Październik chylił się ku
końcowi. Uczniowie przestali tyle przesiadywać na błoniach, za to często można było
spotkać tłumy wałęsające się po korytarzu, gdy już każdemu znudziła się kolejna
partia szachów lub eksplodującego durnia w Pokoju Wspólnym. Za to całkiem
ekscytująca wydawała się partyjka pokera z Roxanne Weasley. Tym razem wyzwanie
podjął Scorpius, chociaż Albus próbował go od tego odwieść.
– Wszystkie gry z Roxy,
zwłaszcza te na szczęście, są cholernie upierdliwe…
– Przestań Potter –
przerwał mu Dorian Stocker. – Ja
też w to wchodzę.
– I ja – dodał z wrednym
uśmiechem Christain Ramirez.
Gryfonka uśmiechnęła się
do nich dość złowieszczo i wskazała na podłogę za jednym z
większych posągów na drugim piętrze. Usiedli na zimnych płytkach, a dziewczyna
podała talię Albusowi. Każdy z graczy wyłożył pierwszą sumę sykli i Potter
wolał nie pytać skąd jego młodsza kuzynka je zdobyła, skoro wiecznie nie miała
pieniędzy.
– Cześć Malfoy.
Scorpius zmarszczył brwi,
bo wciąż miał paskudny humor po trzech spektakularnych przegranych z młodą
Weasley. Szybko się jednak zreflektował i spojrzał z wyższością na Marcusa
Swana, rok starszego Ślizgona. Nigdy za sobą szczególnie nie przepadali,
głównie ze względu na konflikt ich ojców.
– Masz do mnie jakąś
sprawę? – spytał blondyn, wkładając ręce do kieszeni
spodni i przybierając lekceważący wyraz twarzy.
– Chciałem zapytać o twoją
siostrę. Mam zamiar zaprosić ją do Hogsmeade i chcę wiedzieć co lubi, gdzie
chciałaby iść...
Scorpius zmierzył
rozmówcę uważnym spojrzeniem.
–Od kiedy interesujesz się
moją siostrą?
– Od dawna. Chyba nie masz
z tym problemu?
– A ty nie masz problemu z
tym, że jest córką przeciwnika twojego ojca?
Swan uśmiechnął się jakoś
dziwnie.
– Nie interesują mnie
sprawy naszych ojców. Sabrina jest ładna i mądra i chce spróbować się z nią
umówić.
*
Sabrina sprawdzała test
Dereka. Chłopak siedział obok niej na ławce na czwartym piętrze i niecierpliwie
zerkał jej przez ramię.
– Jakieś sześćdziesiąt pięć
procent – powiedziała.
– Niby ponad połowa, ale to test z pierwszej
klasy, więc raczej nie ma się z czego cieszyć.
– Kurwa - zaklął szpetnie. – Przygotujesz drugi test?
– Mogę to zrobić na wtorek,
bo w poniedziałek mam spotkanie prefektów.
– Ok, jesteś wielka.
Sabrina nie zareagowała
jak inne dziewczyny. Prychnęła tylko jak księżniczka i zabrała się za pakowanie
swoich rzeczy. Wkurzała ją monotonia Młodego i to jak zawsze chwalił wszystkie
kobiety w ten sam sposób. Było to strasznie dziecinne i nietaktowne, a
większość idiotek niemal mdlała, gdy słyszały jego standardowe „jesteś wielka”.
– Sabrina – szybko podniosła głowę
znad torby.
W ich stronę szedł Marcus
Swan, chłopak, którego szczerze nie lubiła. Był tak bardzo arystokratyczny jak
to tylko możliwe. Pobijał nawet Scorpiusa.
– Tak?
Derek przyglądał się
starszemu Ślizgonowi z zaciekawieniem. Tamten za to udawał, że Weasley nie
istnieje. Sabrina odrobinę się zmieszała i chyba wystraszyła, bo nigdy ze sobą
nie rozmawiali. Przez jej głowę zdążyło przebiec mnóstwo myśli, czego chłopak
może od niej chcieć. I żadna nie pokrywała się z pytaniem, które zadał:
– Pomyślałem, że może zechcesz
wybrać się ze mną w sobotę do Hogsmeade?
Ciężko było stwierdzić kogo
to pytanie bardziej zdziwiło – Blondi
czy Młodego. Dziewczyna zagryzła dolną wargę, szybko analizując tą wyjątkowo
niezręczną sytuację. Derek wciąż nie otrząsnął się po szoku, więc nie
zareagował.
– W sobotę? – spytała
niepewnie. Powinna była od razu zaprotestować, ale była dobrze wychowana i
wiedziała, że nie powinna źle traktować Swana, bo ktoś mógłby pomyśleć, że
przejmuje się tymi piekielnymi wyborami. A przecież zdecydowanie była przeciwna
kandydaturze swojego ojca. – Już umówiłam się z Nicole i Anne – uznała, że to
będzie najbezpieczniejsze rozwiązanie.
Wyglądał na
niezadowolonego.
– No cóż, może następnym
razem? Postaram się być pierwszy –
uśmiechnął się czarująco, a Młody nieznacznie się krzywił.
– Dobrze.
Ślizgon pożegnał się i
odszedł w stronę schodów. Sabrina spojrzała na rozbawionego Dereka.
– Ktoś tu się umówił na
swoją pierwszą randkę – zażartował.
– Wal się Młody.
*
Derek siedział w
bibliotece nad książkami. Uznał, że mimo, iż transmutacja stała się jego
nadrzędnym celem, nie może zawalić przez to innych przedmiotów. Jeśli nie
zaliczy obrony, matka go wydziedziczy, ponieważ uważa, że nie ma nic bardziej
ważnego od umiejętności odpierania czarnej magii. Jeśli obleje zaklęcia, to wyjdzie
na kompletnego tumana, o zielarstwie nie wspominając (choć mimo sympatii do
profesora Longbottoma nigdy nie zależało mu na tym przedmiocie).
– Słyszałeś?!
Wkurzona Roxanne
wparowała do biblioteki i padła na wolne krzesło przy stole Młodego.
– Nie i nie krzycz tak, bo
zaraz nas stąd wywalą.
–I mam uwierzyć, że
naprawdę zależy ci na przesiadywaniu w bibliotece?
Derek mruknął coś
wymijającego. Mogą się z niego śmiać, ma to gdzieś.
– To co to za wielka
nowina?
Roxanne, na chwilę wybita
z rytmu, znów przybrała wkurzoną minę.
– Ojciec znalazł sobie
dziewczynę – powiedziała
oskarżycielskim tonem, który przesiąknięty był złością, rozczarowaniem i
odrobiną niedowierzania.
Informacja tak
zaszokowała Weasleya, że przerwał rozwiązywanie zadania i spojrzał na kuzynkę.
Już chciał zarzucić jej kłamstwo, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Za to
powiedział:
– To chyba dobrze? Przecież
to fajny facet, zasługuje na dobrą kobietę.
– I myślisz, że jakaś DOBRA
baba go zechciała? Przecież na pewno to jakaś wiedźma.
Derek tylko przewrócił
oczami.
– Mogłabyś mu wreszcie dać
spokój. Każdy popełnia błędy, on już się z twoją matką dogadał i dla ciebie też
się stara być spoko.
– Nie stara. Dla wszystkich
wokół jest kochanym wujkiem Georgiem, a dla mnie ojcem z przymusu.
– Widzisz tylko to, co
chcesz widzieć – skomentował spokojnie, wzrok znowu kierując ku podręcznikowi.
– Słyszałeś, że ma być bal
w szkole? – zmieniła
temat z rezygnacją, bo wiedziała, że George jest dla Młodego niesamowicie
ważny, traktował go w końcu jak drugiego ojca.
– Super, uwielbiam takie
imprezy – powiedział bez przekonania, przewracając stronę w książce. Nigdy nie
pytał skąd młodsza kuzynka otrzymuje wszystkie informacje tak szybko.
– Chyba stało się to, czego
nikt się nie spodziewał – zacząłeś zmieniać się w nerda.
Roxanne wstała od stołu i
kręcąc głową nad nowym obliczem kuzyna, wyszła z biblioteki.
*
W sobotę odbywało się
pierwsze w roku wyjście do wioski. Dzień wypadu do Hogsmeade był słoneczny, co
było miłą odmianą po prawie tygodniu nieustannego deszczu. Niektórzy opuścili
szkołę zaraz po śniadaniu, a inni uznali, że mają jeszcze większość dnia i nie
ma co się spieszyć. Roxanne korzystała z pustego Pokoju Wspólnego. Chociaż był
to pierwszy raz, kiedy mogła pozwolić sobie na przyjemność opuszczenia
Hogwartu, wolała poczekać na Lily. Czytała więc porzuconego Proroka, który
informował o kilku dziwnych wydarzeniach przypisywanych nagłemu pojawieniu się śmierciożerców i podarowaniu przez Swana sporej sumy na sierociniec.
— I jak?
Wymalowana Potterówna
stanęła wreszcie przed swoją ulubioną kuzynką. Roxanne przechyliła głowę.
– Wiesz, że staram się
zawsze być miła, ale... wyglądasz jak Trollica.
– Mówisz tak, bo nigdy się
nie starasz i żaden chłopak się tobą nie interesuje – odparła wyraźnie
poirytowana.
– To nawet dobrze, ze
względu na to, że ja też nie interesuje się chłopakami... Lilka, jesteśmy
dopiero w trzeciej klasie... to nasze pierwsze wyjście do Hogsmeade, powinnyśmy
się cieszyć sklepami, a nie...
– Przepraszam Roxy, muszę
lecieć, dziewczyny na mnie czekają.
– Nie idziemy razem?
– Wybacz, umówiłam się z
Rebeccą, Natalie i Birtną. Zobaczymy się potem. Baw się dobrze.
Szybko przeszła przez
dziurę pod portretem, zostawiając kuzynkę samą. Roxanne była kompletnie
zaskoczona tą sytuacją i zrobiło się jej przykro. Wzięła pozwolenie, które
przesłała jej mama i zeszła do holu.
Przy wyjściu wpadła na
Albusa i Rose, ubraną w bardzo pstrokatą sukienkę, czarne rajstopy i szalik od
babci Molly.
– Cześć Roxy – przywitała się starsza,
odgarniając za ucho krótkie, rude włosy. –
Gdzie zgubiłaś Lily?
– Wystawiła mnie i poszła
ze świtą Masterson.
Albus nie wyglądał na
zadowolonego.
– Spoko Al, Młody z nią
będzie –
rzuciła lekceważąco Rose.
– Nie pociesza mnie to.
Roxanne, chcesz iść z nami? Rodzinna grupa frajerów powinna trzymać się razem – mrugnął do niej.
– Nie czuje się rodzinną grupą
frajerów, ale z braku laku chętnie skorzystam z waszej łaski.
– I dobrze, bywasz
strasznie upierdliwa – dodał z wyrzutem.
Rose objęła ją ramieniem
i ruszyły w stronę wyjścia. Woźny Pratt właśnie sprawdzał pozwolenia grupie
trzecioklasistek z Ravenclawu. Jedna zgubiła pergamin, więc powstało
zamieszanie, które niestety musieli przeczekać.
*
Derek z niezadowoloną
miną szedł przez wioskę, ściskając dłoń swojej dziewczyny. Rebecca w ogóle nie
zwracała na niego uwagi, szczebiocząc ze swoimi koleżankami. Co prawda był z
nim Adam, Puchon i chłopak Birtny, ale okazał się bardzo nudny i nie było o
czym z nim pogadać.
Przez szybę w Miodowy
Królestwie dostrzegł Kevina, Jamesa i Sama, ale dziewczyny stwierdziły, że się
odchudzają i nie mają ochoty iść do sklepu ze słodyczami.
– Może pójdziemy do
Dowcipów? - zaproponowała Lily.
Natalie i Birtna
spojrzały na nią jakoś dziwnie, ale Masterson łaskawie przystanęła na ten
pomysł. Fred i George przejęli dwa lata wcześniej sklep Zonka i przerobili go w
mniejszą wersję Magicznych Dowcipów Weasleyów. Sklep cieszył się ogromnym
powodzeniem, więc już z daleka dostrzegli tłum uczniów. Ciężko było się dostać
do środka, ale Rebecca wykorzystała swoją pozycję wśród dzieciaków i po chwili
ludzie zrobili im miejsce.
– George tu jest – ucieszył się Młody, widząc
swojego chrzestnego. Przepchał się w jego stronę. – Cześć.
Co tu robisz?
Fred i George nigdy nie
przychodzili do sklepu w dzień wypadu do Hogsmeade, żeby dać swoim dzieciom
więcej swobody.
– Wpadłem na chwilę z
towarem. I liczyłem na to, że spotkam moją małą córeczkę. Nie widziałeś jej
przypadkiem?
– Lily jest z nami, więc
Roxanne pewnie kręci się gdzieś sama i omija ten sklep szerokim łukiem.
– No tak. Niestety nie mamy
z twoim ojcem nikogo, komu na starość przepiszemy firmę – stwierdził
z udawanym smutkiem.
– Ja się chętnie tego
podejmę.
– Minimalne wykształcenie
to chociaż dwa SUM-y – zażartował.
Derek mruknął pod nosem
coś niezrozumiałego.
– Macie jakieś zniżki? –
spytał głośniej.
– Zbajeruj Ursulę, to może
da ci coś taniej.
Młoda ekspedientka stała
przy ladzie, starając się dobrze wypaść przy swoimi szefie. Z natury była
raczej leniwa i szczerze nienawidziła dni, gdy cała dzieciarnia zwalała się jej
do sklepu.
– Jeszcze jedno – Derek uśmiechnął się
wrednie. – Podobno masz dziewczynę.
George przyjrzał się mu
uważnie.
– Pogadałbym o tym chętnie,
ale TWOJA dziewczyna chyba się niecierpliwi. Do zobaczenia w święta.
Około dziesięć minut po
tym jak Derek i jego towarzysze wyszli, w środku pojawiła się Roxanne wraz z
Albusem i Rose. Pierwszą rzeczą, która rzuciła się jej w oczy była ruda
czupryna taty. Chciała szybko się wycofać, ale niestety ją zauważył.
– Cześć
Roxy.
– Hej...
chyba nie powinno cię tu dzisiaj być?
– Wiem, zaraz się stąd
zabieram. Jak podoba ci się Hogsmeade?
– Jest całkiem nieźle.
Włożyła ręce w kieszenie
swoich wysłużonych ogrodniczek. Zaczęła rozglądać się po sklepie, nie była tu
wcześniej, ale wydał się jej bardziej przytulny niż ten na Pokątnej.
– I jak? – George wyglądał jakby
naprawdę zależało mu na jej ocenie.
– Spoko... Co tam w domu?
Jak czuje się dziadek Artur?
– Tęskni za wami... I
spędza dużo czasu z mamą, ostatnio była trochę chora, ale Alex się nią dobrze
zajęła.
Roxanne uśmiechnęła się
na te słowa. Jej matka mogła nienawidzić Georga i czuć się niezręcznie w
towarzystwie Weasleyów, ale gdy tylko ktoś potrzebował jej pomocy, nie wahała
się ani chwili. Poza tym jako uzdrowicielka bywała nieugięta i nikomu nie
dawała ulg, póki nie była pewna, że jest całkiem zdrowy… No może z wyjątkiem
babki Vanessy, która słynęła z wymyślonych chorób i potrzeby atencji ze strony
całej rodziny. Nawet młodszych córek, którym ciągle przypominała jak bardzo
skrzywdziły ją wiele lat temu.
– A jak tam twoja Beath...
Beatrice... Berta... – zaczęła
z udawaną niepewnością.
– Madeleine – poprawił z rozbawieniem.
– Nie może się doczekać, żeby cię poznać.
Dziewczyna zwęziła usta.
– Dobra, wezmę krwotoczki,
zgarniam Ala i Rose i idziemy na piwo.
– Baw się dobrze....
Ursula, daj Roxy krwotoczki –
zwrócił się do ekspedientki. –
Daj spokój – dodał, gdy zobaczył, że jego córka szuka
pieniędzy. – Cała nasza rodzina próbuje nas puścić z
torbami, a ty chcesz płacić?
– Tak – wcisnęła brunetce sykle w
dłoń i wzięła od niej bombonierkę. – Cześć.
George westchnął. Chociaż
z drugiej strony ta wymiana zdań była jedną z bardziej udanych w ostatnim
czasie. Zobaczył jeszcze tylko Albusa i kciuk do góry, który mu pokazał, zanim
cała trójka wyszła ze sklepu.
*
Wieczorem Derek siedział
w ławce pustej klasy zaklęć, oczy powoli mu się zamykały, a głowa
niebezpiecznie chwiała się na ręce, którą ją podparł dla większego
bezpieczeństwa.
– Ej, mówię do ciebie! -
zdenerwowana Rebecca niezbyt delikatnie szturchnęła go w ramię, tak, że się
poderwał i spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem.
– Co? – spytał niezbyt grzecznie.
– Bal – powiedziała z nutą zniecierpliwienia w głosie.
– Ach tak, jasne – mruknął. Od kilku dni mówiła tylko o tym.
– Pytałam jaką będziesz
miał szatę wyjściową.
– A jakie to ma znaczenie?
– Muszę wiedzieć, czy
będzie pasowała do mojej sukni.
Westchnął. W domu miał
całkiem pokaźną kolekcje szat wyjściowych, które sprezentowała mu babcia
Vanessa, ale nie miał pojęcia, którą matka wcisnęła mu do kufra.
– Nie wiem... Becc, nie mam czasu o tym myśleć, mam na
głowie treningi i jeszcze SUM-y.
– Tak, randki z Malfoy!
– Żadne randki, już ci to
tłumaczyłem milion razy.
Jednak Rebecca już go nie
słuchała, wstała oburzona i wyszła z klasy.
– I dobrze – powiedział Derek sam do siebie, a potem
wyłożył się na ławce i zasnął.
*
W Biurze Aurorów panowało
zamieszanie. Jedna część oddziału, pod dowództwem Moor i Granta, pracowała nad
sprawą śmierciożerców, a reszta pomagała w kampanii wyborczej. Chociaż niżsi
rangą nie byli zadowoleni ze zleceń jakie im powierzano.
– Jakby wiedzieli jak ważna
jest ta wygrana, nawet nie śmieliby się skrzywić – zdenerwował się Draco.
– Nie możemy wszystkich w
to wtajemniczać – odparł zniecierpliwiony Harry. – Im mniej osób wie o naszych
podejrzeniach, tym lepiej.
– Jak idę holem i widzę
jak krzywo wywiesili te plakaty, to wolę nie wiedzieć jak prowadziliby śledztwo
– prychnęła Paul. – Mam tylko nadzieję, że nikt ich nie widział. Byłoby
niezręcznie, gdyby Prorok zaczął donosić, że cała brygada aurorów zajmuje się
kampanią jakiegoś tam Malfoya…
– Uważaj na słowa Price –
przerwał mu blondyn. – Na pewno nie jestem „jakimś tam Malfoyem”.
– Na Proroka mamy swoje
sposoby – dodał Potter. – Ginny jest całkiem niezła w podsyłaniu fałszywych
tropów temu nowemu pachołkowi Skeeter…
– Ostatnio zwierzała mi
się, że ciągle zaprasza ją na lunch – powiedział zaczepnie Price.
Harry poprawił okulary,
które zjechały mu na czubek nosa, ale nie dał po sobie poznać, żeby ta
wiadomość zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie. Draco z Paulem spuścili głowy
zawiedzeni.
– Dobra Potter, kończ ten
program wyborczy, a ja wracam do domu – stwierdził Malfoy po kilkunastu
minutach.
– Jakbyś mi chociaż za to
płacił, to mógłbyś mi wydawać rozkazy – oburzył się.
– Chętnie zrobiłbym to
sam, ale ciągle masz jakieś „ale” do moich pomysłów.
– Bo wprowadzenie
alkoholi do ministerialnej stołówki nie zapewni ci głosów!
– A ty wiesz ilu tu
pracuje dorosłych mężczyzn?! Brakuje nam Blue, z nią jakoś łatwiej było się
dogadać. Kiedy wraca z tej misji?
Harry westchnął. Chociaż
Amanda i Draco przeważnie świetnie się dogadywali, wszystkie problemy zaczęły
wprowadzać chaos nawet w ich trzyosobowej drużynie. A przecież to był dopiero
wierzchołek góry lodowej i wszyscy przeczuwali, że czekają ich zdecydowanie
większe wyzwania… na które jeszcze nie byli gotowi.
– Niedługo… Chyba…
Brakuje nam ludzi.
– A co z tymi
gówniarzami, których Weasley szkolił? – spytał Price, przeglądając ich ostatnie
przemówienie. Zdecydowanie brakowało im kobiecej ręki do sprawdzenia tego, co
napisali. Malfoy może i był świetnym obrońcą, ale politykiem raczej marnym.
Ciężko było zapanować nad jego arogancją.
– Ron mówił, że do
niczego się nie nadają – westchnął
Harry.
– Ale przecież nie mogą być gorsi od
Goldenmayera… – prychnął Malfoy.
– Nie mów mi o tym
idiocie – warknął Paul. – Myślę, że powinniśmy już wprowadzić w życie jakiś
nowy plan. Bo jak tak dalej pójdzie, to…
Nie
dokończył myśli, bo wolał nie wypowiadać na głos tego, o czym ostatnio bez
przerwy rozmawiali. Spojrzeli po sobie ze smętnymi minami. Draco podniósł się,
chowając do kieszeni list, który przyszedł od młodego Notta. Pożegnał się
skinieniem głowy i wyszedł, chociaż wciąż mieli dużo pracy.
I siup, kolejny rozdział za nami. Za niedługo akcja zacznie się rozkręcać ;)
Choć Wielkanoc w tym roku nie wygląda jak zwykle i tak życzymy wszystkim spokojnych, radosnych świąt i przede wszystkim zdrowia :)
Mam nadzieję, że święta minęły dobrze? Chociaż niedziela była przyjemna i można było posiedzieć z książką na balkonie ;d
OdpowiedzUsuńCzyżby u George'a miało się coś zmienić na lepsze? I jako można nie chcieć przejąć kiedyś ich interesu? :D
Pomysły Malfoya na wygraną wyborów mi się podobają, mogą zmienić nastroje :D
Czekam na kolejną część!
U mnie także nowa część https://w-poszukiwaniu-lepszego-jutra.blogspot.com/ serdecznie zapraszam! :)
Święta były udane, na szczęście zmieniają się restrykcje dotyczące wychodzenia, a do tego zapowiada się, że wspólnie spędzimy weekend, bo obie mamy wolne teraz ;)
UsuńMy też uważamy, że pomysły Malfoya są bardzo dobre, ale polityka rządzi się swoimi prawami ;) W kolejnym rozdziale czeka nas za to bal i perypetie sercowe Młodego Pokolenia :P Aż chciałoby się wrócić do tamtego wieku ;)
Niedługo nadrobimy zaległości na Twoim blogu! Dziękujemy za komentarze i informacje.
Pozdrawiamy!
UWAGA KONKURS!
OdpowiedzUsuńCześć :) Tutaj Saphira z Magicznego Zbioru. Chciałabym serdecznie zaprosić Cię do udziału w konkursie literackim :)
Szczegóły na blogu. Pozdrawiam :)
https://magiczny-zbior.blogspot.com/
ps. wybacz za reklamę.