Rozdział 18

     Nowy rok szkolny dodał Sabrinie więcej energii. Nudziło się jej bardzo przez ostatnie dni wakacji i nawet listy od Troya oraz kilku arystokratów, nie poprawiły jej humoru. Do tego wciąż zastanawiała się nad sprawą tajemniczego przedmiotu szukanego przez aurorów i śmierciożerców oraz jej związku z całą sprawą. Nawet teraz, w gdy siedziała ze znajomymi w przedziale, myślami była gdzie indziej.

    – Hej, Blondi – odezwał się niespodziewanie Albus. – Nasza kolej na patrol.

    – Racja – wyszli razem na korytarz. – Pokłóciliście się z Niki?

    – Chyba nie... To znaczy od twojego balu w ogóle się do mnie nie odzywa, bo z nią nie zatańczyłem. Co się tak na mnie gapisz?

    – Nie, nic... Chociaż to trochę dziwne, nie sądzisz?                               

    – No tak, to…

    – … cholernie upierdliwe – dokończyła za niego, wywracając oczami.

*

    – Musimy pogadać – Draco wszedł do biura Harrego, obrócił krzesło oparciem do przodu i usiał na nim okrakiem.

    – O Swanie? – spytał, nie podnosząc głowy znad map.

    – Nie, o tobie…

    – Malfoy, nie mam czasu.

    – I twojej rodzinie – kontynuował niezrażony. – Siedzi ci w domu żona, dzieci wyjechały właśnie do szkoły, więc mógłbyś spędzić miły wieczór… albo nawet noc, a ty tkwisz tu.

    – Widzę, że twoje dzieci też wyjechały, skoro aż tak ci się nudzi, że przychodzisz tu i wygadujesz głupoty – Harry wreszcie podniósł głowę znad papierów.

    – Jako twój, e… – zaciął się na chwilę. – Kiedyś twój wróg, a teraz nie wróg, chce ci pomóc. No to szczerze – kiedy ostatni raz spaliście ze sobą?

    – Kurwa, Malfoy!

    – No właśnie. Podnoś dupę z tego krzesła, idziemy.

 

    – Chyba cię pojebało – Harry z otwartymi ustami stał przed sklepem z damską bielizną. – Nie wejdę tam.

    – Nie bądź dzieckiem, właź – i pchnął go przed sobą.

    Draco bez skrępowania zaczął tłumaczyć ekspedientce, czego potrzebują.

    – Jaki rozmiar? – spytała młoda kobieta.

    Nastała chwila ciszy, po której znów odezwał się Malfoy:

    – Szacuję, że takie mocne D.

    Ekspedientka poszła poszukać rozmiaru, a Harry zmierzył przyjaciela wściekłym spojrzeniem.

    – Skąd wiesz, jaki rozmiar ma moja żona?

    – Zawsze lubiłem podziwiać piękne kobiety, a Weasley w szkole była najładniejszą dziewczyną i nadal dobrze wygląda, a jak jej facet tego nie docenia, to nie mam wyrzutów sumienia – wzruszył ramionami.

    – Na każdą się tak gapisz?

    – Jestem wdowcem, mogę.

    Wróciła ekspedientka, niosąc komplet bielizny.

    – Super, bierzemy – powiedział Dracon. – To znaczy Potter płaci, bo to dla niego.

    Harry cały czerwony podał kobiecie monety. Gdy wyszli ze sklepu, był nadal trochę obrażony, choć wizja wieczoru z Ginny zaczynała mu się coraz bardziej podobać.

    – Daję ci dziś wolne, baw się dobrze – Draco poklepał go po ramieniu.

    – Spierdalaj.

    Blondyn już miał się deportować, ale Harry go zatrzymał.

    – Malfoy!... Dzięki.

    Obaj zniknęli.

 

    Draco wszedł do biura.

    – Co cię tak cieszy? – spytał Price.

    – Zrobiłem dobry uczynek… A właściwie to dwa, bo Pottera już dziś nie będzie, więc możecie bez problemu dokończyć z Grantem tą whisky, którą trzymacie w szafie.

    I dumny z siebie, nie zwracając uwagi na zdziwioną minę kumpla, poszedł do gabinetu.

*

    Derek spotkał Jessice na korytarzu pociągu. Uśmiechnęła się do niego sympatycznie, zdawała się nie mieć pretensji o to, ze nie odzywał się cale lato.

    – Cześć - przywitał się. – Jak minęły wakacje?

    – Szybko. A twoje? Czytałam w Proroku o przyjęciu Sabriny Malfoy.

    Na myśl o Blondi Młody na chwilę został wybity z rytmu. Jess patrzyła na niego uważnie i chyba odebrała jego reakcje, jako powrót do złych wspomnień.

    – Przepraszam, nie powinnam była pytać.

    – Co? Nie, nie, wszystko w porządku – zapewnił. – Będziemy mieli w tym roku ochronę autorów w szkole.

    – Widziałam już jednego z Bartonem - potwierdziła. – Myślisz, że nie zabronią nam chodzić do Hogsmeade w tym roku?

    – Na pewno nie.

    Podszedł do okna, otworzył je i wystawił głowę na zewnątrz. Pęd wiatru zmierzwił mu włosy i dorobił mu rumieńców. Jess zaśmiała się słodko na ten widok.

    – Może moglibyśmy się umówić w szkole? - spytała nieśmiało. – Na wspólną naukę, słyszałam, żeby dobrze poszły ci SUM-y.

    – O, tak. To dobry pomysł Jessy - Krukonka uśmiechnęła się do niego szeroko.

    Młody dostrzegł, że z jednej strony korytarza szła w ich kierunku Sabrina. Poczuł się trochę niezręcznie, więc odwrócił głowę. Z drugiej strony stąpała z dumą Rebecca Masterson. Spojrzał na Jessice, ale ona jakimś magicznym sposobem zniknęła, zostawiając go samego. Krukonka doskonale wiedziała, że wszelkie interakcje Malfoy i Masterson zawsze kończą się kłopotami. Nie była tak durna, by narażać się którejkolwiek. Obie dziewczyny spotkały się akurat obok Dereka i sztyletowały się spojrzeniami. Chłopak wiedział, że zaraz zrobi się gorąco.

    – Przesuń się Masterson – rozkazała Sabrina.

    – Bo co, Malfoy?

    – Bo jestem prefektem.

    – Mogłabyś być dyrektorką i w życiu nie ustąpiłabym takiemu zeru.

    Sabrina skrzyżowała ręce na piersi. Derek już dawno przesunął się na tyle, by dziewczyny mogły się spokojnie wyminąć, ale żadna nie zamierzała ustąpić. Rebecca wyjęła różdżkę, a Sabrina uśmiechnęła się kpiąco.

    – Nie radzę.

    Derek spojrzał wymownie w sufit i stwierdził, że rozwiąże problem zanim rozpęta się prawdziwa wojna. Przyciągnął Sabrinę do siebie, robiąc tym samym miejsce dla Rebeccy. Obie spojrzały na niego zdziwione. Masterson przeszła, nie opuszczając z nich wzroku, bo Weasley nonszalancko oparty o ścianę, wciąż obejmował w pasie Malfoyówne.

    – Czy tobie mózg odjęło? – spytała Sabrina.

    – Chciałem mieć pretekst, żeby cię przytulić – wyszczerzył zęby.

    Uderzyła go mocno w ramię i wyplatała się z jego objęć. Widziała jak rozmawiał wcześniej z Jessicą i nie wierzyła, że nie było w tym za grosz flirtu. Zwłaszcza, że w plotkach szkolnych, byli już nazywani parą. Uniosła dumnie głowę i ruszyła odjąć komuś punkty dla poprawienia sobie humoru.

*

    Roxanne siedziała w przedziale razem z Rose i czekały na Albusa. Starsza była pełna energii, co podkreślała jej wściekle żółta sukienka. Roxy nawet po procesie nie zmieniła za bardzo nastawienia i wszyscy podejrzewali u niej depresję, chociaż ona tłumaczyła to próbą odcięcia się od debili.

    – Dobra, idę go poszukać – oznajmiła Rose. – Poczekasz tu na nas?

    – Nie, pójdę wysadzić coś w powietrze – odparła z ironią. – Przestań mnie wkurwiać.

    – A ty przestań przeklinać.

    Wyszła na korytarz. Zerkała do różnych przedziałów, aż w końcu natrafiła na ten zajmowany przez Ślizgonów z jej roku. Chwilę się wahała, a potem odsunęła drzwi.

    – Wiecie, gdzie jest Al?

    Scorpius zmierzył ją wzrokiem, a Nicole zignorowała pytanie.

    – Wyszedł patrolować korytarz i nadal nie wrócił – odpowiedział Dorian.

    – Dzięki – wycelowała w Malfoya palcem, bo właśnie otwierał usta. – Nawet się nie waż mówić nic głupiego. Obiecałam sobie, że będę cię w tym roku ignorować i masz mi tego nie utrudniać.

    – Czy to znaczy Weasley, że skończą się kłótnie, rywalizacje, wyzwiska, pojedynki i robienie głupich żartów?

    – Dokładnie.

    – Ale ja to tak lubię, Rudzielcu.

    – A ja jestem na to za stara, ty tleniona... – nie dokończyła, przypominając sobie, że miała go nie obrażać. – Idę szukać mojego kuzyna.

    Z impetem zatrzasnęła drzwi i z uniesioną głową ruszyła korytarzem.



*

    Podczas uczty Derek usiadł ze swoimi przyjaciółmi. Gdy spojrzał na stół nauczycieli, miał wrażenie, że profesor McGonagall się do niego uśmiechnęła. Kevin obejmował Sally, a James flirtował z Dorcas, która ze śmiechem reagowała na jego zaczepki i próbowała go zbywać, chociaż oczy się jej świeciły. Sam i Mindy kłócili się o coś, tylko Jacob siedział sam, ale nie wyglądał na przejętego tym faktem.

    – O czym myślisz? – spytał go niespodziewanie Kevin, gdy jego dziewczyna skończyła ożywiony monolog na temat tentakuli.

    Poczochrał nerwowo włosy. Cały czas myślał o Blondi i tej dziwnej sytuacji z jej rodziną. Nie wiedział, kiedy tak naprawdę zaczął się o nią martwić. Chciał z nią pogadać na temat atrybutów, ale ona właśnie rozmawiała z Troyem. Pewnie znowu oczarował ją jakimiś romantycznymi bzdurami.

    – O pierwszej lekcji transmutacji – skłamał. – W końcu wygrałem zakład z Kocicą. Dziwnie będzie teraz na jej zajęciach.

    – Stary, będziesz jej pupilkiem – stwierdził Sam.

    – Chyba żartujesz? To przecież nigdy nie nastąpi.

 

*

    Pierwszy tydzień szkoły minął Młodemu szybko. Miał teraz dużo wolnego, bo zmniejszyła się jego ilość przedmiotów. Na transmutacji McGonagall pogratulowała mu świetnego wyniku, a potem było jak zawsze. Sabrine widywał rzadko, bo kontynuowała wszystko z wyjątkiem wróżbiarstwa. Za to jego życie towarzyskie poprawiło się w porównaniu do ostatniego roku. Nie był już z Rebeccą, więc zaczęło się nim interesować więcej dziewczyn. Udało mu się nawet dość szybko pocałować z dwiema, ale musiał przyznać, że nie czuł nic wyjątkowego. Często wpadała na niego Jessica, co bardzo mu odpowiadało, ale brakowało mu w niej tej energii, która tak charakterystyczna była dla Malfoyówny. Coraz bardziej za nią tęsknił, ale przez natłok zajęć nie mieli kiedy się spotkać. Dodatkowo nie musiała mu już przecież pomagać z nauką, czego żałował.

    W poniedziałkowy poranek spotkał swojego brata i kuzyna w Pokoju Wspólnym. Jako jedyni siedzieli w kącie i rozmawiali.

    – Strasznie się stresuje i wstydzi – poskarżył się Weasley. – Ma dużo kompleksów.

    – O czym gadacie? – spytał Młody, przesuwając sobie krzesło.

    – O Sally – odparł jego brat.

    – Aaa...

    – Doradzam mu jak przekonać ją do... no wiesz – James uśmiechnął się sugestywnie.

    – Jakbyś sam miał doświadczenie – prychnął Derek.

    – Największe z naszej trójki.

    – No tak. Nelly Osborn w zeszłym roku. Jakbyśmy zapomnieli o waszej randce, zakończonej w Pokoju Wspólnym.

    – Była rok starsza i bardzo napalona.

     Dobra, znamy tę historię – przerwał im Kevin. – Mi chodzi tylko o to, że nie chce by moja dziewczyna tak bardzo się stresowała i wstydziła przy mnie. Podoba mi się taka jaka jest.

    – To z nią o tym pogadaj – zasugerował jego młodszy brat.

    – Już to robiłem.

    – To kolejny, a jak trzeba będzie to jeszcze raz i tak do skutku.

    – A ty co taki obeznany w temacie? – Potter spojrzał na niego podejrzliwie. – Z tego, co wiem to tobie Masterson co najwyżej pokazała cycki... A ona nie ma przed takimi rzeczami oporów.

    – Ale poderwałem najwięcej dziewczyn. I mam największe doświadczenie.

    – Może nam powiesz, co robiłeś wczoraj z Jess na pierwszym piętrze? – spytał niespodziewanie Potter.

    – Podglądałeś nas?

    – Bez przesady. Rzuciłem tylko okiem na Mapę.

    Kevin przeniósł zaciekawione spojrzenie na swojego brata.

    – Rozmawialiśmy.

    - O dwudziestej trzeciej?

    – I się całowaliśmy.

    Potter klasnął w ręce.

    – Weasley, wyskakuj z kasy, wygrałem zakład.

    Kevin wygrzebał kilka sykli i rzucił na stół. Młody nie wyglądał na zadowolonego. Stwierdził, że ma już dość rozmowy, chociaż chłopaki ewidentnie chcieli coś z niego wyciągnąć. Zbył ich mówiąc, że pora na śniadanie i skierował się do Wielkiej Sali. Tak właściwie była już pora na lunch, bo na śniadanie zaspał. Usiadł przy stole i sięgnął po półmisek z ziemniakami. Za pół godziny zaczynała się lekcja eliksirów. Odruchowo spojrzał na stół Ślizgonów. Sabrina siedziała w towarzystwie swojego brata. Nawet nie spojrzała na niego.

    – Cześć Derek – Jessica usiadła obok niego, ignorując fakt, że nie należała do Gryffindoru. – Ładna pogoda jest dzisiaj. Nie masz ochoty na spacer po błoniach?

    – Wiesz... - zamyślił się odrobinę. – W sumie po obiedzie będę już miał wolne, więc możemy iść się przejść.

    – Super – pocałowała go w policzek. – To do potem.

    – Jak ty ro robisz?  - spytał Sam, siedzący niedaleko.

    – Po prostu jestem zajebisty.

*

    Ron lekko poddenerwowany zapukał do drzwi Georga. Choć jego starsi bracia dawno wydorośleli, wciąż miał obawy, że będą się z niego śmiać, gdy przyjdzie po poradę.

    – Co za miła niespodzianka – przywitał go George. – Dawno mnie nie odwiedzałeś, właź.

    W kuchni siedział też Fred, co nawet ucieszyło Rona, ponieważ mógł od razu załatwić sprawę za jednym zamachem.

    – Cześć Ronnie, coś się stało?

    – W sumie tak.

    – To opowiadaj – George odsunął mu krzesło, a potem zajął drugie.

    – Nie układa nam się ostatnio z Hermioną… Właściwie wiem, że to też trochę moja wina… Po prostu mam już dość mojej roboty, nigdy jej nie lubiłem. Oczywiście na początku chciałem być aurorem, potem wykładanie w Akademii wydawało mi się dobrym wyjściem, ale rzucam to, bo mam dość, a Hermiona nie potrafi tego zrozumieć. Twierdzi, że skoro tego nie chciałem, to po co marnowałem tyle lat, choć prawdę mówiąc wszystkiego co umiem, nauczyłem się w Hogwarcie i podczas wali z Voldemortem.

    – No dobra, popieramy cię – powiedział Fred. – Zawsze uważaliśmy, że trzeba robić to, co nas uszczęśliwia.

    – Dlatego chciałem się dowiedzieć czy wasza oferta z pracą w sklepie po tylu latach nadal jest aktualna?

    Bliźniacy spojrzeli po sobie.

    – Ale wiesz, że u nas tyle nie zarobisz, co u Pottera? – upewnił się George.

    – Mam to gdzieś.

    – To witaj w zespole – Fred podał mu rękę.

    – Dzięki. Kamień spadł mi z serca.

    – To teraz ty George, co chciałeś mi powiedzieć zanim przyszedł Ronnie?

    – Zastanawiam się czy może nie oświadczyć się Maddy. Choć skoro Ron z takim stażem w małżeństwie ma problemy, to nie wiem czy to dobry pomysł.

    – A ja tam zawsze chciałem być świadkiem na twoim ślubie i uważam, że to dobry pomysł. A ty Ron?

    – Małżeństwo wcale nie jest takie złe. Tylko co na to Roxy?

    – Polubiła Maddy, więc myślę, że jej to nie zdziwi, choć oczywiście najpierw chcę jej o tym powiedzieć zanim kupię pierścionek. Martwię się o nią po tej sytuacji z procesem.

    – Pogadasz z nią podczas przerwy bożonarodzeniowej, a potem w wigilię spytasz swoją Księżniczkę czy zmarnuje sobie z tobą życie – Fred poklepał brata po ramieniu.

*

    Okazało się, że jednak George nie musiał czekać aż do grudnia. Tydzień później River zabrała Roxanne z zaklęć i oznajmiła, że jej ojciec miał wypadek i leży w szpitalu.

    – Co mu jest? – spytała przerażona dziewczyna.

    – Z tego co przekazała mi twoja mama, dowiedziałam się, że podczas pracy wybuchł jakiś niedokończony produkt i mocno go poparzył.

    – Idiota – mruknęła.

    Dyrektorka postanowiła puścić mimo uszu ten niezbyt miły komentarz.

    – Możesz skorzystać z mojego kominka i odwiedzić tatę, twoja mama ma dyżur, więc na pewno jest w szpitalu.

    – Dziękuję.

    Roxanne przeniosła się do Munga i bez skrępowania udała się od razu do gabinetu matki.

    – Co z nim? – spytała na wstępie.

    – Cześć – Alex pocałowała ją w policzek. – Już wszystko w porządku, leży w szóstce na drugim piętrze.

    Faktycznie George leżał w łóżku we wskazanej sali, na ciele miał sporo blizn, ale poza tym wyglądało na to, że naprawdę jest już dobrze.

    – Zostawić cię samego na dwa tygodnie i od razu lądujesz w szpitalu.

    – Cześć Roxy – ojciec uśmiechnął się na jej widok. – Dobrze cię widzieć.

    Pocałowała go w policzek, a potem usiadła przy jego łóżku.

    – Jak w szkole? – spytał beztrosko.

    – Bez zmian – wzruszyła ramionami, a on od razu zrozumiał, że pewnie nie chce być pytana o samopoczucie.

    – Nawet dobrze się składa, że widzę cię już teraz, ponieważ chciałem z tobą porozmawiać – zawahał się, ale ona patrzyła się z oczekiwaniem, więc kontynuował. – Co myślisz o tym, żebym się ożenił?

    – Ty? – spytała ze zdziwieniem. – Przecież ty się na męża nie nadajesz.

    – Może masz rację – powiedział ze smutkiem, a jej się zrobiło głupio.

    – Ale z drugiej strony może wreszcie ktoś się tobą porządnie zajmie… Ale rodzeństwa nie chcę – wycelowała w niego palcem. – Zrozumiano?

    Na twarzy Georga pojawił się wielki uśmiech.

    – Kocham cię Roxy.

    Dziewczyna też się uśmiechnęła.

    – Ale Maddy bardziej, co?

    George podniósł się z łóżka, ale Roxanne go wyprzedziła i podała mu szklankę z wodą.

    – Posiedzę tu z tobą chwilę – zaproponowała.

    – Nie chce ci się wracać na lekcje?

    – Szczerze mówiąc... Jakoś tak nie umiem się znowu odnaleźć w szkole, a dzieciaki z mojego roku są dosyć irytujące... Nie mogę znieść tego ciągłego gapienia się, ani plotkowania... A nie mogę się zemścić, bo miałabym kłopoty.

    – Roxy... jesteś moją córką, więc oczywiście nie mogę ci podsuwać żadnych głupich pomysłów, ale miałem ostatnio wysłać ci pewien prezent...

    Uśmiechnęła się przebiegle, wyglądała jak godna następczyni Freda i Georga.

    – A tak w ogóle to masz już jakiś plan na oświadczyny?

    – Co? Nie... nie myślałem jeszcze o tym. Raczej coś tradycyjnego?

    – Serio? George Weasley i tradycja?

    – To co proponujesz?

    – Maddie lubi kwiaty, prawda? A ty znasz się na zaklęciach. Możesz coś ciekawego wymyślić. No wiesz, powinna zauważyć, że ci na niej zależy, że wiesz co lubi i ze starałeś się jakoś ja zaskoczyć.

    – Od kiedy jesteś taką romantyczką? – zmarszczył brwi, widząc jej minę. – Nadal myślisz o tym Travisie?

    – Nie.

     - Roxy... Już pomijając fakt, że jest od ciebie dziesięć lat starszy... To zwykły oszust i krętacz.

    – Z tego, co wiem, też nie byłeś idealnym facetem, ale się zmieniłeś.

    – Masz rację. Ale on spędzi najbliższe lata w areszcie... Po raz kolejny. Więc to chyba niezbyt dobry materiał na faceta. A to, że zeznawał na twoją korzyść, to tylko i wyłącznie zasługa Malfoya, bo z nim rozmawiał i go przekonał do tego.

    Roxanne wyraźnie posmutniała. Położył dłoń na jej ręce.

    – Znajdziesz sobie kiedyś kogoś odpowiedniego. Najlepiej za jakieś dwadzieścia lat.

    – Bardzo zabawne – prychnęła, ale po chwili się uśmiechnęła. – Nie jestem taka ciotą jak ty. Na pewno znajdę kogoś przed czterdziestką.

 

Nasi bohaterowie zaczynają rok szkolny, na szczęście nie zdalnie. A my życzymy wszystkim czytającym dużo zdrowia. Pamiętajcie aby o siebie dbać w tych ciężkich czasach! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz