Przez kolejny tydzień
prawie wszyscy żyli balem. Tylko Rose Weasley prychała za każdym razem, kiedy
ktoś wspomniał imprezę w Noc Duchów. Nie miała zamiaru przyznać się, że tak
naprawdę się jej podobało. Każdy powód do plotek jest dobry, więc płeć piękna szkoły
co rusz omawiała ciekawsze szczegóły imprezy. Zaraz po sukniach koleżanek
najważniejszym tematem był oczywiście związek Młodego i Rebeccy. Wszyscy
chcieli wiedzieć czy przystojny Weasley jest wreszcie wolny, czy nadal nie.
Żadna z dziewczyn nie była tak głupia, by wchodzić w drogę Masterson, ale
randka z Derekiem była naprawdę intrygującym pomysłem. Niestety chłopak zajęty
był już czymś innym.
Dla Gryfonów i Ślizgonów
nadejście listopada wiązało się z pierwszym w tym roku meczem quidditcha. Obie drużyny
przygotowywały się ostro, a trzy dni przed umówionym terminem rozgrywki nikt
nie robił pozorów i uczniowie atakowali się nawzajem na korytarzach. James
chodził z podniesioną głową, choć był głównym celem napaści, ponieważ to od
szukającego zwykle zależał wynik meczu. Z drugiej strony był Scorpius, który za
wszelką cenę nie chciał pokazać, że sytuacja działa na niego stresująco. Wciąż
uśmiechał się kpiąco za każdym razem, gdy ktoś mówił mu, że Gryfoni są mocno
zdeterminowani by odzyskać puchar, ale wiedział, że nie może lekceważyć
przeciwnika.
Po ostatnim treningu,
dzień przed meczem, zmęczonego, zmarzniętego i brudnego Dereka dorwała Rebecca.
Nie był nastroju, by z nią rozmawiać, ale nie miał też siły, by ją zignorować.
– Jak przygotowania do
meczu? – spytała przymilnie.
Zmierzył ją chłodnym
wzrokiem.
– Dobrze, myślę, że
wygramy.
– Słuchaj – postanowiła ominąć wszystkie pozory, bo
quidditch w ogóle jej nie interesował. – Ta kłótnia na balu była głupia, więc jeśli
mnie przeprosisz, to nie będę mieć do ciebie urazy i będziemy mogli znów być
razem.
Tak go zatkało, że aż się
zatrzymał. To babsko faktycznie było bezczelne. W mgnieniu oka wróciły mu
wszystkie siły, do tego adrenalina związana z rozgrywkami dała o sobie znać.
– Zrobiłaś mi przysługę, że
ze mną zerwałaś i nie mam zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy.
Zrobiła się cała czerwona
na twarzy. Mierzyli się wzrokiem i chyba oboje chcieli sobie przyłożyć, ale
Derek nie podniósłby ręki na dziewczynę, a Rebecca nie była tak głupia, by
atakować kogoś większego o głowę.
– Nie wiesz, co tracisz!
Jeszcze będziesz mnie na kolanach błagał, żebym do ciebie wróciła!
– Jesteś chora.
Kręcąc głową nad jej
głupotą, udał się do łazienki wziąć prysznic. Jego frustracja utrzymywała się
jeszcze dobrą godzinę, a wszyscy schodzili mu z drogi.
Tylko Lily odważyła się
podejść do Dereka. Chłopak akurat grzał
się przy kominku i czytał podręcznik do eliksirów.
– Możemy pogadać? -
spytała, siadając na fotelu obok niego.
– Możemy – zgodził się.
– Chodzi mi o Rebecce...
ona jest bardzo smutna, ostatnio sporo płakała... tęskni za tobą... no wiesz,
sądzę, że byliście świetną parą.
– Taak? - spytał
przeciągle. - A mi powiedziała, że będę ją błagał na kolanach.
– Powiedziała tak w
nerwach, serio wcale nie myśli w ten sposób...
– Dobra Lily – westchnął.
– Przemyślę to, ale na razie muszę wracać do nauki, a jutro jest mecz.
*
Sabrina kończyła swój
esej na numerologię, gdy podszedł do niej Marcus. Momentalnie się zarumieniła.
Od pocałunku po balu nie mieli okazji pogadać, bo ciągle była zajęta nauką,
treningami i obowiązkami prefekta. Zresztą unikanie chłopaka weszło jej w nawyk
i nawet była zdziwiona, że jeszcze się nie zniechęcił.
–- Cześć – przywitał się. – Chciałem życzyć ci
powodzenia na jutrzejszym meczu... I powiedzieć, żebyś uważała. Lepiej, żeby
nie zdarzyło się to, co w zeszłym roku.
– Jasne, będę uważała... i
dzięki.
Uśmiechnął się do niej.
– I chciałem się zapytać
czy nasze spotkanie w Hogsmeade jest nadal aktualne... Następny wypad jest za
dwa tygodnie.
Jej policzki już niemal
płonęły, gdy potwierdzająco kiwała głową. Swan tylko się uśmiechnął, pożegnał i
wstając dotknął delikatnie jej ramienia. Gdy wyszedł, Sabrina zasłoniła twarz
książką. Zaczynała się zastanawiać, czy Marcus przypadkiem się jej nie podoba,
bo z jednej strony starała się go unikać, a z drugiej bardzo ją onieśmielał.
*
– Brina, Scor, wasz ojciec
czeka na was pod szatnią –
powiedział Tom.
Rodzeństwo wyszło na
chwilę. Draco stał nieopodal ubrany w czarną szatę i szary płaszcz, w dłoni
trzymał laskę z rodzinnym herbem.
–
Co tu robisz? - zdziwiła się Sabrina.
– Przyszedłem zobaczyć jak
łoicie tyłki Weasleyom i Potterom. Mam coś dla was.
Podał dzieciom pakunki.
Scorpius pierwszy otworzył swój.
– Nowe rękawice – ucieszył
się. – Moje już były trochę podarte.
– Ze smoczej skóry, trochę
mnie kosztowały, więc szanujcie.
– Dziękujemy – Sabrina zdjęła swoje
stare rękawice i przymierzyła nowe.
–
Idzie tu syn Oscara Swana –
zauważył Draco, a jego córka się odwróciła.
– Dzień dobry Panie
Malfoy... Brina chciałem ci jeszcze raz życzyć powodzenia. Idę zająć sobie
dobre miejsce. Do widzenia.
Draco skinął głową, a
kiedy chłopak odszedł, zmarszczył brwi i spojrzał uważnie na swoją córkę. Nie
powiedział jednak nic.
– Tu jesteś – pojawił się Harry. –
Wszędzie cię szukałem.
– Pogadałeś już z dziećmi?
– Pogadałbym chętnie,
gdyby moje dzieci przestały mnie unikać –
westchnął. –
Powodzenia Scorpius... i tobie też Sabrina.
– Dziękujemy – odparł chłopak i szybko
dodał. – Musimy
już iść.
Sabrina uśmiechnęła się
do mężczyzn i ruszyła za bratem w stronę szatni.
*
Ciężko powiedzieć, co w tym meczu było najbardziej zaskakujące – czy to, że Harry Potter siedział ramię w ramię z Draconem Malfoyem
(choć każdy z nich kibicował innej drużynie), czy to, że mecz trwał już trzecią
godzinę, a znicz dalej się nie pokazał. Zawodnicy byli już na tyle zmęczeni, że
strzały były niecelne, a szala zwycięstwa nie przesuwała się w żadną stronę.
– James, weź złap tego znicza do cholery, bo już siły nie mam! -
krzyknął Eddy, posyłając tłuczka w stronę Scorpiusa, ale chybił.
Z drugiej strony mknęła ku bramkom Sabrina z kaflem pod pachą, gonił
ją Derek, a Timothy Warren próbował skupić się na obronie.
– Twoja córa dobrze lata – powiedział Harry z podziwem, kiedy wbiła piękną bramkę i dzięki temu
dała swojej drużynie prowadzenie sto siedemdziesiąt do stu sześćdziesięciu.
– W końcu to moja krew.
– To w takim razie w ogóle nie powinna być w drużynie.
– A twoja kopia czemu nie gra?
– Al nie lubi quidditcha.
–
Przynajmniej się nie ośmiesza.
Harry nic nie
powiedział, tylko przeniósł wzrok znów na boisko, gdzie teraz doszło do
konfrontacji dwójki najbardziej lubianych przez widownię ścigających.
– Zjeżdżaj Weasley! – krzyknęła poirytowana Sabrina, gdy Derek wleciał w
nią z impetem. Kafel wyleciał jej z ręki i przechwycił go ścigający Gryfonów.
– Wybacz Blondi, ale to brutalna gra.
Po kolejnych trzydziestu minutach gry było dwieście pięćdziesiąt do
dwustu dwudziestu dla Gryfonów, a zawodnikom całkiem odechciało się grać. Nikt
już praktycznie nie atakował, gdy któremuś ścigającemu udało się złapać kafla,
leciał do bramek drużyny przeciwnej i próbował strzelić gola. Wszyscy liczyli
na szukających, ale znicza dalej nikt nie widział. Dwóch pierwszoroczniaków z
Ravenclawu zaczęło się nawet głośno zastanawiać, czy złota piłka aby na pewno
nie wyleciała za stadion. Dopiero komentujący mecz Kevin musiał poinformować
wszystkich, że nie ma takiej możliwości. Zwykle w jego głosie słychać było
energię i radość, trzymając w rękach mikrofon był w swoim żywiole. Dziś jednak
było inaczej. Lakonicznie opisywał przebieg nudnego meczu, raz po raz
zachęcając Jamesa i Scorpiusa, żeby wreszcie zakończyli grę.
– Malfoy chyba coś zobaczył – poinformował nagle z większym
podnieceniem.
Faktycznie szukający Ślizgonów nurkował w dół jakby gonił znicza.
James skierował miotłę za nim, lecieli praktycznie łeb w łeb. Tuż przy samej
ziemi Scorpius poderwał miotłę w górę, to samo zrobił Potter, muskając już
trawę nogami. Widzowie wstrzymali oddechy.
– Piękny Zwód Wrońskiego, szkoda tylko, że James się nie nabrał –
skomentował Kevin.
Tłum mruknął z niezadowolenia.
– Chwila, co to? Czyżby Scorpius Malfoy złapał jednak znicza?
Kevin miał racę. Szukający podnosił rękę w geście zwycięstwa, a z
zaciśniętej dłoni próbowała się wyrwać uskrzydlona piłeczka. Zwykle gdy
przegrywała drużyna, której kibicował nie ukrywał stronniczości, teraz jednak bardziej
był zadowolony, że mecz dobiegł końca i będzie mógł coś zjeść.
–Więc policzmy to… Slytherin wygrywa trzysta osiemdziesiąt do dwustu
sześćdziesięciu. Gratulacje dla zwycięskiej drużyny.
Ślizgoni zlecieli na boisko wśród wielkiej radości swoich kibiców.
– Spoko James, ciesz się, że się wreszcie skończyło – powiedział
pocieszająco Timothy.
– Przegrałem z Malfoyem na oczach starego, jak tu się cieszyć?
I uciekł do zamku, zanim Harry się do niego dopchał. Zawodnicy obu drużyn
ruszyli do szatni, bardzo zmęczeni. Sabrina opadła na ławkę.
– Nie mam sił na imprezę – jęknął Tom.
– A mnie boli każdy
mięsień –
stęknęła dziewczyna.
– Poproś Swana, chętnie
cię wymasuje – zakpił Lucas.
Sabrina kochała
quidditcha, ale bycie jedyną dziewczyną w drużynie czasem dawało się jej we
znaki. Spojrzała tylko na siedemnastoletniego bramkarza z wyraźną pogardą i
ruszyła w stronę damskich pryszniców.
– Znowu Blondi złoiła ci
tyłek.
Kevin czekał pod szatnią.
Niestety James od razu skierował się do zamku, więc uznał, że pocieszy chociaż
brata.
– Ile więcej bramek
wbiła? – spytał bez emocji, podając Kevinowi swoją
torbę, której nie miał siły nieść.
– Cztery.
– To nie tak źle – próbował się pocieszyć. – To co, opijamy smutki?
– Nie ma czym... to znaczy
Ślizgoni pewnie mają, ale nikt z naszych po tym meczu nie pójdzie ich zapytać.
– Racja.
W Pokoju Wspólnym
Gryfonów trwała żałoba. Kiedy bracia weszli do środka, kilka osób podeszło,
żeby klepnąć Dereka w obolałe plecy albo żeby pogratulować mu ładnej gry.
Jednak nikt się nie cieszył.
– Odzyskamy puchar w
przyszłym roku –
powiedział Sam.
– Dokładnie, nie ma się
czym przejmować –
dodał Jacob.
– Dajcie spokój –
zirytował się Kevin. –
Jeszcze nie wszystko stracone.
– Właśnie – podeszła do nich Dorcas
i usiadła blisko starszego Weasleya. –
Mamy z dziewczynami trochę kremowego. Jak chcecie możemy przynieść.
– Ten dzień to porażka – jęknął Derek. – Dobra, niech będzie
kremowe.
Kiedy rozmawiali
o pierdołach, przyszła Jen. Z racji, że była dopiero na
drugim roku, wszystkie sprawy towarzyskie jej braci zawsze ją omijały.
– Mam dla was dobrą wiadomość – powiedziała, biorąc ze stołu jedną butelkę
kremowego piwa.
– Ciekawe jaką? - zakpił Darek. – Dogi okazał się suczką i będziemy mieli małe
pieski?
Jen zrobiła obrażoną minę. Kochała bardzo ich rodzinnego psa, którego
mały Kevin przyniósł, gdy ten był jeszcze szczeniaczkiem, a Fred dał go
Amandzie jako prezent na rocznicę ślubu, bo nie zdążył kupić nic innego. Ich
matka nigdy nie dowiedziała się, że to znajda, bo dzieci szczęśliwe, że mogły
mieć psa, nie zdradziły tajemnicy.
– Rozmawiałam z wujkiem Harrym, mama jest cała i zdrowa i na początku
grudnia powinna wrócić z misji.
Kevin przytulił siostrę, a Derek opadł na poduszki.
– To faktycznie jedyna dobra nowina.
*
Dzień po meczu emocje
nadal nie opadły, więc Gryfoni i Ślizgoni ciągle rzucali sobie wrogie
spojrzenia. Dwóch trzecioklasistów zostało ukaranych szlabanem za bójkę, której
powodem było podobno zarzucenie oszustwa drużynie Slytherinu.
Sabrina siedziała przy
stole jedząc śniadanie i czytając podręcznik do opieki. Na szczęście była
niedziela, więc nie musiała się spieszyć. Jej znajomi leczyli kaca po imprezie,
więc mogła spokojnie oddać się nauce. Niespodziewanie dosiadł się do niej
Derek, ignorując wrogie spojrzenia innych uczniów.
– Nie miałabyś ochoty
wspólnie przećwiczyć materiału transmutacji z drugiego roku? – zagadnął wesoło.
Spojrzała na niego
całkiem zdziwiona propozycją i jego dobrym humorem. Po przegranym meczu Młody
przeważnie tydzień chodził wściekły i obrażony na cały świat.
– To jakiś podstęp, żeby
mnie zwabić do pustej klasy i zabić za przegraną?
– Myślałem o tym, ale
uznałem, że chce widzieć twoją minę, gdy pod koniec sezonu odbierzemy od was
puchar.
Zaśmiała się krótko.
Derek zabrał tost z jej talerza i spojrzał wyczekująco.
– To jak? O siódmej?
– Niech będzie – zgodziła
się. – Spróbuję zarezerwować salę zaklęć.
– Idealnie – wstał. – A
dobry humor mam dlatego, że mama niedługo wraca z misji – dodał.
Uśmiechnęła się szeroko.
– Mówiłam, że tak będzie.
Kiedy wychodził z sali
wciąż radosny, stanęła przed nim Rebecca, ubrana i wymalowana bardzo ładnie.
Zatrzepotała zalotnie długimi rzęsami.
– Nie miałam wczoraj
okazji ci pogratulować – powiedziała nieśmiało. – Byłeś naprawdę świetny.
– Dzięki – nerwowo
poczochrał swoje włosy.
– Co ty na to, żebyśmy
spróbowali jeszcze raz? – wypaliła z nadzieją w oczach. – Tylko tym razem bez
kłótni?
– Możemy, ale pod
warunkiem, że będziemy więcej czasu spędzać z moimi znajomymi – uległ w końcu.
– Masz rację, chętnie ich
poznam –
pocałowała go w policzek. – To widzimy się dzisiaj?
– Mam się wieczorem
spotkać z Blondi na naukę... Ale możesz pójść ze mną.
Rebecca całą siłą woli
starała się nie zmienić wyrazu twarzy. Nie znosiła Sabriny z wzajemnością. Ale
jednak zależało jej na Dereku, zwłaszcza, że inne dziewczyny znowu zaczęły
zwracać na niego uwagę, więc musiała się spieszyć zanim któraś go odbije.
– Chętnie – uśmiechnęła
się sztucznie.
– Świetnie. To o
dziewiętnastej pod salą zaklęć. Będziemy powtarzać materiał z transmutacji dla
drugiego roku.
– Super.
Młody
całkiem zadowolony z tej sytuacji, ruszył w stronę Pokoju Wspólnego. Z jednej
strony ten związek go męczył, ale z drugiej Masterson wciąż bardzo mu się
podobała. A jeżeli faktycznie się zmieni, to może wszystko jakoś się ułoży i
będzie mógł cieszyć się śliczną dziewczyną, która zna się na rzeczy, gdy chodzi
o całowanie i inne damsko-męskie sprawy. No i takiej, której większość
chłopaków zazdrości jak cholera… Tak, zdecydowanie Weasley nie grzeszył zdrowym
rozsądkiem, ale denerwował się za każdym razem, gdy Kevin mu to wypominał.
*
Połowa listopada znów była wietrzna i deszczowa. Uczniowie Hogwartu
zamiast wychodzić na błonia, spędzali czas w zamku ucząc się lub udając, że to
robią. Derek opanował już prawie cały materiał z pierwszego i drugiego roku transmutacji,
ale wciąż miał problemy z programem bieżącym, więc profesor McGonagall nie
przejmowała się, że chłopak może wygrać zakład. Choć sama przed sobą musiała przyznać,
że jest szansa, że dostanie ocenę pozytywną, a to już będzie w jego wykonaniu
sukces.
Najmniej ulubionym przedmiotem większości uczniów były eliksiry. Choć
profesor Austen była bardziej wyrozumiała niż jej poprzednik (Severus Snape),
to precyzja jaką trzeba było włożyć w wykonanie wywarów przerastała prawie
wszystkich hogwartczyków. W klasie piątej były tylko dwie uczennice, które
radziły sobie jednak całkiem przyzwoicie. Pierwszą była Krukonka Rose Weasley,
która talent do nauki odziedziczyła po matce, a drugą Sabrina Malfoy ze Slytherinu,
której ambicja nakazywała przykładać się do wszystkiego na sto procent.
Derek i Sam siedzieli w ostatniej ławce i próbowali wykonać swoje
eliksiry jak najlepiej. Młody, gdy się skupił, potrafił przyrządzić wywar na
mocny Zadawalający, a czasem udało mu się uzyskać Powyżej Oczekiwań. Za to Wood
był kompletnym beztalenciem w tej dziedzinie, więc ciągle podglądał, co robi
Weasley. I choć Dereka trochę to rozpraszało, z sympatii do przyjaciela, nie
zwracał mu uwagi.
Gdy profesor Austen zarządziła piętnaście minut przerwy, by składniki
się połączyły, do klasy wszedł jakiś drugoklasista.
– Przepraszam najmocniej, ale pani dyrektor wzywa do gabinetu Dereka
Weasleya oraz Sabrinę i Scorpiusa Malofyów.
– Nie – jęknął Sam. – Bez ciebie tego nie dokończę.
Derek poklepał go pocieszająco po plecach.
– Dasz sobie radę.
Zarzucił torbę na ramię i wyszedł za bliźniakami.
– Ciekawe, o co chodzi – zastanawiała się na głos Sabrina.
– To jasne, że jeśli wzywają nas z Weasleyem, to chodzi pewnie o jakąś
akcję starych. Ciekawe tylko czemu nie kazali przyjść Potterowi.
Zapukali do drzwi gabinetu pani dyrektor. W środku byli już Kevin i
Jen.
– Usiądźcie – zachęciła ich River, wyczarowując dodatkowe krzesła. Cała
piątka zajęła wskazane miejsca naprzeciw biurka dyrektorki. – Wezwałam was tutaj, ponieważ dostałam list od szefa Biura Aurorów.
Pisał mi w nim, że wasza mama – tu kiwnęła głowę na rodzinę Weasleyów – wróciła
do Wielkiej Brytanii, ale ciągle jest na misji, a wasz ojciec – znak do
Malfoyów – został zaatakowany w Ministerstwie…
–Co?!
Scorpius chwycił Sabrinę i pociągnął z powrotem na krzesło, ponieważ
mimowolnie wstała.
– Spokojnie panno Malfoy, nic poważnego mu się nie stało, jest w Świętym
Mungu, ale Harry Potter nie chce żebyście go odwiedzali…
– Gdzieś mam to, co ten facet mówi – teraz i Scorpius się zdenerwował.
– Posłuchajcie. Rozumiem, że jesteście przejęci, ale atak na kandydata
na Ministra w trakcie kampanii i to jeszcze w budynku rządowym byłby ogromną
sensacją, więc lepiej żeby nikt w szkole się nie domyślił, że mogło się coś
takiego wydarzyć.
– Dlatego matka wróciła z Rumunii? – spytał intuicyjnie Kevin.
– Tego nie wiem. Miałam wam tylko przekazać, że teraz działa w kraju i
jest cała i zdrowa. Jednak nie możecie się z nią kontaktować do czasu, aż jej
misja się nie zakończy, a to pewnie będzie dopiero w okolicach świąt.
Gdy cała piątka wyszła na korytarz lekcje jeszcze trwały. Kevin kazał
Jen wracać na Zaklęcia, ale zrobił to tylko dlatego, żeby nie podsłuchała
rozmowy reszty.
– Mam wrażenie, że to jest jakaś większa sprawa, ta kandydatura waszego
starego.
– Na pewno, bo gdyby nie chodziło o jakieś sprawy aurorów, wasza matka
nie zawracałaby sobie głowy robieniem mu kampanii.
– Ale nawet jeśli tak, to co z tego? – spytała Sabrina. –Najważniejsze
jest to, że ktoś zaatakował tatę.
– No właśnie, to na pewno jest ze sobą powiązane, bo niby dlaczego
Potter nie chce, żeby ktoś się o tym dowiedział?
– Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar
dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi – powiedział Derek, a Kevin tylko
westchnął.
*
Harry wszedł do sali
szpitalnej. Draco leżał na łóżku i wyglądał bardzo źle. Klątwa, którą go
zaatakowano nie była znana uzdrowicielom, ale robili wszystko, co w ich mocy,
by stan Malfoya się poprawił.
– Jak się czujesz? –
spytał, siadając na krześle obok jego łóżka.
– Świetnie. Tylko nie mam
siły cię zabić za wysłanie Amandy samej. Jesteś popieprzony Potter.
– Faktycznie czujesz się
już lepiej. A jak...– spojrzał wymownie na przedramię współpracownika, ukryte
za szpitalną koszulą.
– Bez zmian... Oni chcą
zrobić wszystko, żeby mnie wyeliminować, szantażują na każdym kroku. Przecież
tego nie da się wiecznie ukrywać przed Prorokiem.
–Jeśli nasze
przypuszczenia są słuszne, to Swanowi też będzie zależało na utrzymaniu
wszystkiego w tajemnicy.
Draco
zamknął oczy. Klątwa nie była teraz największym problemem, a ból jaki mu
przysparzał strach o rodzinę.
Młodemu włączył się tryb detektywa, a to może oznaczać tylko kłopoty ;) A jak kłopoty czekają Dereka, to przypadkiem również biedną Sabrinę...
Do następnego!
Jednym słowem kłopoty dla wszystkich? Jak mi żal Draco... Bez przesady mogę przyznać, że Wasz Malfoy to najlepsza jego wersja że wszystkich o których czytałam i chce go więcej! :D
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, u mnie nowa notka, ta świąteczna, zapraszam serdecznie;)
https://w-poszukiwaniu-lepszego-jutra.blogspot.com/
Kłopoty to drugie imię naszych bohaterów :D Musimy przyznać, że Draco też jest jedną z naszych ulubionych postaci, a zwłaszcza w relacji z Harrym :D Niedługo nadrobimy zaległości u ciebie ;)
OdpowiedzUsuń