Rozdział 20

     Sabrina przyszła wieczorem do klasy zaklęć. Była trochę poddenerwowana, ponieważ czuła, że to nie jest zbyt fair w stosunku do Troya, który ewidentnie był zazdrosny o Dereka. Ciągle miała nadzieję, że to spotkanie skończy się tylko rozmową o nauce, wrócą z Młodym do swojej starej, zdrowej relacji i będzie mogła został tylko przy rodzącej się więzi z Carterem. Z tych nerwów, przeklęła pod nosem.

     – Kiepskie słowa jak na panią prefekt.

     Odwróciła się. W drzwiach stał Derek, z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.

     – Nikt nie miał tego słyszeć.

     – Co cię tak zdenerwowało?

     – Nie ważne. To co z tym zaklęciem? – dodała szybko.

     – Ale serio to nic wielkiego.

     Położył na stole książkę, wypowiedział wcześniej jej nieznane zaklęcie, a przedmiot zmienił się w stos czystych pergaminów.

     – Jej – powiedziała lekko zdziwiona.

     – Zainspirował mnie na wakacjach dziadek, który opowiadał, że mugole mają hopla na ponownym wykorzystywaniu papieru. Nazywają to makolatorą, czy jakoś tak. Pomyślałem, że można by robić czyste kartki z tych już zapisanych… No mówiłem, że to nic wielkiego.

     – Naprawdę super, przecież nie od razu Hogwart zbudowano. A masz na to przeciwzaklęcie?

     Znów wypowiedział nieznaną formułę, a pergaminy stały się książką.

     – Jak do tego doszedłeś?

     Ożywił się, usiadł na ławce i z pasją zaczął opowiadać o tym jak stworzył zaklęcie. Potem o tym, że za namową taty kombinuje, co jeszcze mogłoby się światu przydać i już ma kolejne pomysły.

     – Chciałbym zacząć transmutację zwierząt, ale to jest o wiele trudniejsze – dodał na końcu.

     – Będzie z ciebie naukowiec – powiedziała z podziwem.

     – Wątpię, za wysokie progi i faktycznie trzeba już coś mieć, żeby im pokazać podczas egzaminów wstępnych. A ja mam tylko to – wskazał na książkę.

     – To już coś. I masz jeszcze dwa lata żeby stworzyć coś naprawdę super. Z chęcią bym ci pomogła.

     – Fajnie, jak wymyślę coś godnego uwagi, to ci powiem.

     Uśmiechnęli się do siebie, a ją znów złapały wyrzuty sumienia.

     – Jak tam z Troyem?

     – Nijak, nie jesteśmy jeszcze razem.

     Patrzyli na siebie, zajęci różnymi myślami. Chyba chciał skomentować jej słowa, ale się powstrzymał i była mu za to wdzięczna. Mogło wreszcie być jak dawniej. Postanowiła wykorzystać sytuację i podzielić się z nim tym, o czym myślała już dłuższy czas.

     – Słuchaj... Pomyślałam sobie, że moglibyśmy się pouczyć wspólnie... Obrony.

     – Obrony? – wyglądał na zaskoczonego tą propozycją.

     – Po tej sytuacji na balu wolałabym umieć się bronić, gdybym znów była w niebezpieczeństwie.

     Przypomniał sobie jej krzyk, gdy śmierciożerca rzucił na nią Cruciatusa i już wiedział, co miała na myśli.

     – Możemy spróbować – zgodził się. – Może poproszę Jamesa o pomoc, jest z nas najlepszy.

     – No ok... Ja pogadam z Albusem, zna się na wielu przydatnych zaklęciach.

     – Teraz ich sprowadzimy?

     Pokręciła głową z rozbawieniem.

     – Nie. Większość Slytherinu nie najlepiej się czuje po wczorajszej imprezie. Ale może jutro o tej samej porze?

     – Zgoda.

*

     Następnego dnia na lekcję obrony w sali zaklęć Derek przeprowadził również Kevina, a Sabrina swojego brata. James i Scorpius nie byli zachwyceni swoim towarzystwem, bo emocje po meczu wciąż nie odpadły.

     Malfoyówna nie wiedziała jak zacząć ich pierwsze spotkanie. Chłopaki wbili w nią wyczekujące spojrzenie, a Derek uśmiechał się zachęcająco.

     – Myślę, że możemy sobie jakoś pomóc – zaczęła. – Z tego, co mówił Harry Potter wynika, że wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie. Więc powinniśmy wiedzieć jak się skutecznie bronić. James zna się na obronie najlepiej. Albus zna całkiem skuteczne zaklęcia, które mogą się przydać w walce...

     – Do tego nie wszystkie do końca legalne – wciął się Scorpius.

     – Nie prawda – młodszy Potter posłał mu lodowate spojrzenie. – One są legalne. Tylko, że wykraczają trochę poza program nauczania w Hogwarcie.

     – A Malfoy do czego ma nam się przydać? – spytał James.

     – A twój kochanek? – odciął się złośliwie Ślizgon, patrząc na Kevina.

     – Może na przykład wysłać cię do Skrzydła Szpitalnego – warknął Kevin, co było do niego niepodobne.

     – Malfoy jest podstępną szują, więc jego spryt może się okazać przydatny podczas taktyki – zauważył Derek. – Ja z Blondi jesteśmy nieźli z transmutacji, a Kevin nada się do nadzorowania naszych lekcji, żebyśmy się przypadkiem nie pozabijali.

    – No dobra – zgodził się Albus. – To brzmi sensownie. Ale przydałby się jeszcze ktoś, kto miałby dobrą wiedzę teoretyczną. Wiedział w jakich książkach szukać czegoś co byłoby nam potrzebne...

     – To może ja się przydam? – Rose Weasley stała w drzwiach i patrzyła na nich z wyższością.

     – Śledziłaś nas? – spytał młodszy Potter podejrzliwie.

     – Po prostu tędy przechodziłam.

     – Rose się przyda – zgodził się Derek. – Trzeba nam kogoś, kto opracuje nam plan zajęć... No chodzi mi o to, że trzeba nam jakiegoś teoretycznego podejścia, żebyśmy wiedzieli jak zacząć.

     Wiedział, że w nielegalnych kwestiach lepiej mieć kuzynkę po swojej stronie niż przeciwko.

     Szybko okazało się, że nawet przy różnych charakterach dogadywali się całkiem dobrze. Co zajęcia przewodził ktoś inny, ucząc zaklęć, których nie znała reszta. Rose podsycała to swoją wiedzą, która była naprawdę imponująca. O ile Sabrina z Derekiem utrzymywali kontakty raczej przyjacielskie, to relacja Scorpiusa i Rose była naprawdę zaskakująca. Właściwie się ignorowali, a jak już musieli się do siebie odezwać, to robili to z nieprzekonującą uprzejmością. Kevin, James i Albus próbowali odgadnąć to dziwne zachowanie, ale każda próba wyjaśnienia wydawała się nierealna, a Sabrina i Derek uznali, że nie będą opowiadać o tym, co widzieli.

     Tak minął im październik i przyszedł mokry i wietrzny listopad. Pracy było coraz więcej, ponieważ nauczyciele ich nie oszczędzali, a do tego kapitanowie organizowali coraz więcej treningów. Wszyscy więc z radością przyjęli wiadomość, że w drugi weekend miesiąca ma odbyć się wyjście do wioski. Sabrina była w szoku, gdy podczas którejś przerwy podszedł do niej młody auror i spytał czy nie pójdzie się z nim napić piwa kremowego, skoro i tak ma dyżur w sobotę i będzie musiał udać się z uczniami do Hogsmeade. Dziewczyna była tak zaskoczone, że bez namysłu się zgodziła. Potem pomyślała o Troyu i zaczęła czuć, że traci kontrolę nad swoim życiem uczuciowym. Do tego nie wiedziała, co powiedziałby jej tata, gdyby się dowiedział, że właśnie umówiła się z jego kolegą z pracy. Chciała poradzić się Nicole, ale ta była zbyt zajęta rozprawianiem o jej przyszłej randce z Alem, żeby przejąć się randką przyjaciółki.

     Podczas ćwiczenia zaklęć chłopaki urządzili sobie mały pojedynek. Rose, wykorzystując sytuację, podeszła do Sabriny, która siedziała na ławce z tyłu klasy i wyglądała na zamyśloną.

     – Co jest Blondi? – zagadnęła ruda, siadając obok.

     – Nic.

     – Przecież wiedze, że coś cię gryzie.

     Sabrina zagryzła dolną wargę i analizowała czy poradzenie się Weasley na temat problemów sercowych jest dobrym pomysłem.

     – Ten młody auror Jack umówił się ze mną na piwo kremowe w Hogsmeade.

     – Serio? Pomijając fakt, że powinien pracować, to nie spotykasz się przypadkiem z Carterem ze Slytherinu?

     – Nie do końca. Znaczy i tak, i nie... Ale jest jeszcze jeden chłopak...

     – Swan?

     – Nie. W każdym razie czuję, że oszukuję wszystkich. A największe wyrzuty sumienia mam w stosunku do Troya, bo go bardzo lubię i ewidentnie mu na mnie zależy.

     – To się po prostu na kogoś zdecyduj. To chyba nie takie trudne, co?

     – No właśnie problem w tym, że to jest cholernie trudne.

     Rose przyglądała się jej uważnie. Uwagę odwrócił dopiero krzyk Jamesa. Dziewczyny spojrzały na niego. Kucał, trzymając się za ramię.

    – Nie chciałem – powiedział Scorpius szczerze.

     – Chodźmy do pielęgniarki.

     – Nie możemy – zaprotestowała Rose. – Jest już po ciszy nocnej, wpakujemy się w szlaban.

     – Trzeba mu pomóc – zdenerwował się Kevin i odciągnął dłoń Jamesa od rany, która okazała się spora.

     – Mam pomysł – Rose pobiegła do swojej torby i wyjęła lusterko. – Roxy... Co robisz?

     – Planuje zagładę szkoły i moje samobójstwo w następnej kolejności – usłyszeli ironiczny głos młodszej Weasley. – Na litość Gryffindora Rose, przestań mnie ciągle sprawdzać.

     – Nie o to chodzi – zaprzeczyła starsza. – Potrzebujemy twojej pomocy – obróciła lusterko w stronę Jamesa.

     – A temu co? – spytała Roxanne, marszcząc brwi.

     – Wypadek – powiedział Scorpius.

     – Pomożesz? Jesteśmy w sali zaklęć.

     – Ok, zaraz będę.

     Faktycznie przyszła po dziesięciu minutach, ubrana w spodnie od piżamy i już za mały sweter od babci Molly. Rzuciła torbę na podłogę i sprawdziła rękę Jamesa. Po chwili wyjęła z torby jakąś maść i posmarowała zranienie.

     – Powinno pomóc do rana – stwierdziła. – Ale idź z tym jutro do Piguły na wszelki wypadek. Co wy tu w ogóle wyprawiacie?

     – Ćwiczymy zaklęcia – wyjaśnił Derek. – Ale trochę się dzisiaj zasiedzieliśmy. Pora wracać, odprowadzimy cię do Pokoju Wspólnego, Roxy.

 

     Roxanne wyglądała na obrażoną, gdy wracała do Pokoju Wspólnego w towarzystwie trzech starszych kuzynów. Nie rozmawiała z nimi ostatnio, bo mieli swoje problemy, a ona wolała mieć święty spokój.

     – Roxy, wszystko w porządku? – zapytał z troska Kevin.

     – Tak. Tylko wszystko mnie wkurza w tej szkole.

      Przeszli przez portret i dziewczyna chciała się pożegnać, ale Derek złapał ją za rękę i poprowadził na sofę przed kominkiem.

     – Pogadajmy.

     – Teraz? Jest już prawie jedenasta, a ja mam ochotę się wyspać.

     – Tylko chwilę – poparł go James i usiadł na fotelu.

     – Możemy ci jakoś pomóc? ­­­– Kevin objął ją ramieniem.

     – Trzymajcie Rose z dala ode mnie... Chociaż robicie to w sumie ostatnio... Od kiedy potraktowałam ludzi z mojego roku eliksirem, który powoduje swędzenie, gdy chcą plotkować, mam względny spokój.

     – Tak myślałem, że to byłaś ty – Derek wyszczerzył zęby.

     – Ale jakoś nie mam ochoty przebywać z innymi ludźmi.

     – Chodź z nami do wioski w sobotę – poprosił Kevin. – Serio, nie chcemy cię na siłę uszczęśliwiać, ale jesteśmy rodziną, a ostatnio spędziliśmy mało czasu.

     – Będę pomagała Ronowi w sklepie... Część mojego całorocznego szlabanu – wyjaśniła.

     – Na pewno dostaniesz godzinkę wolnego, a wtedy siądziemy razem w Trzech Miotłach przy piwie kremowym – zadecydował James. – A teraz dobranoc.

     Wszyscy trzej pocałowali ją w głowę i ruszyli do swoich dormitoriów. Roxanne siedziała jeszcze chwilę, patrząc się w ogień. Pomyślała, że jej rodzina jest najlepsza na świecie i za nic nie zamieniłaby ją na inną.

*

     W piątek rano Derek usiadł sam przy stole Gryffindoru. Korzystając z tego, że ma trochę wolnego czasu, rozłożył przed sobą książkę i pergamin. Uznał, że popracuje trochę nad pomysłem, który przyszedł do głowy Rose. Wszystkich zdziwił fakt, że jego kuzynka tak świetnie sobie radzi, jeżeli chodzi o podstęp w walce. Gdy zaczynała kombinować, podsuwała im coraz lepsze koncepcje. A gdy Scorpius dodawał coś od siebie, wydawało się im, że mają duże szanse na wprowadzenie pomysłów w życie. Stanowili całkiem niezły taktyczny zespół, prawie jak drużyna wyspecjalizowanych aurorów – przynajmniej takie miał o nich mniemanie James, choć mogło to być spowodowane jego kompleksem słynnego ojca.

     – Znowu się uczysz?

     Podniósł wzrok i napotkał niebieskie oczy Jessicy.

     – Nie do końca. Po prostu mam wenę twórczą, więc wolę zapisać sobie wszystko, żeby nie zapomnieć.

     Pokiwała głową na znak, że rozumie. Chwilę później podeszła do nich jej koleżanka Kate, która nie była zbyt urodziwa, ale ostatnio również zaczęła zwracać uwagę na Młodego. Trochę nie podobało mu się, że przerywają jego pracę, ale chciał być miły, więc wdał się w nimi w dyskusję na temat ostatniej lekcji eliksirów.

     – Z kim idziesz w tym roku na bal? – wypaliła nagle Kate.

     – Bal? – zdziwił się.

     – River mówiła o tym wczoraj na kolacji.

     Nie było go na posiłku, bo zasiedzieli się z chłopakami na skraju Zakazanego Lasu, gdzie palili papierosy i gadali o głupotach.

     – Nie wiem jeszcze. Muszę już iść dziewczyny – posłał im uroczy, przepraszający uśmiech. – Zaraz mam zaklęcia.

     Zanim dotarł na lekcje, zatrzymały go jeszcze trzy inne uczennice. Pierwsza próbowała zagadać, druga flirtować, a trzecia od razu zapytała czy nie wybrałbym się z nią na bal. Odmówił i szybko uciekł.

     – Co ci jest? – spytał Sam, gdy już udało mu się zbliżyć do sali zaklęć.

     – Kobiety – mruknął. – Nie wiedziałem, że w tym roku znowu będzie bal.

     – Niestety. Mindy gada tylko o jakiś sukienkach i koronkach.

     Młody oparł się o ścianę z rezygnacją.

     – Kogo zaprosisz? – spytał Wood, a Jacob przesunął się, by podsłuchać ich rozmowę.

     – Nie wiem jeszcze. Ale na pewno kogoś innego niż Masterson.

     Zaśmiali się, a Atkins klepnął go w ramię. Chwilę później profesor Flitwic wpuścił ich do klasy.

*

     Albus kilkukrotnie rozważał odwołanie randki z Nicole. Wizja spotkania sam na sam z dziewczyną niemal go paraliżowała. Nie mógł zwierzyć się ani Scoropiusowi, ani Jamesowi, a już tym bardziej Rose. Poczekał więc aż Roxanne skończy starożytne runy i złapał ją zaraz po tym, jak wyszła z sali.

     – Co tam u mojego ulubionego rodzinnego przegrywa? - zagadnęła go, gdy chwycił jej przedramię i pociągnął w stronę okna.

     – Jestem umówiony jutro z Nikki.

     – Wiem, Rose mi mówiła.

     – I nie wiem jak się z tego wykręcić.

     – Nie lubisz jej? – zdziwiła się.

     – Jasne, że lubię, ale to DZIEWCZYNA.

     – Rany, Al, powinieneś dostać Order Merlina za spostrzegawczość.

     Westchnął. Ona też go nie rozumiała.

     – Nie umiem... w randki... No wiesz...

     – Jak masz się nauczyć jeżeli nigdy nie próbowałeś? Ona na ciebie leci, więc ci wybaczy jak się wygłupisz.

     – O czym mam w ogóle z nią gadać?

     – O tym, co zawsze. Znasz ją od sześciu lat – wciąż wyglądał na przerażonego. – To tylko wyjście do Hogsmeade, a nie walka ze śmierciożercami. Jak będzie bardzo źle to znajdziesz Malfoya i resztę i posiedzicie razem. Godzinę chyba sam z nią wytrzymasz, nie?

     – Mam nadzieję.

     Klepnęła go w plecy z uśmiechem pełnym otuchy.

*

     Amanda weszła do gabinetu Harrego. Podniósł głowę i uśmiechnął się do niej.

     – Masz coś nowego? – spytał z nadzieją.

     – Nie… I chyba musimy wymyślić nowy plan… Udawanie, że nadal się jest pod wpływem Imperiusa to jedno, ale oni raz na jakiś czas rzucają go znowu i coraz gorzej idzie mi przezwyciężanie tego. Ostatnio słabiej się czuję.

     – I nie przypomniałaś sobie tego, co ci wymazali z pamięci?

     Rzuciła mu gniewne spojrzenie.

     – Skoro wymazali to tego nie ma, mówiłam ci milion razy.

     – Wytrzymaj jeszcze chwilę, może uda się czegoś dowiedzieć.

     Wstała od biurka i uznała, że już wyjdzie. W drzwiach minęła Dracona, który od razu zauważył, że jest jakaś bledsza, zmęczona, może chora?

     – Co z Amandą? – spytał Harrego.

     – A co ma być? – jego szef ewidentnie przestał widzieć problemy wokół siebie.

 

     Malfoy uznał, że sam musi wziąć sprawy w swoje ręce. Nie miał ochoty znów paradować przez Dolinę Godryka, więc zrobił coś, co jeszcze bardziej było do niego niepodobne – deportował się pod Magiczne Dowcipy Weasleyów. Od razu podszedł do lady, starając się nie zwracać uwagi na te wszystkie kolorowe pudełka i irytujące wystrzały. Bliźniacy obsługiwali klientów.

     – Możemy pogadać? – zwrócił się do Freda. – Ważna sprawa, chodzi o twoją żonę i Pottera.

     – Czyżby przyprawiała ci rogi ze świętym Harrym Potterem? – zażartował George.

     – Gorzej – uciął Draco.

     Fred nie był zadowolony, ale poprowadził mężczyznę na zaplecze.

     – Nie wiem czy Amanda ci mówiła, ale była kilka dni pod wpływem Imperiusa – mina Freda wskazała, że raczej nic o tym nie wiedział. – Zdjęliśmy urok, ale teraz jest co jakiś czas atakowana przez Swana albo inną szuję i zaczyna ją to niszczyć.

     – Widziałem, że zrobiła się trochę słabsza, ale motywowała to zmęczeniem. Powiem jej, żeby natychmiast rezygnowała z tej roboty u Swana.

     – Żeby cię jeszcze posłuchała – zakpił Draco. – Przecież chyba powinieneś znać swoją żonę najlepiej, jak się jej powie, że nie da rady, to ci udowodni, że da, nieważne jakie będą konsekwencje.

     – To co, mam ją w domu zamknąć?

     – Lepiej ubić Pottera, bo ten zaczyna zmienić się w potwora, ma gdzieś, co dzieje się z jego ludźmi, byleby sprawę zamknąć do końca… Sam bym go zabił, ale miałbym dożywotni zakaz wykonywania zawodu, a jak ty to zrobisz, to cię wybronię… A jak zrobisz to porządnie, to może dostaniesz zniżkę za usługę – poklepał go po ramieniu.

     – Bardzo zabawne. Pójdę dziś do Pottera i powiem mu, co o nim myślę… I dzięki, że mnie ostrzegłeś, same problemy z tymi babami.

*

     Fred czekał na Amandę. Wróciła z pracy o dwudziestej i jak zwykle powitała go buziakiem w policzek. Chciała się uśmiechnąć, ale jej oczy wcale nie wskazywały na zadowolenie, była blada i zmęczona.

     – Kolejny Imperius? – spytał bez ogródek.

     – Rozmawiałeś z Harrym? – widać było, że jest zaskoczona.

     – Nie, z Malfoyem.

     – Draco? Rozmawiacie ze sobą?

     – Nie lubię go, ale zaczynam mieć wrażenie, że odkąd został adwokatem, to stał się bardziej ludzki niż Potter.

     Zastanowiła się chwile.

     – Może coś w tym być.

     – Jak długo masz jeszcze zamiar to ciągnąć?

     – Chyba zbyt długo nie będę w stanie – przyznała ze smutkiem. – Odkąd dowiedziałam się czegoś, czego nie powinnam stali się bardziej ostrożni, a Swan dowala mi jakąś dziwną robotę. Wolałabym już chyba jechać na misję, niż dalej siedzieć w jego biurze. Ale za to moja matka jest dumna, że zostałam zastępcą ministra. Uważa, że to godna praca… W ogóle to rozmawiałam dziś z Bartonem – zmieniła temat. – Podobno odkrył, że Młody, Kev, Jim, Al, Sabrina, Scorpius i Rose założyli coś w stylu GD i ćwiczą zaklęcia wieczorami. Powiedział, że chciał interweniować, ale skoro chodzi o dzieci moje, Pottera i Draco to nie wie, czy powinien – zaśmiała się.

     – Zawsze uważałem, że straszna ciota z niego. Co mu powiedziałaś?

     – Że musi zastanowić się, czy ważniejsza jest dla niego posada nauczyciela, czy aurora. Chyba się przejął.

     – To uważasz, że dobrze, że rzucają na siebie uroki po nocach?

     Wzruszyła ramionami.

     – Jak im się wielka krzywda nie dzieje, to niech się dokształcają.

*

     Kiedy wychodzili do Hogsmeade, ciągle mieli wrażenie, że dziewczyny się na nich gapią. Tylko Sam i Kevin mieli spokój, bo żeńska cześć szkoły wiedziała, że są już zajęci.

     – Chyba pora sobie znaleźć dziewczynę – mruknął Derek.

     – Żartujesz? – spytał James. – Przecież to świetne, że wszystkie na nas lecą.

     – Można je spławiać – dodał Jacob. – Julia z czwartego roku jest na mnie zła, bo powiedziałem, że się z nią umowie jak pozbędzie się monobrwi.

     Chłopaki ryknęli śmiechem. Tylko Kevin pokręcił głową z rezygnacją.

     – Patrzcie, jest Albus – roześmiał się Potter.

     Faktycznie, Ślizgon stał z Nicole niedaleko kawiarni i wyglądał jakby kompletnie nie wiedział, co ma robić. Dziewczyna była wyraźnie rozbawiona i pierwsza otworzyła drzwi do lokalu. Po drugiej stronie ulicy stali Ślizgoni i zaśmiewali się z tej sytuacji. Sabrina była z nimi, ale rozglądała się wokół niepewnie. Derek pierwszy do nich podszedł.

     – Co macie w planach? – zagadnął.

     – Czekam na mojego dostawcę alkoholu – odparł Scorpius. – Nie, nic wam nie załatwimy.

     – Wal się Malfoy – prychnął Młody – A ty, Blondi? – zwrócił się do dziewczyny.

     – Ja? ­– spytała zaskoczona, bo wyrwał ją z zamyślenia.

     – Czekasz na Cartera? – próbował zgadnąć Dorian.

     Pokręciła głową. Chociaż tak naprawdę martwiła się, że Troy zobaczy ją z Jackem i się obrazi. Młody auror chodził po wiosce, ale ciągle posyłał jej krótkie spojrzenia, które bardzo ją peszyły. Na dodatek chwilę temu miała niemiłe spotkanie ze Swanem, który chyba był na nią zły. A teraz jeszcze napatoczył się Młody.

     – O, Rose – ucieszyła się nagle. – Idę z nią pogadać.

     Chłopaki byli mocno zdziwieni, gdy niemal pobiegła w stronę prefekt Ravenclawu. Rose jak zawsze szła sama, ubrana w czerwony, włochaty płaszcz.

     – Weasley – Sabrina chwyciła ją za ramię.

     – Malfoy?

     – Potrzebuje twojej pomocy – zawahała się, a ruda nie spuszczała z niej badawczego spojrzenia. – Za piętnaście minut mam spotkać się z aurorem w Trzech Miotłach. Proszę, zrób coś, by nikt nas nie widział.

     Rose założyła ręce i wyglądała jakby chciała ją wyśmiać. Ale po krótkiej chwili kiwnęła głową.

 

     Sabrina zgubiła swoich znajomych w okolicach poczty i pobiegła do Trzech Mioteł. Na szczęście nie było tam jeszcze nikogo. Zauważyła jedynie znudzoną Rose przed lokalem.

    – Cześć – ożywił się Jack. – Już myślałem, że mnie wystawisz.

     – Przepraszam za spóźnienie. Zamówię sobie tylko piwo.

     – Ja to zrobię – uśmiechnął się do niej i poszedł do lady po napój.

     Dziewczyna opadła na krzesło, ale siedziała dość niecierpliwie, wciąż zerkając w stronę drzwi.

 

     Auror był całkiem w porządku, ale czuła się trochę niepewnie, bo jednak był dużo starszy.

     – Dlaczego w ogóle zaprosiłeś mnie tutaj? – wypaliła nagle.

     Spojrzał na nią i uśmiechnął się jakoś dziwnie.

     – Nudzi mi się czasem w Hogwarcie. A ty ze wszystkich dziewczyn jesteś najbardziej dojrzała.

     – Aha – palnęła tylko.

     Rozmowa była raczej sztywna, co spowodowane było mocnym zdenerwowaniem blondynki. Już wiedziała, że raczej nic z tej znajomości większego nie będzie, bo ciężko spotykać się z pracownikiem ojca i to jeszcze ochroniarzem szkoły. Zresztą miała dziwne wrażenie, że mężczyźnie chodzi o coś więcej. Już całkiem bez skrępowania patrzył się na jej biust, a ona udawała, że tego nie widzi.

     Rose odwróciła się do okna i Sabrina szybko wyłapała jej wzrok. Domyśliła się, że ktoś się zbliża. Weasley dostrzegła swoich kuzynów i ich znajomych z daleka. Byli najgłośniejszą ze wszystkich grup. Dała znać Malfoyównie, żeby się ewakuowała, a potem sama ruszyła w stronę znajomych, by zorganizować jej więcej czasu na ucieczkę. Już z daleka uśmiechnęła się drwiąco do Scorpiusa, żeby go sprowokować. Nie było to wcale takie trudne.

     – Zgubiłaś się Weasley? – spytał z udawaną uprzejmością.

     – Nie, po prostu światło się odbija od tej twojej czupryny i razi mnie w oczy.

     – Więc się odsuń – syknął.

     – Myślałam, że wampiry wychodzą tylko w nocy – kontynuowała. Zaczynało się zbierać coraz więcej gapiów, bo ostatnio sprzeczki Weasley–Malfoy dziwnie ustały, a ludzie zdecydowanie lubili je oglądać.

     – Stęskniłaś się, co, Weasley? Może znowu mam cię...

     Nie dokończył, bo dziewczyna szybko machnęła różdżką i stracił głos. Ciskała w jego stronę gromami z oczu. Sabrina dyskretnie wyjrzała przez okno, a potem poinformowała Jacka, że przed pubem zrobiło się zamieszanie i zasugerowała, że powinien interweniować. Gdy wyszedł, odczekała kilkanaście sekund, a później opuściła lokal tylnym wyjściem i wymieszała się w tłum gapiów.

*

     Nie wiedziała jak udało jej się uniknąć sensacji pod tytułem „randka z aurorem", ale miała pewność, że musi odwdzięczyć się Rose. Ta jednak zniknęła szybko i nawet nie zdążyła jej podziękować.

     – Ej, gdzie byłaś? – Dorian zobaczył ją pierwszy i oskarżycielsko wycelował w nią palcem. – Zniknęłaś na dobre czterdzieści minut.

     – Zostawiliście mnie, a ja spotkałam Anne, zagadałyśmy się i potem nie mogłam was znaleźć – skłamała gładko, wzruszając ramionami, by dodać swojej wypowiedzi więcej wiarygodności.

     Ślizgonowi to wystarczyło, ale Derek wbijał w nią spojrzenie i mogła dać sobie rękę uciąć, że jej nie uwierzył.

     – Co tu się stało? – zmieniła temat.

     – To wszystko przez tą nawiedzoną Weasley – poskarżył się Scorpius, który już odzyskał zdolność mówienia.

     – Wolałem jak nie mogłeś gadać – rzucił James. – Chodźmy na piwo.

     – Zwaliło się tam już pół szkoły – zauważył Sam. – Ciężko będzie znaleźć wolny stolik.

     – To chodźmy pod Chatę - zaproponowała Sabrina.

     – Mamy już zapas alkoholu – zauważył Stocker. – Napijemy się trochę, żeby się rozgrzać.

     – Zapomnij - prychnęła Malfoyówna. – Nie chcę znowu stracić odznaki... Albo w sumie to nie najgłupszy pomysł –  zmieniła zdanie, bo dostrzegła Jacka, który chyba szukał jej wśród grup uczniów.

     Przeszli całą bandą na skraj wioski. Pod Wrzeszczącą Chatą nie było nikogo, bo odkąd okazało się, że dom nie jest nawiedzony, stracił mocno na zainteresowaniu. Usiedli w kółku i Scorpius wyjął z torby butelkę. Podawali ją sobie po kolei.

     – Z kim idziecie na bal? – zagadnął Sam.

     – Z Olivią – odparł Dorian.

     – Byłem z nią w zeszłym roku – zauważył Malfoy.

     – A ty Blondi? – zwrócił się do niej James. – Chyba nie ze Swanem?

     Pokręciła głową, a blond loki spłynęły jej na ramiona. Zarzuciła je do tyłu. Jej ruchy były dosyć nerwowe, bo chłopaki wbili w nią zaciekawione spojrzenia.

     – Pewnie z Carterem – stwierdził Atkins.

     – Jeszcze nie wiem – mruknęła. – A wy?

*

     Sabrina była trochę zmieszana, gdy wracała do zamku z chłopakami. Wszyscy byli w zbyt dobrych nastrojach, pobudzeni alkoholem i martwiła się, że zaraz przyłapie ich jakiś nauczyciel. Dla bezpieczeństwa postanowiła trzymać się trochę za nimi. Po chwili dołączył do niej Derek. Włożył ręce w kieszenie spodni i szedł w milczeniu, co jakiś czas rzucając jej ukradkowe spojrzenia.

     – Blondi? – zagadnął nagle.

     – No? – spytała, bo wyrwał ją z zamyślenia.

     – Nie chcesz iść na bal ze mną?

     – Z tobą? – zdumiała się.

     Wzruszył ramionami.

     – Ok – zgodziła się niepewnie.

*

     – Co jest Al? – spytał Kevin, gdy zobaczył kuzyna przechodzącego przez korytarz. Wyglądał na bardziej przygnębionego niż zwykle.

     Potter podniósł głowę. Na ziemi pod ścianą siedział jego brat i dwóch kuzynów.

     – Nie wiem jak zaprosić Nicole na bal.

     Chłopcy wlepili w niego zdziwione spojrzenia.

     – Przecież byliście niedawno na randce.

     – I właśnie nie wiem czy się jej podobało, czy tylko z grzeczności powiedziała, że było fajnie.

     – To jak ją zaprosisz to się dowiesz, czy dalej chce się z tobą spotykać.

     – A wy z kim idziecie?

     – Z Sally oczywiście.

     – Z Masterson.

     – Co kurwa? – Derek zszokowany popatrzył na Jamesa.

     – Zerwała z tym kretynem, co nawet w tłuczka porządnie rąbnąć nie potrafi, to ją zaprosiłem.

     – Życie ci niemiłe? – Al również był w szoku.

     – Podobno zna się na rzeczy, więc liczę, że za tą przysługę coś mi się w zamian dostanie… Młody, nie masz pretensji?

     Derek pokręcił głową.

     – Jestem w takim szoku, że nie.

     – To kogo w końcu ty zaprosiłeś?

     – Blondi.

     – To dopiero szok. Ale przynajmniej przestałem przejmować się zaproszeniem Nicole.

     – To idź to już zrób – Kevin pchnął Albusa. – Powodzenia.

     – Nie dziękuję. Cholernie to wszystko upierdliwe.

*

     Sabrina wciąż chodziła zamyślona. Kiedy któregoś dnia snuła się po korytarzu złapał ją Troy. Spojrzała na niego trochę nieprzytomnym wzrokiem.

     – Wszystko w porządku? – zmartwił się.

     – Tak, tak – zapewniła. – Po prostu mam dużo na głowie.

     – Szukałem cię, bo chciałem pogadać o balu.

     – Balu?

     – Zastanawiałem się, czy nie chciałabyś ze mną iść.

     – Chętnie – zawahała się, coś sobie uświadamiając. – Ale nie mogę – jęknęła. – Zgodziłam się już iść z Młodym.

     Chłopak zdawał się być równocześnie smutny, zawiedziony i zły. Zrobiło się jej strasznie żal i wstyd. Powinna była poczekać, aż to właśnie on ją zaprosi.

     – No nic – odparł. – Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawiła z Weasleyem.

     Chciała mu coś jeszcze powiedzieć, ale za bardzo nie wiedziała co, a on się pożegnał i odszedł.

*

     Rose i Roxanne siedziały w bibliotece. Młodsza odrabiała kolejną część swojego szlabanu, pisząc esej dla dyrektorki na temat kilku wybranych punktów z kodeksu prawnego czarodziejów. Starsza czytała Historię Hogwartu i notowała coś zawzięcie. Roxanne była pewna, że Rose zna już ją na pamięć, więc była zdziwiona, że jeszcze czegoś może się z niej dowiedzieć.

     – Z kim idziesz w końcu w sobotę? – spytała córka Hermiony.

     – Sama. Miałam w ogóle nie iść, ale River uznała, że powinnam brać udział w życiu szkoły. A ty?

     – Też sama. Miałam nie iść, ale jestem prefektem, więc muszę.

     – To przynajmniej będę miała towarzystwo.

*

     Kevin podszedł od tyłu i zasłonił Sally oczy.

     – Zgadnij kto to?

     – Tony? Nie tutaj, bo Kevin może nas zobaczyć.

    – Bardzo zabawne – Weasley usiadł naprzeciwko swojej dziewczyny. – Co czytasz?

     – O wykopaliskach przeprowadzanych w Egipcie. Odnaleźli szczątki trolla, który prawdopodobnie walczył po stronie goblinów podczas drugiej wojny z czarodziejami – podsunęła mu gazetę pod nos, ale wcale nie sprawiał wrażenia, jakby go to interesowało, złapał za kosmyk jej włosów i zaczął się nim bawić.

     – Może przerwiesz na chwilę i pójdziesz ze mną na spacer?

    – Myślałam, że chciałeś pograć w eksplodującego durnia z Jamesem Potterem.

     – Wolę ten czas spędzić ze swoją śliczną dziewczyną.

     Zrobiła się jak zwykle czerwona na twarzy. Zaczynało go już to trochę irytować, ponieważ myślał, że w końcu przejdzie jej to dziwne zawstydzenie. Podniósł z ziemi jej torbę i zarzucił ją na ramię.

     – No chodź – pociągnął ją w stronę drzwi wyjściowych.

     Szli przez błonia trzymając się za ręce.

     – To powiesz mi wreszcie, czemu znów masz jakieś opory żeby się chociaż przytulić? – spojrzał jej w oczy, gdy doszli na skraj Zakazanego Lasu i już było pewnym, że nikt ich nie zobaczy. – Na wakacjach przecież wszystko było w porządku.

     Wlepiła wzrok w ziemię, ale jednym mocny ruchem podniósł jej głowę do góry.

     – Słyszałam jak Amy mówiła do Ruby, że nie wie jak możesz ze mną być i to na pewno jakiś głupi zakład albo po prostu żart.

     – I w to uwierzyłaś? – spytał ze złością.

     – W to, że mógłbyś mnie tak potraktować to nie, ale one mają rację, kiedy wątpią w to, że możesz chcieć być z kimś takim jak ja… Po prostu zasługujesz na kogoś ładniejszego i fajniejszego.

     – Dlaczego ty się tak przejmujesz swoim wyglądem? Milion razy mówiłem ci, że właśnie taka mi się podobasz.

     – Ale mnie nikt nie uważa za najfajniejszą dziewczynę w szkole, a ciebie za najfajniejszego chłopaka już tak.

    – Ja uważam ciebie za najfajniejszą dziewczynę w szkole i to ci powinno wystarczyć.

     Znów się zarumieniła, ale tym razem nie uciekła wzrokiem. Uznał to za dobry znak, więc wpił się mocno w jej usta, by nie zdążyła znów znaleźć jakichś powodów do odsunięcia się. Najpierw ją zatkało, ponieważ nigdy się tak nie całowali, ale pomyślała, że akurat ten chłopak na to zasługuje, więc oddała pocałunek. Nie wiedziała ile to trwało, ale było bardzo przyjemne. To właśnie ją w tej chwili obejmował, całował i gładził po włosach Kevin Weasley, a nie jakąś Amy czy Ruby. Stwierdziła, że nie ma nic do stracenia, więc zaczęła palcami jeździć po jego szyi, a drugą dłonią przeczesywać mu włosy. Chyba mu się to podobało, bo nie pozwolił jej się odsunąć. Dopiero po jakiś pięciu minutach oderwał się od jej ust, dał jej szybkiego buziaka w czoło, a potem zrobił krok w tył, by móc spojrzeć jej w oczy.

     – Jesteś wspaniała i kocham cię właśnie taką.

     I jeszcze wyznał jej miłość. Nigdy nie czuła się wspanialej.

*

     Jen długo się zbierała, żeby pogadać z Derekiem. Zresztą nie było łatwo złapać go samego, bo jak zwykle otaczały go grupy przyjaciół. Czasami odnosiła wrażenie, że okropnie jest być młodszą siostrą popularnych chłopców. W końcu stwierdziła, że nie ma na co czekać i podeszła do Młodego, gdy stał z kumplami.

     – Cześć, coś się stało? – spytał zdziwiony, bo raczej rzadko ze sobą rozmawiali. Nawet poczuł wyrzuty sumienia, jak o tym pomyślał.

     – Możemy pogadać?

    – Jasne.

     – Mam iść z wami? – Kevin widocznie pomyślał o tym samym, co brat, bo przestał przytulać Sally.

     Jen tylko wzruszyła ramionami, modląc się, by szybko z nią poszli, zanim zrobi się czerwona. Doszli na róg korytarza.

     – Co się dzieje? – Kevin objął ją ramieniem.

     – Bo jestem już w trzeciej klasie – zaczęła niepewnie, a chłopcy wymienili spojrzenia. – I moje koleżanki idą na bal, bo znalazły sobie partnerów, a mnie nikt nie zaprosił i…

     – Czujesz się gorsza? – zgadł Derek.

     Jej policzki zaczęły się rumienić, a bracia uznali, że chyba muszą jej pomóc.

     – Pogadam z Jacobem, jak nadal nie będzie miał żadnej partnerki, to cię z nim wkręcimy.

     – Dzięki – na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech. Odchodziła z uczuciem, że spadł jej z serca ogromny ciężar.

     – Ale wiesz, że wtedy całą imprezę będzie musiała siedzieć z nami? – spytał Kevin.

     – Wiem, ale żal mi się jej zrobiło. Zresztą może pójdzie do koleżanek, kto mówił, że będzie chciała czas spędzać z Jacobem?


Przypominamy, że w następną sobotę kolejna cześć historii Draco. Przepraszamy za wszelkie opóźnienia, zwłaszcza te na wattpad, ciężko wszystko ogarnąć. Miłego tygodnia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz