plotkować, że jesteś gejem.
     – Wal się Potter.
     Ze szkoły zaczęli wychodzić uczniowie piątego roku. Jedni wyglądali jakby mieli się popłakać, a inni rzucić z wieży astronomicznej. Chłopcy z Gryffindoru dostrzegli Kevina i Jamesa. Młody pierwszy opadł obok nich na trawę.
     – Sam, ogarnij się - Atkins zwrócił uwagę Woodowi. – Przecież i tak nie chciałeś kontynuować eliksirów.
     – Tak, ale to i tak było straszne.
     – Daj spokój - prychnął Młody. – To była dopiero teoria, jutro praktyka. A wcześniej, żebyśmy byli pełni sil, historia magii.
      – Przestań, kto w ogóle kontynuuje ten przedmiot?
     – Sally – wtrącił Kevin. – Uważa, że jest fascynujący.

     Po historii magii Derek miał trochę wolnego, więc czekał na Sabrinę, która akurat odbywała egzamin z wróżbiarstwa. Niewielu uczniów wybrało ten przedmiot, ale akurat Blondi uważała go za całkiem zabawny. Wyszła z sali po około piętnastu minutach.
     – I jak?
     – Nie wiem – zaśmiała się. – Ale fajnie byłoby zdać, bo wielkie O na liście wyników będzie źle wyglądało.
     Drogę zastąpiła im świta Masterson. Dziewczyna dłuższy czas starała się jakoś zwrócić uwagę Młodego. Najpierw go zaczepiała, potem ignorowała, następnie obnosiła się ze swoim nowym związkiem z pałkarzem Ravenclawu. Jednak Weasley był niewzruszony.
     ­– Jak tam twój ojciec, Malfoy? – wyglądało na to, że teraz zaczęła atakować. – I wujkowie śmierciożercy?
     Blondi poczerwieniała, ale zanim zdążyła wyciągnąć różdżkę, Derek był szybszy. Złapał Rebecce mocno pod brodą i skierował jej twarz na siebie.
     – Masz szczęście, że kobiet nie biję ­– powiedział. – Ale radzę ci nie zaczynać, znam też inne metody. Więc powiem głośno i wyraźnie. Odpierdol się.
     Gdy ja puścił, brunetka zaczęła głośno płakać i uciekła, a jej zszokowane koleżanki sekundę później.
      – Dałabym sobie radę – mruknęła Sabrina.
     – Wiem, ale nie ma sensu robić dymu w czasie egzaminów. Mogliby cię z jakiegoś wykluczyć.
     – Racja... Ale wiesz, że teraz będziesz pewnie damskim bokserem i takie tam...
     – Wisi mi to. Chodźmy na obiad, bo jestem już bardzo głodny.
*
     Koniec egzaminów oznaczał koniec roku szkolnego. Ostatnie dwa tygodnie piątoklasiści spędzili na cudownym nic nierobieniu. Listy z wynikami miały nadejść dopiero pod koniec lipca, więc czekał ich miesiąc niepewności. Gryfoni odbili sobie porażkę w quidditchu wygrywając Puchar Domów. Było to chyba najlepsze zakończenie, jakie mogli sobie wymarzyć.
     W przedziale pociągu, który wiózł ich na letnie wakacje do Anglii siedzieli Derek, James, Kevin, Sam, Jacob, Mindy i Dorcas. Nie przeszkadzało im to, że było trochę ciasno. Wood miał pretekst, by całą drogę tulić swoją dziewczynę. Atkins z Potterem grali w eksplodującego durnia, straszy z braci Weasley słuchał audycji radiowej dzieląc się słuchawkami z Sally, z którą byli już oficjalnie parą, a Młody czytał o najnowszych osiągnięciach w transmutacji.
      – Idę się przejść – oznajmił Derek, gdy doszedł do końca artykułu.
      Postanowił poszukać Sabriny, by oddać jej gazetę. Poza tym przyzwyczaił się do jej towarzystwa przez ostatnie trzy miesiące i musiał stwierdzić sam przed sobą, że gdy długo nie mieli dla siebie czasu to zaczynał tęsknić. Blondynka siedziała w przedziale ze swoim bratem, Albusem, Nicole i Dorianem. Wyciągnął ją na korytarz, ponieważ nie miał ochoty na kolejne zaczepki ze strony Ślizgonów, że zmienia się w kujona.
     – Faktycznie fajny – powiedział, oddając dziewczynie gazetę.
     – Nie wiedziałam, że tak cię zainteresuje transmutacja. Może się wreszcie przyznasz, co chcesz robić po szkole?
     Miał ochotę podzielić się z przyjaciółką planami na przyszłość, ale w tej chwili z przedziału obok wyszedł Marcus Swan.
     – Sabrina, możemy porozmawiać?
     Nie chciała, ale z drugiej jednak strony ciekawość wygrała. Poprosiła Młodego, by chwile na nią zaczekał i weszła za Ślizgonem do jego przedziału.
     – Chciałem ci tylko powiedzieć, że smuci mnie, że po wygranej mojego ojca oddaliliśmy się od siebie. Myślałem, że jesteś ponad te wszystkie walki polityczne.
     Brzmiało to całkiem przekonująco i Malfoyówna w pierwszej chwili chciała mu uwierzyć. Z drugiej strony miała jednak w głowie słowa Harrego Pottera i nie wiedziała, czy to czasem nie podstęp.
     – Nie chodzi o sprawy miedzy naszymi ojcami, po prostu miałam dużo na głowie.
     – Ale skoro są wakacje, to może spotkamy się kiedyś?
     Zawahała się.
     – Dobrze, będziemy w kontakcie.
     Młody wciąż stał na korytarzu i z nudów nucił jakąś piosenkę. Gdy Sabrina wyszła, zaproponowała mu odprowadzenie go do wagonu Gryfonów, co było pretekstem do przekazania rozmowy.
     – Nie ufaj mu. Jego ojciec jest śmierciożercą, on na pewno też.
     – Mój tata też był śmierciożercą, tylko dlatego, że dziadek go zmusił.
     – I dlatego będziesz bronić Swana?
     Blondynka wzruszyła ramionami.
     – Nie wiem co zrobię. Idę do swoich, miłych wakacji.
     – Wpadnij kiedyś do nas.
     – Jasne – posłała mu jeszcze jeden ciepły uśmiech i ruszyła w przeciwną stronę wagonu.

     Pociąg zatrzymał się na stacji w Londynie. Na peronie czekali Fred i Amanda. Kevin pociągnął ze sobą zawstydzoną Sally.
     – To moi rodzice – Amanda i Fred, a to moja dziewczyna – Sally.
     Fred wyglądał na przeszczęśliwego.
     – Bardzo mi miło cię poznać – uścisnął życzliwie dłoń Puchonki.
     Amanda wyglądała na mniej uradowaną, ale również wymieniła uściski.
     – Mam nadzieję, że odwiedzisz nas kiedyś – pożegnał się Fred, a gdy dziewczyna odeszła dodał: – wreszcie, myślałem, że nigdy nie będę miał synowej. Co jest Mandzia? Przecież bardzo miła dziewczyna.
     – Ale nie jestem pewna czy pasuje do Kevina.
     – Jesteś zazdrosna? – zaśmiała się Jen.
     – Nie bądź śmieszna – oburzyła się Amanda, ale nie odzywała się przez całą drogę do domu.

     Roxanne wyskoczyła z pociągu. Po kilkunastu minutach szukania, odnalazła swoją mamę w tłumie rodziców. Była zdziwiona, bo zwykle odbierał ją ktoś z rodziny Weasley-Potter.
     – Cześć Roxy. Ale ty wyrosłaś.
     Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną. Była najniższa w rodzinie, chociaż wzrost nigdy nie przeszkadzał jej i zawsze sobie radziła.
     – Lipiec z tobą, a sierpień standardowo u Georga?
     – Zobaczymy. On też będzie chciał spędzić z tobą trochę czasu. Masz jakieś plany na wakacje?
     – Wracam do pracy u Mikea. Chciałam załapać się jeszcze u Teda, ale powiedział mi, że jego klub to nie miejsce dla dzieci – prychnęła.
     – Ma trochę racji – zaśmiała się Alex. – Wiem, że jesteś odpowiedzialna, ale po ostatnich aferach Ted bardzo uważa na nieletnich. Chodź, teleportujemy się.


Ostatni rozdział pierwszej części za nami :D W następnym tygodniu mamy dla was BONUS, który nazwałyśmy "Kulisy opowiadania", będziecie mogli się z niego dowiedzieć skąd w ogóle wziął się pomysł na "Piętno przeszłości":D Rozdział 14 jak zawsze za dwa tygodnie. Pozdrawiamy :)

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście, jak to czytałam, to odniosłam wrażenie, że młodzi wszędzie wtykają nos, jak Harry, Hermiona i Ron parę lat temu, przyjemne uczucie :D

    OdpowiedzUsuń