Rozdział 22

     Choć Harry Potter był naprawdę kiepski w rozszyfrowywaniu kobiet, dziś nie miał wątpliwości, że coś się stało. Amanda przeszła bez słowa przez jego biuro i zamknęła z trzaskiem drzwi po lewej. Szef aurorów zastanawiał się przez chwilę, czy nie pójść za nią, ale ostatecznie uznał, że pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć.

     Dracon przyglądał się w milczeniu kobiecie, która nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem, tylko od razu usiadła za swoim biurkiem i zaczęła przerzucać jakieś mapy. Przez kolejne pół godziny starał się to ignorować, bo w sumie podczas pracy rzadko ze sobą rozmawiali. Jednak sytuacja z dnia poprzedniego zbyt jeszcze była świeża w jego pamięci, by mógł z łatwością nie zwracać uwagi na koleżankę.

     – Będziemy zachowywać się jak dzieci? – spytał, odkrywając na chwilę wzrok od swojego przemówienia.

     Podniosła głowę, oczy miała jakby nieobecne i chwilę zajęło jej przetworzenie sensu słów. "No tak" – pomyślał Draco – "wpadła w swój typowy stan pracoholizmu".

     – Nie. Myślę, że możemy udawać, że nic się nie stało.

     Przyglądał się jej badawczo. Ta kobieta, o ironio, okropnie go intrygowała. Nie był głupi, wiedział w jakim są położeniu, ale nie mógł zaprzeczyć swojemu męskiemu instynktowi.

     – Jasne – odpowiedział w końcu. – Nie powiem twojemu Weasleyowi, przecież właściwie nic się nie stało.

     – Dokładnie, tak trzymaj.

     Znów zaczęła grzebać w papierach. "Jak jakiś zaprogramowany, mugolski robot" – myślał Draco – "to chyba trochę niezdrowe".

     – To co, pogodziłaś się z mężem? – właściwie nie widział po co o to pyta. Zresztą znal odpowiedź. Wszyscy Gryfoni są tacy sami.

     – Mniej więcej wszystko wróciło do normy – wreszcie spojrzała mu w oczy. – A czemu cię to tak interesuje?

     – Cóż... zastanawiam się, czy w takich długoletnich związkach nie wieje czasem nudą...

     – W jakich kwestiach?

     Podniósł sugestywnie brwi, a ona tylko przewróciła oczami.

     – Rozumiem, że u ciebie to tak jedna partnerka maksymalnie na dwa razy – rzuciła niedbale. Dawno nie rozmawiali bez żadnego skrępowania.

     Draco powinien był  w tym momencie zapodać jakąś kąśliwą uwagę, ale milczał, co kobietę mocno zaintrygowało. Myślała przez chwilę, a jej oczy nagle rozszerzyły się ze zdziwienia.

    – Nic od śmieci Astorii? – spytała z niedowierzaniem.

     – Czemu cię to tak dziwi? – nie wyglądał na zmieszanego ani złego.

     – Po prostu wydawało mi się, że przystojnemu, bogatemu adwokatowi–aurorowi niejedna chciałaby pomóc... w zaspokojeniu potrzeb.

     Zaśmiał się.

     – Z tym masz rację... A skoro o tym rozmawiamy, Weasley był jedynym? – uśmiechnął się złośliwie, co oznaczało, że ich relacja wraca na właściwe tory.

     – Tak. I odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie – wcale nie musi wiać nudą.

     – Czyli wierzysz, że on żadnych skoków w bok nie miał? Przecież zawsze był... lekkoduchem.

     Zbił ją z tropu. W sumie nigdy nawet nie przyszła jej taka myśl do głowy. Wierzyła w wierność męża i żadne pieprzony Malfoy nie sprawi, że to się zmieni.

     – Odkąd jest ze mną na pewno z żadną inną – powiedziała pewnie.

     – Spoko, ale jakby coś się kiedyś zmieniło, to wiesz, gdzie mnie znaleźć – nie zdążył uchylić się przed atramentem, ale jej wściekły wyraz twarzy mu to wynagrodził.

*

     Większość szkoły nie wstała rano na śniadanie, przyszli dopiero na lunch. Sabrina wyglądała na bardzo zmęczoną, ale na szczęście eliksir przeciwbólowy uratował ją przed bólem głowy i mięśni po zabawie. Kiedy tylko przekroczyła próg Wielkiej Sali, odszukała wzrokiem Młodego. Siedział jak zawsze w otoczeniu wielu znajomych. Ona dosiadła się do Doriana i Scorpiusa.

     – Jak się czujesz? – spytał jej brat.

     – Jest ok – zapewniła. – Macie jakiś plan na dzisiaj?

     – Odpoczynek – stwierdził Stocker. – A ty?

     – Pójdę pewnie potem do biblioteki – wzruszyła ramionami.

     Przysunęła sobie talerz z kanapkami i kubek z kawą. Uśmiechnęła się do Troya, który akurat obok nich przechodził. Skinął jej głową.

     – Słyszeliście, że podobno Masterson i Potter się wczoraj ze sobą przespali? – pojawiła się Anne.

     – Oboje są łatwi – mruknął Scorpius.

*

     Choć po balu uczniowie musieli wrócić do dawnego trybu życia, nie wszyscy byli z tego powodu zadowoleni. Lily przez dwa tygodnie chodziła obrażona na swoich braci, że wykluczyli ją z imprezy w Pokoju Życzeń, po szkole krążyła już plotka, że Albus z Nicole są parą (czemu nikt nie zaprzeczał, ponieważ jak to czasem z plotkami bywa – okazują się prawdą), a Sabrina wciąż rozpamiętywała chwile z czterema mężczyznami. Największą zagadką pozostawała kwestia Rose – Scorpius. Któregoś wieczoru Albus stwierdził, że musi się dowiedzieć jak się sprawy mają, więc zatrzymał swojego przyjaciela (wiedział, że z kuzynki nic nie wyciągnie).

     – No co? – Malfoy wzruszył ramionami. – Kręci mnie, ale wiem, że cały czar by prysł, gdybyśmy zaczęli się spotykać i przestali kłócić.

     Potter, dopiero ogarniający sprawy damsko–męskie, nie połapał się, o co dokładnie Scorpiusowi chodzi, więc tylko skwitował, że są pojebani i więcej nie drążył tematu.

     Na początku grudnia grupa przyjaciół uznała, że czas wrócić do wspólnych lekcji obrony, ponieważ wszyscy za tym tęsknili. I choć relacje Jamesa i Kevina trochę się pogorszyły po rewelacjach z Masterson tego pierwszego, a Sabrina i Derek starali się udawać, że nic między nimi się nie wydarzyło, to umówili się na poniedziałkowy wieczór. Wszystko szło dobrze do czasu, aż Potter nie rzucił jakiegoś silnego zaklęcia w Kevina tak, że ten odleciał kilka stup i przywalił w ławki.

     – Powaliło cię? – Derek podbiegł do brata, żeby sprawdzić czy nic mu nie jest. Wealsey z trudem wyzbierał się z ziemi i łypnął gniewnie na kuzyna.

     – Te spotkania z Masterson chyba mózg ci wyprały.

     – Zazdrościsz, bo twoja dziewczyna nie pozwala ci na nic więcej poza trzymaniem się za ręce.

     Dawno nikt nie widział Kevina tak bardzo wzburzonego. Podszedł do Jamesa i przywalił mu z pięści w twarz.

     – Nie waż się czepiać Sally.

     – To ty odwal się od Rebeccy.

     Mierzyli się przez chwilę wzrokiem, a później Kevin chwycił torbę i wyszedł z klasy.

     – To chyba byłoby na tyle, skoro nasza ostoja spokoju właśnie sobie poszła – zakpił Scorpius, a Sabrina walnęła go w ramię.



*

     Kevin z Jamesem przestali ze sobą rozmawiać. Poza tym ten drugi zaczął oddalać się od przyjaciół przez ciągłe schadzki z Masterson. Derek uważał, że nie ma czym się przejmować, ponieważ było tylko kwestią czasu, aż Potter przejedzie się na dziewczynie i wróci z podkulonym ogonem. Natomiast Kevin był nieugięty, co było o tyle dziwne, że zwykle złość przechodziła mu bardzo szybko. W końcu jego brat uznał, że chyba musi z nim porozmawiać. Na początku grudnia wyciągnął go na spacer. Starszy Wealsey nie był zachwycony, ponieważ pogoda się popsuła, było wietrznie i kropiło.

     – Czemu tak bardzo jesteś cięty na Jamesa?

     Kevin nie odpowiedział od razu. Zastanawiał się chwilę nad doborem odpowiednich słów.

     – Nie wiem. Po prostu nie widzę w nim ostatnio tego Jamesa, z którym przyjaźniłem się od małego. Rozumiem, że ludzie się zmieniają, ale on przegina. Najpierw ta ciągła chęć pokazania Harremu jaki to nie jest świetny, a to jeszcze mogłem zrozumieć, choć drażniło, ale jak teraz widzi w dziewczynach tylko obiekt pożądania, a nie wartościowego człowieka, to już chyba nie mamy o czym rozmawiać.

     – Wiesz jaka jest Masterson, potrafi omamić. Jakoś nie skreśliłeś mnie, kiedy się z nią spotykałem w zeszłym roku.

     – Ale teraz przynajmniej kręcisz się tylko przy całkiem normalnych dziewczynach.

     – A twoja relacja z Sally?

     – Jest w porządku.

     – Więc to co powiedział James podczas waszej kłótni w klasie zaklęć, to nie była prawda?

     – To akurat nie twój interes.

*

      Kiedy ktoś spytał Sabrinę o jej najgorszy moment życia, bez namysłu odpowiadała, że siódmy dzień grudnia. Wróciła z zielarstwa, zmarznięta i głodna, a pierwszą osobą, na którą wpadła była Rebecca Masterson. Na domiar złego rozmawiała z Marcusem i Troyem. Od razu wydało jej się to Malfoyównie dziwne. Po chwili pojawił się również Derek, który zrobił zaskoczoną minę, gdy zobaczył tą niestandardową grupę. Sabrina od razu przeczuła kłopoty, więc próbowała ich wyminąć.

     – Jest największa szkolna suka – powiedziała z uśmiechem Masterson. – Opowiadałaś już swoim chłopakom, jak im rogi przyprawiasz?

     – Przestań pierdolić – wykurzyła się Sabrina. – Nie wiem o co ci chodzi.

     – O twoje randki z Młodym. A mówiłaś mu, że rozłożyłaś nogi przed aurorem?

     Nagle w holu zrobiło się jakoś dziwnie dużo ludzi. Ślizgoni i Derek patrzyli na nią, każdy z inną miną.

     – To kłamstwo! Przed nikim nie rozkładałam nóg!

     Sabrina czuła, że płonie. Najbardziej zabolał ją wzrok Troya, miała ochotę się rozpłakać.

     – Odwal się od niej Masterson – powiedział w końcu Derek. – Każdy wie, że największą dziwką w tej szkole jesteś ty.

     Nikt nie zauważył zaklęcia, które poleciało w jego stronę, aż do momentu, gdy Młody wylądował na posadzce. Z tłumu uczniów wyszedł James. Prawdopodobnie sytuacja rozwiązałaby się w nieciekawy sposób, ale Rose zdążyła zareagować i rozgonić towarzystwo. Sabrina skorzystała z okazji i pobiegła do Pokoju Wspólnego. Przebiegła przez salon i jak burza wpadła do swojego dormitorium.

     Nie pojawiła się ani na lunchu, ani na zajęciach popołudniowych. Nicole z Anne poinformowały Ślizgonów, że nie chce z nikim rozmawiać. Plotka o romansie Sabriny z trzema uczniami i jednym aurorem szybko rozeszła się po szkole.

     – To bzdury – wykurzyła się Nicole. – Największa to ta ze Swanem, Brina nawet z nim nie rozmawia.

     – A Weasley? – wkurzył się Scorpius. – I ten cały auror.

     – Spotkała się z nim w Hogsmeade – powiedziała Rose, która akurat słyszała ich wymianę zdań.

     Scorpius zrobił się nagle czerwony, co było rzadkością na jego bladej skórze.

      – Moja siostra przespała się z tym gościem?!

     – Spotkała, a nie przespała – poprawiła ruda.

     – Masterson dużo przekręciła – powiedziała Nicole. – Teraz mam wyrzuty sumienia, bo ostatnio mało rozmawiałam z Briną o jej problemach sercowych... Ona się trochę nie mogła zdecydować. Ale na pewno z nikim nie spała, powiedziałaby mi o tym.

     – Nie byłbym tego taki pewien – mruknął Dorian.

     – A ja uważam, że z Młodym to całkiem prawdopodobne – odezwał się Albus. – Wiecie jaki jest Derek, a poza tym bronił jej, więc...

     Spojrzeli po sobie, a Malfoy ruszył korytarzem.

     – Dokąd idziesz?! – krzyknęła za nim Rose.

     – Pozabijać ich wszystkich. Możesz mi już dać za to szlaban.

*

     Derek stał i rozmawiał z Jessicą w momencie, gdy znalazł go Scorpius. Ostatni raz Malfoy był tak wkurzony, gdy przez Weasleya wyciekł artykuł o jego ojcu. Złapał Gryfona za przód szaty i pchnął go do ściany, a następnie przyłożył różdżkę do jego piersi. Dziewczyna krzyknęła, ale Scorpius kazał jej zjeżdżać. Derek również powiedział, żeby poszła, bo muszą porozmawiać.

     – O co ci chodzi Malfoy? – spytał, gdy tylko Krukonka się oddaliła.

     – Przespałeś się z moją siostrą!

      – To nieprawda. Nie przeleciałem Sabriny.

      – Nie wierzę ci, że jej nie dotknąłeś!

      – Tylko się całowaliśmy.

      Scorpius wyglądał jakby chciał mu przywalić, ale nagle pojawiła się profesor Austen. Zawsze zjawiała się w momencie, gdy któryś z uczniów okazywał zbyt dużo agresji.

     – Co tu się wyprawia? Minus dziesięć punktów dla Slytherinu i Gryffindoru. I macie się uspokoić.

     Malfoy odsunął się odrobinę, a Derek kiwnął głową, że wszystko już w porządku. Nauczycielka odeszła.

     – Lubię twoją siostrę – powiedział Derek. – Nie chciałem jej skrzywdzić i wydaje mi się, ze tego nie zrobiłem.

     – Nie zbliżaj się do niej więcej. Ona nie jest jak te pozostałe idiotki, które na ciebie lecą.

     Blondyn posłał mu ostatnie wściekłe spojrzenie i poszedł sobie.

*

     Choć w drugim tygodniu grudnia spadł śnieg, a pogoda się poprawiła, więc większość uczniów spędzała wolny czas na błoniach, to wśród przyjaciół sytuacja wciąż była tak napięta, że nikt nie potrafił cieszyć się zimą i nachodzącymi świętami. Kevin i Derek nie rozmawiali z Jamesem, Albus też zaczął go unikać. Sabrina omijała wszystkich i w sumie tylko jej brat i Nicole jeszcze byli w stanie do niej dotrzeć. Sam i Jacob spędzali więcej czasu tylko we dwójkę, choć ten drugi zdawał się coś ukrywać. W końcu prawda wyszła na jaw, gdy Roxanne wpadła na niego i Jen po ciszy nocnej na korytarzu niedaleko portretu Grubej Damy. Obiecała jednak nie mówić nic braciom dziewczyny, bo wszyscy wiedzieli, że nie byliby zadowoleni ze związku trzynastoletniej siostry ze starszym kolegą. Roxy opowiedziała to któregoś dnia Alowi i Rose, bo uznała, że to jedyna część rodziny w tej szkole, z którą jeszcze dało się normalnie porozmawiać.

     – Święta w tym roku będą ciekawe – skwitował Al, który ze wszystkich dni w roku najbardziej nie lubił Gwiazdki.

     – Domi urodziła i ma być ze swoim Potworkiem – poinformowała Rose.

     – I mój stary ma się oświadczyć.

     – A w ogóle to szykuje się wypad do Hogsmeade w ostatni weekend przed przerwą świąteczną.

     – Niezmiernie nas to cieszy.

     Dosiadł się do nich Kevin. Minę miał nietęgą.

     – Co jest? – spytała dobrodusznie Roxy.

     – Widziałem Masterson… Krew mnie zalewa, gdy myślę, że ta cała pojebana sytuacja jest tylko i wyłącznie przez nią.

     – Nikt jej nie lubi, ale przecież się jej nie pozbędziemy – zauważył Al.

     – Ja tam mogę się jej pozbyć – zaoferowała się Rose.

     Chłopcy i Roxanne spojrzeli na nią pytająco.

     – Coś wymyślę, albo nie nazywam się Rose Weasley.

     – Powodzenia… będzie ci potrzebne – zakończył rozmowę jak zawsze pesymistyczny Albus.

*

     Sabrina przychodziła na lekcje i siadała sama w wolnej ławce. Nawet na transmutacji, co zdziwiło McGonagall, bo wcześniej dobierali się z Derekiem i dużo dyskutowali. Nauczycielka weszła do klasy i wyczarowała lusterka.

     – Dzisiaj liczę na to, że już każdemu uda się zmienić kolor włosów.

     Sabrina patrzyła się w swoje odbicie i nie mogła się skupić. Chociaż na wcześniejszych lekcjach z łatwością rzucała czar, teraz nie mogła nic zrobić. Czuła obrzydzenie, gdy widziała samą sobie. Rozejrzała się po klasie. Rose już była blondynką, Albus łysy, Derek miał ciemne pasemka, a Roy loki. Odłożyła lusterko, a nauczycielka odebrała jej punkty i kazała podczas przerwy świątecznej napisać esej. Następnie przeszli do nowego tematu zajęć, a Ślizgonka czuła, że robi się jej słabo. Zamknęła oczy. Gdy je otworzyła, leżała na podłodze, a wszyscy nachylali się nad nią.

     – Proszę zaprowadzić pannę Malfoy do Skrzydła Szpitalnego – rozkazała nauczycielka.

     – Dam sobie radę – odparła.

     – Ja się tym zajmę – zaoferował się Albus i pomógł jej wstać.

     Gdy wyszli z sali, Derek poczuł, że ma ochotę za nimi pobiec. Miał wyrzuty sumienia, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że Masterson zrobiła wszystko by zemścić się właśnie na nim.



*

      Gdy zakończyła się lekcja, chciał iść do Skrzydła Szpitalnego, ale wiedział, że musi trzymać się z dala od blondynki. I, że ta na pewno nie chce go widzieć. Postanowił, że zrobi wszystko by naprawić sytuację. Dlatego podczas obiadu wypatrzył przy stole Troya. Miał zamiar z nim porozmawiać. Kiedy już kierował się w tamtą stronę, przerwało mu pojawienie się dyrektorki.

      – Proszę wszystkich o zachowanie spokoju – oznajmiła na wstępie. – Wszyscy uczniowie mają kierować się razem z profesorn Vectorem na siódme piętro.

     Nikt nie rozumiał, co się dzieje. Pierwsza spytała o to Rose.

     – Nasza szkoła jest atakowana – oznajmiła McGonagall, chociaż River nie była skłonna do wyjaśnień.

     Wśród uczniów wybuchła panika, którą nauczycielka szybko opanowała, używając zaklęcia zwiększającego siłę głosu.

     – Proszę o spokój! Wszyscy uczniowie mają iść za profesor Vectorem. Prefekci mają zająć się uczniami swoich Domów.

     Gdy wypowiadała te słowa, do Wielkiej Sali wszedł Harry Potter w towarzystwie Amandy Weasley, Dracona Malfoya i kilku innych aurorów. Opiekunowie Domów zaczęli szybko prowadzić uczniów. Derek podszedł do swojego wujka. Kilka sekund później dołączył do nich Kevin, Rose, Scorpius i James.

     – Co się dzieje? – spytał najstarszy z rodzeństwa Potterów. Harry poprawił swoje okulary, patrząc ze zdziwieniem na młodzież.

     – Śmierciożercy – oznajmił. – Macie ewakuować się z resztą szkoły.

     – Możemy pomóc – odparł Scorpius.

     – Nie ma takiej opcji – przerwała mu Amanda. – Mamy niewiele czasu, więc nie przeszkadzajcie.

     Potter i Malfoy rozłożyli jakieś mapy i pochylili się nad nimi. Młodzież nie dała się zbyć. Po chwili do środka wpadł profesor Longbottom i podszedł do Szefa Aurorów.

     – Zaraz będą – oznajmił.

     – Kto? – zdziwił się Harry.

     – GD i Zakon – odparł, jakby było to całkiem logiczne.

     Sekundę później przez tłum przepchał się Albus w towarzystwie Sabriny, która nie wyglądała najlepiej.

     – Śmierciożercy? - spytał Ślizgon.

     – Macie się ewakuować – przypomniał Malfoy, patrząc z niepokojem na swoją córkę.

     Kiedy wszyscy uczniowie już wyszli, do sali wszedł Ron. Po jego prawej stornie kroczyła Hermiona, po lewej Ginny, za nimi Fred, George, Madeleine, Victorie, Ted i jakiś młody mężczyzna, Dean Thomas, Seamus Finnigan, Luna i Ralph Scamanderowie, Bill, Fleur, Louis, Andromeda oraz były minister Kingsley. Harry spojrzał na nich ze zdziwieniem, ale uśmiechnął się z wdzięcznością.

     – Niewielkie te twoje oddziały – skomentował Ron. – Pomyśleliśmy, że możemy się przydać.

     – Rose, co ty tu jeszcze robisz?! – krzyknęła Hermiona, widząc swoją córkę.

     – Będziemy walczyć – odparła Krukonka. – Mamy plan...

     – Nie ma takiej opcji – skomentowała ze złością Amanda, a potem spojrzała w bok, gdzie nagle pojawiło się więcej uczniów.

     – Pomyślałam, że możemy pomóc – powiedziała Roxanne. – Znalazłam kilku ochotników do zorganizowania pomocy medycznej.

     Za nią stali Nicole z Dorianem, Lorcan Scamander, Chris - ściągający Gryffinów i o dziwo Lily.

     Zanim ktoś zdążył to skomentować do sali wszedł pan Blue z Alex, która ciągnęła za sobą walizkę na kółkach.

     – Dobrze, że jesteś – ucieszyła się Roxy na widok swojej mamy. – Potrzebujemy twojej pomocy.

     – Wy się zajmiecie pomocą rannym – odparła kobieta. – Ja będę robiła to, co powinnam kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj jesteś żołnierzem... Ale to się może wam przydać – machnęła różdżką, a walizka urosła do rozmiarów szafy.

     – Twoja podręczna apteczka – ucieszyła się Roxanne, co ludzie skomentowali niedowierzającymi spojrzeniami.

     Nastała chwila konsternacji, która przerwała Hermiona.

     – Dzieci mają iść do Pokoju Życzeń, a gdy będzie bezpiecznie, ewakuować się ze szkoły.

     – Z całym szacunkiem – przerwała jej córka. – Ale możemy pomóc. Macie jakiś plan? Bo my tak.

     – To niemożliwe – odparł Ron. – W większości nawet nie jesteście pełnoletni.

     – Młody nawet nie ma szesnastu lat – dodał Fred.

     – Jest niezbędny – przerwała Rose.

     – Właśnie – dodał Scorpius. – Będzie przynętą.

     Te słowa spowodowały, że Amanda i Fred kategorycznie zakazali dzieciakom wykonywania ich planu. Harry musiał ich uciszyć, bo Derek, Rose, Scorpius i James byli przygotowani do kłótni. Potter spojrzał na profesora Bartona, który swoim żołnierskim głosem stwierdził, że wszyscy mają niewielkie szanse. Ilość ludzi przygotowujących się do ataku znacznie przewyższała ilość nauczycieli, dorosłych chcących walczyć, a nawet aurorów i ochronę szkoły.

     –  Potrzebujemy planu – uznał Malfoy.

     – Pomyślałem o trującym bluszczu –  wciął się Neville.

     – Święty pomysł – poparła go Madeleine. – Hodujecie go w Hogwarcie?

     – Mam trochę w swoich osobistych zasobach... Ale są małe, potrzebujemy eliksiru wzrostu.

     – Nie ma czasu na uwarzenie go – odparła ze smutkiem profesor Austen.

     – My mamy fiolkę – wypalił nagle Albus, za co Scorpius kopnął go w łydkę.

     – Po co? – zapytał Longnottom.

     – Eee... Bo Scor interesuje się zielarstwem – skłamał koślawo Potter.

     – Z całym szacunkiem, ale pan Malfoy otrzymał okropny na SUM-ach.

     – To wszystko był pomysł Ramireza – wciął się Scorpius.

     – Nieważne – przerwała profesorka eliksirów. – Potrzebujemy go.

     Po chwili do sali weszli jeszcze Percy z córkami oraz Charlie.

     – Mam nadzieję, że się nie spóźniliśmy – powiedział były prefekt naczelny.

     – Molly zgubiła różdżkę – dodał jego starszy brat.

     – Nie zgubiłam – zdenerwowała się dziewczyna. – Mama ją schowała, żebym nie mogła iść walczyć.

     Harry podrapał się po głowie. Sytuacja prezentowała się wyjątkowo nieciekawie.


Akcja wreszcie ruszy do przodu. Może nie w jakimś zawrotnym tempie, bo to do nas niepodobne, ale przynajmniej pojawi się więcej informacji o atrybutach, o których pewnie większość czytelników zdążyła zapomnieć. Młodzieńcze rozterki sercowe jednak nie będą pomagać bohaterom w ratowaniu świata. Wracamy do publikacji postów co drugi tydzień, do zobaczenia :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz