Sabrina bardzo zdziwiła
się, gdy w pierwszych dniach wakacji dostała list od Troya, z którym bawiła się
na imprezie w Pokoju Wspólnym. Okazało się, że chłopak jest świetnym pisarzem,
więc z wypiekami na twarzy czytała piękne opisy przyrody w Hiszpanii, gdzie właśnie przebywał. W takim stanie zastał ją Scorpius i wyrwał jej
pergamin. Szybko przebiegł wzrokiem po pierwszych linijkach tekstu i parsknął
śmiechem.
– Drugi Kevin Weasley,
co? Chociaż i tak lepszy od Swana.
– Spierdalaj.
– Moja mała siostrzyczka
ma powodzenie u chłopców.
Rozmowę podsłuchał Draco,
który akurat wszedł do bawialni. Wyglądał jakby chciał o coś zapytać, ale Sabrina
ze złością odebrała Scorpiusowi list i schowała go do kieszeni spodni.
– O co chodzi?! –
zwróciła się niemal ze złością do swojego ojca.
– Chciałem z tobą
porozmawiać o twoim balu… – odparł, ignorując jej wojowniczy ton.
Dziewczynie kompletnie
wyleciało z głowy, że czeka ją prawdopodobnie największa impreza w życiu... No
może poza ślubem, gdzieś w odległej przyszłości.
– Zapomniałam... –
przyznała, a potem dodała jeszcze – ale właściwie po co mi ten bal, skoro przegrałeś
wybory?
– Racja, ale dalej jestem
arystokratą i ty też. Twoje koleżanki już miały swoje przyjęcia, myślałem, że
też będziesz chciała... No i twoja babka uparła się, że to obowiązkowe...
Sabrina westchnęła.
– Niech będzie. Wieczorem
zacznę tworzyć swoją listę gości – widząc minę Draco, szybko dodała – bez
których to przyjęcie się nie odbędzie.
– Zgoda. Ale ja zrobię
też swoją listę. Musisz zostać przedstawiona oficjalnie wszystkim ważnym
osobom.
– Strasznie to głupie, bo i tak mnie już
dobrze znają.
– Nigdy nie mówiłem, że wszystkie tradycje
arystokratów są sensowne... Wracam do swoich zajęć... A, i proszę, żebyście się
nie szwendali po Pokątnej, chyba, że z Margaret. Doliny Godryka to też się
dotyczy.
– Myślałem, że wszystko
się skończy po wyborach – wkurzył się Scorpius.
– Wciąż jest
niebezpiecznie, dostajemy dużo informacji na temat śmierciożerców i ich
ciągłych ataków. Dlatego musicie być ostrożni... Miłego dnia.
*
Derek nosił pudła z
zaplecza i rozkładał towar na półkach. Już po dwóch tygodniach w domu zaczęło
mu się nudzić, więc postanowił pomóc ojcu w sklepie. Poza tym zgłębiał wiedzę
na temat zaklęć i z chęcią podawał właścicielom pomysły na nowe produkty. Fred
z Georgiem byli zaskoczeni, ale nie pytali chłopaka skąd ta zmiana. Gdy kończył
z pierwszą serią produktów, do sklepu weszła Roxanne.
– Jest George? –
przywitała się.
– Nie, tylko Maddie.
– Może być Maddie.
Kobieta wyszła zza
regału. Miała na sobie firmową szatę Magicznych Dowcipów i różdżką uruchamiała
produkty na wystawach.
– O, Roxy, miło cię
widzieć – powiedziała, uśmiechając się do córki partnera. Skierowała swoją
różdżkę w stronę dwóch dziewczynek, które przyglądały się figurce smoka, a ona
nagle ożyła i zaczęła ziać ogniem. Dziewczynki najpierw się przestraszyły, a
potem zaczęły śmiać i prosić rodziców, by im taką kupiły.
– Cześć. Będziesz się
dziś widziała z moim ojcem? – spytała Roxanne.
– Pewnie tak. Coś mu
przekazać?
– Że mama ma wyniki
ostatnich badań dziadka Artura i chciałaby żeby po nie przyszedł w najbliższym
czasie, bo muszą od razu o czymś pogadać.
– Z dziadkiem wszystko w porządku? –
zainteresował się Derek.
Ruda wzruszyła ramionami.
– Mama nic mi nie mówiła,
ale wydaje mi się, że była lekko zaniepokojona.
– To może pojedziemy
jutro do Nory? I tak nie mam na razie co robić, ciągle czekam na wyniki SUM-ów.
– Pracuję jutro – Roxanne się zasmuciła, sama
dawno nie widziała dziadków.
W tym samym czasie drzwi sklepu się otworzyły
i wkroczyła Rebecca ze swoim chłopakiem. Młody od razu wyczuł kłopoty, ponieważ
doskonale wiedział, że dziewczyna gardziła Dowcipami i bardzo rzadko odwiedzała
ten sklep. Chłopak, którego nazwiska Derek nie pamiętał, kojarzył go tylko jako
pałkarza Krukonów, podszedł do niego i niespodziewanie przywalił mu z pięści w
twarz. Z rozciętej wargi zaczęła lać się krew.
– To cię nauczy, że
kobiet się nie bije.
– Wiem, ale dziś i tak
zrobię wyjątek – odwarknął wściekle.
Oddał cios. Rozwalił mu
przy tym nos. Krukon już chciał się na niego rzucić, ale pojawił się Fred i
złapał go za rękę.
– Co to ma być? – spytał spokojnie, ze
standardowym uśmiechem na piegowatej twarzy.
Masterson, która
przypatrywała się poczynaniom chłopaków z wielkim uśmiechem, teraz przybrała
swój sztuczny i rozpaczliwy wyraz twarzy.
– Derek zaatakował mnie w szkole i Bob postanowił
stanąć w mojej obronie.
Fred spojrzał pytająco na
syna. Z miny Młodego wyczytał, że to kłamstwo.
– Cóż, myślałem, że
dobrze go wychowałem – powiedział, ponieważ chciał jak najszybciej załatwić
niezręczną strawę.
Naprawił nos chłopakowi i
zaproponował darmowe produkty ze sklepu, ale para odmówiła i z uniesionymi
głowami wyszli na Pokątną.
– Możesz mi wyjaśnić, co
tu się stało? – Fred patrzył na syna z zainteresowaniem. Wiedział, że Młody
jest porywczy, ale wątpił, że aż tak by uderzyć dziewczynę.
– Moja chora była i jej
równie chory nowy facet – wyjaśnił, a w tonie jego głosu było słychać pogardę.
– Niezły cios –
stwierdziła Roxanne. – Ale następnym razem celuj trochę wyżej.
Madeleine i Fred
wymienili spojrzenia.
– Żadnych nowych dziwnych dziewczyn –
mężczyzna zwrócił się do swojego syna.
– Ta, z którą teraz
kręcisz wydaje się odrobinę normalniejsza – wtrąciła się ruda.
– Nie ma żadnej nowej.
– Jessica jej chyba jest,
prawda? Młody, w tej szkole możesz oszukać każdego, ale nie mnie.
– Tylko ze sobą czasem
rozmawiamy.
– A to, że jest całkiem w
twoim typie to już inna bajka, co?
Fred złapał się za głowę,
a Maddie zachichotała.
– Dobra, uciekam, Travis czeka, ma dużo roboty
i potrzebuje pomocy.
– Kim jest Travis? – zdziwił się Młody.
– Nowym barmanem u Mikea. To nara rodzinko.
I wyszła szybciej niż się pojawiła. Derek, by
uniknąć rozmów z ojcem i Maddie, poszedł na zaplecze, żeby przynieść kolejne
pudła.
Następnego dnia Derek
zaproponował Kevinowi, żeby odwiedzili dziadków w Norze. Ze zdziwieniem
przyjęli, że przed domem opala się Molly, ich starsza, zwariowana kuzynka.
Skończyła Hogwart trzy lata temu i uznała, że zamiast szukać pracy, wyjeżdża w
podróż dookoła świata. Spakowała plecak i ruszyła, czasem wysyłając listy i
zdjęcia. Wiedzieli, że ciągle zmieniała miejsce zamieszkania, łapała się
różnych prac i żyła sobie szczęśliwie, ignorując protesty rodziców i siostry
Lucy.
– Cześć dzieciaki! –
krzyknęła radośnie.
– Molly! Wróciłaś! –
odpowiedział jej równie entuzjastycznie Kevin.
Zaśmiała się, odgarniając
z piegowatej twarzy, rude loki.
– Gdzie byłaś? - zapytał
podekscytowany Młody. – Wujek Percy wspominał coś o Egipcie i Azji...
– Tak, mieszkałam w Chinach jakiś czas, a
potem Europa, pól roku spędziłam w Norwegii, zwiedziłam Islandię... Na tej
małej wyspie nie ma zbyt wielu czarodziejów, ale są elfy i trolle... – Kevin
jęknął z zazdrości. – A potem posiedziałam trochę u Charliego w Rumunii i
namówił mnie, żebym odwiedziła rodzinę, więc przez wakacje będę tutaj.
– Też bym tak chciał –
westchnął Młody.
– Jeździłam też trochę z
Dominaque i jej koleżankami modelkami – zaśmiała się. – Ale teraz nasza Domi jest w ciąży...Nie
wiedzieliście? Ma przerwę w karierze – zachichotała. – A dla mnie czas na
odpoczynek i relaks.
Po krótkiej rozmowie
weszli do domu. Babcia Molly przygotowywała herbatę, a dziadek Artur próbował
rozpracować mugolskiego pilota do telewizora. Na widok długo niewidzianych
wnuków podniósł się z fotela i mocno ich uściskał. Babcia od razu zaczęła
komentować, że strasznie wyrośli, ale wciąż są za chudzi. Usiedli przy okrągłym
stole w kuchni i zaczęli wsłuchiwać się w kolejne niesamowite historie jakie
przeżyła starsza kuzynka. Co chwilę rzucali komentarzami jak to jej
zazdroszczą, i że też tak zrobią po skończeniu szkoły.
– Lepiej zrobicie jak
znajdziecie sobie pracę i się ustatkujecie – seniorka rodu nie pochwalała
życia, jakie wiodła jej wnuczka. – Ty Kevin już powinieneś zdecydować, co chcesz
robić. Myślę, że twoja mama chciałaby żebyś też załapał się w Ministerstwie.
– Myślę, że mama chciałaby żebym robił to, co
mnie interesuje.
– To znaczy co?
– Chciałbym dostać staż w
CRR, ewentualnie jakiś dział w Proroku. Wizja pracy w wydawnictwie literackim
też nie jest najgorsza, choć muzyka bardziej mnie kręci.
Mina babci Molly
sugerowała, że nie uważa to za pracę godną jej wnuka, ale postanowiła nie
komentować. Wiedziała, że Fred nie byłby zadowolony gdyby się wtrącała. Jej syn
uznawał wolność wychowawczą, zwłaszcza, że wiele lat wcześniej sam postawił się
tylu ludziom, że nie umiałby narzucić własnej woli swoim dzieciom. Byłaby to
czysta hipokryzja.
– A ty Derek? – spytała,
choć wiedziała, że młodszy z chłopców raczej gorzej radził sobie w szkole. –
Jak poszły ci egzaminy?
– Nie chcę zapeszać, ale myślę, że zdałem
wszystkie przedmioty, na których mi zależało.
– To znaczy ile?
– Jak będę miał wyniki to
powiem.
– Szkoła jest bez sensu –
wtrąciła się Molly. – Zabija kreatywność.
– Ale pozwala godnie żyć.
Młodzi doskonale
wiedzieli gdzie jest granica w dyskusjach z babcią, więc postanowili zmienić
temat.
– Jak się czujesz
dziadku?
– Wszyscy ze mnie już
robią trupa, a ja się naprawdę dobrze czuję.
– Nie dbasz o siebie.
Słyszałeś, co mówiła Alex?
– Tak kochanie.
– To może pójdziemy
zerwać trochę truskawek? – zaproponował Derek, co Molly z Kevinem poparli i
szybko ewakuowali się z kuchni.
*
Wakacje mijały, więc
Sabrina musiała zabrać się za przygotowywanie swojego balu. Nie sprawiało jej
to takiej radości jak wyobrażała sobie w dzieciństwie. Po kolejnym długim
wywodzie babki Narcyzy na temat etykiety i organizacji, zdenerwowana wyszła z
domu. Postanowiła przejść się do Doliny Godryka, bo już dawno nie widziała
Dereka, a przecież wspominał, żeby go odwiedziła. Niby ojciec zakazał jej
samotnych spacerów, ale przecież było jasno, a w miasteczku żyło tylu aurorów i
wojennych bohaterów, że żaden śmierciożerca nie ośmieliłby się go zaatakować
kolejny raz.
W hamaku na podwórku
leżała Jen i czytała książkę. Gdy Malfoyówna przeszła przez bramkę od razu
rzucił się na nią pies. Nie przepadała za zbyt żywiołowymi zwierzakami, ale
jego pogłaskała.
– Cześć – przywitała się
z młodszą koleżanką. – Jest twój brat?
– Który? – spytała Jen
lekceważąco – Zresztą mniejsza z tym, bo obaj grają w quidditcha za domem.
Blondynka przechodząc
koło Weasleyówny z ciekawości zerknęła na okładkę. Wędrówki z trollami Gilderoya Lockharta – przeczytała w myślach, a
potem tylko pokręciła głową. Jen na szczęście znów pogrążyła się w lekturze i
nie zauważyła jej reakcji.
Poszła we wskazane miejsce. Kevin, Derek i
Fred siedzieli na miotłach. Młody z ojcem walczyli o piłkę, a starszy z braci
bronił prowizorycznych obręczy.
– Mogę się dołączyć?! –
krzyknęła.
Przerwali grę i zlecieli na dół.
– Jasne, weź miotłę Amandy,
jest w szopie – Fred wyczarował obręcze z drugiej strony ogrodu.
– To ja z Kevinem na
Blondi i tatę – ucieszył się Derek. – Wreszcie wyjdzie, kto jest lepszy.
Rywalizacja była zacięta,
ponieważ w powietrzu Derek z Sabriną nigdy się nie oszczędzali. Fred był dobrym
graczem, ale trochę wyszedł z formy, a Kevin zwykle robił to rekreacyjnie. Szli
łeb w łeb, dopóki Młody nie walnął tak mocno w Blodi, że spadła z miotły. Fred
nawrzeszczał na syna i przerwał mecz.
– Muszę go pokonać –
oburzyła się Sabrina, której nic się nie stało, ponieważ ze względu na ryzyko
pogwałcenia kodeksu tajności latali nisko.
– Nie chciałbym tłumaczyć się twojemu ojcu,
gdyby coś ci się stało. Raczej za sobą nie przepadamy. Chodźcie do domu, zjemy
lody.
Chłopcy pozbierali miotły
i weszli do kuchni. Sabrina z Derekiem kłócili się, kto był lepszy.
– Miałaś dwie bramki
więcej tylko dlatego, że tata lepiej broni niż Kevin!
– Nie, miałam więcej
bramek, bo jestem lepszym strzelcem!
Kevin przyniósł jakiś
notes.
– Proszę – rzucił go na
stół. – Zrobiłem zestawienie wszystkich waszych bramek z ostatniego sezonu.
Wynika z tego, że Blondi ma o pięć bramek więcej niż ty.
– Ha, wiedziałam!
Dziewczyna sięgnęła po
notatki i zaczęła je studiować.
– Widzę, że ci się nudzi
– mruknął tylko niezadowolony Derek, a ona z tryumfalnym uśmiechem zignorowała
zaczepkę.
Spędzili miłe popołudnie
rozmawiając o quidditchu i balu Sabriny, na który zaprosiła Weasleyów. Gdy
zaczęło się ściemniać powiedziała, że musi wracać do domu, ponieważ tata
zabronił jej chodzić samej.
– To cię odprowadzę –
zaoferował się Derek i razem ruszyli laskiem w stronę dworu Malfoyów. Zatrzymali się w ogrodzie.
– Dzięki za miły dzień –
uśmiechnęła się dziewczyna. – A tak w ogóle to jutro chyba będą wyniki
egzaminów.
– O rany, już zdążyłem o
tym zapomnieć – ożywił się, nerwowo czochrając włosy.
– Stresujesz się
zakładem?
– Zakładem już nie, ale
zależy mi na wynikach.
– Widziałam twoje postępy
przez cały rok, na pewno wszystko zdałeś.
– Jeśli tak, to dzięki
tobie – uśmiechnął się do niej, a jej zrobiło się gorąco.
Choć się przyjaźnili, to
chłopak mocno ją onieśmielał. Wszystko przez to, że tak bardzo podobał się
innym dziewczynom, a ona sama w relacjach damsko-męskich była raczej zielona.
Żeby ukryć zażenowanie, spojrzała w ziemię. Derek chyba też poczuł się
nieswojo, bo odchrząknął i zaczął bujać się na piętach w tył i w przód.
– To ten, ja już będę
leciał.
Poklepał ją niezdarnie po
ramieniu, a potem już swoim standardowym luzackim korkiem ruszył w kierunku
wioski.
*
Następnego dnia Derek
siedział na krześle przy oknie i gapił się w przestrzeń. Nie wiedział, o której
dokładnie mają być wyniki, a poza tym nie wyspał się, ponieważ śniła mu się
Sabrina robiąca mu wyrzuty o to, że nie zdał historii magii i wróżbiarstwa
(którego się nawet nie uczył). Do kuchni weszła Amanda, miała na sobie szatę
aurora, ponieważ dopiero wróciła z nocnej zmiany.
– Nie śpisz? – zdziwiła
się, widząc syna. – Przecież masz wakacje.
– Podobno mają być dziś wyniki SUM-ów.
– Ale poczta zwykle przychodzi koło
dziesiątej, masz jeszcze minimum trzy godziny.
Ja idę się przespać, bo miałam ciężką noc i następna zapowiada się
podobnie, a ty możesz odgnomić ogród, skoro nie masz co robić.
– Dzięki, ale aż tak mi się nie nudzi.
Trzy godziny później
wrócił z powrotem na swoje miejsce przy oknie. Akurat zeszli do kuchni Fred,
Kevin i Jen.
– I co, nadal nic? – zagadnął wesoło Fred,
zabierając się za przygotowanie śniadania.
Piętnaście minut później
pojawiła się Amanda i wszyscy zabrali się za jedzenie.
– Chyba leci sowa – poinformowała Jen, a Derek
rzucił widelec na stół i podbiegł, by otworzyć okno i zebrać pocztę. Wyjął
kopertę zaadresowaną do siebie i rozerwał ją mocno poddenerwowany. W środku
znajdował się pergamin z pieczęciami Hogwartu i Ministerstwa Magii.
– Czytaj na głos – zachęcił Fred.
– Wyniki egzaminu poziom
Standardowych Umiejętności Magicznych. Oceny pozytywne… to nie ważne… Derek George
Weasley otrzymał: astronomia – Z, eliksiry – P, historia magii – O, obrona
przed czarną magią – P, opieka nad magicznymi stworzeniami – P, transmutacja –W,
zaklęcia – W, zielarstwo – P.
– Nieźle – pochwalił Kevin. – Tylko jedno
niezdane, to tak jak ja.
– I wygrałem zakład.
– Jaki zakład? –spytała
podejrzliwie Amanda.
– Wolisz nie wiedzieć –
zaśmiał się jej starszy syn, bo młodszy wciąż gapił się w kartkę z wynikami.
– To które przedmioty
chcesz kontynuować? – zagadnął Fred, żeby jego żona nie drążyła tematu.
– Zaklęcia, obronę, zielarstwo,
eliksiry i transmutację.
– Auror? – zdziwił się ojciec, a matka
wyraźnie ożywiła.
– Nie – zaprzeczył szybko. – Chciałbym
studiować, a potem pracować w laboratorium.
– Fajnie – skomentowała
Jen, która do tej pory się nie odzywała, bo SUM-y były dla niej jeszcze zbyt
odległym tematem.
Derek wrócił do
kontynuowania śniadania dumny z siebie. Bardzo chciał napisał do Sabriny i
pochwalić się wynikami, ale miał jakąś dziwną wewnętrzną blokadę.
Bliźniacy Malfoy
siedzieli w bawialni. Chłopak miał trochę niezadowoloną minę, a dziewczyna była
wyraźnie szczęśliwa.
– Jak wyniki? – spytał
Draco wchodząc do pokoju.
– Same wybitne i
zadowalający z wróżbiarstwa – zaśmiała się córka.
– Ujdzie – stwierdził syn.
– To znaczy? – brew ojca uniosła się w górę.
Scorpius rzucił listę wyników. Wiedział, że
przy egzaminach siostry jego wyszły słabo, choć nie zaliczył tylko wróżbiarstwa
i historii magii (czy w ogóle dało się zdać te przedmioty?).
– Mogło być lepiej, ale
dobrze, że cokolwiek zdałeś.
– Ta, ale ta ruda kreatura
od Weasleyów na pewno ma same wybitne.
– Tam wszyscy są rudzi –
zauważył Draco, a Sabrina zaczęła się śmiać.
– Od kiedy zależy ci na
opinii Rose Weasley? – spytała podejrzliwie.
– Nie zależy, nie mogę
tylko znieść, że jest w czymś lepsza.
– Ciekawe jak poszło Alowi i Nicole, idę do
nich napisać.
Blondynka wyszła, a Scorpius skorzystał z
okazji i zabrał gazetę, którą wcześniej czytała.
– O co chodzi z tymi
niepokojącymi sytuacjami w Ministerstwie?
– Wiesz dobrze, że Prorok
wyolbrzymia.
–Podobno Swan obsadza
swoimi ludźmi najwyższe stanowiska.
– Jak to zwykle bywa w polityce – powiedział
wymijająco Draco.
– Czyli śmierciożercy
zaczynają rządzić?
– Nie interesuj się.
Ojciec również wyszedł,
by nie kontynuować dalej tej rozmowy, a Scorpius postanowił skontaktować się z
Jamesem Potterem, żeby dowiedzieć się czegoś nowego. Przeczuwał jednak, że
Gryfon wie niewiele więcej.
Pierwszy rozdział drugiej części. Mamy nadzieję, że się spodoba. Czekamy na opinie :) Komentarz jednaj z autorek, gdy druga wysłała jej fragment z wynikami Dereka: "O, Młody zdał SUMy" :D Pozdrawiamy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz