Derek miał coraz więcej pracy. Okazało się, że mimo, iż kontynuował tylko pięć przedmiotów materiał był tak duży, że wieczorami tonął w książkach. Chciał utrzymać sukces z SUM-ów, ponieważ wizja pracy w laboratorium wciąż go nawiedzała. Najwięcej uwagi poświęcał transmutacji, bo choć McGonagall chciała dotrzymać umowy zawartej rok wcześniej, on zdecydował się pisać testy z zaznaczeniem, że negatywne oceny nie będą mu się liczyć. Kiedy tak spędzał samotnie wieczory w bibliotece, nawiedzała go myśl, że chciałby żeby uczyła się z nim Sabrina… Widywał blondynkę na zajęciach, ale nie miał czasu z nią rozmawiać. Przeczuwał, że najprędzej się do niej zbliży na meczu Gryffindor vs Slytherin.
Treningi quidditcha były drugą rzeczą, która zabierała mu całkiem czas. James, zdaniem reszty drużyny oszalał, ponieważ odebranie Ślizgonom pucharu stało się dla niego priorytetem, a porażka z zeszłego sezonu jeszcze wszystko pogłębiła. Kevin próbował z nim rozmawiać, ale bezskutecznie.
Zostało pięć minut do
ciszy nocnej, więc Młody zebrał książki i wyszedł z biblioteki. Miał ochotę
specjalnie się spóźnić z nadzieją, że może wpadnie na Malfoyównę patrolującą
korytarze i dostanie od niej szlaban (mógłby z nią wreszcie spędzić trochę
czasu sam na sam i jeszcze mieć pretekst, by opuścić trening Pottera), ale nie
wiedział, który z prefektów ma dziś dyżur, a na Rose za nic w świecie trafić
nie chciał. Idąc pustym już korytarzem usłyszał głosy w jednej z klas. Tak jak
się spodziewał – Rose miała dziś patrol, ale zamiast wypełniać swoje obowiązki
siedziała w sali od obrony z – Derek staną jak wryty – Scorpiusem.
– Wealsey, co tu robisz?
Za minutę jest…
Odwrócił się i zatkał
Sabrinie usta ręką.
– Cicho. Patrz tam.
Dziewczyna zobaczyła swojego
brata i Rose i też ją zatkało. Chłopak właśnie pocałował znienacka rudą.
– Szybko, uciekamy zanim
Rose wybuchnie.
Derek pociągnął Sabrinę
za rękę i razem pobiegli korytarzem.
– Powinieneś być już w
swoim dormitorium.
– Wiem, ale nie jestem. I
co teraz? – uśmiechnął się zaczepnie.
– Nic – wzruszyła
ramionami.
– Chyba powinnaś mi dać
szlaban – powiedział, starając się patrzyć jej w oczy.
Spojrzała na niego
całkiem zaskoczona. Odkąd znów zaczął podrywać wszystkie dziewczyny w szkole,
postanowiła go unikać.
– Tak? – spytał z
ciekawością i wrednym uśmiechem. – Więc szlaban Weasley, jutro o dwudziestej.
Dostrzegła, że bardzo go
to ucieszyło.
– A teraz radzę ci już iść,
bo Rose pewnie zdążyła zabić mojego brata i gotowa jest zrobić to z każdą inną
osobą, która jej się nawinie. Do jutra.
Znów się odwróciła i
odeszła.
*
W ostatni weekend
września miało odbyć się wyjście do wioski. Sabrina ze zdziwieniem, ale również
ekscytacją przyjęła fakt, że zaprosił ją Troy. Czuła, że ta znajomość może
przerodzić się w coś większego i choć nadal nie widziała siebie w żadnym
związku, to ta wizja napawała ją bardziej radością niż strachem. Z uśmiechem,
którego dawno u niej nie widywano, ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
Tego dnia Roxanne szła na
śniadanie w towarzystwie Rose. Nie rozumiała, dlaczego Krukonka jest taka
wściekła, ale wolała nie pytać. Usiadły razem przy stole Ravenclavu, bo młodsza
wciąż wolała unikać znajomych. Podczas poczty sowa zostawiła jej malutką
paczuszkę od ojca.
– Co to? – zainteresowała
się Weasley.
– Kilka gadżetów ze
sklepu – powiedziała wymijająco, chowając paczkę do torby.
– Idziemy jutro razem do
Hogsmeade? Al pewnie wybierze Malfoya.
– Właściwie to miałam w
planach sobie jutro odpuścić.
– Proszę cię, mój ojciec
zaczął pracę u Freda i Georga. Pewnie tam jutro będzie, nie możesz mnie z tym
zostawić.
– No już dobra, pójdę.
*
Blondi, za namową Nicole,
postanowiła ubrać się seksownie. Troy czekał na nią w Pokoju Wspólnym. Kiedy
zeszła, podał jej różę, co kompletnie ja zaskoczyło.
– Jesteś niesamowicie
miły.
– Zasługujesz na to -
zapewnił z uśmiechem. – To co, idziemy?
Musiała przyznać, że czas
spędzony ze Ślizgonem był bardzo przyjemny. Oprócz tego, że prawił jej masę
komplementów, był uroczy i inteligentny, więc mogli pogadać na różne tematy.
Zupełnie coś odwrotnego do randki z Marcusem. Kiedy spacerowali alejkami, czuła
na sobie wzrok wielu osób. Ktoś gwizdnął, więc się odwróciła. Okazało się, że
był to James Potter, który czekał na kumpli przed Miodowym Królestwem.
– Nieźle Blondi –
pochwalił, a ona pokazała mu środkowy palec.
Zauważyła, że przy oknie
sklepu stoi Młody i bacznie ją obserwuje. Uśmiechnęła się do niego i złapała
dłoń Troya, kierując go w stronę Trzech Mioteł.
– To teraz do Dowcipów? –
spytał Kevin, gdy wyszli już z torbami słodyczy.
– Tak właściwie to
napiłbym się kremowego – stwierdził Derek.
– Możemy w sumie -
poparła go Sally.
Całą paczką weszli do
pubu. Uczniowie przychodzili tam zwykle dopiero przed końcem wycieczki, więc
jak na razie sporo stolików było wolnych. Zajęli największy. Młody specjalnie
usiadł w takim miejscu by móc widzieć Sabrinę i jej partnera, którzy ulokowali
się w kącie. Nie uszło to uwadze jego brata, który zaczął podejrzewać, że Młody
czuje coś więcej do blondynki.
– Co się taki dziwny
zrobiłeś? – zainteresował się Sam.
Kevin i James wymienili
znaczące spojrzenia.
– Nic... Blondi tu jest,
pójdę się przywitać.
– Czy on coś... – zaczęła
Mindy, gdy tylko się oddalił.
– Chyba tak – stwierdził
Kevin.
– Ale o co chodzi? – Wood
nie mógł zrozumieć tej niekonkretnej wymiany zdań.
Młody usiadł obok
Sabriny, która spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Randka? - zagadnął.
Troy ewidentnie nie
wiedział jak to skomentować. Malfoy uznała, że chętnie wybawi go z opresji:
– Tak. A ty nam
przeszkadzasz.
– Wybacz. Chciałem
przypomnieć ci tylko o moim dzisiejszym szlabanie.
– Spokojnie, pamiętam.
Gadałam z woźnym, chętnie się tobą wieczorem zajmie, nienawidzi uczniów
wałęsających się po ciszy nocnej.
Derek wyglądał jakby ktoś
uderzył go w twarz.
– Żartujesz sobie? To nie
fair.
– Życie nie jest fair...
A tak poza tym robię Ci przysługę, szlabany z Prattem nie są takie złe. Zawsze
mogłam cię rzucić Rose na pożarcie... Ja wieczorem mogę być zajęta –
uśmiechnęła się do Troya.
Derek mruknął cos
niezrozumiałego i obrażony wrócił do swoich przyjaciół.
*
Roxanne sama weszła do
Magicznych Dowcipów Weasleyów, bo Rose zgubiła się gdzieś przy księgarni. W
zasadzie było to całkiem przyjemne, bo zbyt długie przebywanie w towarzystwie starszej
kuzynki mogło doprowadzić do sporego uszczerbku w psychice.
W sklepie jak zwykle było
mnóstwo dzieciaków. Ron starał się jednocześnie rozkładać nowy towar i
obsługiwać kasę. Machał różdżka jak zahipnotyzowany.
– Cześć wujku. Ciężki
dzień?
– Hej Rox... Jakoś idzie,
w Akademii bywało gorzej.
– A gdzie Ursula?
– Czterdzieści minut temu
poszła na piętnastominutową przerwę.
– To ja ci pomogę -
zaoferowała. – Rose pewnie tu nie przyjdzie, a ja będę mogła od niej odpocząć.
Zajmę kasę.
Ron wiedział, że
bratanica ma doświadczenie w pracy, ale nie spodziewał się, że radzi sobie tak
dobrze. Zdawała się wykonywać wszystkie czynności jak maszyna. Obsługiwała
kasę, przywoływała produkty zaklęciem i jeszcze w międzyczasie przekładała
rzeczy na ladzie, bo Ursula zrobiła tam niezły bałagan.
– Ok, brakuje ci trzech
sykli, ale dobra, weź to wszystko.
– Dzięki Roxanne, jesteś
super – Ethan z piątego roku zgarnął zakupy i szybko wyszedł.
Dziewczyna, korzystając z
kilku minut przerwy, chwyciła dwukierunkowe lusterko i połączyła się ze swoim
tatą.
– Potrzeba nam więcej
uszu dalekiego zasięgu i eliksirów postarzających... A, wujek mówi, że jeszcze
kilka pudełek fajerwerków...
– Rox, co ty tam robisz?
– Pracuję – wzruszyła
ramionami. – Dobra, muszę kończyć.
– Ok, będę za kilka
minut.
Odłożyła lusterko i
zaczęła liczyć kolejne produkty. George pojawił się na zapleczu, lewitując
pudełka z asortymentem. Ursula spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Co robisz? – zapytał.
– Sprzątam magazyn –
skłamała.
– Nie wiem po co ja cię
jeszcze trzymam w tej robocie.
Wszedł na sklep, gdzie
Ron akurat tłumaczył jakimś dzieciakom instrukcję bezpieczeństwa podczas
używania niewidzialnych babeczek.
– Cześć Ronnie –
przywitał się. – Wszystko w porządku?
– Tak. Jeżeli chodzi o
pracoholizm, Roxy podała się do Alex. Przebija nawet Hermionę.
Uczennica pojawiła się
przy nich, niosąc wredne pióra.
– Chyba wiem, kto
odziedziczy biznes – ucieszył się George.
– Jeżeli mam go dostać w
takim stanie, to podziękuję. Macie tu cholerny bałagan... Wujku, możesz zrobić
sobie przerwę, jest teraz mniej dzieciaków, mogę wszystkiego przypilnować.
– Dzięki, jestem tak
głodny, że zaraz zjadłabym te babeczki – zażartował. – Szefie, masz może ochotę
na kawę?
George przystał na tą
propozycję i wyszedł z bratem do małego pokoju, w którym pracownicy robili
sobie przerwy.
– Nie wiem czy to dobry
pomysł, żeby Roxy tu pracowała. Powinna spędzać czas z przyjaciółmi.
– Była tu dyrektorka i
Roxanne uznała, że praca może być częścią jej szlabanu. Psycholog kazała jej nie
unikać ludzi, a gdzie lepiej mieć kontakt z nimi jak nie na kasie? W każdym
razie profesor River uznała to za dobry pomysł.
– Skoro tak... Musimy ci
z Fredem znaleźć nową pomoc. Tylko nie za ładną, żeby Hermiona się nie
wkurzała.
– Daj spokój – machnął
ręką. – Nawet by jej to pewnie nie zainteresowało... A skoro mowa o
małżeństwach... Kiedy się oświadczasz?
– W święta.
*
Dereka, bardziej od
wieczornego szlabanu z woźnym, zdenerwował fakt, że następnego rana cała szkoła
mówiła o nowym związku Sabriny Malfoy. Złapał dziewczynę po lekcji obrony.
– Czemu się nie pochwaliłaś,
że już jesteś przyszłą panią Carter?
Spojrzała na niego z
politowaniem.
– Nie jestem jeszcze z
Troyem – zaprzeczyła. - Ludzie za dużo gadają. Na pewno opowiedziałabym ci o
wszystkim, gdyby coś się wydarzyło...
– To czekam z
niecierpliwością na kolejne newsy – odparł ze złością.
– Co ty taki nie w
humorze?
– Bo spędziłem wieczór na
szorowaniu stołów w Wielkiej Sali.
– Sam uparłeś się, że
chcesz szlaban – wzruszyła ramionami.
– Chyba jest zazdrosny, że
Blondi ma chłopaka – stwierdził Kevin, przyglądając się jak Sabrina przechodzi
obok Młodego trzymając za rękę Troya.
– Bardzo dobrze –
ucieszył się James. – Będzie miał więcej motywacji, żeby pokonać ją w
najbliższym meczu.
– O zamknij się, bo ci
wreszcie przywalę.
*
– Weź się ogarnij – James
walnął Albusa, by ten się odwrócił.
– Czego?
– Nicole Duff jest w
tobie zakochana po uszy, a ty nic z tym nie robisz.
– Nie jest… przecież bym
zauważył.
– O kurwa, a ja myślałem,
że zgrywasz głupa, bo jej nie chcesz – zdziwił się Scorpius. – Serio, co z
tobą?
– To może powiesz nam od
razu czemu Rose cię unika – odciął się Albus, którego myśli krążyły wciąż wokół
tego, co powiedzieli jego przyjaciel i brat.
Scorpius głupio się
uśmiechnął.
– Po prostu wkurzało mnie
to jej podejście, że już nie będzie się ze mną kłócić, więc trochę za bardzo ją
zdenerwowałem…
– Czym? – spytali
równocześnie Potterowie.
– Jej pytajcie.
– Daj spokój, nie jestem
aż tak głupi – powiedział Albus.
– To umów się z Nicole.
– Randki są zbyt
upierdliwe.
*
Kiedy młodzież w szkole
walczyła z nawałem nauki i buzującymi hormonami, w biurze aurorów trwała walka
z czasem. Potter, Malfoy, Weasley, Piece, Moore i Grant próbowali zlokalizować
ostatnie atrybuty. Ale to głównie od Amandy zależało czy uda się im znaleźć lustro
prawdy przed Swanem.
– Musimy się
spieszyć – Harry powtarzał to zdanie jak
mantrę.
Draco zagryzł zęby, żeby
znowu na niego nie warknąć. Dopiero co wrócił z Aspen, gdzie próbował
zlokalizować przedmiot i wciąż był sfrustrowany faktem, że ich poszlaka okazała
się mylna. Jego partnerka miała dowiedzieć się jak idzie Swanowi, ale okazało
się to wyjątkowo trudne. Ten facet był niemożliwie ostrożny i coraz bardziej
drażniła go ta sytuacja.
– Egipt? – powiedział
nagle Paul, który studiował jakieś stare pergaminy, a wszyscy spojrzeli na
niego z zainteresowaniem. – Arsinoe, siostra Kleopatry była jedną z
największych czarownic z w starożytności… A biorąc pod uwagę linię Blue, która
wieki temu kończy się na czarownicy imieniem Basta, jest to prawdopodobne…
– Trzeba zbadać ten trop
– przerwał mu Harry.
– Nie dostanę urlopu,
żeby jechać do Egiptu – zmartwiła się Amanda. – Swan zacząłby zbyt węszyć.
Trochę spochmurnieli.
Kobieta miała największe szanse by wyczuć artefakt, który do niej należał.
Potter znów zaczął przechadzać się po gabinecie. Musiał kogoś niezwłocznie
wysłać, ale Draco miał sporo spraw sądowych, Piece i Dena byli
głównodowodzącymi i bez nich oddziały dużo by straciły. Grant ostatnio podupadł
na zdrowiu z powodu jednej klątwy i niezbyt bezpiecznym było wysyłanie go na
taką misję.
– Chyba nie mam wyjścia –
powiedział w końcu, a jego podwładni spojrzeli na niego z ciekawością. –
Najwyższa pora na stworzenie starego, sprawdzonego oddziału.
– Kogo masz na myśli? –
Amanda zmarszczyła brwi.
– Słynną Złotą Trójcę.
Myślę, że Hermionie i Ronowi wakacje w Egipcie dobrze zrobią.
Grant aż zagwizdał.
*
Sabrina ze zdziwieniem
przyjęła, że oprócz Troya, zaczął się nią interesować młody auror, który zajmował
się ochroną szkoły. Najpierw myślała, że łazi za nią, bo tak kazał mu jej
ojciec, ale gdy zaczął ją zagadywać i prawić komplementy nawet przy innych
uczniach, zmieniła zdanie. Największą satysfakcję przynosiła jej mina
Masterson, gdy widziała, że to nią interesuje się starszy mężczyzna. Z drugiej
strony zaczynała odczuwać coraz większe wyrzuty sumienia. Na szczęście nadszedł
termin pierwszego meczu w sezonie, a to oznaczało, że będzie mogła wyładować
całą energię na boisku.
Standardowo Gryfoni i
Ślizgoni skakali sobie do gardeł na korytarzach, a James i Scorpius byli
największymi wrogami. Ona i Derek również przestali rozmawiać. Rzucali sobie
tylko pełne wyższości spojrzenia i złośliwe uśmiechy.
– Daj, rozluźnisz się
trochę przed jutrem.
Siedziała w Pokoju
Wspólnym, a Troy zaczął masować jej ramiona. Musiała przyznać, że było to
bardzo miłe.
– Muszę zaraz iść spać,
żeby jutro być w dobrej formie, mamy ostatni trening.
– Na pewno wygracie. Ego
Pottera jest tak wielkie, że miotła się pod nim złamie.
Zaśmiała się krótko.
– Może i Potter jest
narcyzowaty, ale wycisnął z Gryfonów siódme poty, więc...
– A twój brat potrafi być
mistrzem intrygi.
– Teoretycznie... Ale w
quidditchu nie da się oszukiwać.
– Myślę, że mógł coś
wymyślić.
Przerwał masaż i zaczął bawić
się jej włosami.
– Sabrina?
– Tak?
– Mogę cię pocałować?
Żaden inny chłopak jej o
to nie spytał. Marcus po balu sam z siebie to zrobił, a Derek czasem
obdarowywał ją niespodziewanymi buziakami.
– Jaa... To znaczy... To
chyba trochę za szybko...
– Rozumiem – uśmiechnął
się do niej.
– Przepraszam.
– Nie, w porządku.
Uwielbiam w tobie tą niewinność. Nie jesteś jak te wszystkie dziewczyny–modliszki.
Nie świecisz biustem i nie rzucasz się na innych facetów.
Sabrina poczuła, że
wyrzuty sumienia zaczynają się coraz bardziej powiększać. Do tego stopnia, że
zakłuło ją serce...
*
Amanda bardzo dużo czasu
spędzała w gabinecie Swana. Do swojego biura wpadała tylko od czasu do czasu.
Draco, o ile ją złapał, starał się z nią jak najwięcej rozmawiać. Podawała mu
szczątkowe informacje. Po tygodniu zaczęło go to trochę niepokoić. Wszedł do
gabinetu Harrego, który akurat przyglądał się mapie Egiptu z zaznaczonymi
punktami.
– Wydaje mi się, że
Amanda jest pod wpływem Imperiusa – oznajmił.
– Co? Niemożliwe.
– Wiesz, że tego się
prawie nie da wykryć. A ja w swoim życiu widziałem już mnóstwo podobnych
przypadków. Ona mówi nam tylko to, co Swan chce, żebyśmy wiedzieli. Pracuje z
nią już tyle lat, że gdyby wszystko było ok, dałaby mi chociaż jakoś sygnał.
– To co chcesz zrobić?
– Jest pewien sposób,
żeby zdjąć zaklęcie.
Wieczorem, gdy w Biurze
Aurorów zostali tylko ludzie z nocnej zmiany, Draco przyprowadził Amandę do
pokoju, gdzie stał Harry.
– Mówiłam wam już
wszystko – upierała się. – Muszę wracać do Freda.
– Zaraz do niego
pójdziesz – zapewnił, sadzając ją na krześle. – Musisz to tylko najpierw wypić.
Przyłożył jej do ust
fiolkę. Próbowała się bronić, ale Harry rzucił na nią zaklęcie i nie mogła się
ruszyć. Draco zmusił ją do przełknięcia eliksiru. Zaczęła się krztusić. Wtedy
Potter podszedł i zaczął pokazywać jej zdjęcia. Pierwsza fotografia
przedstawiała ją i Freda podczas ślubu, kolejna jej synów, małą Jen, Alex z
czasów szkoły...
– No, wracaj do nas –
powiedział z siłą Draco. Amanda patrzyła na nich i głośno oddychała.
– O cholera – zaklęła
nagle. – Co tu się dzieje?
– Swan rzucił na ciebie Imperiusa
– poinformował Harry. – Pamiętasz coś?
Myślała chwilę.
– Zupełnie nic... Musieli
grzebać mi w pamięci... Ale mam przeczucie... Jestem prawie pewna, że widziałam
coś istotnego. I to coś naprawdę mocnego. Chłopaki, Swan w tej grze jest tylko
pionkiem. Tak naprawdę dzieją się tu rzeczy gorsze niż przypuszczaliśmy.
*
Uczniowie zaczęli
zapełniać trybuny na stadionie. Derek z Kevinem wyszli z zamku jako ostatni.
Pierwszy dlatego, że nie chciał, żeby udzieliło mu się zdenerwowanie kapitana,
a drugi, ponieważ wiedział, że i tak mecz się bez niego nie zacznie.
– Jak myślisz, wygracie?
– zagadnął starszy.
– Nie wiem, ale nie chcę
wiedzieć, co zrobi Potter, jeśli się nam nie powiedzie.
– Przynajmniej nie będzie
dziś Harrego, to może będzie spokojniejszy.
– Nie będzie? Zawsze
przyjeżdżał na wszystkie mecze.
– Napisałem do niego, że
James się przy nim peszy, a że zależy mu na tym sezonie, fajnie byłoby żeby
darował sobie przyjazd.
– Wiesz, że James by cię
zabił, jakby się dowiedział?
– Wiem, ale zrobiłem to
dla niego. Poza tym wujek odpisał, że to może nawet lepiej, bo mają jakieś
zawirowania w biurze.
Doszli już do bramy
stadionu, więc Kevin życzył powodzenia bratu i udał się do loży komentatora, a
Młody do szatni.
– Gdzieś ty był?! –
przywitał go zdenerwowany kapitan.
– Jadłem śniadanie.
Założył strój do
quidditcha mając wrażenie, że James walczy z sobą, żeby mu nie przywalić.
– Spokojnie, nie spinaj
się tak, będzie dobrze.
W drugiej szatni drużyna
Ślizgonów śmiała się z Pottera.
– On chyba popełni
samobójstwo, jak znów przegrają – skwitował jeden z pałkarzy.
– A ja radziłbym wziąć go
na poważnie, ponieważ jest zdeterminowany, a tacy są najgorsi – Scorpius
wycelował palcem w swojego zawodnika.
– Ale ty chyba też jesteś
zdeterminowany.
– Oczywiście, nie oddam
pucharu jakiemuś Potterowi.
– Witam wszystkich bardzo
serdecznie na pierwszym meczu quidditcha w tym sezonie – powiedział Kevin, gdy tylko
McGonagall wręczyła mu mikrofon. – Pogoda sprzyja naszym zawodnikom. Napięcie
ostatnio sięgnęło zenitu, a wszystko za sprawą zeszłorocznego sezonu, który był
wielkim zaskoczeniem. Przypomnę, że Puchar Quidditcha jest w rękach Ślizgonów,
niezmiennie od dwóch lat. Dodam też, że w zeszłym roku drużyna Hufflepuffu
zajęła drugie miejsce pierwszy raz od czternastu lat. Na trzecim miejscu
drużyna Gryffindoru, która w tym roku będzie prawdopodobnie najgroźniejszym przeciwnikiem,
a na końcu Ravenclaw... No, tego komentować nie muszę... – zrobił krótką pauzę,
a z szatni Ślizgonów wyszli zawodnicy. – Drużyna Slytherinu w identycznym
składzie jak rok temu. Malfoy puszy się tak, że chyba zaraz pęknie... To znaczy
kapitan wygląda jakby był pewny zwycięstwa – poprawił się pod mrożącym krew w
żyłach spojrzeniem nauczycielki transmutacji. – A po drugiej stronie Gryfoni!
Na czele z kapitanem Jamesem Potterem. Myślę, że możemy zaczynać. Madame Hooch
jest chyba tego samego zdania, bo właśnie wyszła na środek boiska ze skrzynią
piłek. Kapitanowie powinni sobie podać dłonie... Ale ewidentnie nie chcą tego
zrobić. W każdym razie gra zaczyna się... TERAZ!
Gryfoni faktycznie byli
zmotywowani. Nigdy wcześniej nie grali tak dobrze. Przeważnie to Ślizgoni
zaczynali brutalnie i ostro. Teraz było odwrotnie. Po dwudziestu minutach
Sabrina czuła, że ma obity chyba każdy skrawek ciała. Pałkarze nieźle się na
nią uwzięli, a i ścigający byli bezlitośni. Jako jedyna dziewczyna w tym
pojedynku, miała małe szanse w starciu z dużo większymi i silniejszymi
chłopakami. To sprawiło, że była jeszcze bardziej zmotywowana by pokazać im, co
potrafi.
– Kolejny gol Malfoy! –
zagrzmiał Kevin. – Wygląda na to, że ostatni cios tłuczkiem nic jej nie zrobił.
Ta dziewczyna jest chyba ze stali!
Kibice zawyli radośnie.
Sabrina musiała przyznać, że komplement starszego Weasleya mile połechtał jej
ego.
– Zwalacie ją z miotły
jak będzie trzeba! – krzyknął James.
– Bez przesady! – wkurzył
się Młody.
– Dwa lata temu sam jej
to zrobiłeś – przypomniał usłużnie Chris.
Derek przeklął, ale potem
ruszył w stronę przeciwników, którzy teraz mieli kafla. Starał się myśleć o
grze, a nie zgrabnych nogach blondynki, która zanurkowała, by ominąć ich
ścigającego i odebrać piłkę od Natha, który leciał nad nią.
– Ładne zagranie –
pochwalił Kevin. – Ale Chris dość brutalnie blokuje Blondi!
– Niech cię szlak –
zaklęła dziewczyna, gdy wyrwał jej kafla. Podał do Dereka, który strzelił
bramkę.
– Osiemdziesiąt do
pięćdziesięciu dla Gryfonów! – wydarł się Weasley. – Młody jest w niezłej
formie.
– Nadrobimy to! –
krzyknął Scorpius.
Derek zatrzymał się przy
Sabrinie, która łypała na niego groźnie.
– Jak się trzymasz? –
spytał.
– Zajebiscie! Jeszcze raz
we mnie wlecisz, to...
Nie dokończyła, bo
tłuczek uderzył ją w brzuch z taką silą, że straciła dech. Kibice wydali
zduszone „ah...", krzywiąc się bardziej niż blondynka. Scorpius zażądał
przerwy.
– Wszystko dobrze? –
spytał siostrę, gdy wylądowali na murawie.
– Pozabijam tych cholernych
Gryfonów – wydyszała.
– Czyli całkiem spoko się
trzyma – odparł Tom.
James był wyraźnie dumny
z siebie.
– Idealnie. Pół godziny
meczu, a Blondi zaraz odpadnie.
– Jeszcze jeden celny
strzał i po niej – dodał Toby, wymachując swoją pałką.
– Gracie jak Ślizgoni –
mruknął Derek. – Nie patrzcie tak na mnie. Po prostu lubię rywalizację, a jak
zabraknie Blondi to będzie zbyt proste. Albo jej ojciec „przypadkiem"
potraktuje któregoś z nas avadą – wskazał głową na trybuny, gdzie siedział
Draco i rozmawiał z profesorem Nevillem. Obaj wyglądali na tak samo
niezadowolonych swoim towarzystwem.
– Pora wznowić grę! –
krzyknął Kevin do mikrofonu. – Ślizgoni wykorzystali już swoje piętnaście minut
przerwy! Zaczynamy od bramek Gryfonów. Podanie do Młodego!
Derek pomknął przez całe
boisko, omijając zawodników jakby byli drzewami. Rzucił piłkę bardzo mocno w
kierunku bramek, ale zanim zdążyła tam dolecieć, przejęła ją Sabrina. Tłum znów
krzyknął z zachwytem. Młody nie mógł się powstrzymać. Zamiast grać, oglądał jej
akcje ze szczerym podziwem. Wbiła naprawdę spektakularną bramkę. Obudził go
dopiero James, który wydarł mu się prosto do ucha, żeby brał się do roboty.
– Zrobisz to jeszcze raz,
a to ciebie zwalę z miotły – zagroził Weasley.
Sabrina przemknęła obok nich
z triumfalnym uśmiechem.
Kończyła się właśnie
pierwsza godzina meczu, Sabrina przez ciągłe ataki zaczęła tracić siły, więc
Gryfoni przesunęli się znaczenie na prowadzenie, co okropnie drażniło
Scorpiusa. Był zdeterminowany żeby zakończyć mecz, ponieważ nie chciał
przegrać, a poza tym bał się o siostrę, która nie zgodziła się na zmianę z
rezerwowym. Przestał więc zwracać uwagę na to co dzieje się na boisku oraz na
komentarze Kevina, tylko bacznie wypatrywał złotej piłki. Wypaczył ją z drugiej
strony boiska, skierował miotłę w odpowiednim kierunku skoncentrowany w stu
procentach na celu. Wyciągnął rękę, a w chwili, gdy jego pale zacisnęły się na
zdobyczy, usłyszał głos Kevina:
– Młody zdobywa kolejną
bramkę!... Ale zaraz, czy dobrze widzę? Tak, Malfoy ma znicza. Dobrze, dodajmy
to… Jeśli złoty znicz został złapany przed ostatnią bramką Gryfonów to Ślizgoni
wygrywają dziesięcioma punktami, a jeśli nie, to remis. No czegoś takiego to
chyba jeszcze nie było.
Tłum zawył, a zawodnicy
zaczęli się kłócić, bo prawdę mówiąc nikt nie był pewny, co zdarzyło się
wcześniej. Na boisko musiała wejść pani Hooch i dyrektor Rivier.
– Spokojnie, to da się
sprawdzić jednym zaklęciem – sędzia machnęła różdżką i dwie postacie utworzone
z dymu powtórzyły swoje zagrania. Wszyscy mogli zauważyć, że kafel rzucony
przez Dereka przeleciał przez bramki o sekundę wcześniej niż palce Scorpiusa
zacisnęły się wokół znicza.
– A więc mamy remis! –
krzyknął Kevin do mikrofonu. – To będzie chyba najbardziej emocjonujący sezon,
do zobaczenia na kolejnym meczu. Mówił do was Kevin Weasley, siódmy rok,
Griffindor.
Zawodnicy łypali na
siebie wściekli. Najbardziej zdenerwowani byli kapitanowie, wyglądali jakby
chcieli sobie nawzajem przywalić. Scott musiał odciągnąć Jamesa i z drugim
pałkarzem zaprowadzić do szatni. Przebierali się w milczeniu za bardzo
zszokowani i zmęczeni. Pierwszy odezwał się Toby:
– Właściwie to jesteśmy w
puncie wyjścia, a to nawet dobrze. Musimy tylko dać z siebie wszystko na
kolejnych meczach i liczyć, że Ślizgoni będą mieć mniej punktów.
– Mało pocieszające –
mruknął Potter. – Jutro trening – i wyszedł z szatni.
– Chyba trzeba mu
dziewczynę znaleźć żeby się czymś zajął, bo inaczej odejdę z drużyny –
skomentował Scott.
Derek opuścił boisko jako
ostatni. Zobaczył kilka metrów przed sobą Sabrinę, do której szedł Troy.
Wykorzystał sytuację i dotarł do niej pierwszy.
– Cześć Blondi, dobry
mecz – otoczył ją ramieniem, co spowodowało, że Troy się zatrzymał i zawrócił,
a Sabrina wyglądała jakby chciała przywalić Młodemu.
– Zabieraj tą rękę –
odepchnęła go.
– A tak serio, to jak się
czujesz? – spytał, gdy ruszyli razem do zamku. – Mocno cię dziś poturbowali.
– Nie prawda, wszystko w
porządku.
– Jasne. Ile miałaś
bramek?
– Nie pamiętam, musisz
spytać swojego brata.
Stanęli w pustym holu.
– To nara? – chciała
odejść, ale ją zatrzymał.
– Poczekaj. Może byśmy
się jutro spotkali wieczorem, odkryłem ciekawe zaklęcie i nie mam z kim o nim
pogadać, bo mało kto interesuje się transmutacją. Miałem nawet w planie pokazać
je profesor McGonagall, ale wolałbym najpierw tobie.
– Serio, już zacząłeś sam
tworzyć zaklęcia? – była pod sporym wrażeniem.
– To nic wielkiego –
powiedział szybko. – Wiesz, mój tata w sumie jest takim trochę wynalazcą,
nieraz widziałem jak z Georgiem główkowali nad produktami. To jest bardzo
ciekawe, takie łączenie różnych dziedzin nauki.
– Jasne, z chęcią
zobaczę, co przygotowałeś. To jutro o osiemnastej?
– Tak, miłej imprezy –
uśmiechnął się i cmoknął ją szybko w policzek, a ona ze zdziwieniem uznała, że
była to chyba dziś najmilsza rzecz, jaka ją spotkała.
Derekowi też się jakoś
przyjemniej na sercu zrobiło, bo tęsknił za nauką z Sabriną, a teraz miał
pretekst by znów mogli się spotkać. Dziarskim krokiem ruszył po schodach i
nawet nie czuł bolących mięśni.
*
Sabrina postanowiła, że
zanim uda się na imprezę, wejdzie do Skrzydła Szpitalnego po jakiś eliksir
przeciwbólowy i maść na siniaki. Gdy rozbierała się w dormitorium przed lustrem
i zobaczyła jak wygląda, aż skrzywiła się z niesmakiem. Jej ręce, nogi, brzuch
i plecy pokrywały sine, filetowe i zielone plamy. Niektóre mniejsze, inne wręcz
ogromne. Do tego miała kilka rozcięć na skórze. Zaczęła wszystko smarować
śmierdzącą maścią. Niektóre siniaki od razu znikały, inne bledły. Gdy była w
połowie pracy, z Pokoju Wspólnego zaczęła lecieć głośna muzyka. Nicole i Anne
wpadły na chwilę sprawdzić, co się z nią dzieje.
– Wyglądasz jak tłuczony
kotlet – skomentowała Nikki.
– Spoko, wczesnej było
gorzej.
– Troy już jest na dole –
poinformowała Anne. – I ewidentnie na kogoś czeka, bo rozgląda się na boki.
Sabrina spojrzała na nie
przelotnie, a potem przed oczami stanął jej Młody i musiała przyznać, że to zły
omen.
– Ok, dokończę się tym
smarować, przebiorę się i zaraz do was zejdę.
*
Ciężko było stwierdzić,
która impreza była lepsza. U Ślizgonów standardowo alkohol lał się
strumieniami, a Gryfoni oddawali się dzikim tańcom i wymyślnym grom. Sabrina
popijała słabego drinka, bo nie chciała łączyć dużej ilości alkoholu z
eliksirem przeciwbólowym. Zdała sobie sprawę, że Troy ciągle na nią zerka, ale
jakoś nie mógł się zdobyć, żeby podejść. Ona też nie czuła się pewnie po ich
wieczornej rozmowie z poprzedniego dnia i dzisiejszego zachowania Młodego.
– Gramy w butelkę? –
spytał Dorian, otoczony chichoczącymi dziewczynami.
Kilku Ślizgonów przyjęło
tą propozycję, ale Sabrina wolała się odsunąć. Wystarczyło jej już chłopaków,
którzy chcieli się z nią całować. Nicole usiadła na podłodze obok Scorpiusa.
Zanim gra się zaczęła, podszedł do niej Albus, kucnął obok i bardzo cicho
zapytał:
– Zatańczysz?
– Co? - spytała z
kompletnym szokiem wymalowanym na twarzy.
– Odmówiłem ci w wakacje,
chce to teraz nadrobić.
Całkiem oszołomiona,
wstała i wyszła z Potterem na środek Pokoju.
– Trochę to upierdliwe,
ale nie umiem tańczyć – ostrzegł mocno speszony.
Los chyba uznał, że mu
pomoże. Chociaż prawdopodobnie był to jednak Scorpius. Muzyka zmieniła się na
powolną i romantyczną. Nicole objęła go za szyję, a on czerwony jak burak,
położył dłonie na jej biodrach. Zaczęli się bujać w rytm muzyki i miał
wrażenie, że wygląda jak kompletny debil.
– Dołączymy do nich? –
Troy podszedł do blondynki. Przystała na jego propozycje.
Podeszli do Albusa i
Nicole, a wtedy Troy ją przytulił. Było jej całkiem miło. Zaczynała coraz
bardziej gubić się w uczuciach.
Za tydzień zapraszamy na pierwszą część miniaturki o Draco :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz