Rozdział 11

    Powrót do szkoły po świętach był ciężki. Dwa tygodnie lenistwa znów zamieniły się w czas ciężkiej pracy i nauki. Rozniosła się szybko plotka o tym, że Sabrina i Scorpius również pojawili się wśród uczniów, którzy przyjechali ekspresem z Londynu w niedzielę. Jednak po ostatnich donosach Proroka, wszyscy patrzyli na nich podejrzliwie. Tak jakby sami nosili na przedramionach mroczne znaki. Sabrina, która już po ataku na Masterson dostała miano niezrównoważonej, coraz gorzej znosiła atmosferę w szkole. Na szczęście River zwróciła jej już odznakę prefekta, więc mogła sobie ulżyć nadużywając władzy. I zaczęły się dla niej również treningi przed meczem, który miał odbyć się na początku marca.
    Scorpius znosił wszystko lepiej. Dalej był arogancki, cyniczny i złośliwy dla innych. Ale teraz dodatkowo ludzie się go bali. Stał z Albusem i Dorianem na trzecim piętrze, a pozostali uczniowie omijali ich szerokim łukiem. Rose dostrzegła ich całkiem przypadkiem, schowała się za pomnikiem Goblinów Walczących, nie mogąc przepuścić takiej okazji. Wycelowała różdżką w blondyna, a jego jasne włosy zrobiły się czarne jak węgiel. Gdy dostrzegł nowy odcień swojej grzywki, a śmiech kumpli utwierdził go w przekonaniu, że coś jest nie tak, odwrócił się jak na komendę. Dostrzegł tylko coś czerwonego, znikającego za zakrętem i bez zastanowienia ruszył biegiem za winowajcą. Rose nie miała z nim szans. Był wyższy, silniejszy, a do tego ćwiczył, więc bez trudu dopadł ją na pustym korytarzu. Upuściła różdżkę, gdy unieruchomił jej nadgarstki i dość brutalnie przycisnął do ściany.
     Tak mnie witasz po długiej nieobecności, Weasley? spytał z niebezpiecznym błyskiem w oku.
    Nie przestraszyła się. Za to z kpiącym uśmiechem przyglądała się swojemu dziełu.
    – Do twarzy ci w tym nowym odcieniu Malfoy. Uznaj to za przysługę... I ten... Mógłbyś się odrobinę odsunąć, naruszasz moją przestrzeń osobistą.
    Faktycznie, nie zauważył, kiedy zbliżył się do dziewczyny za bardzo.
    – Przyznaj się Weasley, podniecam cię?
    – Chyba w twoich snach.
    – A teraz bądź grzeczną dziewczynką i zanim cię rozszarpię, napraw co zepsułaś.
     – No ok, tylko już mnie puść.
    Rozluźnił uścisk, ale przezornie wyjął swoją różdżkę, celując nią w dziewczynę. Z oburzeniem podniosła z podłogi swoją i zręcznie usunęła skutki zaklęcia.
     I jak? spytał
    – Wyjątkowo normalnie stwierdziła. - A teraz daruj, ale się spieszę.
    Podniosła dumnie głowę i odmaszerowała.
*
    Sabrina wróciła do unikania Marcusa. Czuła się mocno dotknięta brakiem prezentu na święta i wsparcia po kolejnym trudnym artykule na temat jej ojca. Za to znowu zaczęła rozmawiać z Derekiem. Umówili się w bibliotece na powtarzanie zagadnień z transmutacji i była zdziwiona, że sam przyswoił materiał dla trzeciego roku, który był zdecydowanie trudniejszy niż ten z dwóch pierwszych lat nauki.
     – Myślę, że w kolejnym tygodniu możesz ruszać z czwartym rokiem stwierdziła, poprawiając jego test, który zdał na prawie 80%.
     – Mam szansę na wybitny na egzaminach?
     – Nie wiem, jednak dostać wybitny nie jest tak łatwo. Musisz pokazać coś więcej niż tylko znajomość materiału.... Jest kilka fajnych, dodatkowych podręczników, które możesz sobie poczytać. Jest szansa, że znajdziesz tam coś, czym zaskoczysz komisję.
     – Dobra, to w następnej kolejności... A teraz referat na eliksiry.
     – Dalej nie wierzę, że dostałeś 9 na 10 punktów na ostatniej lekcji.
     – Ten eliksir używają tata z Georgiem przy produkcji bombonierek lesera.
     – To wszystko wyjaśnia mruknęła. Ja mam jutro test z numerologii i muszę doczytać ostatni temat.
      Pracowali w ciszy kolejną godzinę i całkiem przyjemnie się im siedziało. Dopiero bibliotekarka musiała ich wygonić, bo zbliżała się cisza nocna.
     – To co? Do jutra? - zagadnął Derek, gdy dotarli do miejsca, w którym zwykle się rozchodzili.
     – Poczekaj zatrzymał się, patrząc na nią zainteresowaniem. Bardzo chciałabym dowiedzieć się, o co tak serio chodzi naszym rodzicom. Nie zniosę dłużej tej cholernej niepewności i tego, że wszystko dzieje się za moimi plecami. A ja po prostu wiem, że coś jest nie tak i, że to ma jakiś związek z moją mamą.
     – Skąd?
     – Był u nas ostatnio Stark z córką.
     – Ten wynalazca? Czytałem o nim kilka ciekawych artykułów…
     – Tak, Mary leci na ciebie… Ale chodzi o to, że Scor podsłuchał jak mówili o Swanie i usłyszał, że Stark wspominał mamę… Chciał się potem włamać do gabinetu ojca, ale się nie da, bo trzyma tam wszystkie akta do spraw sądowych i bez dobrych zaklęć nie da się drzwi otworzyć.
      – Ja myślę, że może Roxanne coś ogarnie, obiecała powęszyć.
      Blondyna odetchnęła z ulgą.
      – To jutro o tej samej porze?
      – Pasuje. Powodzenia na teście.
     Uśmiechnęła się w podziękowaniu i w całkiem dobrym humorze, który ostatnio się jej nie zdarzał, wróciła do Pokoju Wspólnego.
*
     Powrót po świętach do pracy oznaczał całkowite oddanie się kampanii wyborczej. Dracon praktycznie zrezygnował z roli adwokata, czego niezmiernie mu brakowało, ale starał się tym nie przejmować. Do tego właściwie siłą musiał zmuszać Pottera, by ten wracał na noc do domu.
     Z Amandą było łatwiej. Kobieta nie była fanką pracy biurowej, wciąż brakowało jej adrenaliny, więc zawsze chętnie wracała do swojego męża. I choć zwykle jakoś się dogadywali, to przedwyborcze napięcie powodowało lekkie sprzeczki. Zwykle przynajmniej raz dziennie któreś wychodziło z biura trzaskając drzwiami. Skutek mocnych temperamentów.
     Tego dnia zdarzyło się to akurat Draconowi. Zdenerwowany do granic możliwości wyszedł z pracy. Najpierw uznał, że pójdzie do kancelarii i trochę tam ochłonie, ale w końcu postanowił dać upust swoim emocjom i finalnie wylądował w pubie.
     Choć właściwie godzina była dość wczesna i nie spodziewał spotkać tam zbyt wielu ludzi, to przy barze siedziało sporo znajomych osób. W pierwszej chwili chciał się wycofać, ale malfoyowska duma wygrała i z uniesioną głową podszedł do lady. Zamówił dwie kolejki i starał się za wszelką cenę udawać, że nie wie, że pięciu mężczyzn przygląda mu się z zainteresowaniem. Niezbyt długo mu to szło, bo o ile spojrzenia był w stanie ignorować, tak ręki na ramieniu już nie.
     – Bierz te łapska wycedził przez zaciśnięte zęby, nawet nie patrząc, kto go dotyka.
     Kandydat na ministra pijący w pubie to chyba nienajlepsza reklama, co Malfoy?
     – Śmierciożerca zaczepiający kandydata na ministra w miejscu publicznym, to chyba też nienajlepszy pomysł?
     – Daj spokój, byłeś jednym z nas, przecież możesz się napić ze starymi kumplami.
Draco bardzo powili odwrócił się w stronę rozmówców.
     – Czego chcecie?
     – Dowiedzieć się co u ciebie słychać. Jak sobie radzisz jako podnóżek Pottera, jak się czuje twoja mama i… dzieci?  ostatnie słowo zostało zaakcentowane w taki sposób, że Draconowi puściły nerwy. Chwycił za różdżkę i wycelował w śmierciożercę.
     – Spokojnie powiedział kolejny. To tylko zwykłe pytanie.
     Draco opuścił rękę, ale różdżki nadal nie chował.
     – Też ich szukacie, co? Potter z Granger są już na tropie?
     – Nie wiem na czego tropie mieliby być skłamał Malfoy.
     – Czyli twój przyjaciel nie mówi ci o wszystkim, co? A to ciekawe, bo przecież jesteś arystokratą, mógłbyś pomóc. Chyba, że bardziej ufa tej zdrajczyni Blue? Nawet ciężko się dziwić, w końcu ładna z niej sucz…
     Draco był na granicy wytrzymałości. Znał swoją porywczość i doskonale wiedział, że jeśli nie wyjdzie, to zrobi coś, czego będzie potem żałował. Rzucił monety na ladę i ruszył w stronę wyjścia.
     – I tak wam się nie uda  usłyszał jeszcze tylko za plecami.
     – Kurwa – przeklął siarczyście wracając znów do Ministerstwa. –Kurwa, kurwa, kurwa… Pierdolony Potter, pierdolone wybory i pierdolone życie…


     – Oni wiedzą oznajmił od razu, gdy drzwi do gabinetu Pottera zamknęły się za nim z głośnym hukiem. Wszyscy szukają tych jebanych atrybutów nienaruszalności.
     – Spodziewaliśmy się tego – zauważyła Amanda.
     Rzuciła już i tak dawno zużyte pióro na stos dokumentów. Wyglądała na mniej przejętą niż jej szef, a już na pewno lepiej niż Draco, w którym ciągle buzowały negatywne emocje po rozmowie w pubie.
     – Tak, ale teraz już wiemy, że oni wiedzą, że my wiemy  westchnął Harry. – To bardzo komplikuje sprawę.
     Siedzieli chwilę w milczeniu, starając się pozbierać myśli. Zbawianie świata zabiera sporo energii. Nad ich głowami krążyły papierowe samolociki wysyłane z innych departamentów, którymi Harry nigdy się nie przejmował. W kranie w małym aneksie kuchennym gąbka precyzyjnie szorowała brudne kubki po kawie, nieprecyzyjnie oblewając ważne dokumenty wodą z płynem. Amanda chwilę przyglądała się temu.
     – Jutro umówiłam ci wizytę w Świętym Mungu oznajmiła nagle, zwracając się do Dracona.
     – Dzięki Blue, ale czuję się dobrze.
     – Masz odwiedzić chore dzieci, głąbie.
     – To nic nie da. Wszystko jest mocno przesądzone, dobrze o tym wiemy.
     – Nie można się poddawać – powiedział Harry, choć jego głos nie brzmiał przekonująco. Machnął różdżką, a wszystkie papierowe wiadomości wylądowały na jego biurku, powiększając stos dokumentów.
     – Moim zdaniem powinniśmy już dawno zrezygnować z tej kampanii i zając się szukaniem atrybutów – stwierdził Draco. – Reszta to strata czasu.
     – Może, ale już nie ma szans na wycofanie. Do tego ten, kto wygra, będzie miał większą szansę na blokowanie ruchów przeciwnika. Przeanalizujmy to jeszcze raz Harry zaczął kolejną przechadzkę od okna do drzwi, która tak naprawdę nigdy go nie uspokajała, ale pozwalała zebrać myśli.
     – Analizujemy to od tygodni wkurzył się Draco.
     – Hermiona powiedziała, że musiał nam umknąć jakiś szczegół.
     – Skoro jest taka mądra... jak zawsze - dodał ze złośliwym uśmiechem - to dlaczego nam nie pomoże? Poszłoby szybciej.
     – Ma zbyt dużo pracy podczas procesów tych idiotów w przebraniach śmierciożerców. Już i tak praktycznie nocuje w biurze...
     – O, to dokładnie tak samo jak my.
     – Przestańcie - wkurzyła się Amanda. Było już późno i chciała wracać do domu, zwłaszcza, że Fred wciąż był zły, że jej urlop zdrowotny się zakończył. Jest dziewięć symboli. My mamy cztery... Jeden to symbol pokusy, który ma Draco...
     – Wężowa laska przytaknął Harry.  Symbol obłudy to sygnet Regulusa Blacka, który znalazłem na Grimmauld Place...
     – Ja mam symbol ambicji oraz samouwielbienia, które udało mi się dostać od Christophera Abbotta i Kingsleya...
     – Swan ma pióro władzy  dodał Draco sennie. - To już pięć... Szósty, pierścień żądzy miała Astoria, ale jak wiemy, przepadł... Musimy zlokalizować jeszcze cztery...
     – Howard Stark prawdopodobnie ma jeden... Ale stoi po drugiej stronie barykady…
     – A pozostałe są już najprawdopodobniej w posiadaniu Swana...
     Harry oparł się o szafę, zdjął okulary i przetarł zmęczone oczy. Postać jego żony na fotografii dawała mu jednoznaczne sygnały, że o tej godzinie powinien już być w domu. Zignorował to, a wkurzona Ginny zniknęła za ramy zdjęcia. Westchnął.
     – Atrybuty zostają przekazane kolejnym pokoleniom poprzez tajemne zaklęcie w chwili śmierci posiadającego lub w chwili uzyskania pełnoletniości przez potomka...
     – Więc syn Swana będzie miał pełne prawa do pióra za kilka miesięcy, a Scorpius do laski w przyszłym roku.
     – Prawo do sygnetu mam ja, bo przekazane zostanie Albusowi, a nie Jamesowi... który, gdyby się o tym dowiedział, na pewno by mi nie wybaczył... chociaż już się do mnie nie odzywa.
     – Prawa do lustra prawdy mam ja, bo nawet nie wiem, które z moich dzieci jest godne – mruknęła Amanda. Jeżeli uda się nam je zlokalizować, będziemy ze Swanem na tej samej pozycji. Najgorsze jest to, że pierścień Astrorii z chwilą jej śmierci przeszedł prawdopodobnie na Sabrinę. A to znaczy, że ten, kto go odnajdzie…

     Spojrzeli na siebie z ponurymi minami. To wszystko robiło się coraz bardziej przytłaczające, a do tego gonił ich czas.
*
     Wraz z nadejściem stycznia uczniowie piątej i siódmej klasy mieli coraz więcej zadań na głowie. Ledwo skończyła się przerwa bożonarodzeniowa, a wielkimi krokami zbliżały się ferie wiosenne, po których miały odbyć się wybory, a chwilę później egzaminy. Sabrina, Scorpius i Derek mieli najwięcej roboty, bo poza nauką do SUM-ów musieli brać udział w treningach quidditcha. Ślizgonów czekał mecz z Puchonami, a Gryfoni przygotowywali się na starcie z Krukonami.
     Większość nauczycieli kończyła powoli program piątego roku i przymuszała uczniów do powtórek. Z transmutacji i eliksirów co lekcje pisali nowe sprawdziany, które coraz bardziej upewniały ich w przekonaniu, że SUM-y będą porażką. W pewien słoneczny piątek Sabrina wyszła z klasy wróżbiarstwa. Jak zwykle nie zobaczyła nic w szklanej kuli, a do tego profesor Trelawney przewidziała jej porażkę z najbliższym meczu. I choć dziewczyna nie wierzyła we wróżby, to nauczycielka i tak zdążyła popsuć jej humor.
     Idąc przez jeden z rzadziej uczęszczanych korytarzy wpadła na Dereka, Kevina, Jamesa i Albusa, którzy mieli podobne miny do niej.
     – Co jest? – spytała, zapominając o swoich rozterkach.
     – Nic takiego – mruknął Kevin. – Tylko kolejne karne zajęcia z Bartonem.
     – Ten facet to kretyn – dodał James.
     – Nie przesadzaj – wtrącił się Albus. – Nie lubisz go, bo pracuje dla ojca. Ale faktycznie te lekcje są cholernie upierdliwe. Gość chyba myśli, że chcemy w przyszłości iść w ślady rodziców i zostać aurorami.
     – Nigdy w życiu – powiedział James. – Nie wiem co by musiało się zdarzyć, żebym wstąpił w ich szeregi.


     Styczeń minął szybko i zaczął się luty, który wcale nie przyniósł poprawy pogody. W połowie miesiąca cały plac przed szkołą był tak oblodzony, że nie pomagały żadne zaklęcia. Niektórzy uczniowie bali się wychodzić z zamku, a inni prześcigali się w coraz głupszych pomysłach. Prym wiedli oczywiście Derek z Jamesem, ale Scorpius Malfoy nie zostawał w tyle.
     – Kto pierwszy przebiegnie pięć kroków po lodzie jeziora i wróci, wygrywa wszystkie sykle – oznajmiła Roxanne, odbierając pieniądze od swoich kuzynów, blondyna i Christaina Ramireza.
     Obok dziewczyny stał Dorian i kręcił głową, widząc, że znowu podpuszcza chłopaków do zakładu, którego nie mają szans wygrać. Po chwili pojawił się także Chris z drużyny Gryfonów, a także Kevin z Frankiem Longbottomem i Dylanem Bakerem, z którymi dzielił dormitorium. Chłopaki chcieli już startować, ale nagle okazało się, że kilka dziewczyn również postanowiło przyjrzeć się potyczce, więc poczekali aż Jessica, Kate, Diana a potem także Rebecca, Natalie i Birtna zbliżą się do jeziora.
     – Czy im już kompletnie rozum odjęło? – westchnął Kevin. – Młody, nie rób tego.
     – Przestań, nie przegram z Malfoyem.
     – Gotowi? – spytała Roxanne. – Na mój sygnał. Trzy… dwa… jeden…
     Czterech uczniów skoczyło na lód. Ramirez pośliznął się już na starcie i tafla pękła pod ciężarem jego tyłka, co skutkowało tym, że równocześnie, pozostali zawodnicy, znaleźli się w wodzie. Kevin, Dorian i Frank, szybko ruszyli na pomoc. Przerażone krzyki dziewczyn sprowadziły nad jezioro Rose, która akurat spacerowała w towarzystwie woźnego.
     – Kto to wymyślił?! – krzyknął Pratt.
     – Ona – Scorpius, ręką wciąż drżącą z zimna, wskazał na Roxanne, która poruszyła ustami jakby chciała wypowiedzieć słowo „konfident”.
     – Weasley szlaban! A reszcie odejmuję piętnaście punktów za każdego idiotę, który jej posłuchał.
     Trzynastoletnia Gryfonka w ogóle nie przejęła się szlabanem, bo dzięki przegranej chłopaków, wszystkie pieniądze zostały w jej posiadaniu. Czym prędzej czmychnęła do szkoły, żeby uniknąć wykładu Rose i kłótni o sykle, bo wszyscy domyślali się, że wcześniej rzuciła jakieś niewielkie zaklęcie na tafle lodu… Chociaż wciąż nikt nie mógł jej nic udowodnić.
     Kevin miał ochotę wygłosić bratu długi monolog, ale widząc jak chłopak trzęsie się z zimna, dał sobie spokój. James był trochę zażenowany wypadkiem przed uczennicami, ale Młody szybko wykorzystał sytuację i zagadał do Jessicy, że potrzebuje, aby ktoś go ogrzał. Krukonka zaśmiała się, ale obiecała pomóc. Gdy po godzinie wrócił do Pokoju Wspólnego, Sam i Jacob patrzyli na niego z zazdrością.
*
     Wieczorem Roxanne udała się do biura woźnego. Od wyprowadzki Filcha miejsce stało się dużo przytulniejsze. Ale szlabany wciąż tak samo nudne. Pratt wyszedł, aby zrobić sobie ulubioną herbatę z soku marokańskiej odmiany mandragory, a dziewczyna rzuciła się do akt. Wszystkie dokumenty zbierane od lat przez woźnych, były najlepszym co ją w życiu spotkało. Dzięki nim, wiedziała wszystko o wszystkich.
     – Astoria Malfoy – mruczała do siebie, przeglądając kartoteki. – Musi tu coś o niej być.
     Doskonale znała woźnego i wiedziała, że wróci dokładnie za cztery minuty. Zaklęciem przywołała krzesło, na które wskoczyła. Ilość dokumentów o uczniach była tak wielka, że tylko dzięki zaklęciom zmniejszającym mogły pomieścić się te wszystkie pergaminy. Przeglądała je z niezłą wprawą, ale nigdzie nie mogła natrafić na informację o matce Sabriny. Dokładnie minutę przez powrotem Pratta uderzyła się otwartą dłonią w czoło i zamiast pod M, zaczęła grzebać w szufladzie oznaczonej przez literę G. Gdy usłyszała już kroki na korytarzu, znalazła akta i wyciągnęła z nich niewielki notes. Wrzuciła go do kieszeni szaty i skoczyła do biurka, w momencie, gdy drzwi się otworzyły.
     Woźny wszedł do środka i usiadł na stołku, w ogóle na nią nie patrząc. Ruda dokończyła szybko przepisywanie ostatniego rozdziału szkolnego regulaminu, pożegnała się i wyszła. Gdy już znalazła się poza zasięgiem woźnego, wyjęła notatnik i zaczęła go czytać. Po chwili uznała, że jest zbyt prywatny i powinien trafić w inne ręce. Poszła więc pod salę transmutacji, w której odbywało się spotkanie prefektów. Poczekała piętnaście minut. Pierwsza wyszła Rose i posłała jej obrażone spojrzenie, następnie kilku innych uczniów, znudzony Albus i Sabrina.
     – Poczekaj Malfoy – zatrzymała ją. – Mam coś dla ciebie.
     Sabrina spojrzała na młodszą uczennicę z ciekawością i podeszła do niej. Dziewczyna z zadowolonym uśmiechem wyjęła z kieszeni notes. Blondynka posłała jej pytające spojrzenie, a potem odebrała przedmiot. Zaczęła czytać pierwszą stronę i oniemiała.
     – Skąd go masz?
     – Nie zdradzam swoich sekretów przypomniała.
     – Ile za pomoc?
     – Co? Oszalałaś? Biorę kasę tylko od idiotów, twoich pieniędzy mi nie trzeba – oburzyła się. – Mam nadzieję, że znajdziecie tam z Młodym coś przydatnego. Trzymaj się.
     Roxanne odeszła, a Sabrina usiadła na parapecie i zaczęła czytać notes swojej matki. Nie było w nim raczej nic ciekawego, Astoria okazała się zwyczajną dziewczyną, która niekoniecznie potrafiła się odnaleźć w Slytherinie. Właściwie większość wpisów odnosiła się do uczniów, którym pomogła i służyła dobrą radą. Malfoyówna wzruszyła się, wiedziała, że jej mama była dobrym człowiekiem, ale teraz przekonała się o tym jak wiele nadziei pokładała w czynieniu dobra.
     Nigdy nie zrozumiem, dlaczego tak naśmiewają się z Luny Lovegood – pisała. – To bardzo miła dziewczyna, tylko trochę zamyślona. Dodałam sobie dzisiaj kolejny punkt za pomoc w odnalezieniu jej podręczników, które zabrał jej Gregory Goyle. Daphne nie była szczęśliwa, ale dobrze, że mogę jej wszystko powiedzieć. To jedyna osoba w tej szkole, której ufam. Wiem, że nie powie nic nikomu, nawet Pansy Parkinson…
     Sabrina zagryzła dolną wargę. Nie spodziewała się, że jej matka miała tak dobry kontakt ze swoją rodziną.  Sama nigdy nie rozmawiała z ciotką, a Draco powiedział tylko, że dziadkowie i szwagierka obwiniają go o śmierć Astroii i rozumie to. Ona i Scorpius zawsze uważali, że to normalne i przywykli do tego, że poza babką Narcyzą i ojcem nie mają żadnej rodziny. Ale skoro Daphne i Astoria były ze sobą tak blisko, to jej ciotka na pewno musi coś wiedzieć.
     Blondynka zeskoczyła z parapetu i zaczęła zbiegać po schodach w stronę lochów. Musiała obmyślić jakiś plan.


Musimy przyznać, że nie mogłyśmy się doczekać opublikowania tego rozdziału :) Draco, Amanda i Harry będą prowadzić swoje śledztwo, a Derek z Sabriną swoje. Jak myślicie, komu szybciej uda się rozgryźć sprawę atrybutów nienaruszalności? Pamiętajmy, że po drugiej stronie stoją śmierciożercy, którzy niestety też są zdeterminowani.
Pragniemy dodać, że wybory na Ministra Magii w naszym opowiadaniu całkiem przez przypadek zbiegły się z wyborami na Prezydenta RP (ogólnie bardzo dużo przypadków w naszej historii, same nie wiemy dlaczego), zrobienie jednego z kandydatów śmierciożercą nie jest w żaden sposób atakiem na Głowę Państwa ani niczym podobnym.
 Prywatnie dzieje się u nas dość dużo, jedna z autorek wyjechała, więc blog został na głowie drugiej. Jesteśmy jednak na tyle przygotowane, że rozdziały powinny spokojnie pojawiać się w wyznaczonych terminach :) Buziaki ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz