Zaczął się grudzień.
Uczniowie z jednej strony myśleli już o świętach, z drugiej nauczyciele nadal
nie odpuszczali im, więc pracy było coraz więcej. Żaden z Weasleyów nie
dowiedział się o wypadku Amandy, ponieważ Harry nie chciał takiej samej wpadki
jak z Malfoyem. Wybory Ministra, których termin wyznaczony był na początek
maja, stawały się coraz większą sensacją. I choć między kandydatami toczyła się
otwarta polityczna walka, to Marcus Swan nadal kręcił się wokół Sabriny. Blondynka musiała przyznać, że jego towarzystwo coraz mniej ją irytowało.
Widywano ich coraz częściej razem, czy to w bibliotece, czy na spacerze na
błoniach. Scorpius nadal niechętnie podchodził do tej relacji, ale jego
czujność została uśpiona, ponieważ Swan zaczął wydawać się w porządku (choć nie
znaczyło to, że młody Malfoy go polubił, do tego było jeszcze daleko).
Była jeszcze jedna osoba,
która wcale nie cieszyła się z takiego obrotu sprawy. Derek, na którego Sabrina
wciąż była obrażona, nie mógł z nią pogadać, ponieważ gdy tylko chciał to
zrobić, pojawiał się Ślizgon i zabierał gdzieś dziewczynę. Weasley musiał więc
sam pracować nad materiałem z transmutacji, dotarł do trzeciego roku i coraz
bardziej bał się, że się nie wyrobi i przegra zakład. Do tego dochodziły
treningi quidditcha, ponieważ choć wygrali z Krukonami, to Ślizgoni zmiażdżyli
Puchonów, więc nadal byli na prowadzeniu. I została oczywiście jeszcze Rebecca,
która nie widziała nic złego w swoim zachowaniu i Młody już sam nie wiedział,
czego od niej chce. Obrał najlepszą taktykę jaka przyszła mu do głowy, czyli
unikanie dziewczyny. Wiedział, że póki co żaden chłopak się z nią nie umówi,
ponieważ krosty znikały powoli, więc twarz Masterson nie była tak idealna jak
kiedyś.
– Dostałeś ostatnio jakiś
list od ojca? – Kevin przysiadł się do młodszego brata w
Pokoju Wspólnym.
– Nie – Derek
przerzucił stronę w książce. – Wiesz o co chodzi z tym paleniem czarownic na
stosie w średniowieczu?
Kevin przyciągnął do
siebie notatki brata.
– Widzę, że się
przykładałeś do pisania – powiedział z ironią, przyglądając się koślawym rysunkom na pergaminach, które przypominały kiepskie karykatury Ślizgonów. – Mam gdzieś stare notatki,
które dała mi Dorcas jak przygotowywałem się do SUM-ów. Jest świetna w ich
robieniu i myślę, że się nie pogniewa jak je tobie teraz udostępnię, zwłaszcza,
że mimo samych Wybitnych nie kontynuuje tego przedmiotu.
– Dzięki, przynajmniej to
będę miał z głowy.
– Blondi nadal cię
ignoruje?
– Ciągle łazi gdzieś ze
Swanem, nawet nie ma kiedy pogadać.
– To skoro masz teraz wolne
od Masterson, to może wybierzesz się ze mną, Samem i Jamesem do Hogsmeade w ten
weekend?
– To jest wypad?
Derek odwrócił głowę w
stronę tablicy ogłoszeń. Był ostatnio tak pochłonięty nauką, że nie zauważył
wyczekiwanej przez większość uczniów informacji.
– Myślę, że dobrze mi to
zrobi – powiedział, uśmiechając się na samą myśl spędzenia czasu z
przyjaciółmi.
*
Roxanne ukryta za posągiem,
wycelowała różdżką w chłopaka, który stał w grupie swoich kolegów i głośno się
śmiał. Obrócony był do niej plecami, więc sprawa była banalnie prosta.
Zatoczyła różdżką niewielkie kółko, opuściła ją delikatnie w dół i wymówiła
zaklęcie. Efekt był natychmiastowy. Poczekała w swojej kryjówce aż zamieszanie
na korytarzu minie. Trwało to dobre pięć minut zanim chłopak postanowił biec do
Skrzydła Szpitalnego. Czyli dokładnie w jej kierunku. Złapała go zręcznie za
szatę i wciągnęła za pomnik. Był wyraźnie zaskoczony, więc nie stanowił oporu.
– Nieźle Bally, do twarzy ci z tymi uszami...
Może następnym razem dosłyszysz, gdy dziewczyna powie ci „nie".
– O co ci chodzi Weasley?
– O Lily Potter matole.
Zapamiętaj to sobie lepiej.
Zostawiła trzy lata
starszego Puchona i ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego. Mogła co prawda o
wyrównanie rachunków poprosić któregokolwiek ze swoich kuzynów (bo London z którym spotykała się Lily okazałby się pewnie bezużyteczny) i pewnie efekt
byłby lepszy, ale wiedziała, że nie spodobałoby się to córce Harrego. A chociaż wciąż
trwały w konflikcie, który pogłębił się po balu (Potterówna byka oburzona, że
kuzynka nie poinformowała jej, że jednak idzie i to z jej bratem), to jednak
Roxy mocno się przejęła problemem i postanowiła go rozwiązać. I zapowiadało się
na to, że wyszło całkiem skutecznie.
Kiedy mijała jedną ze
zbroi, wyskoczył z niej Irytek owinięty w łańcuch choinkowy. Roxanne była
jedyną trzynastoletnią uczennicą Hogwartu, która nie bała się poltergeista.
Uśmiechnęła się do niego wrednie, a on zaczął krzyczeć:
– Uuuu! Weasley! Głupia,
mała sierota w dziurawych butach!
Dziewczyna uśmiechnęła
się wrednie i machnęła różdżką, a jedna z przyłbic zbroi podniosła się i
uderzyła Irytka w brzuch, by następnie upaść z łoskotem na podłogę, gdy
dziewczyna zaczęła uciekać. Oszołomiony poltergeist wygrażał jej, ale go
zgubiła. Zemścił się za to na grupce Puchonów, wśród których był Hugo i Lorcan
Scamander. Chłopcy zostali związani łańcuchem choinkowym. Po godzinie uwolniła
ich Rose, która natrafiła na nich podczas wieczornego patrolu.
– Czemu to zawsze musisz
być ty? – westchnęła, patrząc na brata.
*
W dzień wypadu do Hogsmeade
na uczniów Hogwartu czekała jeszcze jedna niespodzianka –spadł śnieg i to w
sporych ilościach. Niektórzy wyskoczyli z łóżek, żeby jeszcze przed śniadaniem
rozegrać bitwę na śnieżki. Inni, w tym Rose Weasley, opatuleni z najgrubsze
swetry i skarpetki, zeszli do Wielkiej Sali, omijając drzwi wejściowe wielkim
łukiem. Dziewczyna zajęła swoje stałe miejsce przy stole Krukonów. Wybrała je
z dwóch powodów – po
pierwsze nie miała znajomych, więc wolała siedzieć sama, a po drugie z tej
perspektywy miała najlepszą widoczność na wszystkich i wszystko. Chwilę po tym
jak nałożyła pierwszą warstwę dżemu na swój tost, do Sali wpadła grupa
Ślizgonów, na czele z Malfoyem. Wszyscy byli w dobrych humorach, brudni od
śniegu i czerwoni na twarzach z zimna i zmęczenia. Nawet przeważnie trupioblada
cera Malfoya przybrała nieco kolorów. Rose liczyła na to, że jak nie będzie
patrzyła w jego stronę to da jej spokój. Niestety na śniadaniu było jeszcze niewielu
uczniów, więc szybko ją dostrzegł. Nie odwracała głowy, ale podświadomie czuła,
że kieruje się w jej stronę.
– Co tam Weasley? – stał już za nią i oparł
przemarzniętą rękę na jej karku.
Rose pisnęła, a chwilę
później skoczyła na równe nogi, gdy śnieg wylądował za jej kołnierzem.
– Ubiję cię jak gumochłona Malfoy! – krzyknęła i chwyciła dzbanek z wodą, a następnie spektakularnie
chlusnęła nią w stronę chłopaka.
Trafiła idealnie w twarz.
Cała sala zamarła, łącznie z blondynem. Po około dziesięciu sekundach rozległ
się śmiech Rose, która z obawy przed zemstą ruszyła biegiem w stronę wyjścia.
Chłopak pobiegł za nią. W drzwiach minęli profesora Longbottoma, ale ten dla
świętego spokoju wolał ich nie zatrzymywać. Dużo szybszy Scorpius złapał Rose w
holu. Chwycił ją mocno w pasie, jednocześnie unieruchamiając ręce, żeby nie mogła
wyjąć różdżki.
– Z drogi! - krzyknął w
stronę grupki Krukonów, która akurat wracała z dziedzińca. Nie byli na tyle
głupi, żeby nie posłuchać Malfoya, zwłaszcza jeśli sprawa dotyczyła córki
Ronalda Weasleya.
Rose krzyczała i machała
nogami, ale nie miała szans. Chwilę później leżała w zaspie śniegu, ale w
próbie ratowania się, udało się jej pociągnąć Scorpiusa za szatę. Stracił
równowagę i wylądował obok niej. Równocześnie złapali śnieg w dłonie i rzucili
sobie w twarze.
– Dobra – pisnęła dziewczyna. – Zawieszenie broni, bo
zamarzam.
Scorpius miał inne plany,
ale w drzwiach szkoły pojawiła się nauczycielka eliksirów zwabiona przez tłum
gapiów, więc grzecznie wstał i ruszył w stronę zamku. Weasleyówna, dygocąc z
zimna, ruszyła za nim.
*
Sabrina stała przed
lustrem w dormitorium zastanawiając się, co założyć na spotkanie z Marcusem.
Nie wiedziała kiedy zaczęło jej zależeć na tym by dobrze wyglądać. To miała być
jej pierwsza randka w życiu. Sięgnęła po czerwony sweter, a po chwili zmieniła
go na szary. Chociaż pogoda za oknem nie rozpieszczała, uznała, że się poświęci
i do bordowej spódnicy ubrała grube czarne rajstopy, cieplejsze buty, czarny
płaszcz i gruby szalik. Jej znajomi wyszli wcześniej, więc nie miała się
kogo spytać, czy dobrze wygląda. Uznała, że musi się zdać na opinie Swana,
który już czekał na nią w Pokoju Wspólnym. Uśmiechnął się, więc chyba jednak
nie było tak źle.
Drogę z zamku do wioski
spędzili na rozmowie o zbliżających się świętach i ulubionych eliksirach.
– A może Amortencja? – spytał sugestywnie, na co
dziewczyna zrobiła się czerwona. – Ostatnio omawialiśmy jej działanie na lekcji.
– To raczej nie jest mój
ulubiony eliksir... Ale ty mówisz o nim z taką pasją... Planujesz go na kimś
użyć?
-– Mam nadzieję, że obejdzie
się bez tego.
Uśmiechnął się do niej,
co już kompletnie ja onieśmieliło. Przechodzili obok kawiarni, ale uznali, że
jest to zbyt kiczowate miejsce i jednak wolą Trzy Miotły.
Derek kroczył przez
błonia w towarzystwie swoich przyjaciół. Czuł się naprawdę szczęśliwy pierwszy
raz od dłuższego czasu. Śnieg nadal sypał, ale chłopcom to nie przeszkadzało,
co jakiś czas czarowali śnieżki, by trafiać nimi w mijanych uczniów lub w
siebie nawzajem.
– Podobno cera Masterson
znów jest idealna – zagadnął James. Derek nie odpowiedział na
tą zaczepkę, ale Potter nie dawał za wygraną. – Nie zaprosiłeś jej na
randkę, przecież pewnie na to liczyła? – Mówiąc to posłał śnieżkę w grupkę
dziewczyn, wśród których były Mindy i Dorcas.
Koleżanki odwróciły się
wzburzone i zaczęły wygrażać brunetowi. Kiedy już pięć kul śnieżnych trafiło w
cel, Derek odpowiedział:
– Na razie wolę trzymać się
od niej z daleka.
Dalszą drogę do wioski
pokonali, nie poruszając drażliwego tematu.
– To co, najpierw Miodowe
Królestwo, potem Dowcipy, a na koniec piwko kremowe dla rozgrzania? – zagadnął Sam.
– Brzmi dobrze – Kevin
pierwszy wszedł do sklepu ze słodyczami.
Nie zabawili tam długo,
ponieważ w środku jak zawsze było bardzo tłoczno. Tak samo zresztą okazało się
w filii sklepu bliźniaków Weasley. Młoda ekspedientka wyglądała jakby
nienawidziła życia. Weekendy, w których uczniowie przychodzili do Hogsmeade, były dla niej jak kara, a jej szefowie nie chcieli zatrudnić pomocy, uważając,
że ogólnie wcale nie ma tam aż takiego ruchu, żeby było to konieczne.
– O, cześć Roxy – Kevin poczochrał włosy młodszej kuzynki.
– Zabieraj łapy, bo ci je
połamię – powiedziała z udawaną słodyczą w głosie, tak, że aż się przestraszył.
– Idziesz z nami do Trzech
Mioteł?
– No mogę.
W pubie był tylko jeden
wolny stolik, który zajęli. Gdy czekali na piwa kremowe dosiadły się też Mindy
i Dorcas.
– Strasznie zimno – poskarżyła się ta pierwsza.
– Chcesz to mogę cię ogrzać
– powiedział Wood i sam zdziwił się swoją śmiałością. – Przepraszam – dodał, bo dziewczyna zrobiła się cała
czerwona.
Reszta towarzystwa
zaczęła się śmiać, ale Wood i Jones już do końca pobytu stronili od rozmów.
W tym samym czasie do
Trzech Mioteł weszła Sabrina z Marcusem. Kiwnęła głową w stronę stołu Dereka, a
następnie usiadła w gronie Ślizgonów. Scorpius i Albus spojrzeli na Swana z
niechęcią, ale nic nie powiedzieli.
– Okropna pogoda – przywitała się Sabrina.
– Ja tam nie narzekam –
odparł z
zadowoleniem jej brat.
– Słyszałam o twoim ataku
na Rose Weasley. Dałbyś już jej spokój.
– Popieram – wtrącił się Albus.
– Przestańcie, ona się
świetnie bawi – bronił
się Scorpius. – Poza tym nigdy nie jest
mi dłużna i czasem sama zaczyna.
Blondi pokręciła głową.
Jej towarzysz poszedł zamówić piwo, więc przyjaciele mieli kilka minut na
prywatną rozmowę.
– I jak randka? - szepnęła
podekscytowana Nicole.
– Jest całkiem
sympatycznie.
– Jak chcesz, to możemy
zostawić was samych.
– Za chwilę, ok? Bo tak
głupio jak od razu stąd wyjdziecie.
– Ale ja nie chcę wychodzić
– oburzył
się Albus.
Jednak wzrok dziewczyn
szybko zamknął mu usta. Marcus wrócił do stolika akurat w tym samym momencie,
gdy świta Masterson weszła do środka. Sabrina starała się ignorować grupę
dziewczyn, żeby nie narobić sobie więcej problemów. Kątem oka jednak
obserwowała, co robią.
– Derek, możemy
porozmawiać? – spytała
przymilnie Rebecca.
– Nie mam ochoty.
Wszyscy spojrzeli w ich
stronę. Weasley zastanawiał się jak rozegrać całą tą sytuację bez większych
dram. Czuł się jak zawodnik w partii szachów... Nigdy nie był dobry w szachach.
Z pomocą przyszedł mu
James.
– To co, zbieramy się? –
spytał przyjaciół.
– Świetny pomysł – podłapał Sam, który po
wpadce z Mindy był nawet rad, że mogą wyjść. Szybko pozbierali kurtki i
opuścili pomieszczenie. Zostały tylko dziewczyny, ponieważ Jonson chciała
uniknąć uszczypliwości ze strony Jamesa, Dorcas solidarnie postanowiła
dotrzymać jej towarzystwa, a Roxanne chciała pogadać z Lily.
– My też się będziemy
zbierać –
oznajmiła niespodziewanie Nicole. – Mieliśmy
jeszcze iść do Miodowego Królestwa.
Scorpius, Albus i Dorian
przytaknęli niemrawo i cała czwórka wstała od stołu. Pożegnali się mało wylewnie
i wyszli na mróz. Swan nie czekał długo i zbliżył się do blondynki. Objął się
ramieniem, a ona nieśmiało się w niego wtuliła.
– Masz jakieś wieści o
tacie? –
spytał po chwili.
– Nie...
– Trochę się martwię o
mojego ojca... No wiesz, skoro ktoś zaatakował jednego z kandydatów, może też
spróbować z drugim.
Kiwnęła głową na znak, że
rozumie, a potem pocieszająco pogładziła go po dłoni. W zamian otrzymała całusa
w czubek głowy. Wydało jej się to całkiem przyjemne.
Chłopcy uznali, że nie ma
już raczej nic ciekawego do robienia w wiosce, a do tego śnieg sypie coraz
mocniej, więc pora wracać. Po chwili dołączyli do nich Ślizgoni z propozycją
krótkiej posiadówki w łazience Marty. Udało
im się zdobyć właśnie dwie butelki whisky od jakiegoś pełnoletniego znajomego,
który przybył do wioski specjalnie w celu nielegalnego handlu.
– Czekajcie – Kevin zatrzymał całą ekipę.
- Ktoś tam jest.
Wskazał ręką przed
siebie, ale widoczność była utrudniona przez sypiący śnieg. Chwilę później
poleciało w ich stronę pierwsze zaklęcie. James, jak na syna Harrego Pottera
przystało, zareagował pierwszy i osłonił siebie i Nicole tarczą.
– Proponuję spieprzać – jęknął Młody, któremu
zdawało się, że zobaczył czarną maskę. – Do
wioski!
Grupa dzieciaków rzuciła
się biegiem w stronę widocznego jeszcze Hogsmeade. W panice rozbiegli się w
różnych kierunkach. James, Kevin i Scorpius próbowali posypać jakieś zaklęcia
za siebie, ale szło im słabo. Po drodze wpadli na trzecioklasistki, koleżanki
Lily i Roxanne. Derek chwycił Kate, a Dorian Darie i bez słowa pociągnęli je w
najbliższą uliczkę.
– Śmierciożercy – wydyszał Młody. – Gdzie są nauczyciele?
– Flitwick i Hagrid są
chyba w Świńskim Łbie – pisnęła
przerażona Kate.
– Biegnę tam – zaoferował się Weasley.
– Powodzenia – odparł Stocker i wychylił głowę, żeby sprawdzić czy uda mu się wyprowadzić młodsze Gryfonki w jakieś bezpieczniejsze miejsce.
Młody rzucił się przez zaspę
śniegu, żeby skrócić sobie drogę do pubu, którego większość uczniów omijała.
Liczył, że może po drodze trafi na jakiegoś innego nauczyciela albo na River.
Udało mu się minąć jedynie zakochaną parę, która pod murkiem oddawała się
przyjemnym czynnością. Kiedy dobiegł do lokalu, naparł na drzwi z całej siły,
aż ustąpiły.
– Śmierciożercy w wiosce!
– Panie Weasley – pisnął niski profesor, a
Derek dopiero teraz go zauważył.
Hagrid faktycznie był z
nim i zerwał się z krzesła tak energicznie, że podłoga i ściany zaskrzypiały.
– Gdzie śmierciożercy?
– W wiosce, gonili nas.
Rozmowę przerwały krzyki,
które potwierdziły słowa chłopaka.
*
– No nie, znowu dzwoni –
jęknął George,
widząc jak dwukierunkowe lusterko, którego używali do kontaktu z Ursulą,
zaczyna wibrować. Podniósł je. – Co się dzieje?
– Śmierciożercy są w
wiosce! – krzyknęła
z płaczem, a po chwili dało się słyszeć dźwięk rozwijanej szyby. – Nie wiem, co mam robić.
– Uciekać stamtąd! Zostaw
sklep i się ratuj!
Fred wybiegł z zaplecza,
by zamknąć Dowcipy na Pokątnej. Na szczęście nie mieli dużego ruchu. Kiedy
wrócił do brata, ten już był gotowy.
– Jak za starych dobrych
czasów – ucieszył
się.
Teleportowali się do
wioski w sam środek bitwy. Aurorzy już tam byli, ale prym wiodła McGonagall,
która była gotowa zabić każdego, kto podniósł różdżkę na jej uczniów. Bliźniacy
równocześnie posłali klątwy w stronę jednego z zakapturzonych mężczyzn i
obezwładnili go od razu.
– Jacyś mniej rozgarnięci
niż ci sprzed dwudziestu lat – uznał
George. – Lecę
szukać Roxy albo innych dzieciaków. Uważaj na siebie Freddie.
Brat klepnął go w ramię i
pobiegł w przeciwnym kierunku. Doskoczył do Harrego w momencie, gdy otoczyło go
trzech przeciwników.
– Słuchaj Fred – zaczął Potter. – Chciałem cię przeprosić.
– Już ok, nic tak nie
łączy jak wspólna walka.
– Brakowało ci tego?
– Tylko odrobinę. Depulso!
– Drętwota!
Czarnoksiężnicy zostali
powaleni, a kilku aurorów doskoczyło, żeby ich całkowicie obezwładnić.
– Widzieliście Scorpiusa
lub Sabrinę Malfoy?
– To ich chcą? – zaniepokoił się Fred.
– Tak podejrzewamy.
*
Roxanne ukrywała się za
barem w Trzech Miotłach. Obok niej dygotała Lily, a po jej lewej stronie leżała
pół przytomna Rebecca. Jedynym pocieszeniem była całkiem opanowana Sabrina i
jej tumanowaty chłopak.
– Brina, musimy stąd
wyjść, nie damy rady się tu bronić – przekonywał
ją od kilku minut.
– Aurorzy są już przed
pubem, tu jesteśmy najbardziej bezpieczni – upierała się.
– Malfoy, ani mi się waż
zostawiać mnie tu z nimi są...
Roxy nie dokończyła, bo
jeden śmierciożerca dosłownie wleciał do środka, rozwalając drzwi.
– Goldenmayer nie tam, ty
gumochłonie pojebany! – krzyknął
ktoś. – Tam
są uczniowie!
Śmierciożerca szybko się
ocknął i wstał gotowy do walki. Przed nim znalazł się profesor Barton i dwóch
starszych aurorów.
– Nieźle – ucieszyła
się Roxy. – Wiedziałam,
że ten Barton nie jest taki głupi na jakiego wygląda, może nawet zacznę słuchać
na jego... Malfoy wracaj.
Ale Sabrina zręcznie
przeskoczyła przez bar i oszołomiła śmierciożercę, który wdarł się przez drzwi.
– Ej, to ona – ożywił się jeden z
aurorów. – Toby,
bierz ją.
Blondi była całkiem skołowana,
gdy jeden z mężczyzn złapał ją od tyłu i się teleportował. Gdy byli już na
miejscu prawie dostała zawału, widząc Scorpiusa z krwawiącym nosem i swojego
tatę. Dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że jest w domu. Jej
opiekunka chwyciła ją w ramiona.
– Dzięki Merlinowi.
– Gdzie cię złapali? –
spytał
niezadowolony Scorpius, wycierając krew.
– W Trzech Miotłach... Ktoś mi wyjaśni, co tu
się dzieje?
Draco, ciągle jeszcze
bardzo słaby, podniósł się z trudem i podszedł do córki by ją przytulić.
*
W tym samym czasie walka
powoli ustawała. Niektórzy uczniowie byli już bezpieczni w zamku, innymi
zajmowali się wezwani uzdrowiciele, a inni wciąż byli szukani przez aurorów i
nauczycieli. Alex, ubrana jedynie w cienką szatę i fartuch, biegła przez wioskę.
– George! – krzyknęła ślizgając się
na oblodzonej drodze.
Mężczyzna złapał ja
zręcznie przed upadkiem. Wsparła się na jego kurtce i wyprostowała.
– Widziałeś Roxanne? –
wydyszała.
– Jest w Trzech Miotłach,
właśnie do niej idę.
Najbardziej znany pub
wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. W środku byli już aurorzy i
uzdrowiciele. Profesor Barton pocieszał Rebecce, a Roxanne bandażowała ramię
Lily, na którą zawaliła się półka z butelkami.
– Jesteście – Alex przytuliła obie trzynastolatki.
– Daj Roxy,
ja to dokończę. Jesteś cała?
– Tak mamo, niewiele
dzisiaj zrobiłam –
przyznała. -– Ale
Malfoy była niezła, oszołomiła śmierciożercę... A potem zwinęli ją aurorzy?
– Wiecie, o co chodziło? -– zainteresowała się Potterówna.
– Nie – zaprzeczył szybko George,
chociaż już kilka plotek dotarło do jego jedynego ucha.
Córka przyglądała mu się
podejrzliwie, ale nie drążyła. Wiedziała, że jakimś sposobem to z kogoś
wyciągnie. Jak zwykle z resztą. Podszedł do nich Barton.
– Muszę was odeskortować do
szkoły.
– A możemy Masterson tu
zostawić? –
spytała niewinnie Weasley. –
I tak spędziłam w jej towarzystwie za dużo czasu.
-– A co z innymi? -– zaniepokoiła się Lily. –
Moi bracia, Hugo?
– Twoi bracia zostali
odeskortowani przez aurora Pottera. A z tego, co wiadomo nikomu nic poważnego się nie
stało i spotkacie się w Hogwarcie. Rannymi zajmuje się już pielęgniarka, nie ma potrzeby zabierać nikogo do szpitala. Dziękuję za pomoc – zwrócił się do Alex i
Georga.
Kobieta jeszcze raz
wyściskała i wycałowała obie dziewczyny. Kazała Roxanne napisać list następnego
dnia i najlepiej aż do ferii świątecznych. George uspokajająco położył jej dłoń
na ramieniu.
– W szkole będzie
bezpieczna – zapewnił.
– Dasz sobie
radę? Ja muszę jeszcze sprawdzić szkody w sklepie i napisać list do
Ministerstwa w sprawie odszkodowania.
– Dam sobie radę, zajmę się
aurorami, a potem wrócę na nocną zmianę do szpitala... Napiszę za dwa tygodnie
w sprawie Roxy i świąt.
– Będę czekał na wiadomość –
zapewnił i wyszedł
na ulicę by znaleźć brata.
*
W biurze aurorów
atmosfera była mocno napięta. Choć podwładni Pottera wykonali główne zadanie,
czyli uchronili młodych Malfoyów przed porwaniem, to w ich akcji było tyle
błędów, że Harry nie wiedział, od czego zacząć. Nie miał nawet siły krzyczeć.
–- Powinienem was
wszystkich pozwalniać – powiedział w końcu.
Aurorzy nadal wpatrywali
się w szefa z minami, które sugerowały skruchę. Co prawda Goldenmayer chciał
chyba coś powiedzieć, ale jego kolega na szczęście szturchnął go w ostatniej
chwili.
– Więc co teraz? – spytał najodważniejszy. – Gdzie mamy szukać śmierciożerów?
– Nie zlecę tak ważnego
zadania bandzie idiotów.
– Szkoda, że Blue nadal
jest na akcji, a Malfoy chory –
odezwał się Toby.
– Też nad tym ubolewam – skwitował rozdrażniony
Harry. – Ale
zamiast szukać osłony w lepszych od siebie, może sami byście się za robotę
wzięli?
– Tak jest szefie! –
krzyknęli wszyscy, a następnie odwrócili się i rozeszli po swoich biurach.
Harry deportował się do
Dworu Dracona. W środku siedziała nadal zdezorientowana Sabrina i oburzony
Scorpius. Ich ojciec starał się im wytłumaczyć, że niebezpiecznie, aby jeszcze
wracali do szkoły.
– Nie będę tu siedział –
oburzył się Scor.
– Ja tym bardziej! – krzyknęła Sabrina.
– A co, tęsknisz już za
Swanem? –
zakpił jej brat.
Harry i Draco wymienili
ukradkowe spojrzenia.
– Uważam, że nie powinnaś
spotykać się z tym chłopakiem – powiedział szybko Malfoy.
– A niby dlaczego?
– Bo jesteś za młoda na
randki.
Scorpius parsknął
śmiechem, a wkurzona Sabrina wyszła trzaskając drzwiami.
– Świetne wytłumaczenie –
zakpił Harry.
– A tym co? Powiedziałbyś prawdę? – oburzył się Draco.
*
Przez kolejne dni w
szkole nie mówiło się o niczym innym, jak o ataku śmierciożerców. Ci, którzy
jeszcze nie mogli odwiedzać wioski lub w tym dniu postanowili zostać w zamku,
byli zawiedzeni, że nie uczestniczyli bezpośrednio w rozegranych wydarzeniach.
Najczęściej wspominało się o rodzeństwie Malfoyów, ponieważ wszyscy wiedzieli,
że aurorzy gdzieś ich zabrali i nie odstawili później do Hogwartu. Nikt nie
spodziewał się, że jeszcze przed świętami pojawią się w szkole, dlatego
wymyślano najróżniejsze powody, czemu akurat ich chciano ochronić. W ostatnim
tygodniu przed przerwą bożonarodzeniową nauczyciele zrezygnowali z próby
nauczenia podopiecznych czegokolwiek. Zamieszanie spowodowane pojawieniem się śmierciożerców
całkowicie rozbiło dawny porządek.
– Więc kto w tym roku
spędza święta w Norze? –
spytał James, gdy razem z Derekiem i Kevinem siedzieli przed kominkiem w Pokoju
Wspólnym.
– My będziemy – powiedział starszy z
braci Weasley. – Tata pisał, że mama na pewno już wróci i lepiej będzie jak na
kolację przyjdziemy, ale raczej nie będziemy spać u dziadków, bo na pewno
będzie ciasno. Nie mamy zaproszenia w tym roku do rodziców mamy, ale tata nie
chciał powiedzieć dlaczego.
– Będzie Rose z Hugonem,
pewnie ciotka Fleur z Billem, ale nie wiadomo czy Dominaque i Louis przyjadą z
Beauxbatons, Victorie z Tedem się zapowiedzieli, Percyego na szczęście nie
będzie, choć Lucy mówiła, że wolałaby się z nami spotkać, niż z rodziną ciotki.
Molly chyba siedzi w Chinach –
wyliczał James. –
My oczywiście będziemy, nie wiem, co z wujkiem Charlim, ale George na pewno,
tylko Alex jeszcze nie powiedziała, co z Roxy.
– Czyli będzie najlepsza
część rodziny – ucieszył się Młody.
Nawet Ślizgoni próbowali
się przebić w nowych teoriach dotyczących bliźniaków Malfoy.
– Założę się, że ich stary też był wśród śmierciożerców, dlatego aurorzy ich zabrali, żeby go zwabić – oznajmił głośno brunet z czwartego roku.
– Idioto, on pracuje dla
mojego ojca – wkurzył
się Albus.
– To dlaczego nie było go
razem z aurorami?
– Może dlatego, że leży w szpitalu? Pomyśl
trochę...
– A ja uważam, że to tylko
przykrywka.
– A ja uważam – ciągnął
Potter – że zabrali ich, bo są dziećmi ważnego polityka.
– Przyjaźnisz się z
Malfoyem, musiał ci coś powiedzieć.
– Nawet jeżeli, to nie
przekazałbym tego tobie.
– Od kiedy jesteś taki
wyszczekany, Potter?
– Od kiedy muszę rozmawiać
z takimi sklątkami umysłowymi jak ty.
Nicole, która
przysłuchiwała się tej rozmowie, poczuła, że podoba jej się taka wersja Albusa.
Chociaż ta skryta i nieśmiała też zaczęła na niej robić wrażenie i już sama nie
wiedziała, co to oznacza.
Albus spojrzał na zegarek
i wstał, rzucił, że jest umówiony i wyszedł do dormitorium po płaszcz. Kiedy
dotarł za cieplarnie, jego brat i kuzyni już tam byli. Po chwili dołączyli też
Jacob i Sam. James wyjął z kieszeni spodni mugolskie papierosy i poczęstował każdego.
– Nigdy nie mówisz skąd je
bierzesz – zauważył Atkins.
– Nasz ojciec ma mugolską
rodzinę – rzucił Potter lekceważąco. – Nie
widujemy się często, ale starzy starają się, żebyśmy mieli dobry kontakt. Więc
my wysyłamy im nasze słodycze, a oni nam za to fajki.
– Nieźle.
Zaciągali się przez
chwilę w milczeniu. Co kilka sekund Sam zerkał nerwowo, czy przypadkiem nie
pojawiają się nauczyciele na horyzoncie.
– Jakieś nowe wiadomości o
Malfoyach? - spytał Derek i wszystkie oczy skierowały się na młodszego Pottera,
ale ten szybko zaprzeczył. Oczywiście wiedział trochę, niewiele, ale był jedyną
osobą, której Scorpius ufał. Niestety sam Malfoy nie znał prawdziwego powodu i
ich rozmowy sprowadzały się do domysłów.
*
Alex weszła do sklepu
bliźniaków, w którym akurat nie było klientów. Przeszła więc na zaplecze.
Otwieranie drzwi zwróciło uwagę pary, która wcześniej zajęta była sobą. Na
twarzy Blue pojawił się rumieniec zawstydzenia.
– Cześć – rzucił
rozbawiony George. – Maddie to Alex, mama Roxy, Alex to Maddie,
moja dziewczyna.
Kobiety podały sobie
dłonie. Czarnowłosa wciąż była zmieszana, a blondynka wyraźnie zainteresowana.
– Przepraszam, że
przeszkadzam, chciała z tobą pogadać o świętach...
– Co postanowiłaś? –
spytał nadal a
dobrym humorze.
– Mam wolne i zaproszenie
od rodziców, ale przez twojego brata i tak spędzam u nich za dużo czasu –
George parsknął śmiechem.
– Więc raczej kolację zjemy z Roxy razem – kontynuowała, ignorując
jego wesołość. – Ale myślę, że zostawię ci ją w pierwszy dzień, bo mam zmianę...
– Przyjdźcie na kolacje do
Nory.
– Niee... to raczej czas
dla rodziny – zasugerowała,
przenosząc wzrok na Madeleine.
– Mnie i tak nie będzie – zaprotestowała kobieta. –
Ale chętnie poznam Roxanne następnego dnia.
– Więc jak? – mężczyzna uśmiechnął się
zachęcająco. – Mama na pewno się ucieszy, już narzeka, że
będzie mniej osób niż zazwyczaj. Spędzisz czas z Amandą.
Ciągle wyglądała na
nieprzekonaną, ale to jednak była najlepsza opcja dla Roxanne. Miałaby pierwszy
raz święta spędzone z całą bliską rodziną, którą kocha.
– No dobrze, możesz
przekazać Molly, że wpadniemy.
– Super – ucieszył się.
– To ja już uciekam, nie
będę przeszkadzać... Miło było poznać.
– Wzajemnie – odparła blondynka.
Kiedy kobieta wyszła,
George znów chwycił ukochaną w ramiona.
– Mówiłeś, że jest zołzą - zauważyła.
– Czasem – poprawił ją. – Ostatnio jakoś lepiej się dogadujemy.
Przestała nastawiać Roxy przeciwko mnie, a nawet próbuje poprawić nasze
relacje... Szkoda, że marnie idzie – westchnął.
– Nie może być tak źle.
– Sama się przekonasz.
*
Amanda wreszcie mogła
wrócić do domu. Wiadomość o ataku i tym, że jej maż, a nie ona, brał udział w
akcji, mocno ja ożywił. Z jednej strony była dumna, a z drugiej czuła delikatna
zazdrość. Nie wiedziała, kiedy tak mocno uzależniła się od walki.
Do domu teleportowała się
sama, bo Fred miał zakaz pokazywania się w Mungu. Czekał na nią w domu, bo po
rozmowie z Harrym, ten zaczął przekazywać mu wszystkie wiadomości. Kiedy
weszła, wstał od stołu i niemal do niej podbiegł. Rzucili się sobie w ramiona
jak para nastolatków.
– Więcej nigdzie cię nie
puszczę –
zagroził, chowając twarz w jej włosach.
– Masz mi tyle do opowiedzenia...
– Raczej ty mi. Usiądź,
Harry mówił, że nie możesz się jeszcze przemęczać.
Pokornie wykonała polecenie. Fred zabrał się
za parzenie ich ulubionej herbaty.
– O co chodzi z moją mamą?
– spytała
niespodziewanie, a on oblał się wrzątkiem.
– Serio? – jęknął. – Tyle się wydarzyło odkąd
wyjechałaś, a musisz zaczynać od najgorszego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz