Scorpius znosił wszystko
lepiej. Dalej był arogancki, cyniczny i złośliwy dla innych. Ale teraz
dodatkowo ludzie się go bali. Stał z Albusem i Dorianem na trzecim piętrze, a
pozostali uczniowie omijali ich szerokim łukiem. Rose dostrzegła ich całkiem
przypadkiem, schowała się za pomnikiem Goblinów Walczących, nie mogąc
przepuścić takiej okazji. Wycelowała różdżką w blondyna, a jego jasne włosy
zrobiły się czarne jak węgiel. Gdy dostrzegł nowy odcień swojej grzywki, a
śmiech kumpli utwierdził go w przekonaniu, że coś jest nie tak, odwrócił się
jak na komendę. Dostrzegł tylko coś czerwonego, znikającego za zakrętem i bez
zastanowienia ruszył biegiem za winowajcą. Rose nie miała z nim szans. Był
wyższy, silniejszy, a do tego ćwiczył, więc bez trudu dopadł ją na pustym
korytarzu. Upuściła różdżkę, gdy unieruchomił jej nadgarstki i dość brutalnie
przycisnął do ściany.
– Tak mnie witasz po długiej
nieobecności, Weasley? –
spytał z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Nie przestraszyła się. Za
to z kpiącym uśmiechem przyglądała się swojemu dziełu.
– Do twarzy ci w tym nowym
odcieniu Malfoy. Uznaj to za przysługę... I ten... Mógłbyś się odrobinę
odsunąć, naruszasz moją przestrzeń osobistą.
Faktycznie, nie zauważył,
kiedy zbliżył się do dziewczyny za bardzo.
– Przyznaj się Weasley, podniecam cię?
– Przyznaj się Weasley, podniecam cię?
– Chyba w twoich snach.
– A teraz bądź grzeczną
dziewczynką i zanim cię rozszarpię, napraw co zepsułaś.
– No ok, tylko już mnie
puść.
Rozluźnił uścisk, ale przezornie wyjął swoją
różdżkę, celując nią w dziewczynę. Z oburzeniem podniosła z podłogi swoją i
zręcznie usunęła skutki zaklęcia.
–
I jak? –
spytał
– Wyjątkowo normalnie – stwierdziła. - A teraz
daruj, ale się spieszę.
Podniosła dumnie głowę i odmaszerowała.
Podniosła dumnie głowę i odmaszerowała.
*
Sabrina wróciła do
unikania Marcusa. Czuła się mocno dotknięta brakiem prezentu na święta i
wsparcia po kolejnym trudnym artykule na temat jej ojca. Za to znowu zaczęła
rozmawiać z Derekiem. Umówili się w bibliotece na powtarzanie zagadnień z
transmutacji i była zdziwiona, że sam przyswoił materiał dla trzeciego roku,
który był zdecydowanie trudniejszy niż ten z dwóch pierwszych lat nauki.
– Myślę, że w kolejnym
tygodniu możesz ruszać z czwartym rokiem –
stwierdziła, poprawiając jego test, który zdał na prawie 80%.
– Mam szansę na wybitny na
egzaminach?
– Nie wiem, jednak dostać
wybitny nie jest tak łatwo. Musisz pokazać coś więcej niż tylko znajomość
materiału.... Jest kilka fajnych, dodatkowych podręczników, które możesz sobie
poczytać. Jest szansa, że znajdziesz tam coś, czym zaskoczysz komisję.
– Dobra, to w następnej
kolejności... A teraz referat na eliksiry.
– Dalej nie wierzę, że
dostałeś 9 na 10 punktów na ostatniej lekcji.
– Ten eliksir używają tata
z Georgiem przy produkcji bombonierek lesera.
– To wszystko wyjaśnia – mruknęła. – Ja mam jutro test z
numerologii i muszę doczytać ostatni temat.
Pracowali w ciszy kolejną godzinę i całkiem
przyjemnie się im siedziało. Dopiero bibliotekarka musiała ich wygonić, bo
zbliżała się cisza nocna.
– To co? Do jutra? - zagadnął
Derek, gdy dotarli do miejsca, w którym zwykle się rozchodzili.
– Poczekaj – zatrzymał się, patrząc na
nią zainteresowaniem. – Bardzo
chciałabym dowiedzieć się, o co tak serio chodzi naszym rodzicom. Nie zniosę
dłużej tej cholernej niepewności i tego, że wszystko dzieje się za moimi
plecami. A ja po prostu wiem, że coś jest nie tak i, że to ma jakiś związek z
moją mamą.
– Skąd?
– Był u nas ostatnio Stark
z córką.
– Ten wynalazca? Czytałem o
nim kilka ciekawych artykułów…
– Tak, Mary leci na
ciebie… Ale chodzi o to, że Scor podsłuchał jak mówili o Swanie i usłyszał, że
Stark wspominał mamę… Chciał się potem włamać do gabinetu ojca, ale się nie da,
bo trzyma tam wszystkie akta do spraw sądowych i bez dobrych zaklęć nie da się
drzwi otworzyć.
– Ja myślę, że może
Roxanne coś ogarnie, obiecała powęszyć.
Blondyna odetchnęła z
ulgą.
– To jutro o tej samej
porze?
– Pasuje. Powodzenia na
teście.
Uśmiechnęła się w
podziękowaniu i w całkiem dobrym humorze, który ostatnio się jej nie zdarzał,
wróciła do Pokoju Wspólnego.
*
Powrót po świętach do
pracy oznaczał całkowite oddanie się kampanii wyborczej. Dracon praktycznie
zrezygnował z roli adwokata, czego niezmiernie mu brakowało, ale starał się tym
nie przejmować. Do tego właściwie siłą musiał zmuszać Pottera, by ten wracał na
noc do domu.
Z Amandą było łatwiej.
Kobieta nie była fanką pracy biurowej, wciąż brakowało jej adrenaliny, więc
zawsze chętnie wracała do swojego męża. I choć zwykle jakoś się dogadywali, to
przedwyborcze napięcie powodowało lekkie sprzeczki. Zwykle przynajmniej raz
dziennie któreś wychodziło z biura trzaskając drzwiami. Skutek mocnych
temperamentów.
Tego dnia zdarzyło się to
akurat Draconowi. Zdenerwowany do granic możliwości wyszedł z pracy. Najpierw
uznał, że pójdzie do kancelarii i trochę tam ochłonie, ale w końcu postanowił
dać upust swoim emocjom i finalnie wylądował w pubie.
Choć właściwie godzina
była dość wczesna i nie spodziewał spotkać tam zbyt wielu ludzi, to przy barze
siedziało sporo znajomych osób. W pierwszej chwili chciał się wycofać, ale
malfoyowska duma wygrała i z uniesioną głową podszedł do lady. Zamówił dwie
kolejki i starał się za wszelką cenę udawać, że nie wie, że pięciu mężczyzn
przygląda mu się z zainteresowaniem. Niezbyt długo mu to szło, bo o ile
spojrzenia był w stanie ignorować, tak ręki na ramieniu już nie.
– Bierz te łapska – wycedził przez
zaciśnięte zęby, nawet nie patrząc, kto go dotyka.
– Kandydat na ministra
pijący w pubie to chyba nienajlepsza reklama, co Malfoy?
– Śmierciożerca zaczepiający
kandydata na ministra w miejscu publicznym, to chyba też nienajlepszy pomysł?
– Daj spokój, byłeś jednym
z nas, przecież możesz się napić ze starymi kumplami.
Draco bardzo powili
odwrócił się w stronę rozmówców.
– Czego chcecie?
– Dowiedzieć się co u
ciebie słychać. Jak sobie radzisz jako podnóżek Pottera, jak się czuje twoja
mama i… dzieci? – ostatnie słowo zostało zaakcentowane w taki
sposób, że Draconowi puściły nerwy. Chwycił za różdżkę i wycelował w śmierciożercę.
– Spokojnie – powiedział kolejny. – To tylko zwykłe pytanie.
Draco opuścił rękę, ale
różdżki nadal nie chował.
– Też ich szukacie, co?
Potter z Granger są już na tropie?
– Nie wiem na czego tropie
mieliby być –
skłamał Malfoy.
– Czyli twój przyjaciel nie
mówi ci o wszystkim, co? A to ciekawe, bo przecież jesteś arystokratą, mógłbyś
pomóc. Chyba, że bardziej ufa tej zdrajczyni Blue? Nawet ciężko się dziwić, w
końcu ładna z niej sucz…
Draco był na granicy
wytrzymałości. Znał swoją porywczość i doskonale wiedział, że jeśli nie
wyjdzie, to zrobi coś, czego będzie potem żałował. Rzucił monety na ladę i
ruszył w stronę wyjścia.
– I tak wam się nie uda –
usłyszał jeszcze tylko za plecami.
– Kurwa – przeklął siarczyście
wracając znów do Ministerstwa. –Kurwa, kurwa, kurwa… Pierdolony Potter,
pierdolone wybory i pierdolone życie…
– Oni wiedzą – oznajmił od razu, gdy
drzwi do gabinetu Pottera zamknęły się za nim z głośnym hukiem. – Wszyscy szukają tych
jebanych atrybutów nienaruszalności.
– Spodziewaliśmy się tego –
zauważyła Amanda.
Rzuciła już i tak dawno
zużyte pióro na stos dokumentów. Wyglądała na mniej przejętą niż jej szef, a
już na pewno lepiej niż Draco, w którym ciągle buzowały negatywne emocje po
rozmowie w pubie.
– Tak, ale teraz już wiemy,
że oni wiedzą, że my wiemy – westchnął Harry. – To bardzo komplikuje
sprawę.
Siedzieli chwilę w
milczeniu, starając się pozbierać myśli. Zbawianie świata zabiera sporo
energii. Nad ich głowami krążyły papierowe samolociki wysyłane z innych
departamentów, którymi Harry nigdy się nie przejmował. W kranie w małym aneksie
kuchennym gąbka precyzyjnie szorowała brudne kubki po kawie, nieprecyzyjnie
oblewając ważne dokumenty wodą z płynem. Amanda chwilę przyglądała się temu.
– Jutro umówiłam ci wizytę
w Świętym Mungu –
oznajmiła nagle, zwracając się do Dracona.
– Dzięki Blue, ale czuję
się dobrze.
– Masz odwiedzić chore
dzieci, głąbie.
– To nic nie da. Wszystko
jest mocno przesądzone, dobrze o tym wiemy.
– Nie można się poddawać –
powiedział Harry, choć jego głos nie brzmiał przekonująco. Machnął różdżką, a
wszystkie papierowe wiadomości wylądowały na jego biurku, powiększając stos
dokumentów.
– Moim zdaniem powinniśmy
już dawno zrezygnować z tej kampanii i zając się szukaniem atrybutów – stwierdził
Draco. – Reszta to strata czasu.
– Może, ale już nie ma
szans na wycofanie. Do tego ten, kto wygra, będzie miał większą szansę na
blokowanie ruchów przeciwnika. Przeanalizujmy to jeszcze raz – Harry zaczął kolejną
przechadzkę od okna do drzwi, która tak naprawdę nigdy go nie uspokajała, ale
pozwalała zebrać myśli.
– Analizujemy to od
tygodni –
wkurzył się Draco.
– Hermiona powiedziała, że
musiał nam umknąć jakiś szczegół.
– Skoro jest taka mądra...
jak zawsze - dodał ze złośliwym uśmiechem - to dlaczego nam nie pomoże? Poszłoby
szybciej.
– Ma zbyt dużo pracy
podczas procesów tych idiotów w przebraniach śmierciożerców. Już i tak
praktycznie nocuje w biurze...
– O, to dokładnie tak samo
jak my.
– Przestańcie - wkurzyła
się Amanda. Było już późno i chciała wracać do domu, zwłaszcza, że Fred wciąż
był zły, że jej urlop zdrowotny się zakończył. – Jest dziewięć symboli. My mamy cztery...
Jeden to symbol pokusy, który ma Draco...
– Wężowa laska – przytaknął Harry. – Symbol obłudy to sygnet Regulusa Blacka, który
znalazłem na Grimmauld Place...
– Ja mam symbol ambicji
oraz samouwielbienia, które udało mi się dostać od Christophera Abbotta i
Kingsleya...
– Swan ma pióro władzy – dodał Draco sennie. - To już pięć... Szósty, pierścień
żądzy miała Astoria, ale jak wiemy, przepadł... Musimy zlokalizować jeszcze
cztery...
– Howard Stark prawdopodobnie
ma jeden... Ale stoi po drugiej stronie barykady…
– A pozostałe są już
najprawdopodobniej w posiadaniu Swana...
Harry oparł się o szafę,
zdjął okulary i przetarł zmęczone oczy. Postać jego żony na fotografii dawała
mu jednoznaczne sygnały, że o tej godzinie powinien już być w domu. Zignorował
to, a wkurzona Ginny zniknęła za ramy zdjęcia. Westchnął.
– Atrybuty zostają
przekazane kolejnym pokoleniom poprzez tajemne zaklęcie w chwili śmierci
posiadającego lub w chwili uzyskania pełnoletniości przez potomka...
– Więc syn Swana będzie
miał pełne prawa do pióra za kilka miesięcy, a Scorpius do laski w przyszłym
roku.
– Prawo do sygnetu mam ja,
bo przekazane zostanie Albusowi, a nie Jamesowi... który, gdyby się o tym
dowiedział, na pewno by mi nie wybaczył... chociaż już się do mnie nie odzywa.
– Prawa do lustra prawdy mam
ja, bo nawet nie wiem, które z moich dzieci jest godne – mruknęła Amanda. –
Jeżeli uda się nam
je zlokalizować, będziemy ze Swanem na tej samej pozycji. Najgorsze jest to, że
pierścień Astrorii z chwilą jej śmierci przeszedł prawdopodobnie na Sabrinę. A
to znaczy, że ten, kto go odnajdzie…
Spojrzeli na siebie z
ponurymi minami. To wszystko robiło się coraz bardziej przytłaczające, a do
tego gonił ich czas.
*
Wraz z nadejściem
stycznia uczniowie piątej i siódmej klasy mieli coraz więcej zadań na głowie. Ledwo
skończyła się przerwa bożonarodzeniowa, a wielkimi krokami zbliżały się ferie
wiosenne, po których miały odbyć się wybory, a chwilę później egzaminy.
Sabrina, Scorpius i Derek mieli najwięcej roboty, bo poza nauką do SUM-ów
musieli brać udział w treningach quidditcha. Ślizgonów czekał mecz z Puchonami,
a Gryfoni przygotowywali się na starcie z Krukonami.
Większość nauczycieli
kończyła powoli program piątego roku i przymuszała uczniów do powtórek. Z
transmutacji i eliksirów co lekcje pisali nowe sprawdziany, które coraz
bardziej upewniały ich w przekonaniu, że SUM-y będą porażką. W pewien słoneczny
piątek Sabrina wyszła z klasy wróżbiarstwa. Jak zwykle nie zobaczyła nic w
szklanej kuli, a do tego profesor Trelawney przewidziała jej porażkę z
najbliższym meczu. I choć dziewczyna nie wierzyła we wróżby, to nauczycielka i
tak zdążyła popsuć jej humor.
Idąc przez jeden z
rzadziej uczęszczanych korytarzy wpadła na Dereka, Kevina, Jamesa i Albusa,
którzy mieli podobne miny do niej.
– Co jest? – spytała,
zapominając o swoich rozterkach.
– Nic takiego – mruknął
Kevin. – Tylko kolejne karne zajęcia z Bartonem.
– Ten facet to kretyn –
dodał James.
– Nie przesadzaj –
wtrącił się Albus. – Nie lubisz go, bo pracuje dla ojca. Ale faktycznie te
lekcje są cholernie upierdliwe. Gość chyba myśli, że chcemy w przyszłości iść w
ślady rodziców i zostać aurorami.
– Nigdy w życiu –
powiedział James. – Nie wiem co by musiało się zdarzyć, żebym wstąpił w ich
szeregi.
Styczeń minął szybko i
zaczął się luty, który wcale nie przyniósł poprawy pogody. W połowie miesiąca
cały plac przed szkołą był tak oblodzony, że nie pomagały żadne zaklęcia.
Niektórzy uczniowie bali się wychodzić z zamku, a inni prześcigali się w coraz
głupszych pomysłach. Prym wiedli oczywiście Derek z Jamesem, ale Scorpius
Malfoy nie zostawał w tyle.
– Kto pierwszy
przebiegnie pięć kroków po lodzie jeziora i wróci, wygrywa wszystkie sykle –
oznajmiła Roxanne, odbierając pieniądze od swoich kuzynów, blondyna i
Christaina Ramireza.
Obok dziewczyny stał
Dorian i kręcił głową, widząc, że znowu podpuszcza chłopaków do zakładu,
którego nie mają szans wygrać. Po chwili pojawił się także Chris z drużyny
Gryfonów, a także Kevin z Frankiem Longbottomem i Dylanem Bakerem, z którymi
dzielił dormitorium. Chłopaki chcieli już startować, ale nagle okazało się, że
kilka dziewczyn również postanowiło przyjrzeć się potyczce, więc poczekali aż
Jessica, Kate, Diana a potem także Rebecca, Natalie i Birtna zbliżą się do
jeziora.
– Czy im już kompletnie
rozum odjęło? – westchnął Kevin. – Młody, nie rób tego.
– Przestań, nie przegram
z Malfoyem.
– Gotowi? – spytała
Roxanne. – Na mój sygnał. Trzy… dwa… jeden…
Czterech uczniów skoczyło
na lód. Ramirez pośliznął się już na starcie i tafla pękła pod ciężarem jego
tyłka, co skutkowało tym, że równocześnie, pozostali zawodnicy, znaleźli się w
wodzie. Kevin, Dorian i Frank, szybko ruszyli na pomoc. Przerażone krzyki
dziewczyn sprowadziły nad jezioro Rose, która akurat spacerowała w towarzystwie
woźnego.
– Kto to wymyślił?! –
krzyknął Pratt.
– Ona – Scorpius, ręką
wciąż drżącą z zimna, wskazał na Roxanne, która poruszyła ustami jakby chciała
wypowiedzieć słowo „konfident”.
– Weasley szlaban! A
reszcie odejmuję piętnaście punktów za każdego idiotę, który jej posłuchał.
Trzynastoletnia Gryfonka
w ogóle nie przejęła się szlabanem, bo dzięki przegranej chłopaków, wszystkie
pieniądze zostały w jej posiadaniu. Czym prędzej czmychnęła do szkoły, żeby
uniknąć wykładu Rose i kłótni o sykle, bo wszyscy domyślali się, że wcześniej
rzuciła jakieś niewielkie zaklęcie na tafle lodu… Chociaż wciąż nikt nie mógł
jej nic udowodnić.
Kevin miał ochotę
wygłosić bratu długi monolog, ale widząc jak chłopak trzęsie się z zimna, dał
sobie spokój. James był trochę zażenowany wypadkiem przed uczennicami, ale
Młody szybko wykorzystał sytuację i zagadał do Jessicy, że potrzebuje, aby ktoś
go ogrzał. Krukonka zaśmiała się, ale obiecała pomóc. Gdy po godzinie wrócił do
Pokoju Wspólnego, Sam i Jacob patrzyli na niego z zazdrością.
*
Wieczorem Roxanne udała
się do biura woźnego. Od wyprowadzki Filcha miejsce stało się dużo
przytulniejsze. Ale szlabany wciąż tak samo nudne. Pratt wyszedł, aby zrobić
sobie ulubioną herbatę z soku marokańskiej odmiany mandragory, a dziewczyna
rzuciła się do akt. Wszystkie dokumenty zbierane od lat przez woźnych, były
najlepszym co ją w życiu spotkało. Dzięki nim, wiedziała wszystko o wszystkich.
– Astoria Malfoy –
mruczała do siebie, przeglądając kartoteki. – Musi tu coś o niej być.
Doskonale znała woźnego i
wiedziała, że wróci dokładnie za cztery minuty. Zaklęciem przywołała krzesło,
na które wskoczyła. Ilość dokumentów o uczniach była tak wielka, że tylko
dzięki zaklęciom zmniejszającym mogły pomieścić się te wszystkie pergaminy. Przeglądała
je z niezłą wprawą, ale nigdzie nie mogła natrafić na informację o matce
Sabriny. Dokładnie minutę przez powrotem Pratta uderzyła się otwartą dłonią w
czoło i zamiast pod M, zaczęła grzebać w szufladzie oznaczonej przez literę G.
Gdy usłyszała już kroki na korytarzu, znalazła akta i wyciągnęła z nich
niewielki notes. Wrzuciła go do kieszeni szaty i skoczyła do biurka, w
momencie, gdy drzwi się otworzyły.
Woźny wszedł do środka i
usiadł na stołku, w ogóle na nią nie patrząc. Ruda dokończyła szybko
przepisywanie ostatniego rozdziału szkolnego regulaminu, pożegnała się i
wyszła. Gdy już znalazła się poza zasięgiem woźnego, wyjęła notatnik i zaczęła
go czytać. Po chwili uznała, że jest zbyt prywatny i powinien trafić w inne
ręce. Poszła więc pod salę transmutacji, w której odbywało się spotkanie
prefektów. Poczekała piętnaście minut. Pierwsza wyszła Rose i posłała jej
obrażone spojrzenie, następnie kilku innych uczniów, znudzony Albus i Sabrina.
– Poczekaj Malfoy –
zatrzymała ją. – Mam coś dla ciebie.
Sabrina spojrzała na
młodszą uczennicę z ciekawością i podeszła do niej. Dziewczyna z zadowolonym
uśmiechem wyjęła z kieszeni notes. Blondynka posłała jej pytające spojrzenie, a
potem odebrała przedmiot. Zaczęła czytać pierwszą stronę i oniemiała.
– Skąd go masz?
– Nie zdradzam swoich
sekretów – przypomniała.
– Ile za pomoc?
– Co? Oszalałaś? Biorę
kasę tylko od idiotów, twoich pieniędzy mi nie trzeba – oburzyła się. – Mam
nadzieję, że znajdziecie tam z Młodym coś przydatnego. Trzymaj się.
Roxanne odeszła, a
Sabrina usiadła na parapecie i zaczęła czytać notes swojej matki. Nie było w
nim raczej nic ciekawego, Astoria okazała się zwyczajną dziewczyną, która
niekoniecznie potrafiła się odnaleźć w Slytherinie. Właściwie większość wpisów
odnosiła się do uczniów, którym pomogła i służyła dobrą radą. Malfoyówna
wzruszyła się, wiedziała, że jej mama była dobrym człowiekiem, ale teraz
przekonała się o tym jak wiele nadziei pokładała w czynieniu dobra.
Nigdy
nie zrozumiem, dlaczego tak naśmiewają się z Luny Lovegood – pisała. – To bardzo miła dziewczyna, tylko trochę
zamyślona. Dodałam sobie dzisiaj kolejny punkt za pomoc w odnalezieniu jej
podręczników, które zabrał jej Gregory Goyle. Daphne nie była szczęśliwa, ale
dobrze, że mogę jej wszystko powiedzieć. To jedyna osoba w tej szkole, której
ufam. Wiem, że nie powie nic nikomu, nawet Pansy Parkinson…
Sabrina zagryzła dolną
wargę. Nie spodziewała się, że jej matka miała tak dobry kontakt ze swoją
rodziną. Sama nigdy nie rozmawiała z
ciotką, a Draco powiedział tylko, że dziadkowie i szwagierka obwiniają go o
śmierć Astroii i rozumie to. Ona i Scorpius zawsze uważali, że to normalne i
przywykli do tego, że poza babką Narcyzą i ojcem nie mają żadnej rodziny. Ale
skoro Daphne i Astoria były ze sobą tak blisko, to jej ciotka na pewno musi coś
wiedzieć.
Blondynka
zeskoczyła z parapetu i zaczęła zbiegać po schodach w stronę lochów. Musiała
obmyślić jakiś plan.
Musimy przyznać, że nie mogłyśmy się doczekać opublikowania tego rozdziału :) Draco, Amanda i Harry będą prowadzić swoje śledztwo, a Derek z Sabriną swoje. Jak myślicie, komu szybciej uda się rozgryźć sprawę atrybutów nienaruszalności? Pamiętajmy, że po drugiej stronie stoją śmierciożercy, którzy niestety też są zdeterminowani.
Pragniemy dodać, że wybory na Ministra Magii w naszym opowiadaniu całkiem przez przypadek zbiegły się z wyborami na Prezydenta RP (ogólnie bardzo dużo przypadków w naszej historii, same nie wiemy dlaczego), zrobienie jednego z kandydatów śmierciożercą nie jest w żaden sposób atakiem na Głowę Państwa ani niczym podobnym.
Pragniemy dodać, że wybory na Ministra Magii w naszym opowiadaniu całkiem przez przypadek zbiegły się z wyborami na Prezydenta RP (ogólnie bardzo dużo przypadków w naszej historii, same nie wiemy dlaczego), zrobienie jednego z kandydatów śmierciożercą nie jest w żaden sposób atakiem na Głowę Państwa ani niczym podobnym.
Prywatnie dzieje się u nas dość dużo, jedna z autorek wyjechała, więc blog został na głowie drugiej. Jesteśmy jednak na tyle przygotowane, że rozdziały powinny spokojnie pojawiać się w wyznaczonych terminach :) Buziaki ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz