Rozdział 23

     Rose uznała, że czy to się podoba Harremu, Amandzie i Draco, czy nie, ona i tak przedstawi im swój plan. Dość konkretnie ich zainteresowała, chociaż miny mieli raczej niepewne.

     – Poradzicie sobie z takimi zaklęciami? – spytała McGonagall. – To bardzo ryzykowne. Panna Malfoy godzinę temu straciła przytomność, nie wydaje mi się, żeby była na siłach.

     – Dam radę – Sabrina odezwała się po raz pierwszy od wyjścia z sali transmutacji.

     – A czy wiesz, że jeżeli ci się nie uda to Derek może zginąć? – spytała Amanda.

     Fred i Draco spojrzeli na panią Weasley z niedowierzaniem, a blondynka się zawahała.

     – Ja ufam Sabrinie – wciął się Derek. – I wiem, że sobie poradzi.

     – Zaufanie jest bardzo ważne – przyznał Harry. – Ale nie wydaje mi się... To znaczy ja wiem, że pewnie dużo pracy włożyliście w opracowanie tego planu, ale...

     Przerwało mu pojawienie się profesora Bartona, który wyszedł dziesięć minut wcześniej. Razem z nim kroczyła szkolna ochrona, a w tym Jack.

     – Szefie – odezwał się nauczyciel obrony. – To znaczy pani dyrektor – teraz całkiem pogubiony, czy jest bardziej aurorem czy nauczycielem, odwrócił się w stronę River.

     – Gilbert, mów co się dzieje – przerwał mu Harry.

     – Nie mamy już czasu. Śmierciożercy zaczęli walkę z naszą barierą ochronną, wejdą tu za kilkanaście, może kilkadziesiąt minut.

     – Super – ucieszyła się Rose. – Co znaczy, że nie mamy czasu na inny plan. Więc Malfoy pójdzie z profesorem Longbottomem i dziewczyną wujka Georga najpierw do ich dormitorium, potem do szklarni. James pójdzie pod przejście do Hogsmeade, Kevin do klasy zaklęć, a ja, Al, Młody i Blondi do holu.

     Kiedy dzieciaki się rozeszły, Harry stanął przy mapach. Obok niego pojawił się Edmund Blue.

     – Nic z tego nie rozumiem – westchnął Potter.

     – Nie motywacja i sposób działania są ważne, a to, czy obronimy teraz szkołę… Jasne, że dobrze byłoby wiedzieć po co właściwie chcą się tu wedrzeć. Ale nie mamy na to czasu.

     – Martwi mnie też ta anonimowa wiadomość o ataku.

     – Nie udało się wam jeszcze ustalić, kto ją przesłał?

     – Nie.

*

     Ginny bardzo nie chciała puszczać Jamesa samego, więc Dean i Seamus zgłosili się, że pójdą z nim. Do Kevina przydzielono Lunę i Jacka, a Ron, Harry, Amanda i Draco mieli zostać w pobliżu pozostałej czwórki. Tylko Scorpius zniknął z zielarzami. Tym, co pierwsze zwróciło uwagę Ginny i Hermiony była chłodna relacja między uczniami. Sabrina nie patrzyła na Dereka, Scorpius posyłał mu mordercze spojrzenia, Rose ignorowała młodego Malfoya, ale najdziwniejsze było to, że Kevin nawet nie spojrzał na Jamesa i odwrotnie. A przecież byli kiedyś niemal jak Fred i George.

     Wszyscy pozostali walczący obstawili centralne punkty szkoły, w których lada moment mogli się pojawić śmierciożercy i oczekiwali na pierwszy atak.

     Sabrina stała za posągiem, czując, że serce zaraz wyskoczy jej z nerwów. Ze swojej kryjówki doskonale widziała Albus i Dereka, którzy opierali się o ścianę w przeciwległym korytarzu oraz wszystkich aurorów i walczących cywilów ustawionych w holu pod dowództwem byłego Szefa Biura. Rose schowała się za olbrzymią zbroją. Nikt jej nie widział, ale Malfoy wiedziała, że Weasleyówna tylko czeka by dać im znać. Cała sytuacja była stresująca, bo ostatnio w ogóle nie spotykali się by przećwiczyć cokolwiek. Ich plan był bardziej spontaniczny niż zaplanowany, chociaż Rose zarzekała się, że dadzą radę. A może wcale nie będą musieli nic robić... Może dorośli szybko opanują sytuację i do żadnej bitwy nie dojdzie.

     Gdy o tym pomyślała, rozległy się pierwsze huki. Poczuła, że zaczyna się trząść z nerwów. Po kilkunastu minutach, które wydawały się wiecznością, drzwi frontowe niemal w całości zostały zniszczone. Siła zaklęcia była tak ogromna, że przez kilkadziesiąt sekund wszytko spowijał szary dym, przecinany jedynie kolorowymi promieniami zaklęć. Gdy opadł, można było zauważyć, że spora część walczących leżała pod gruzami, a śmierciożercy wdzierali się do środka z zawrotną prędkością. Sabrina niemal zachłysnęła się powietrzem, gdy zdała sobie sprawę jak wielu ich jest. Wyglądali jak armia. Spojrzała na Dereka, który chciał wybiec z kryjówki, ale najwyraźniej Rose dała mu znak, żeby się wstrzymał, bo zastygł w bezruchu. Zamaskowane postacie zaczęły zbliżać się do schodów. Uczniowie stali na półpiętrze i byli świetnym celem.

     Kiedy pierwsi mężczyźni przekroczyli dwa schody, Derek wybiegł ze swojej kryjówki. Wszystkie różdżki zostały skierowane w jego stronę i grad zaklęć pomknął z zawrotną szybkością. Odbiły się jednak od tarczy, którą zdążyła wyczarować Rose. Teraz była jej kolej i Sabrina poczuła, że robi się jej słabo. Podniosła różdżkę i zaczęła szeptać bardzo skomplikowane zaklęcie. Czuła niepewność, bo nie zdążyła go przećwiczyć. Udało się. A przynajmniej odrobinę, bo śmierciożercy nagle zaczęli przeraźliwie krzyczeć i miotać się jak w jakimś ataku. Znaczyło, że jej iluzja płonących szat się powiodła. Ale była za słaba. Na szczęście Derek podniósł swoją różdżkę i również zaczął wykonywać te same ruchy, co ona. Gdy niezdolni do walki wrogowie zaczęli wpadać na siebie w panice, Albus wyszedł zza rogu i rzucił zaklęcie, które spowodowało, że pierwsi zostali powieszeni za kostki na niewidzialnych sznurach, następni opadli w dziwnych pozycjach, jakby więzy przytwierdziły ich do podłogi, a pozostałych do ścian.

     Przy schodach stanął Draco Malfoy i machał ręką by biegli do Wielkiej Sali. Albus złapał Rose za przegub i pociągnął w dół, czarując tarcze, która ich osłaniała. Derek spojrzał na Sabrine, która sparaliżowana stała w miejscu.

     – Blondi! – krzyknął do niej.

     Ruszyła biegiem, a chwilę później zza zakrętu wypadł Kevin oraz Jack i Luna. Młody auror złapał Sabrine w pasie i niemal podniósł, gdy razem zaczęli zbiegać po schodach. Kevin zrównał się z Derekiem.

     – Udało wam się! Nam też, ale nie z takim rozmachem... A gdzie James?

     – Nie wiem.

     Wbiegli do holu, posyłając zaklęcia w stronę śmierciożerców, którzy właśnie wchodzili do zamku, ale już nie z tak pewnie jak na początku, obawiając się pewnie o to, że znów czeka ich jakaś niemiła niespodzianka. Bracia równocześnie posłali drętwotę w stronę zamaskowanego mężczyzny, który właśnie zaatakował aurorkę w średnim wieku. Połączone zaklęcie było tak mocne, że sparaliżowane ciało uderzyło w związanego przez Albusa śmierciożercę i pozbawiło go świadomości. Nieopodal Amanda i Draco zostali otoczeni przez siedmiu przeciwników, ale nagle spowił ich czarny dym, co całkowicie wyprowadziło walczących z równowagi. Na szczęście Fred z Ronem szybko się zorientowali, co się dzieje i unieszkodliwili kilku atakujących.

     Derek spojrzał w górę i dostrzegł Roxanne na pierwszym piętrze, która trzymała w dłoni kolejną kulkę wypełnioną peruwiańskim proszkiem natychmiastowej ciemności, który już dawno został wycofany ze sprzedaży.

     – Wiej Roxy! – krzykną pędzący w jej stronę James, a za nim biegł z tuzin zamaskowanych postaci.

     Ktoś rzucił zaklęcie na schody, a kilka stopni zostało zniszczonych, tworząc sporą wyrwę. Roxanne zrobiła coś, czego nikt by się po niej nie spodziewał. Rozpędziła się i wskoczyła na barierkę, zjeżdżając kilka metrów w dół. Gdy minęła dziurę, skoczyła na schody, a następnie sturlała się do holu. Podniosła się z trudem i dużym grymasem na twarzy. James nie miał takiego szczęścia, bo gdy dobiegł do schodów, został otoczony z każdej strony.

     – Skacz! - krzyknął Albus. – Złapię cię.

     Starszy Potter wahał się sekundę, a następnie z zamkniętymi oczami rzucił się przez barierkę. Na szczęście jego brat czekał już z wyciągniętą różdżką, więc lądowanie było łagodne. Kiedy dotarli do Wielkiej Sali, był tam już Scorpius, który uśmiechnął się z ulga na widok przyjaciół. Nicole rzuciła się na Albusa i Sabrine.

     – Tu jesteśmy bezpieczni – powiedziała. – Ale nie wiem na jak długo. Przegrywamy?

     – Trudno powiedzieć – mruknął Albus. – Największa walka jest na zewnątrz. My powstrzymaliśmy z trzydziestu...

     – Ja pewnie z pięciu – dodał Kevin. – Ale korytarze są zablokowane przez powiększone kieszonkowe bagno, mieli problem by je przejść.

     – Ja zablokowałem wyjście z Hogsmeade – odparł James. – Aurorzy się nimi zajęli.

     – My zrobiliśmy mur z roślin przy wejściu na teren szkoły – dodał Malfoy. – Ale zanim się udało chyba z pięćdziesięciu śmierciożerców dostało się na błonia. A jest ich jeszcze z trzy razy tylu.

     Rose zasłoniła usta dłonią.

     – Skąd? – zaniepokoił się Albus. – Przecież to niemożliwe... Prawie wszyscy są w więzieniu.

     – Zdarłem jednemu maskę – odparł jego brat. – I nie był Brytyjczykiem... To raczej ktoś z Grecji...

     Spojrzeli po siebie ze zdziwieniem.

     – Jack mówił, że usłyszał rosyjski akcent – dodał Kevin.

     Rozmowę przerwał huk i wszyscy mieli ochotę rzucać się do drzwi, ale powstrzymała ich profesor Austen.

     – Wy już zrobiliście wystarczająco. Macie tu zostać.



     Siedzieli na jednej z ławek, pochyleni nad Mapą Huncwotów. Kevin wcześniej używał jej do rozpoznania, w której części szkoły jest najwięcej wrogów i które korytarze najlepiej zablokować. Co jakiś czas wnoszono rannych. Roxanne zajmowała się wujkiem Charliem. Pomagała jej Lucy, bo po upadku ze schodów Roxy miałam problem z chodzeniem. Raz pojawiła się w sali Amanda w towarzystwie trzech innych aurorów, nieśli ciało kolegi. Sabrina, Rose i Nicole przestały się odzywać, gdy to zobaczyły. Bitwa trwała jeszcze prawie dwie godziny, gdy huki nagle ustały. Ludzie zaczęli zrywać się z miejsc, ale nauczyciele zabronili otwierać drzwi od wewnątrz. Niektórzy stali z różdżkami w pogotowiu.

     Drzwi otworzyły się po około dziesięciu minutach i wszedł przez nie zakrwawiony profesor Barton, który niósł na rękach aurorkę. Za nim wkroczyła Ginny z Deanem, a następnie cały tabun ludzi. Uczniowie musieli się przesunąć, by zrobić miejsca rannym i zabitym.

     – Odeskortuję was do reszty szkoły – powiedział jeden z ochroniarzy. – Zaraz będą tu uzdrowiciele.

     Ted opadł na jedną z ławek, a obok niego jego kolega, który z ciekawością przyglądał się Roxanne.

     – To Ned, mój nowy barman. Obiecałem mu podwyżkę, w zamian za pomoc tutaj – zażartował Lupin.

     – Miło poznać – odparł szatyn i mrugnął do Roxanne.

     – Sorry, ale mam dość starszych barmanów. Muszę lecieć.

     I odeszła w stronę pozostałych uczniów, którzy w eskorcie mieli ruszyć do wyjścia. Szukali jeszcze w tłumie swoich rodziców. Luna ściskała Lorcana, Rose rozmawiała z Hermioną. Młody i Kevin kucali przy swoim ojcu, sprawdzając czy nic mu nie jest. Roxanne najpierw wypatrzyła Madeleine i szybko do niej podeszła.

     – Słyszałam o akcji z proszkiem, była niesamowita – pochwaliła kobieta, a Roxanne się do niej przytuliła.

     – Widziałaś mamę i Georgea? – spytała jeszcze.

     – Twoja mama jest chyba w holu z uzdrowicielami, a George z twoim dziadkiem szukają jeszcze rannych przed szkołą. Nic im nie jest.

     – To dobrze – Chris pomachał jej ręką, żeby się pospieszyła. – Muszę lecieć.

     Podbiegła do znajomych i wyszli z Wielkiej Sali. Szkoła wyglądała strasznie. Nigdy wcześniej nie widzieli takich zniszczeń. Auror oznajmił, że w zamku nie ma już ani jednego śmierciożercy, a cała szkoła ukrywa się w Pokoju Życzeń. Musieli przejść skrótami, bo cześć korytarzy była zawalona. Auror przeszedł wokół ściany, a potem wpuścił ich do środka. Było tam mnóstwo śpiworów, koców i poduszek. Większość uczniów siedziała i rozmawiała, ale gdy weszli do środka nastała cisza. Nagle zerwała się masa oklasków i ludzie rzucili się by ich wyściskać. Rebecca dopadła Jamesa, a Sally Kevina. Sabrina szybko usunęła się w cień. Fakt, że będzie musiała spędzić kilka godzin w towarzystwie wszystkich uczniów, których od tygodni unikała, wywołał większą panikę niż początek walki.

*

     Aurorzy, Zakon, grono pedagogiczne i dawne GD zebrali się w Wielkiej Sali, by omówić plan działania. Dyrektorka uznała, że najlepszym pomysłem będzie po prostu szybsze wysłanie uczniów na przerwę świąteczną, bo dzięki temu będą mieli więcej czasu na naprawianie zniszczeń.

     – Możecie być dumni ze swoich dzieci – dodała, patrząc się na aurorów i członków Zakonu. – Mogą już dziś z wami wrócić do domu, dla ich kolegów zostanie jutro podstawiony pociąg.

     – Myślę, że będę chcieli wrócić z przyjaciółmi – powiedziała Amanda, a reszta przyznała jej rację.

     Nagle rozległ się straszny huk i pół ściany pomieszczenia, w którym się znajdowali wyleciało w powietrze. Aurorzy wycelowali różdżki w tamtą stronę, ale zamiast wrogów zobaczyli swojego kolegę z pracy.

     – Śmierciożercy atakują! – krzyknął Goldenmayer i już miał rzucić jakieś zaklęcie, ale jego szef był szybszy i go obezwładnił.

     – Który kretyn go skonfundował? – spytał wkurzony Harry patrząc na swoich ludzi. Jeden z młodszych z oddziału podniósł nieśmiało rękę.

     – Przepraszam szefie – wymamrotał. – Śpieszyłem się i chyba nie zrobiłem tego dokładnie.

     – To teraz go stąd zabierz.

     – Ja się nim zajmę – Alex chwyciła skołowanego aurora pod ramię. – Potrzebuje tylko chwilę odpoczynku.

     – Dashwood, idź poinformować uczniów, że jutro już jadą do domu i sprowadź tu prefektów, z wyłączeniem Rose Weasley, Albusa Pottera i Sabriny Malfoy, bo oni muszą odpocząć.

     Jack ruszył wykonać zadanie Bartona, choć nigdy nie pasowało mu, że ten nim rządzi. Wszedł do Pokoju Życzeń i przekazał wiadomości od nauczycieli. Garstka uczniów wstała, szczęśliwa, że teraz oni więcej się dowiedzą. Rose też chciała iść, ale Jack jej zabronił, twierdząc, że ma inne polecenia. Weasleyówna pożegnała go głośnym komentarzem, gdzie dokładnie ma jego polecenia, ale została na swoim miejscu. Kevin szepnął do Sally, że musi załatwić jedną rzecz i dyskretnie poszedł do Sabriny. Nikt nie zwracał na niego uwagi, ponieważ wszyscy nadal omawiali ostatnie wydarzenia.

     – Wiem, że ci ciężko – powiedział, a ona spojrzała na niego smutnym wzrokiem. – Ale tak naprawdę nikt nie uwierzył Masterson. Może Troy poczuł się zraniony, że wybrałaś Dereka a nie jego, ale poza tym reszty nie skrzywdziłaś i nie możesz zamykać się w sobie. Pogadaj z Młodym, on też jest tym wszystkim przygnębiony. I pamiętaj, że masz przyjaciół, którzy znają twoją wartość.

     Sabrina nic nie odpowiedziała, w ciszy rozmyślała nad tym, co powiedział jej starszy Weasley. Może faktycznie było w tym trochę prawdy.

     – Odpocznij na świętach, a potem wróć do nas taka, jaką byłaś.

*

     Następnego dnia rano uczniowie pozbierali swoje rzeczy. Szkoła nadal wyglądała jak po przejściu tornada, a po korytarzach kręciło się dużo ludzi. Połowa oddziałów aurorów została, by zabezpieczyć mury. Kevin, Derek i Jen spotkali swoich rodziców w holu. Pan Weasley umacniał zaklęciami ścianę, a jego żona pisała coś zawzięcie na pergaminie.

     – Zostaniemy tu jeszcze do wieczora – powiedziała Amanda. – Odbierze was ktoś z rodziny na dworcu i zawiezie od razu do Nory. Miałam jechać jako ochrona w pociągu, ale pewnie nie chcecie żebym się tam kręciła.

      – W ogóle to świetna robota, jesteśmy z was dumni – dodał Fred.

      Chłopcy uśmiechnęli się na te słowa.

     – Jeszcze jedna sprawa – przypomniała sobie ich matka. – Kevin, co zaszło między tobą i Jimmem?

     – Nie chcę o tym gadać.

     – Ale pamiętaj, że nic nie jest warte tracenia przyjaciela.

 

     Przed wyjazdem do domu, Roxanne szukała któregoś ze swoich rodziców, żeby wiedzieć, u kogo w ogóle spędza w tym roku święta. Zwłaszcza, że od jej „przygody" w wakacje Alex z Georgiem chyba postanowili zmienić podejście wychowawcze. W Wielkiej Sali był tylko jej ojciec, który jadł śniadanie w towarzystwie Rona.

      – Cześć – przywitała się. – Gdzie mama i Maddie?

     – W pracy – powiedział George, gdy zabrała tost z jego talerza.

     – Za godzinę odjeżdża mi pociąg i nie bardzo wiem, gdzie mam się dostać.

     George zrobił głupią minę. Przez całą sytuację z atakiem zapomniał dogadać się z Alex i teraz poczuł, że znowu strasznie nawalili, ale Roxanne wcale nie wyglądała na zdziwioną.

     – Do Nory – powiedział Ron. – Zaraz dam komuś znać, żeby cię bezpiecznie odeskortował.

     – Albo możesz poczekać w szkole do wieczora – dodał jej tata. – My niestety mamy tu jeszcze trochę do zrobienia.

     – Złapie stopa w Londynie.

     – Co?!

     – Spokojnie staruszku, żartuję – zaśmiała się. – Mogę tu z wami zostać. Pójdę poinformować Rose, bo pewnie będzie mnie szukać, a potem dyrektorkę, na wypadek, gdybyś znów o tym zapomniał.

 *

     Roxanne odnalazła Albus, Rose, Dereka i Kevina. Wiedziała, że cała ich ekipa chciałaby wiedzieć coś więcej na temat ataku śmierciożerców, ale ich rodzice zadbali o to by nie kręcili się w szkole w czasie śledztwa. Zaproponowała, że ona spróbuje się czegoś dowiedzieć i gdy spotkają się w Norze to im przekaże wiadomości.

 

    Młodzi ruszyli za resztą uczniów do wyjścia. W pociągu nadal trwały dyskusje na temat tych dziwnych ataków. Rodzina Potter–Weasley jak zwykle stała się jeszcze bardziej sławna po nocnej walce, więc chłopcy mieli problemy żeby się przedostać przez wianuszek fanek. Albus, który nigdy nie lubił być w centrum uwagi, zamknął się w przedziale z Nicole, Scorpiusem i Sabriną. Derek poszedł do Sama i Jacoba, później dołączył też Kevin. Jamesa nie było, więc wszyscy spodziewali się, że zaszył się gdzieś z Rebeccą.

     – Myślę Jacob, że powinieneś wreszcie pogadać z Młodym i Kevinem – powiedział Sam.

     Chłopcy spojrzeli na przyjaciela, który zrobił głupią minę.

     – To ja powiem – zaoferował się Wood, a Mindy go szturchnęła, dając do zrozumienia, że nie powinien się wtrącać. – Będziecie w przyszłości rodziną.

    – To znaczy? – zaciekawił się Młody.

     – To znaczy, że polubiłem waszą siostrę – przyznał się w końcu Atkins.

     Bracia wymienili spojrzenia.

     – Ale ona jest od ciebie młodsza trzy lata.

     – Nie mam zamiaru jej skrzywdzić.

     – To bardzo dobrze, bo jakbyś to zrobił, to byś już nie żył – powiedział Kevin jakby od niechcenia, ale w jego oczach widać było, że nie kłamie. – Ale moje błogosławieństwo macie. W sumie to i tak wina moja i Młodego, bo spiknęliśmy was na tym balu.

     Podróż minęła względnie dobrze. Potter nie pojawił się przez kila godzin, a przyjaciele udawali, że nic ich to nie obchodzi. Pociąg zatrzymał się na stacji w Londynie. Chłopcy szukali kogoś z rodziny, kto zabierze ich do Nory. Okazało się, że przyjechał Louis.

     – Wszyscy rozpływają się nad tym moim siostrzeńcem, więc zaoferowałem, że was zgarnę, bo mam już dość siedzenia w domu.

*

     Okazało się, że dowiedzenie się czegokolwiek nie było takie łatwe, ale Roxanne nie zamierzała się poddawać. Zwłaszcza, że potrafiła wyciągać z ludzi informacje. Odnalazła na korytarzu swojego dziadka w towarzystwie starszych aurorów, z którymi kiedyś pracował.

    – Cześć – przywitała się. – Dużo pracy?

    – Panowie, to moja wnuczka Roxanne – przedstawił ją, a dziewczyna słodko się uśmiechnęła.

    – Jestem z ciebie dziadku bardzo dumna. Skąd w ogóle dowiedziałeś się o ataku?

    – Jestem na emeryturze, ale mam dalej znajomości.

     – A skąd aurorzy o tym wiedzieli?

     – To tajna informacja – odparł brodaty mężczyzna.

     – No tak, w końcu macie swoje różne świetne sposoby. Pewnie jakieś skomplikowane zaklęcia, to strasznie mnie kręci. Mogę wysnuć teorię, że cała ochronna magia Hogwartu jest przez was kontrolowana...

     – Nie – odparł inny ze śmiechem. – To nie było nic skomplikowanego. Mamy sprzymierzeńców.

     – Kogoś takiego jak Severus Snape? Tajnego agenta?

     – Dość Roxy – przerwał jej dziadek. – Nie powinnaś się tym interesować, jesteś za młoda.

     – Wiem, ale mi się nudzi. Wszyscy już pojechali na święta do domów, a ja czekam na Georgea... No nic. Dziękuję za zajęcie mi czasu w ciekawy sposób. Pa.

     I szybko ewakuowała się, by dowiedzieć się czegoś więcej.

    Wyzwała młodych aurorów z ochrony szkoły na partyjkę pokera. Najpierw ją wyśmiali, ale potem z nudów uznali, że mogą się pobawić.

     – Macie teraz przerwę od śledztwa? – spytała niby od niechcenia. – W sumie wasza praca jest tak ciężka, że należy wam się.

     – Śledztwem zajmiemy się zaraz po tym, gdy Harry Potter przepyta schwytanych śmierciozerców. Chociaż przez ilość różnych języków, którymi mówią, może to trwać...

     – To z ilu różnych krajów przyjechali? – zdziwiła się.

     – Słyszałem o pięciu, ale może być tego więcej... Ha, wygrałem.

     – Sorry, przegrałeś.

     Roxanne wyłożyła swoje karty, a potem wstała i pożegnała się, bo zauważyła na horyzoncie Bartona, a nie chciała by ktoś dowiedział się o jej osobistym śledztwie.

*

     Próby przepytywania śmierciożerców szły opornie. Po kilku godzinach spędzonych w gabinecie dyrektorki wraz z schwytanymi, Harry sfrustrowany wyszedł na korytarz. Hermiona, Ron, Draco, Amanda, Piece, Grant i Moon czekali na niego w pokoju nauczycielki transmutacji.

     – Nie ma na co czekać – poinformował na wstępie. – Hermiona, Ron, wyruszamy jeszcze dzisiaj do Egiptu.

     Jego przyjaciele nie wydawali się zaskoczeni. Mieli już być w trasie, ale anonimowy donos o ataku na Hogwart pokrzyżował ich plany. Aurorzy również nie zamierzali się kłócić. Dowództwo miał objął Paul jako najstarszy.

     – To w takim razie weź sobie jeszcze ciasteczko Potter – powiedziała Minerwa, a on uśmiechnął się z wdzięcznością.


Pierwszy rozdział w nowym roku. Życzymy naszym czytelnikom, by ten rok był lepszy od poprzedniego, by wszelkie ograniczenia szybko minęły i żebyśmy wszyscy wrócili do normalności. Dwa dni temu pojawiła się nieplanowana miniaturka, zachęcamy do zapoznania się z nią ;) Do następnego :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz