Rozdział 7


     Kilka dni później pogoda wciąż się nie poprawiła i nic nie zapowiadało zmiany w tej sprawie, więc uczniowie spędzali bardzo dużo czasu w zamku. Trudno było znaleźć ustronne miejsce, w którym bezpiecznie można było oddawać się przyjemnością. Derekowi i Rebecce udało się zaszyć w opuszczonej klasie na drugim piętrze. Mieli dla siebie tylko kilka minut, ale chłopak wciąż był nieobecny myślami. Dziewczynę zaczęło to irytować, bo ostatnio poświęcała się dla tego związku. Odpuściła Młodemu już kilka razy, gdy chciał zjeść śniadanie w towarzystwie jego znajomych, a nawet spędziła godzinę w bibliotece jedynie na nauce.
     –Co z tobą? - zdenerwowała się w końcu.
     Długo wahał się czy coś jej powiedzieć. Ale przecież była jego dziewczyną i się starała, więc powinien jej ufać. Nawet jeżeli przyjaciele wciąż ostrzegali go przed tym związkiem. Włącznie z Jamesem, który wcześniej jawnie mu zazdrościł, ostatnio kiwnął głową, gdy Kevin wygłosił swoje standardowe kazanie na ten temat.
     – Chodzi o moją mamę. Jest na niebezpiecznej misji wyjaśnił w końcu, czochrając swoje włosy.
     Wyraźnie się zaciekawiła i próbowała dopytać o szczegóły, jednocześnie trzymając go za dłoń. Ucieszył się, że wreszcie stara się go wysłuchać.
     – Ktoś zaatakował Malfoya? – zdziwiła się szczerze, gdy wszystko jej wyjaśnił. – Ale dlaczego?
     – Nie wiemy. Przez te wybory to ściśle tajna sprawa. Nie możesz tego nikomu powiedzieć – dodał szybko.
     – Spokojnie – pocałowała go czule w usta.
*
     Następnego dnia rano, gdy tylko Sabrina weszła do Wielkiej Sali na śniadanie, już wiedziała, że coś się stało. Przyzwyczajona do szeptów na swój temat i sugestywnych spojrzeń, w mig zrozumiała, że pojawiła się jakaś nowa plotka na temat jej lub jej rodziny. Zręcznie wyrwała Proroka z rąk losowego pierwszoroczniaka, a jej wzrok szybko przesuwał się po literach. Z każdym kolejnym słowem jej twarz robiła się coraz bardziej czerwona, a gdy dotarła do nazwiska reportera, poczuła, że nie jest w stanie dłużej wytrzymać. Hogwart dawno nie widział tak wściekłej Sabriny Malfoy. Ludzie schodzili jej z drogi, gdy kierowała się w stronę wyjścia, a następnie schodami w górę.
     Na grupkę najpopularniejszych dziewczyn w szkole natknęła się na czwartym piętrze. W mgnieniu oka wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w Rebecce Masterson.
     – Jak śmiałaś znowu to zrobić? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
     – O co ci chodzi Malfoy? – głos Krukonki lekko drżał, ponieważ dobrze wiedziała, że blondynka jest zdecydowanie lepszą czarownicą.
     – Nie udawaj większego pustaka, niż jesteś Masteroson. Kto inny mógłby znów przypadkiem donieść twojemu stryjowi plotki na temat mojego ojca? Tym razem zapłacisz mi za to.
     Uczniowie odskoczyli w tył, gdy poleciało pierwsze zaklęcie. Rebecca również zdążyła się uchylić, ale kolejna klątwa trafiła ją prosto w twarz. Czuła, że pieką ją policzki, czoło i nos. Dotknęła tych miejsc i wyczula obrzydliwe gule, które rosły z coraz większą prędkością.
     Z tłumu wybiegł Derek i na dzień dobry oberwał przekleństwem w brzuch, przez które zgiął się w pół. Sabrina niemal płonęła. Pojawili się Kevin i James i dopiero oni we dwójkę odważyli się ją obezwładnić. W tym samym czasie przybiegły dyrektorka i profesor McGonagall wezwane przez przyjaciółki Rebeccy.
     – Malfoy, do mojego gabinetu! krzyknęła River.


     –Co ci do głowy strzeliło, żeby tej idiotce mówić o Malfoyu?! – tak wkurzonego Kevina Derek nie widział już dawno, więc nawet zdążył się przestraszyć. Co prawda miał moralniaka, ale zdecydował się o tym nie mówić. Zanim zdążył znaleźć słowa na swoją obronę, poczuł jak czyjaś pięść wbija mu się w nos. Z jego narządu węchu zaczęła lecieć krew.
     – Większego gumochłona świat nie widział – powiedział Scorpius, cofając dłoń od twarzy Młodego. Wciąż jednak nie spuszczał z niego nienawistnego spojrzenia.
     – Możecie zejść ze mnie? Nie wiedziałem, że się to tak skończy, sam jestem wściekły.
     Przyłożył do nosa chusteczkę. Stali tak we trzech z minutę, piorunując się nawzajem wzrokiem.
     – I co teraz? spytał w końcu Kevin. – Myślicie, że to jakoś wpłynie na całą tą sytuację?
     – Na pewno, przecież nie bez przyczyny Potter kazał trzymać nam to w tajemnicy. Ale przez twojego szanownego braciszka cały plan chuj strzelił.
     – Weasley, co ci się stało?
     W ich stronę szła profesor Austen.
     – Przewróciłem się.
     Nauczycielka zbyt długo wykonywała swój zawód, żeby dać się nabrać na to kłamstwo, ale nie mogła nikomu nic udowodnić, więc tylko powiedziała:
     – Idź do Skrzydła Szpitalnego z tym rozbitym nosem.
     Derek posłuchał zalecenia nauczycielki. W sali była tylko jedna osoba, której właśnie pomagała szkolna pielęgniarka.
     – Patrz, co mi zrobiła ta blond wywłoka! – krzyknęła do Dereka, a on dopiero wtedy zorientował się, że to jego dziewczyna. Stanął osłupiały, patrząc się na masę krost na twarzy Rebeccy, których pani Boot nie mogła usunąć. Zdziwiło go tylko to, że nie zrobiło mu się jej żal.
     – Siadaj Wealsey, zaraz się zajmę twoim nosem – powiedziała pielęgniarka i zniknęła w swoim gabinecie, prawdopodobnie po jakieś nowe maści na dolegliwość pacjentki.
     – Zamorduję tą Malfoy.
     – Należało ci się – w głosie Dereka było słychać tylko złość. – Zaufałem ci, a ty możliwe, że zepsułaś pomyślność misji mojej matki i naraziłaś wszystkich na niebezpieczeństwo.
     – Ale społeczność czarodziejów powinna wiedzieć, że w Ministerstwie atakuje się pracowników!
     – Nie rozśmieszaj mnie, zrobiłaś to tylko na złość Sabrinie.
     Rebecca nie zdążyła skłamać, ponieważ wróciła pani Boot i jednym machnięciem różdżki naprawiła nos Młodego. Chłopak podziękował i wyszedł, nie racząc Masterson nawet spojrzeniem.
*
     Sabrina ledwo siedziała na krześle w pokoju dyrektorki. Miała ochotę wybiec albo się rozpłakać. Strach o ojca, złości na Masterson i Weasleya, duża ilość obowiązków, które ostatnio na nią spłynęły wystarczyła by doprowadzić ją do tak złego stanu.
     – Nie powinnaś była tego robić stwierdziła rzeczowo profesor River. Ale po rozmowie z profesor McGonagall i opiekunką twojego Domu uznałyśmy, że nie zasłużyłaś na najwyższą karę. Jesteś jedną z najbardziej wzorowych uczennic i rozumiemy twoją obecną sytuację. Niemniej odejmuję Slytherinowi 50 punktów i zabieram twoją odznakę prefekta na najbliższe dwa miesiące.
     Sabrina całą siłą woli powstrzymała się, żeby nie rzucić oznaką w twarz dyrektorki. Odłożyła ją na biurko odrobinę za mocno. River kazała jej wyjść. Gdy tylko znalazła się poza gabinetem, wybuchła płaczem. Miała w nosie czy ktoś ją zobaczy. Trafiła akurat na Marcusa Swana, który podszedł bez słowa i ją przytulił.



*
     – Wiedzą już — odgadł Malfoy, widząc wzrok Pottera, gdy przekroczył drzwi jego sali. Harry opadł na krzesło i z rezygnacja poprawił okulary, które zjechały mu na czubek nosa.
     – Nie powinienem mówić o tym dzieciakom... Ktoś się wygadał w Hogwarcie, Prorok zaczął węszyć w Ministerstwie i poszło...
     Draco nie wyglądał na zaskoczonego. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, w końcu blondyn uśmiechnął się lekko i z satysfakcją oznajmił:
     – Jednak jesteś totalnym kretynem.
*
     Kilka godzin później zdenerwowany Fred wpadł do mieszkania swojej siostry. Ginny właśnie nalewała zupę do talerza męża. Harry spojrzał na szwagra i od razu zorientował się, o co chodzi. Fred zwykle nie komentował spraw zawodowych Amandy i tylko jakieś naprawdę drastyczne informacje mogły wyprowadzić go z równowagi.
     – Czemu jej nie ściągniesz z powrotem? – spytał, zaciskając dłonie w pięści.
     – Bo jeśli teraz wróci, to całą akcję szlag trafi. Wiem, że sprawy się skomplikowały, ale Amanda jest świetną aurorką i świadomą tego, na co się pisze.
     – Tylko, że nikt nawet nie wie, czy ona jeszcze żyje –głos mężczyzny się załamał.
     Ginny podeszła do brata i mocno go przytuliła. Popatrzyła się z wyrzutem na męża, choć doskonale wiedziała, że to nie jego wina.
     – Myślisz, że gdyby zginęła, to Śmierciożercy nie pochwaliliby się tym faktem? ciągnął Potter.
     – Przecież oni nie działają bezpośrednio.
     – A to, co było w klubie Teda na wakacjach?
     – Słuchaj, ja nie wiem w jaką grę polityczną się mieszacie, bo nikt nie chce mnie wtajemniczyć, ale chyba macie jakiegoś Śmierciożercę w Ministerstwie, skoro Malfoy leży poturbowany w szpitalu, a moja żona jest gdzieś wśród tych oszołomów i może skończyć tak samo jak Tleniona Fretka.
     – Masz rację, mamy Śmierciożercę w Ministerstwie i już od dawna wiemy, kto nim jest. I dodając wszystkie fakty do siebie, sam już powinieneś wiedzieć, o kogo chodzi.
     Fred przeklął.
     – No właśnie – ciągnął nadal Harry, a Ginny pobladła. – Sęk w tym, że nie chcemy, by to teraz wyszło na jaw, bo jeśli wszyscy się dowiedzą, to uznają to za sabotaż przedwyborczy z naszej strony, więc musimy w inny sposób wsadzić Malfoya na stołek Ministra.
     – A co z moją żoną?
     – No to już trochę inna sprawa. Wiem, że nie powinienem jej samej wysyłać, ale moi najlepsi aurorzy są nadal w Rumunii, a reszta by tylko spierdoliła całą sprawę, więc o niczym nie wiedzą.
     – I gdzie ona teraz jest?
     – Nie mogę ci powiedzieć, ale postaram się ściągnąć ją stamtąd jak najszybciej się da.
     – Nienawidzę cię Potter.
      Zjedz z nami zupę – zaproponowała Ginny. – Nie powinieneś teraz być sam.
     Fred wolał być sam, ale nie chciał robić przykrości siostrze, więc został.
*
     Sabrina nie przejmowała się, że już kolejnego dnia została jej przypięta łatka niezrównoważonej. Przynajmniej wszyscy dali jej święty spokój. Nawet Anne, koleżanka z dormitorium, z którą zazwyczaj miała dobry kontakt, zaczęła jej unikać. Tak naprawdę zostali przy niej tylko Nicole, Scorpius, Albus i Dorian, ale wiedzieli, że woli teraz swoje towarzystwo... No i Marcus, który dzielnie ją wspierał, czego kompletnie się po nim nie spodziewała.
     Masterson roznosiła nowe plotki, ale gdy tylko widziała blondynkę, szybko zmieniała kierunek. Za to Młody chyba chciał z nią pogadać, ale widocznie się wahał, a ona nie zamierzała mu tego ułatwiać. Ba, obiecała sobie, że znowu potraktuje go jakąś wymyślną klątwą, gdy tylko się zbliży.
     – Cześć Blondi z końca korytarza pomachała do niej Roxanne. Pomożesz mi z jednym zaklęciem?
     Sabrina stała chwilę zdezorientowana.
     – Co to za zaklęcie?
     – A taka klątwa na jednego dupka... ej, czekaj, nie miałam nic złego na myśli... dodała, widząc, że obrażona blondynka, planuje sobie pójść po prostu jesteś dobra, to nie ma nic wspólnego z tą akcją z czwartku, słowo.
     Malfoyówna nie uważała, że można zaufać córce Georga Weasleya, ale z drugiej strony Roxy zazwyczaj była w porządku. No i przyjaźniła się z Albusem, a on znał się na ludziach.
     – No zgoda. W sali zaklęć o szesnastej, pasuje?
     – Zdecydowanie. To do potem.
     Ruda włożyła ręce w kieszenie swoich ogrodniczek i ruszyła przed siebie wyraźnie zadowolona.
*
     W tym samym czasie Harry siedział w swoim gabinecie zawalony robotą. Wszyscy podwładni starali się go nie zamęczać sprawami innymi niż ta związana z atakiem na Malfoya i wyborami. Po artykule w Prokoku zrobiło się wielkie zamieszanie i do Ministerstwa przychodziła masa listów, które leżały teraz w wielkim pudle w kącie biura. Do tego dochodziły rozmowy z obecnym Ministrem i członkami Wizengamotu, a także nieustanny kontakt z Ministerstwem w Rumunii. Ciężko było ogarnąć ten chaos.
     Ktoś zapukał do drzwi i wszedł zaraz po tym. Był to Phil, jeden z jego najlepszych aurorów, sporo starszy i ze śladami długoletniej pracy na ciele. Mężczyzna nie miał jednego oka, które zasłaniała czarna opaska. Mimo różnicy wieku, szanował swojego szefa i za prośbą Pottera, został głównodowodzącym jednostki uderzeniowej.
     – Harry, Oscar Swan chce z tobą rozmawiać.
     Potter domyślał się, że to w końcu nastąpi, więc tylko kiwnął głową. Po chwili urzędnik wszedł do środka z pokerową miną. Mimo wszystkiego, co auror o nim sądził, musiał przyznać, że jego postawa i mimika są w stanie wzbudzić zaufanie. I, gdyby nie „stała czujność”, którą musieli zachować wszyscy pogromcy czarnoksiężników, mógłby się dać oszukać.
     – Czy to, co piszą w gazetach to prawda? zapytał z nutą paniki w głosie.
     – Tak, Draco Malfoy został zaatakowany i przebywa w szpitalu Potter uznał, że nie ma sensu kłamać, skoro już i tak wystarczająco zawalił, informując o wszystkim dzieci.
     – Wiadomo już, kto za tym stoi?
     – Pracujemy nad tym.
     – Wiem, że działamy przeciwko sobie w wyborach, ale jednak jesteś Szefem Biura Aurorów, a ja nie czuje się bezpieczny. Skoro ktoś zaatakował mojego rywala, może też zrobić to samo mnie.
Harry spodziewał się takiego zachowania ze strony Swana. Najlepiej zrobić z siebie ofiarę.
     – Wiem, ale ochrona kandydatów należy do czarodziejskiej policji, a nie do nas... My zajmujemy się sprawą ataku, ponieważ prawdopodobnie stoi za tym jakiś niebezpieczny czarnoksiężnik. A z tego, co mi wiadomo, już zapewniono ci ochronę.
     Oscar milczał przez chwilę. W końcu powiedział:
     – Wiesz Potter, myślałem, że się może jakoś dogadamy...
     Tego akurat Harry się nie spodziewał. I nie do końca wiedział jak powinien poprowadzić tą dyskusję. Akurat Amanda i Draco byli lepsi, gdy chodziło o takie sprawy.
     – Co masz na myśli?
     – Jeżeli wycofacie się z wyborów, to uruchomię moje wszystkie znajomości, żeby wam pomóc.
     Zielone oczy Harrego zrobiły się wielkie jak guziki.
     – Nie ma takiej opcji.
*
     Roxanne przyszła na umówione spotkanie trzy minuty po czasie. Sabrina już była w sali zaklęć i ćwiczyła transmutowanie poduszki w róże. Właściwie doskonałe znała to zaklęcie, ale chciała sobie czymś zająć czas.
     – Cześć.
     – Cześć Weasley. Więc co to za zaklęcie?
     – To powiększające uszy.
     Sabrina przyglądała się jej z ciekawością. Wiedziała, że Roxanne rzadko miesza ludzi w swoje sprawy, więc pytanie, komu chce dopiec raczej nie miało sensu. Postanowiła, że zapyta o coś innego:
     – Dlaczego nie poprosiłaś o pomoc Rose?
     – Myślałam o tym, ale ona raczej nie używa zaklęć w zemście...  No chyba, że w stosunku do twojego brata... Ale teraz trochę się martwi, że straci oznakę jak ty, więc przystopowała...  No wiesz, władza dla Rose jest najważniejsza.
     Każdy normalny bał się Rose Weasley. Musiała mieć ostatnie zdanie, decydować o wszystkim i często dochodziła do celu po trupach. Nie miała przez to za dużo znajomych, a Albus był jej jedynym przyjacielem, bo po prostu nie potrafił się z nią kłócić i robił wszystko to, co chciała.
     – No dobra. Wypróbuję to zaklęcie na tobie, żebyś widziała jak działa, a potem ty zrobisz to na mnie.
     – Z przyjemnością zażartowała ruda, a gdy Sabrina wycelowała różdżką w jej stronę, skupiła się na jej ruchach.
     Blondi zatoczyła koło, następnie lekko opuściła różdżkę w dół i wypowiedziała zaklęcie. Roxanne odruchowo dotknęła lewego ucha, które zaczęło szybko rosnąć. Malfoyowna wyczarowała lusterko, żeby dziewczyna mogła zobaczyć jak wygląda.
      – Kurde, w sumie to całkiem spoko, będę mogła podsłuchiwać ludzi.
     – Jakbyś do tej pory miała z tym problem.
     – Ja nie podsłuchuje ludzi, po prostu umiem obserwować i zawsze wiem jak zagadać, żeby mi wszyscy wszystko wyśpiewali... Mogłabyś to cofnąć?
     Po kilku sekundach jej uszy wróciły do dawnego rozmiaru. Kiedy to się stało, spróbowała zaczarować Sabrinę, ale jej nie wyszło. Zachęcona, spróbowała raz jeszcze, a potem kolejny. Dopiero po piętnastu minutach uzyskała zamierzony efekt.
     – Nie muszę tego cofać, bo spod twojej czupryny nawet nie widać, że coś jest nie tak.
     Sabrina zaśmiała się, ale usunęła skutki zaklęcia. Roxanne schowała różdżkę do kieszeni spodni i usiadła na jednej z ławek. Blondi zrobiła to samo. Z początku nie zamierzała spędzać z Gryfonką więcej czasu, ale jej towarzystwo wcale nie przeszkadzało.
     – Spędzasz święta u ojca czy matki? zagadnęła, bo sytuacja rodzinna Weasleyówny nie była dla nikogo tajemnicą.
     -Po połowie, jak zawsze. Ale nie wiem gdzie pójdę na kolacje. Jeżeli mama będzie miała zmianę w szpitalu to pewnie w Norze, a jak nie, to z nią.
     Sabrina właśnie coś sobie uświadomiła.
     – Mama nie pisała ci czegoś o stanie mojego taty?
     Ruda przecząco pokręciła głową.
     – Nic nie wie. Leży podobno na jakimś specjalnym oddziale, na który mają dostęp tylko uzdrowiciele pracujący dla wujka Harrego.
     Sabrina wyraźnie posmutniała, a Roxy nie zamierzała jej pocieszać, więc siedziały chwilę w ciszy.
     – Młody jest przybity tą całą akcją rzuciła po chwili niespodziewanie.
     – Po co mi to mówisz?
     – No, żebyś wiedziała... Dobra będę uciekać. Dzięki za pomoc. Narka.
     Malfoyówna kiwnęła głową na pożegnanie, a kiedy Weasley wyszła, znowu powróciła do transmutowania poduszki. Jednak to przestało pomagać, więc chwyciła ją i rzuciła z całej siły w ścianę.
*
     Fred i George zamykali sklep. Było już po dwudziestej pierwszej, więc zdziwiło ich, że ktoś próbuje dostać się do środka. Nie przejęli się tym, bo zawsze zamykali drzwi od wewnątrz przed sprzątaniem. Dopiero, gdy zamek sam się przekręcił i ktoś wpadł z impetem, podnieśli zaszokowani głowy. W środku stała bardzo zdenerwowana Vanessa Blue.
     – Co mamusię do nas sprowadza? spytał z udawaną uprzejmością Fred, odstawiając trzymane w rękach pudło na podłogę. Jego teściowa nigdy nie przychodziła do sklepu, bo uważała prowadzenie takiego interesu za upokarzające. Zresztą ta kobieta zawsze zwiastowała kłopoty.
     – Od kilku miesięcy nie mam kontaktu z moją córką, więc chcę natychmiast wiedzieć gdzie ona jest.
     Braci zamurowało. Vanessa nie interesowała się za bardzo ani Alex, ani Amandą, byli w sumie pewni, że gdyby coś którejś się stało, nawet by się nie przejęła.
     – Jest na misji z aurorami – skłamał gładko Fred.
     – I nie daje znaku życia od takiego czasu?
     – Widocznie nie może albo nie chce się z szanowną teściową kontaktować.
     – Jestem jej matką!
     – O, doprawdy? I na pewno nie ma mamusia jakiegoś konkretnego celu spotkania się z moją żoną?
     Pani Blue piorunowała wzrokiem swojego zięcia.
     – Powinna nadal zajmować się kampanią pana Malfoya, to jest dla niej większa szansa niż uganianie się za jakimiś szumowinami! Może jak zasłynie wśród śmietanki towarzyskiej, to zrozumie, że marnuje się w swojej obecnej pracy i przy mężu nieudaczniku!
     George złapał Freda za ramię, bo tamten wyglądał jakby chciał uderzyć teściową.
     – Wynoś się stąd ty wstrętna wiedźmo!
     – Zapłacisz mi za te słowa!
     Vanessa już wiedziała, że niczego się od zięcia nie dowie. Odwróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami. Fred wyrwał się uścisku brata i dał upust swoim uczuciom, kopiąc stojące przed nim pudło.

     Alex niespodziewanie została wezwana przez swojego ojca. Przeczuwając, że sprawa będzie bardzo irytująca, deportowała się w pobliżu Dworu. Ruszyła zaśnieżoną alejką do drzwi. Zapukała, a po chwili otworzył jej jeden ze skrzatów domowych.
     – Panienka Alexandra, proszę tędy, z panią jest bardzo źle.
     Brunetka weszła do holu, zdjęła płaszcz i przeszła do sypialni rodziców. Gdy Edmund dostrzegł ją przez szparę w drzwiach, wyszedł na korytarz.
     -Co z nią?  spytała cicho.
     – Panikuje, że umiera. Stres, migrena, ból serca...
     – Co tym razem się stało?
     – Mamrocze coś o niewdzięcznych gówniarzach, braku szacunku i rodzinie, która nigdy nie przestanie być pośmiewiskiem... Dobra, zostawiam ją tobie i uciekam posłuchać relacji z meczu...
     – Tato jęknęła. Zajmuje się magicznymi urazami, a nie psychiatrią...
     Z sypialni zaczęły dochodzić stłumione głosy, wiec Alex z chęcią zamordowania ojca, weszła do środka.
     – Jak się czujesz mamo?  spytała uprzejmie, odkładając medyczną torbę na krzesło.
     – A jak się mam czuć? Dbam o rodzinę, martwię się, a traktują mnie gorzej od skrzata domowego.
     Alex ze spokojem przyłożyła różdżkę do klatki piersiowej kobiety i kazała jej spokojnie oddychać.
     – Kto cię tak traktuje? spytała, chociaż spodziewała się odpowiedzi.
     – Twoja siostra i ten jej cholerny małżonek...
     Alex przerwała wywód, głośnym przesuwaniem fiolek w torbie. Wyciągnęła dwie i postawiła na stoliku nocnym.
     – To na pewno pomoże. Po trzy krople po każdym posiłku, dodatkowo dużo odpoczywać i unikać stresu... A ja muszę niestety uciekać, bo mam jeszcze dwóch pacjentów dzisiaj. Przyjdę za kilka dni sprawdzić czy wszystko już ok.
     Pocałowała niezadowoloną rodzicielkę w policzek i szybko wyszła z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Edmund wyjrzał na chwilę ze swojego gabinetu. Córka pokazała mu kciuk w górę i szybko ruszyła w dół, do holu, a następnie alejką za granicę antydeportacyjną.
*
     Molly Wealsey siedziała przy oknie robiąc swetry na święta. Gdy ponad dwadzieścia lat temu zaczęła powiększać się jej rodzina, musiała pracę nad prezentami gwiazdkowymi zaczynać dużo wcześniej. I choć jednocześnie kończyła aż trzy robótki, miała przecież jeszcze sześć do zrobienia. Oczy powoli zaczynały się jej zamykać, więc zamrugała kilkukrotnie, patrząc się przez okno. Zobaczyła jakieś poruszenie i ktoś deportował się na jej podwórku. Zaciekawiona, ponieważ nie spodziewała się gości, wstała od pracy. Szybko zorientowała się, że coś musi być nie tak, bo postać szła chwiejnym krokiem i wyglądała jakby miała zemdleć.
     Pani Weasley ubrała płaszcz i wyszła przed dom. Najpierw zamarła, a potem złapała swoją synową i pomogła jej dojść do salonu, gdzie ułożyła ją na kanapie.
     Amanda wyglądała strasznie. Była blada, miała pełno ran na ciele, z ledwością tylko wychrypiała:
     – Niech mama jak najszybciej wyśle Patronusa po Alex i Harrego.
     Molly nie pytała, wykonała zadanie, a potem zaczęła szukać eliksirów wzmacniających i przeciwbólowych, żeby choć trochę ulżyć chorej aurorce.
     – Czemu nie deportowałaś się od razu do szpitala? – spytała przejęta.
     – Bo byłam na tajnej akcji, gdyby ktoś zobaczył mnie w takim stanie, od razu zorientowałby się, co się dzieje. Oficjalnie byłam w Rumunii, więc tamci medycy powinni się mną zająć.
     Pojawiła się Alex i bez zwłoki zaczęła badać siostrę. Dwie minuty później wpadł Harry, a zanim blady Fred.
     – Co jej jest? – spytał przerażony.
     Amanda jęknęła. Wolała, żeby mąż jeszcze jej nie oglądał, ale widocznie przejęta pani Wealsey i jego już powiadomiła.
     – Nakryli cię? – Harry wyglądał na zdenerwowanego.
     – Raczej nie. Znalazłam ich siedzibę, ale wlazłam w jakieś cholernie mocne zaklęcia ochronne skrzywiła się. Uciekałam zanim zorientowali się, że to ja, choć na pewno podejrzewają, że to jakiś człowiek, bo wątpię żeby zwierzę uruchomiło ich zabezpieczenia.
     Harry przeklął.
     – Alex, co z nią?
     – Musimy przenieść ją do szpitala, bo tutaj jej nie wyleczę.
     – Na pewno się nie da?
     – Zwariowałeś?! – Fred prawie uderzył swojego szwagra. – W dupie masz zdrowie swoich ludzi, liczy się dla ciebie tylko ratowanie obcych!
     Harry poczerwieniał. Spojrzał na Amandę i uznał, że Fred ma jednak trochę racji.
     – Zaraz wezwę tu dwóch aurorów, którzy wtajemniczeni są w sprawę i przeniesiemy ją na oddział, na którym leży Malfoy. Tam nikt nie ma wstępu poza mną i lekarzami.
      – Świetnie. Nie dość, że nie będę jej mógł odwiedzać, to jeszcze będzie leżeć z Malfoyem.
     Ale Harry już go nie słuchał. Wysłał wiadomość do biura. Po minucie pojawili się Price i Grant.
     – Szefie, wracaj do Ministerstwa, Goldenmayer puścił chochliki kornwalijskie, które złapaliśmy ostatnio i robią spustoszenie.
     – Ten kretyn już u mnie nie pracuje. Amanda, będę wieczorem, opowiesz mi wszystko.
Pocałował teściową w policzek, a Price i Grant ułożyli Amandę na lewitujących noszach i deportowali się z nią do szpitala.

     Chwilę po wyjściu aurorów, Fred deportował się do Munga i siedział tam uparcie dwie godziny. Nie obchodził go fakt, że nie powinno go tu być, bo ktoś może się dowiedzieć, że jego żona leży na oddziale. Liczył, że w taki sposób dowie się czegokolwiek. Mógł co prawda czekać w domu Ginny na wieści od Harrego, ale z każdą kolejną rozmową zaczynał coraz bardziej nienawidzić szwagra, z którym jeszcze nie tak dawno żył w przyjacielskich stosunkach.
     O godzinie dwudziestej pierwszej, gdy już w holu zrobiło się dużo luźniej, zobaczył Alex w białym fartuchu, która kierowała się do drzwi. Gdy podszedł bliżej, zauważył, że wygląda bardzo źle  miała podkrążone oczy, bladą cerę, rozczochrane włosy.
     – Fred? zdziwiła się.
     Weasley chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu szybkim ruchem ręki i dyskretnie rozejrzała się, czy nikt ich nie podsłuchuje.
     – Tak, wypiszemy ci tą receptę   powiedziała głośniej, przywołując na twarz szeroki uśmiech. Chodźmy do mnie, jestem już po pracy, a dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać.
     Wciąż nienaturalnie radosna, wyszła ze szpitala, a mężczyzna skierował się za nią. Przeszli na specjalny plac, z którego pracownicy deportowali się do domów. Przenieśli się pod Londyn, do bardzo ubogiej dzielnicy. Alex wprowadziła go do starej kamienicy i po schodach weszli na trzecie, a zarazem ostatnie piętro. Znów rozejrzała się, czy nikt ich nie obserwuje i za pomocą różdżki zdjęła zaklęcie ochronne.
     Mieszkanie było bardzo małe i skromne. Składało się z salonu z aneksem kuchennym, niewielkiego pokoju Roxanne, która spała w nim na materacu oraz łazienki.
     Alex odłożyła torebkę na zjedzony przez kroniki stół i opadła na krzesło.
     – Wybacz za tą całą szopkę    zwróciła się do Freda.  Ale od tego artykułu o Malfoyu te hieny ciągle węszą. Nie chcę, żeby rozpisywali się także o Amandzie.
     – A może powinni? Bo ja uważam, że to co Potter wyprawia, to przechodzi...
     – Fred   łagodny ton kobiety zamknął mu usta. Właśnie taka była najmłodsza Blue, opanowana w każdej sytuacji... A przynajmniej od momentu urodzenia Roxy. Harry nikogo do niczego nie zmusza. Poza tym wiesz, że sam w życiu poświęcił się już za cały świat i zrobiłby to po raz drugi. Amanda robi to, bo chce i to do niej możesz mieć pretensje.
     Mężczyzna zacisnął i rozprostował palce.
     – Wiesz, co z nią?
     – Nie mam pojęcia. przyznała ze smutkiem Chciałabym się dowiedzieć, ale nie mam jak. Muszę się trzymać z dala od jej oddziału.
     Fred usiadł przy stole i ukrył twarz w dłoniach. Alex, która od nocy, w której poczęła się Roxanne w ogóle nie piła alkoholu, wyciągnęła z szafki jedyną butelkę Ognistej Whisky, którą trzymała na właśnie taką okazję. Nalała trochę do dwóch kieliszków, pierwszy przysunęła szwagrowi, a drugi wypiła za jednym razem.


Dziś dużo różnych wątków w jednym rozdziale, ale dzięki temu akcja pójdzie szybciej na przód. Za tydzień zapraszamy na pierwszą miniaturkę, która (mamy nadzieję) wyjaśni nieścisłości w fabule :D
Nasze opowiadanie można też znaleźć na wattpad, obecnie znajdują się tam dwa rozdziały, ale w najbliższym czasie postaramy się wszystko zaktualizować ;)

1 komentarz:

  1. Akcja Sabriny była piękna - jakbym widziała wkurzoną siebie :D
    A Swan to gnojek, pytanie czy sam w tym wszystkim nie maczał palców?
    resztę muszę przeczytac jeszcze raz bo w relacjach Blue - Weasley trochę się pogubiłam, ale podoba mi się ta ilośc akcji :)
    ps. U mnie też nowa notka https://w-poszukiwaniu-lepszego-jutra.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń