Rozdział 14


     Sabrina bardzo zdziwiła się, gdy w pierwszych dniach wakacji dostała list od Troya, z którym bawiła się na imprezie w Pokoju Wspólnym. Okazało się, że chłopak jest świetnym pisarzem, więc z wypiekami na twarzy czytała piękne opisy przyrody w Hiszpanii, gdzie właśnie przebywał. W takim stanie zastał ją Scorpius i wyrwał jej pergamin. Szybko przebiegł wzrokiem po pierwszych linijkach tekstu i parsknął śmiechem.
     – Drugi Kevin Weasley, co? Chociaż i tak lepszy od Swana.
     – Spierdalaj.
     – Moja mała siostrzyczka ma powodzenie u chłopców.
     Rozmowę podsłuchał Draco, który akurat wszedł do bawialni. Wyglądał jakby chciał o coś zapytać, ale Sabrina ze złością odebrała Scorpiusowi list i schowała go do kieszeni spodni.
     – O co chodzi?! – zwróciła się niemal ze złością do swojego ojca.
     – Chciałem z tobą porozmawiać o twoim balu… – odparł, ignorując jej wojowniczy ton.
     Dziewczynie kompletnie wyleciało z głowy, że czeka ją prawdopodobnie największa impreza w życiu... No może poza ślubem, gdzieś w odległej przyszłości.
     – Zapomniałam... – przyznała, a potem dodała jeszcze – ale właściwie po co mi ten bal, skoro przegrałeś wybory?
     – Racja, ale dalej jestem arystokratą i ty też. Twoje koleżanki już miały swoje przyjęcia, myślałem, że też będziesz chciała... No i twoja babka uparła się, że to obowiązkowe...
     Sabrina westchnęła.
     – Niech będzie. Wieczorem zacznę tworzyć swoją listę gości – widząc minę Draco, szybko dodała – bez których to przyjęcie się nie odbędzie.
     – Zgoda. Ale ja zrobię też swoją listę. Musisz zostać przedstawiona oficjalnie wszystkim ważnym osobom.
     – Strasznie to głupie, bo i tak mnie już dobrze znają.
      – Nigdy nie mówiłem, że wszystkie tradycje arystokratów są sensowne... Wracam do swoich zajęć... A, i proszę, żebyście się nie szwendali po Pokątnej, chyba, że z Margaret. Doliny Godryka to też się dotyczy.
     – Myślałem, że wszystko się skończy po wyborach – wkurzył się Scorpius.
     – Wciąż jest niebezpiecznie, dostajemy dużo informacji na temat śmierciożerców i ich ciągłych ataków. Dlatego musicie być ostrożni... Miłego dnia.
*
     Derek nosił pudła z zaplecza i rozkładał towar na półkach. Już po dwóch tygodniach w domu zaczęło mu się nudzić, więc postanowił pomóc ojcu w sklepie. Poza tym zgłębiał wiedzę na temat zaklęć i z chęcią podawał właścicielom pomysły na nowe produkty. Fred z Georgiem byli zaskoczeni, ale nie pytali chłopaka skąd ta zmiana. Gdy kończył z pierwszą serią produktów, do sklepu weszła Roxanne.
     – Jest George? – przywitała się.
     – Nie, tylko Maddie.
     – Może być Maddie.
     Kobieta wyszła zza regału. Miała na sobie firmową szatę Magicznych Dowcipów i różdżką uruchamiała produkty na wystawach.
     – O, Roxy, miło cię widzieć – powiedziała, uśmiechając się do córki partnera. Skierowała swoją różdżkę w stronę dwóch dziewczynek, które przyglądały się figurce smoka, a ona nagle ożyła i zaczęła ziać ogniem. Dziewczynki najpierw się przestraszyły, a potem zaczęły śmiać i prosić rodziców, by im taką kupiły.
     – Cześć. Będziesz się dziś widziała z moim ojcem? – spytała Roxanne.
     – Pewnie tak. Coś mu przekazać?
     – Że mama ma wyniki ostatnich badań dziadka Artura i chciałaby żeby po nie przyszedł w najbliższym czasie, bo muszą od razu o czymś pogadać.
      – Z dziadkiem wszystko w porządku? – zainteresował się Derek.
     Ruda wzruszyła ramionami.
     – Mama nic mi nie mówiła, ale wydaje mi się, że była lekko zaniepokojona.
     – To może pojedziemy jutro do Nory? I tak nie mam na razie co robić, ciągle czekam na wyniki SUM-ów.
     – Pracuję jutro – Roxanne się zasmuciła, sama dawno nie widziała dziadków.
     W tym samym czasie drzwi sklepu się otworzyły i wkroczyła Rebecca ze swoim chłopakiem. Młody od razu wyczuł kłopoty, ponieważ doskonale wiedział, że dziewczyna gardziła Dowcipami i bardzo rzadko odwiedzała ten sklep. Chłopak, którego nazwiska Derek nie pamiętał, kojarzył go tylko jako pałkarza Krukonów, podszedł do niego i niespodziewanie przywalił mu z pięści w twarz. Z rozciętej wargi zaczęła lać się krew.
     – To cię nauczy, że kobiet się nie bije.
     – Wiem, ale dziś i tak zrobię wyjątek – odwarknął wściekle.
     Oddał cios. Rozwalił mu przy tym nos. Krukon już chciał się na niego rzucić, ale pojawił się Fred i złapał go za rękę.
      – Co to ma być? – spytał spokojnie, ze standardowym uśmiechem na piegowatej twarzy.
Masterson, która przypatrywała się poczynaniom chłopaków z wielkim uśmiechem, teraz przybrała swój sztuczny i rozpaczliwy wyraz twarzy.
     – Derek zaatakował mnie w szkole i Bob postanowił stanąć w mojej obronie.
     Fred spojrzał pytająco na syna. Z miny Młodego wyczytał, że to kłamstwo.
     – Cóż, myślałem, że dobrze go wychowałem – powiedział, ponieważ chciał jak najszybciej załatwić niezręczną strawę.
     Naprawił nos chłopakowi i zaproponował darmowe produkty ze sklepu, ale para odmówiła i z uniesionymi głowami wyszli na Pokątną.
     – Możesz mi wyjaśnić, co tu się stało? – Fred patrzył na syna z zainteresowaniem. Wiedział, że Młody jest porywczy, ale wątpił, że aż tak by uderzyć dziewczynę.
     – Moja chora była i jej równie chory nowy facet – wyjaśnił, a w tonie jego głosu było słychać pogardę.
     – Niezły cios – stwierdziła Roxanne. – Ale następnym razem celuj trochę wyżej.
     Madeleine i Fred wymienili spojrzenia.
      – Żadnych nowych dziwnych dziewczyn – mężczyzna zwrócił się do swojego syna.
     – Ta, z którą teraz kręcisz wydaje się odrobinę normalniejsza – wtrąciła się ruda.
     – Nie ma żadnej nowej.
     – Jessica jej chyba jest, prawda? Młody, w tej szkole możesz oszukać każdego, ale nie mnie.
     – Tylko ze sobą czasem rozmawiamy.
     – A to, że jest całkiem w twoim typie to już inna bajka, co?
     Fred złapał się za głowę, a Maddie zachichotała.
      – Dobra, uciekam, Travis czeka, ma dużo roboty i potrzebuje pomocy.
      – Kim jest Travis? – zdziwił się Młody.
      – Nowym barmanem u Mikea. To nara rodzinko.
     I wyszła szybciej niż się pojawiła. Derek, by uniknąć rozmów z ojcem i Maddie, poszedł na zaplecze, żeby przynieść kolejne pudła.

     Następnego dnia Derek zaproponował Kevinowi, żeby odwiedzili dziadków w Norze. Ze zdziwieniem przyjęli, że przed domem opala się Molly, ich starsza, zwariowana kuzynka. Skończyła Hogwart trzy lata temu i uznała, że zamiast szukać pracy, wyjeżdża w podróż dookoła świata. Spakowała plecak i ruszyła, czasem wysyłając listy i zdjęcia. Wiedzieli, że ciągle zmieniała miejsce zamieszkania, łapała się różnych prac i żyła sobie szczęśliwie, ignorując protesty rodziców i siostry Lucy.
     – Cześć dzieciaki! – krzyknęła radośnie.
     – Molly! Wróciłaś! – odpowiedział jej równie entuzjastycznie Kevin.
     Zaśmiała się, odgarniając z piegowatej twarzy, rude loki.
     – Gdzie byłaś? - zapytał podekscytowany Młody. – Wujek Percy wspominał coś o Egipcie i Azji...
      – Tak, mieszkałam w Chinach jakiś czas, a potem Europa, pól roku spędziłam w Norwegii, zwiedziłam Islandię... Na tej małej wyspie nie ma zbyt wielu czarodziejów, ale są elfy i trolle... – Kevin jęknął z zazdrości. – A potem posiedziałam trochę u Charliego w Rumunii i namówił mnie, żebym odwiedziła rodzinę, więc przez wakacje będę tutaj.
     – Też bym tak chciał – westchnął Młody.
     – Jeździłam też trochę z Dominaque i jej koleżankami modelkami – zaśmiała się. –  Ale teraz nasza Domi jest w ciąży...Nie wiedzieliście? Ma przerwę w karierze – zachichotała. – A dla mnie czas na odpoczynek i relaks.

     Po krótkiej rozmowie weszli do domu. Babcia Molly przygotowywała herbatę, a dziadek Artur próbował rozpracować mugolskiego pilota do telewizora. Na widok długo niewidzianych wnuków podniósł się z fotela i mocno ich uściskał. Babcia od razu zaczęła komentować, że strasznie wyrośli, ale wciąż są za chudzi. Usiedli przy okrągłym stole w kuchni i zaczęli wsłuchiwać się w kolejne niesamowite historie jakie przeżyła starsza kuzynka. Co chwilę rzucali komentarzami jak to jej zazdroszczą, i że też tak zrobią po skończeniu szkoły.
     – Lepiej zrobicie jak znajdziecie sobie pracę i się ustatkujecie – seniorka rodu nie pochwalała życia, jakie wiodła jej wnuczka. – Ty Kevin już powinieneś zdecydować, co chcesz robić. Myślę, że twoja mama chciałaby żebyś też załapał się w Ministerstwie.
      – Myślę, że mama chciałaby żebym robił to, co mnie interesuje.
     – To znaczy co?
     – Chciałbym dostać staż w CRR, ewentualnie jakiś dział w Proroku. Wizja pracy w wydawnictwie literackim też nie jest najgorsza, choć muzyka bardziej mnie kręci.
     Mina babci Molly sugerowała, że nie uważa to za pracę godną jej wnuka, ale postanowiła nie komentować. Wiedziała, że Fred nie byłby zadowolony gdyby się wtrącała. Jej syn uznawał wolność wychowawczą, zwłaszcza, że wiele lat wcześniej sam postawił się tylu ludziom, że nie umiałby narzucić własnej woli swoim dzieciom. Byłaby to czysta hipokryzja.
     – A ty Derek? – spytała, choć wiedziała, że młodszy z chłopców raczej gorzej radził sobie w szkole. – Jak poszły ci egzaminy?
     – Nie chcę zapeszać, ale myślę, że zdałem wszystkie przedmioty, na których mi zależało.
     – To znaczy ile?
     – Jak będę miał wyniki to powiem.
     – Szkoła jest bez sensu – wtrąciła się Molly. – Zabija kreatywność.
     – Ale pozwala godnie żyć.
     Młodzi doskonale wiedzieli gdzie jest granica w dyskusjach z babcią, więc postanowili zmienić temat.
     – Jak się czujesz dziadku?
     – Wszyscy ze mnie już robią trupa, a ja się naprawdę dobrze czuję.
     – Nie dbasz o siebie. Słyszałeś, co mówiła Alex?
     – Tak kochanie.
     – To może pójdziemy zerwać trochę truskawek? – zaproponował Derek, co Molly z Kevinem poparli i szybko ewakuowali się z kuchni.
*
     Wakacje mijały, więc Sabrina musiała zabrać się za przygotowywanie swojego balu. Nie sprawiało jej to takiej radości jak wyobrażała sobie w dzieciństwie. Po kolejnym długim wywodzie babki Narcyzy na temat etykiety i organizacji, zdenerwowana wyszła z domu. Postanowiła przejść się do Doliny Godryka, bo już dawno nie widziała Dereka, a przecież wspominał, żeby go odwiedziła. Niby ojciec zakazał jej samotnych spacerów, ale przecież było jasno, a w miasteczku żyło tylu aurorów i wojennych bohaterów, że żaden śmierciożerca nie ośmieliłby się go zaatakować kolejny raz.
     W hamaku na podwórku leżała Jen i czytała książkę. Gdy Malfoyówna przeszła przez bramkę od razu rzucił się na nią pies. Nie przepadała za zbyt żywiołowymi zwierzakami, ale jego pogłaskała.
     – Cześć – przywitała się z młodszą koleżanką. – Jest twój brat?
     – Który? – spytała Jen lekceważąco – Zresztą mniejsza z tym, bo obaj grają w quidditcha za domem.
     Blondynka przechodząc koło Weasleyówny z ciekawości zerknęła na okładkę. Wędrówki z trollami Gilderoya Lockharta – przeczytała w myślach, a potem tylko pokręciła głową. Jen na szczęście znów pogrążyła się w lekturze i nie zauważyła jej reakcji.
     Poszła we wskazane miejsce. Kevin, Derek i Fred siedzieli na miotłach. Młody z ojcem walczyli o piłkę, a starszy z braci bronił prowizorycznych obręczy.
     – Mogę się dołączyć?! – krzyknęła.
     Przerwali grę i zlecieli na dół.
     – Jasne, weź miotłę Amandy, jest w szopie – Fred wyczarował obręcze z drugiej strony ogrodu.
     – To ja z Kevinem na Blondi i tatę – ucieszył się Derek. – Wreszcie wyjdzie, kto jest lepszy.
     Rywalizacja była zacięta, ponieważ w powietrzu Derek z Sabriną nigdy się nie oszczędzali. Fred był dobrym graczem, ale trochę wyszedł z formy, a Kevin zwykle robił to rekreacyjnie. Szli łeb w łeb, dopóki Młody nie walnął tak mocno w Blodi, że spadła z miotły. Fred nawrzeszczał na syna i przerwał mecz.
     – Muszę go pokonać – oburzyła się Sabrina, której nic się nie stało, ponieważ ze względu na ryzyko pogwałcenia kodeksu tajności latali nisko.
      – Nie chciałbym tłumaczyć się twojemu ojcu, gdyby coś ci się stało. Raczej za sobą nie przepadamy. Chodźcie do domu, zjemy lody.
     Chłopcy pozbierali miotły i weszli do kuchni. Sabrina z Derekiem kłócili się, kto był lepszy.
     – Miałaś dwie bramki więcej tylko dlatego, że tata lepiej broni niż Kevin!
     – Nie, miałam więcej bramek, bo jestem lepszym strzelcem!
     Kevin przyniósł jakiś notes.
     – Proszę – rzucił go na stół. – Zrobiłem zestawienie wszystkich waszych bramek z ostatniego sezonu. Wynika z tego, że Blondi ma o pięć bramek więcej niż ty.
     – Ha, wiedziałam!
      Dziewczyna sięgnęła po notatki i zaczęła je studiować.
     – Widzę, że ci się nudzi – mruknął tylko niezadowolony Derek, a ona z tryumfalnym uśmiechem zignorowała zaczepkę. 

     Spędzili miłe popołudnie rozmawiając o quidditchu i balu Sabriny, na który zaprosiła Weasleyów. Gdy zaczęło się ściemniać powiedziała, że musi wracać do domu, ponieważ tata zabronił jej chodzić samej.
     – To cię odprowadzę – zaoferował się Derek i razem ruszyli laskiem w stronę dworu Malfoyów.       Zatrzymali się w ogrodzie.
     – Dzięki za miły dzień – uśmiechnęła się dziewczyna. – A tak w ogóle to jutro chyba będą wyniki egzaminów.
     – O rany, już zdążyłem o tym zapomnieć – ożywił się, nerwowo czochrając włosy.
     – Stresujesz się zakładem?
     – Zakładem już nie, ale zależy mi na wynikach.
     – Widziałam twoje postępy przez cały rok, na pewno wszystko zdałeś.
     – Jeśli tak, to dzięki tobie – uśmiechnął się do niej, a jej zrobiło się gorąco.
     Choć się przyjaźnili, to chłopak mocno ją onieśmielał. Wszystko przez to, że tak bardzo podobał się innym dziewczynom, a ona sama w relacjach damsko-męskich była raczej zielona. Żeby ukryć zażenowanie, spojrzała w ziemię. Derek chyba też poczuł się nieswojo, bo odchrząknął i zaczął bujać się na piętach w tył i w przód.
     – To ten, ja już będę leciał.
     Poklepał ją niezdarnie po ramieniu, a potem już swoim standardowym luzackim korkiem ruszył w kierunku wioski.
*
     Następnego dnia Derek siedział na krześle przy oknie i gapił się w przestrzeń. Nie wiedział, o której dokładnie mają być wyniki, a poza tym nie wyspał się, ponieważ śniła mu się Sabrina robiąca mu wyrzuty o to, że nie zdał historii magii i wróżbiarstwa (którego się nawet nie uczył). Do kuchni weszła Amanda, miała na sobie szatę aurora, ponieważ dopiero wróciła z nocnej zmiany.
     – Nie śpisz? – zdziwiła się, widząc syna. – Przecież masz wakacje.
     – Podobno mają być dziś wyniki SUM-ów.
     – Ale poczta zwykle przychodzi koło dziesiątej, masz jeszcze minimum trzy godziny.  Ja idę się przespać, bo miałam ciężką noc i następna zapowiada się podobnie, a ty możesz odgnomić ogród, skoro nie masz co robić.
      – Dzięki, ale aż tak mi się nie nudzi.
     Trzy godziny później wrócił z powrotem na swoje miejsce przy oknie. Akurat zeszli do kuchni Fred, Kevin i Jen.
     – I co, nadal nic? – zagadnął wesoło Fred, zabierając się za przygotowanie śniadania.
     Piętnaście minut później pojawiła się Amanda i wszyscy zabrali się za jedzenie.
     – Chyba leci sowa – poinformowała Jen, a Derek rzucił widelec na stół i podbiegł, by otworzyć okno i zebrać pocztę. Wyjął kopertę zaadresowaną do siebie i rozerwał ją mocno poddenerwowany. W środku znajdował się pergamin z pieczęciami Hogwartu i Ministerstwa Magii.
     – Czytaj na głos – zachęcił Fred.
     – Wyniki egzaminu poziom Standardowych Umiejętności Magicznych. Oceny pozytywne… to nie ważne… Derek George Weasley otrzymał: astronomia – Z, eliksiry – P, historia magii – O, obrona przed czarną magią – P, opieka nad magicznymi stworzeniami – P, transmutacja –W, zaklęcia – W, zielarstwo – P.
      – Nieźle – pochwalił Kevin. – Tylko jedno niezdane, to tak jak ja.
     – I wygrałem zakład.
     – Jaki zakład? –spytała podejrzliwie Amanda.
     – Wolisz nie wiedzieć – zaśmiał się jej starszy syn, bo młodszy wciąż gapił się w kartkę z wynikami.
     – To które przedmioty chcesz kontynuować? – zagadnął Fred, żeby jego żona nie drążyła tematu.
     – Zaklęcia, obronę, zielarstwo, eliksiry i transmutację.
     – Auror? – zdziwił się ojciec, a matka wyraźnie ożywiła.
     – Nie – zaprzeczył szybko. – Chciałbym studiować, a potem pracować w laboratorium.
     – Fajnie – skomentowała Jen, która do tej pory się nie odzywała, bo SUM-y były dla niej jeszcze zbyt odległym tematem.
     Derek wrócił do kontynuowania śniadania dumny z siebie. Bardzo chciał napisał do Sabriny i pochwalić się wynikami, ale miał jakąś dziwną wewnętrzną blokadę.

     Bliźniacy Malfoy siedzieli w bawialni. Chłopak miał trochę niezadowoloną minę, a dziewczyna była wyraźnie szczęśliwa.
     – Jak wyniki? – spytał Draco wchodząc do pokoju.
     – Same wybitne i zadowalający z wróżbiarstwa – zaśmiała się córka.
     – Ujdzie – stwierdził syn.
     – To znaczy? – brew ojca uniosła się w górę.
      Scorpius rzucił listę wyników. Wiedział, że przy egzaminach siostry jego wyszły słabo, choć nie zaliczył tylko wróżbiarstwa i historii magii (czy w ogóle dało się zdać te przedmioty?).
     – Mogło być lepiej, ale dobrze, że cokolwiek zdałeś.
     – Ta, ale ta ruda kreatura od Weasleyów na pewno ma same wybitne.
     – Tam wszyscy są rudzi – zauważył Draco, a Sabrina zaczęła się śmiać.
     – Od kiedy zależy ci na opinii Rose Weasley? – spytała podejrzliwie.
     – Nie zależy, nie mogę tylko znieść, że jest w czymś lepsza.
      – Ciekawe jak poszło Alowi i Nicole, idę do nich napisać.
      Blondynka wyszła, a Scorpius skorzystał z okazji i zabrał gazetę, którą wcześniej czytała.
     – O co chodzi z tymi niepokojącymi sytuacjami w Ministerstwie?
     – Wiesz dobrze, że Prorok wyolbrzymia.
     –Podobno Swan obsadza swoimi ludźmi najwyższe stanowiska.
     – Jak to zwykle bywa w polityce – powiedział wymijająco Draco.
     – Czyli śmierciożercy zaczynają rządzić?
     – Nie interesuj się.
     Ojciec również wyszedł, by nie kontynuować dalej tej rozmowy, a Scorpius postanowił skontaktować się z Jamesem Potterem, żeby dowiedzieć się czegoś nowego. Przeczuwał jednak, że Gryfon wie niewiele więcej.


Pierwszy rozdział drugiej części. Mamy nadzieję, że się spodoba. Czekamy na opinie :) Komentarz jednaj z autorek, gdy druga wysłała jej fragment z wynikami Dereka: "O, Młody zdał SUMy" :D Pozdrawiamy :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz