Rozdział 26

     Sabrina schodziła po schodach. Było już po dzwonku, więc powinna znajdować się w klasie eliksirów. W pośpiechu zapomniała, żeby przeskoczyć stopień–pułapkę. Obie nogi ugrzęzły, a torba zsunęła się jej z ramienia, przez co rzeczy rozsypały się w holu. Jak to zwykle bywa, gdy ma się pecha, różdżka również upadła za daleko, by po nią sięgnąć. Wpadła w lekką panikę, ponieważ korytarze były opustoszałe. Jednak po minucie usłyszała kroki. Ucieszyła się, że pojawi się ktoś i ją uratuje. Zza rogu wyszła Masterson z Jamesem i koleżankami. Blondynka spojrzała z nadzieją na Pottera, ale ten nie zdążył nic powiedzieć, bo zagłuszył go śmiech dziewczyn.

     – No proszę, Malfoy – ucieszyła się Rebecca. – Największa łamaga w Hogwarcie. Tylko debile potrafią tu utknąć.

     Wycelowała różdżką w Ślizgonkę. Sabrina wiedziała, że nie może się bronić, a Krukona nie ominie okazji by się zemścić. James chyba chciał coś zrobić, ale zamiast tego przenosił wzrok ze swojej dziewczyny na blondynkę. Masterson machnęła różdżką, ale nie zdążyła wymówić zaklęcia, bo jakieś siła niemal rzuciła ją na schody. Przyjaciółki natychmiast podbiegły, by jej pomóc. Gdy wstała, z nosa leciała jej krew. Wszyscy odwrócili się, by spojrzeć na Roxanne, która stała przy wyjściu z lochów z wciąż uniesioną różdżką.

     – Weasley! – tym razem wzrok zgromadzonych powędrował na górę.

     Sabrina z trudem odwróciła się odrobinę, by dostrzec sylwetkę dyrektorki. Profesor River wyglądała na naprawdę wkurzoną.

     – Panno Weasley – powtórzyła. – Proszę do mojego gabinetu. Zaprowadźcie pannę Masterson do Skrzydła Szpitalnego, a Pan Potter niech pomoże pannie Malfoy.

     Roxanne bez słowa ominęła wszystkich i ruszyła za dyrektorką. James zignorował swoją dziewczynę i podszedł do Sabriny. Patrzyła na niego z niechęcią, ale dała sobie pomóc. Oburzone Krukonki przeszły obok nich bez słowa.



     – Potter! – krzyknęła Sabrina, gdy już była wolna. – Ty skończony kretynie! Trzeba pomóc Roxanne. Jej nie wolno robić takich rzeczy, wciąż jest kontrolowana przez Wizengamot i psychologów, i...

     James pobladł. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo nawalił i jakim idiotą był przez ostatnie miesiące.

     – Chodźmy do River – powiedział szybko. – Znasz hasło do gabinetu?

     – Tak, rusz się.

     Sama zdążyła już podnieść różdżkę i zaklęciem pozbierać swoje rzeczy. Zamiast do klasy eliksirów, pobiegła za Jamesem na pierwsze piętro.

     Zapukała do drzwi gabinetu. Po chwili się otworzyły. Dyrektorka siedziała przy biurku, a Roxanne po drugiej jego stronie.

     – Muszę to wyjaśnić – oznajmił James. – To moja wina, nie Roxy.

     Ruda uniosła brew w geście zdziwienia. Sabrinę zatkało, bo była pewna, że to ona będzie musiała mówić, a nie ułożyła jeszcze w głowie dobrego kłamstwa.

     – Proszę kontynuować – zachęciła River, która widocznie była już zmęczona ciągłymi konfliktami uczniów.

     – Masterson zaatakowała Blo... Znaczy Sabrine, która nie mogła się bronić. Zrobiła to bez powodu, a ja jej nie powstrzymałem. Roxanne zareagowała pierwsza, ale mogła tylko użyć zaklęcia, jej Expelliarmus okazał się za mocny. Nie chciała zrobić krzywdy Masterson.

     Dyrektorka patrzyła na niego wzrokiem jasno mówiącym, że mu nie uwierzyła. Weasley rzuciła zupełnie inne zaklęcie i wszyscy o tym wiedzieli.

     – Masterson chciała rzucić Upiorogacka – oznajmiła Sabrina. – Znam ten ruch różdżki, nie zdążyła wypowiedzieć zaklęcia.

     – No dobrze. Daje pannie Weasley ostatnią szansę.

     – Dziękuję – wreszcie odezwała się Roxanne. – Postaram się już nie pomagać nikomu... Znaczy w sposób mogący jakoś nagiąć regulamin... Jutro o szesnastej mam spotkanie z psychologiem?

     – Tak. W gabinecie profesor McGonagall. Możecie już iść, mam dużo pracy.

     W trójkę opuścili pomieszczenie. Sabrina podziękowała Gryfonce i chciała już odejść, ale powstrzymał ją James.

     – Przepraszam Blondi za wszystko. Za dzisiaj i za ostatnie miesiące, zachowywałem się jak kretyn.

     – Jakiś ty skromny – mruknęła jego kuzynka.

     – Ciebie też Mała. Wybaczycie?

     Spojrzały po sobie.

     – Tylko jeżeli przeprosisz pozostałych – zastrzegła ruda.

     – Dokładnie – poparła ją Ślizgonka. – Włącznie z dziewczyną Kevina.

     – I Dorcas z twojego roku.

     – Zgoda – powiedział speszony. – Przeproszę ich wszystkich. Chociaż pewnie i tak mi nie wybaczą.

 

     Kiedy lekcje dobiegły końca i szósty rok wyszedł z sali transmutacji, James podszedł do swoich kuzynów. Sabrina posłała mu znaczący uśmiech i szybko się oddaliła.

     – Rose, Młody, możemy pogadać?

     – O czym? – spytała Krukonka.

     – Chciałem przeprosić. Zerwałem z Masterson i teraz staram się pogadać z każdym i... prosić o łaskę?

     – Łaskę? – zdziwił się Derek.

     – Gadałem już z Samem i Jacobem, a wcześniej Blondi i Roxy. Co mogę zrobić, żebyście chociaż trochę mi wybaczyli?

     – Zastanowię się – odparła Rose. – A teraz idę, bo mam zaraz runy.

     Młody patrzył uważnie na starszego kuzyna.

     – Rozmawiałeś już z Kevinem?

     – Jeszcze nie. Ale zrobię to, chociaż z tym mi najciężej.

     – Wybaczę, jeżeli on wybaczy.

     James kiwnął głową, a potem się pożegnał i odszedł bez cienia entuzjazmu.

*

     Harry podniósł wzrok, gdy drzwi się otworzyły.

     – Masz coś? – spytał z nadzieją.

     – Wydaje mi się, że tak – Amanda padła na krzesło. – Jest Draco?

     – Nie, broni jakiegoś gościa, który został oskarżony o kradzież. Powinno mu szybko z tym pójść. Ale mów od razu, co odkryłaś?

     – Podsłuchałam rano rozmowę Swana, chyba przez te lusterka Huncwotów. Rozmawiał ze swoim synem i był zdenerwowany. Mówił, że przez niego poszedł w łeb cały plan, a Marcus, że go to nie obchodzi, bo zrobił to, żeby ratować kolegów ze szkoły. Potem było tylko, że ma się od wszystkiego trzymać z daleka, bo będzie miał kłopoty. W każdym razie myślę, że to ten młody mógł wysłać ostrzeżenie.

     – Trochę mi to nie pasuje. Wydaje mi się, że to taka sama gnida jak ojciec.

     – Ale chciał przed czymś ratować kolegów.

     – Ale jak to sprawdzić?

     – Ogólnie nie lubię stosować się do takich metod, ale z tego, co wiem, to Sabrina ma kontakt z tym chłopakiem.

    – Znów chcesz mieszać dzieci do sprawy?

     – Sama nie wiem. Trzeba spytać Draco.

     – Nie zgodzi się, nie znosi Swana. Chyba lepiej spróbować samemu to rozwiązać.

*

     Nadszedł wyczekiwany mecz z Puchonami. James, którego relacje z większością przyjaciół zostały polepszone, tryskał jakąś dziwną energią. Przestał nawet powtarzać w kółko, że muszą, ale to absolutnie muszą wygrać. Jego drużyna była tym zdziwiona, ale nikt nie śmiał pytać skąd ta zmiana. Derek za to miał trochę gorszy humor, ponieważ widział jak Sabrina wychodzi na błonia trzymając za rękę Troya.

     Przebrali się w szaty i wyszli na boisko.

     – A oto drużyna Gryfonów, na czele z kapitanem Jamesem Potterem, którego największym życiowym celem jest pokonanie Scorpiusa Malfoya.

     Derek szturchnął Jamesa.

     – Nie przejmuj się, tylko pogadaj z nim po meczu.

     Z drugiej strony boiska ustawiła się drużyna Puchonów.

     Mecz zaczął się spokojnie, choć częściej przy kaflu byli Gryfoni. Hugo bronił całkiem nieźle, ale i tak po kwadransie Dom Lwa prowadził trzydzieści do dziesięciu. Jak zwykle chodziło nie tylko o wygraną, ale też o zdobycie jak największej ilości punktów. Ambicja Jamesa znów wzięła górę i stał się tym samym kapitanem, co wcześniej. W końcu drużyna musiała mu przypomnieć, że ma skupić się na złapaniu znicza, a oni będą robić resztę. Sabrina obserwowała mecz z zaciekawieniem, ale irytował ją Troy, który nawijał o tym, że Gryfoni nie są w formie.

     – Co, zaprzyjaźniłeś się wreszcie z moim bratem czy tylko ci płaci za najeżdżanie na drużynę Pottera? – spytała w końcu zgryźliwie, a Carter przestał się odzywać.

     Mecz trwał już godzinę. Puchoni przegrywali czterdzieści do stu, Derek wbijał spektakularne bramki, co powodowało krzyki dziewczyn. Nawet Sabrina była pod wrażeniem jego formy, zwłaszcza, że wiedziała, że bardzo dużo czasu poświęca na naukę. W głębi duszy czuła, że chłopak bardzo jej imponuje, za to Troy w jej oczach stawał się coraz bardziej nudny. Do tego ciągle coś mu nie pasowało. Scorpius za jej plecami wyklinał na Gryfonów.

     – Jak Potter złapie znicza, to piję z rozpaczy całą noc.

      – A trzy godziny temu twierdziłeś, że nie obchodzi cię gra mojego brata – zauważył Albus, którego jak zwykle quidditch nie interesował.

     – Kapitan Gryfonów właśnie wypatrzył znicza – poinformował Kevin, który starał się mówić spokojnie, choć mimo wszystko podniecony był możliwością wygranej swojego Domu. – Ale oberwał dwoma tłuczkami i zleciał z miotły – teraz już nie mógł powstrzymać emocji, ponieważ mimo ciągłej złości, przeraził go widok spadającego kuzyna.

     Wszyscy powstawali z trybun, James leżał nieprzytomny na boisku, a wokół niego latał znicz.

     – Kurwa, wygrali – wkurzył się Scorpius.

      – Idioto, on jest ranny – Albus zamachał energicznie rękami, przyglądając się jak nauczyciele zabierają nieprzytomnego Jamesa, a cała drużyna idzie za nimi, wcale nie ciesząc się z wygranej.

 

     – Dałeś cynk starym? – spytał Derek Ślizgona, gdy razem z drużyną i Kevinem stali przy łóżku nieprzytomnego Jamesa.

     – River napisała, powinni zaraz tu być. Co powiedziała Boot?

     – Że wyjdzie z tego, ale na razie trzeba czekać aż odzyska przytomność. Jak się dowie, że jesteśmy przy prowadzeniu, to pewnie szybko dojdzie do siebie.

     – Ta, mecz był dobry, ale póki mamy kontuzjowanego kapitana, to trzeba zawiesić treningi – powiedział ze smutkiem Chris.

     – Idziemy pod prysznic, później tu wrócę –  Derek zwrócił się do Kevina i Albusa.

     – To ja pójdę zobaczyć czy starzy już są – zaoferował się Potter, choć wizja rozmowy z rodzicami jakoś go nie radowała.

     – Spoko, zostanę z nim.

     Chłopcy spojrzeli na Kevina, wydawało się, że złość mu przeszła, bo na twarzy miał tylko zatroskanie. Brat poklepał go po ramieniu i razem z młodszym Potterem i drużyną wyszli ze Skrzydła Szpitalnego. Kevin usiadł na krześle przy łóżku chorego. Wiedział już od reszty rodziny, że pogodzili się z Jamesem i coraz bardziej zaczynał żałować, że był taki nieugięty w swoim gniewie.  

     – No dawaj stary, ocknij się, bo chcę wreszcie móc z tobą normalnie gadać.

     – Musiałem tu wylądować, żebyśmy mogli się pogodzić?

     Na twarzy Weasleya pojawił się uśmiech.

     – Nie, wystarczyło żebyś przestał być dupkiem.

     – Przepraszam za to, co mówiłem. Masterson to naprawdę świetna manipulantka.

     – Młody mi mówił, co zrobiła Blondi i Roxy.

     – Głupio mi też z powodu Sally, przeproszę ją, jak stąd wyjdę.

     – Myślę, że nie będzie się na ciebie gniewać.

     James poniósł się do pozycji siedzącej, a Kevin w przypływie euforii przytulił go. W takim stanie zastali ich Harry i Ginny.

     – No nareszcie – powiedziała pani Potter. – Ale James kładź się z powrotem.

     – Wygraliśmy mecz – pochwalił się jej syn.

     – Dobra robota – Harry poklepał go po ramieniu.

     – Ale nie musisz, tak jak ojciec, po każdym meczu lądować w szpitalu.

     Weszła pielęgniarka, więc Ginny poszła z nią porozmawiać.

     – Słuchajcie – Harry popatrzył na chłopaków. – Gdzie mogę złapać Marcusa Swana?

      – A po co chcesz gadać z tym przyjebem? – wypalił jego syn.

      Harry puścił mimo uszu tę uwagę.

      – Pewnie są wszyscy na obiedzie – stwierdził Kevin. – Złapiesz go jak będzie wychodził z Wielkiej Sali.

     – Dzięki, porozmawiam z nim i za chwilę do was wrócę.

     Harry wyszedł, a Kevin i James spojrzeli po sobie. Potem Potter wygrzebał z plecaka pelerynę niewidkę i dał kuzynowi.

     – Ja nie mogę się stąd ruszyć, więc ty to załatw.

     – Jasne.

     Kevin zarzucił na siebie pelerynę i wyszedł za wujkiem. Wypatrzył Harrego idącego z Marcusem do komnaty przy Wielkiej Sali. Udało mu się wśliznąć, zanim Potter zamknął drzwi i staną pod ścianą, licząc, że nikt nie zainteresuje się jego obecnością. Marcus miał niepewną minę, widocznie wiedział już, co szef aurorów od niego chce.

     – Wiemy, że to ty wysłałeś informację o ataku na szkołę. Chciałem ci najpierw podziękować za to, to było bardzo odważne.

     – To nie ja – zaprzeczył Swan.

     – Chciałeś uratować kolegów, to bardzo szlachetne i możesz być z siebie dumny.

     – I pewnie chcesz, żebym się do was przyłączył i powiedział, co wiem – kpiący ton nie zniechęcił Harrego.

     – Na pewno byłoby to bardzo pomocne, choć nie mam zamiaru cię do tego zmuszać. Masz skończone siedemnaście lat, ale jesteś i tak bardzo młody. Jeśli jednak chciałbyś nam pomóc i skończyć tę wojnę, zanim się jeszcze na dobre zaczęła, to zrobimy wszystko, żeby cię ochronić.

    – Jestem Ślizgonem, działam sam.

     – Znam dużo Ślizgonów, którzy docenili pomoc innych.

     – Ojciec Sabriny? Ślizgoni nie okazują słabości.

     – Mój syn jest Ślizgonem i uważam, że potrafi okazać słabość.

     Kevin zanotował w głowie, żeby na wszelki wypadek nie powtarzać tego Albusowi.

     – Jak powiem, to obalicie mojego ojca, wsadzicie Malfoya na stołek ministra, a mnie do Azkabanu.

     – Draconowi nigdy nie chodziło o władzę. I wiemy też, że twój ojciec jest tylko podwykonawcą. A już na pewno nie będziemy karać dzieci, za błędy rodziców. Daję ci wolną rękę, jak zmienisz zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać.

     Marcus tylko nieznacznie kiwną głową i wyszedł z komnaty. Kevin poczekał chwilę, aż Harry pójdzie w jego ślady i pobiegł do Pokoju Wspólnego. Wiedział, że Potterowie teraz są u Jamesa, więc z przekazaniem mu informacji musiał zaczekać. Opowiedział za to Derekowi o tym, co usłyszał.

      – Dobra, opowiem o tym Sabrinie po jutrzejszej transmutacji.

      – Zawsze jakiś pretekst do pogadania, co?

*

     Gdy McGonagall rozpoczęła wykład, Derek podesłał Sabrinie na pergaminie wiadomość „pogadajmy po zajęciach, nowe wiadomości w sprawie starych”. Ta odpisała tylko „ok”, a potem wróciła do notowania, chociaż nie mogła się skupić, bo ciekawość aż zżerała ją od środka.

     Po czterdziestu pięciu minutach wszyscy uczniowie wyszli z sali. Troy stanął przy niej jak zawsze, więc musiała wymyślić jakiś sposób, by się go pozbyć. Użyła najbardziej tandetnego ze wszystkich kłamstw i ruszyła w stronę toalety, wcześniej dając znak Młodemu, żeby do niej dołączył. Wszedł do środka po kilku minutach. Na szczęście w damskiej łazience wyjątkowo nie było nikogo poza nimi.

     – O co chodzi? – spytała z podnieceniem, a on szybko przekazał jej wszystko, czego dowiedział się dzień wcześniej od Kevina. – Marcus, serio?

     Zrobiło to na niej wrażenie, co nie uszło uwadze chłopaka.

     – To może jednak do niego wróć, skoro okazało się, że jednak jest szlachetny – powiedział, zanim zdążył się ugryźć w język. – Przepraszam – dodał szybko.

     Spojrzała na niego oburzona.

     – Co to miało znaczyć?

     Wsadził ręce do kieszeni i patrzył się jej przez chwilę prosto w oczy.

     – Że wybierasz sobie samych skończonych kretynów.

     Poczerwieniała ze złości i chciała na niego nawrzeszczeć, ale do środka weszły trzy pierwszoklasistki i jedna krzyknęła, widząc mężczyznę w damskiej toalecie. Derek uśmiechnął się do nich łobuzersko i wyszedł, a uczennice zachichotały. Wciąż wściekła blondynka, zazgrzytała zębami.

*



     Widok Jamesa i Kevina znowu razem był niemałym zaskoczeniem dla Hogwartczyków, ale przynajmniej nauczyciele odetchnęli z ulgą. Mimo wszystko Weasley miał dobry wpływ na Pottera. Zmuszał go do nauki. James i Sally przypadli sobie do gustu. Chłopak chciał jakoś wynagrodzić jej wszystkie szyderstwa, więc zyskała niemal sługę, co mocno ją peszyło.

     – Naprawdę – przekonywała. – Dam sobie radę z tymi książkami.

     – Na pewno? – spytał Albus z udawanym zainteresowaniem. – Wyglądają na ciężkie.

   – Racja – podchwycił Scorpius z wrednym uśmiechem. – Ale na szczęście Potter to silny i wysportowany młodzieniec, więc nie musisz odrzucać jego pomocy.

      Starszy Potter doskonale zdawał sobie sprawę, że chociaż przyjaciele mu wybaczyli, nie zapomną tak łatwo i długo będą dawali mu stosowną nauczkę.

     Jedynie Derek znów spochmurniał i nie spędzał tyle czasu z przyjaciółmi, co kiedyś. Sabrina unikała go jak ognia, znowu będąc na niego obrażoną. Spotykała się z Troyem, ale serce jej podpowiadało, że powinna zakończyć ten związek. Chłopak był dla niej za nudny, nie chciał spędzając czasu z jej przyjaciółmi, a do tego miała dość tekstów Scorpiusa, który również twierdził, że kiepskiego sobie znalazła faceta. Do tego miała wrażenie, że Carter jest coraz bardziej opryskliwy już nie tylko w stosunku do jej znajomych, ale też do niej samej.

     – Coś cię gryzie? - spytała Sally, siadając obok niej na ławce.

     Sabrina była trochę zaskoczona, bo nigdy raczej z dziewczyną nie rozmawiała.

     – Nie mogę się ostatnio dogadać z Młodym, a trochę mi go brakuje.

      – Jasne, kłótnie z przyjaciółmi są okropne. Kevin mi mówił, że Derek też ostatnio chodzi jakiś struty, podejrzewam, że też pewnie chciałby się pogodzić.

     – Tylko, że to jest niemożliwe.

     – Czemu?

     Sabrina zastanawiała się czy powinna mówić to głośno, ale w końcu zdecydowała, że Sally jest w porządku.

     – Bo on i mój chłopak się nie znoszą. I to całkiem bez powodu.

      – Oj, to faktycznie trudna sytuacja. Ale chyba większość facetów tak ma.

     Obok nich przeszła Rose widocznie z siebie zadowolona. Za nią szedł Albus z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Dziewczyny zatrzymały Pottera.

     – Rose obiecała kiedyś, że da nauczkę Masterson. Bałem się pytać, co wymyśliła, ale jest bardzo zdeterminowana by spełnić obietnicę.

     – Nie chciałabym być w skórze Rebeccy – stwierdziła Sally.

*

     Grupka, chociaż znów trochę rozbita, ustaliła, że muszą dogadać się ze Swanem. Zwłaszcza, że robiło się coraz bardziej nieciekawie, bo nie mogli znaleźć żadnej informacji o atrybucie Astorii. Sądzili, że może Ślizgon jakoś przypadkiem naprowadzi ich na odpowiedni trop.

     Marcus siedział pod klasą eliksirów i czytał komiks. Podniósł głowę, gdy cień padł na tekst. Stali nad nim Albus i Scorpius.

    – Siema – powiedział Malfoy z udawanym entuzjazmem. – Możemy pogadać?

     Swan doskonale wiedział, o co tej dwójce może chodzić, ale wcale nie miał zamiaru niczego ułatwiać. Był nawet podirytowany, że najpierw złapał go szef aurorów, a teraz tych dwóch debili, z tej chorej bandy dzieci rodziców zbawiających świat.

     – Staży was nasłali? – spytał z ironią.

     – Nie, staży nic nie wiedzą i pewnie lepiej będzie jak tak zostanie – Albus poprawił okulary na nosie. – Wiemy, że mój ojciec chciał zawrzeć z tobą jakiś sojusz.

     – Jasne, wszystkowiedzący i wpychający nos w nieswoje sprawy.

     – Chcemy zaproponować ci współpracę z nami – ciągnął Scorpius. – W ofercie dajemy ci rozwijanie się w gronie młodych, ambitnych osób, wszelkie bezpieczeństwo związane z jakimkolwiek przedostaniem się informacji w niepowołane ręce i zakrapiane imprezki pod nosem profesorów.

     Marcus prychnął.

     – Żałosne.

     – Daj spokój, przecież wiemy, że też chcesz, żeby ta wojna się skończyła. Przyjaciółmi nigdy nie byliśmy, nasi staży się nienawidzą, ale żaden z nas nie chce, żeby świat czarodziejów legł w gruzach. Więc jak, wchodzisz w to?

     – Kiedy macie te swoje narady?

     – Wpadnij wieczorem do kibla Jęczącej Marty.

     – Chyba was posrało.

      – Nie radziłbym tam srać. Nara – Scorpius poszedł, a Albus tylko wzruszył ramionami i ruszył za przyjacielem.

      Marcus oparł głowę o zimną ścianę lochów i zaczął intensywnie myśleć. Czuł, że pakuje się w dziwny sojusz, ale z drugiej strony uważał, że jest to jedyne sensowne wyjście. I działała z nimi w końcu Sabrina.

*

     Marcus, choć powoli zaczynał żałować swojej decyzji, udał się we wskazane miejsce. Byli tam już wszyscy, większość z grobowymi minami. Chłopak doskonale wiedział, że nie są zadowoleni z jego obecności. Jedynie Sabirna stała w kącie lekko zakłopotana. Pierwszy wychylił się Scorpius, podając mu kubek z drinkiem.

     – To na rozluźnienie. Czuj się jak u siebie w domu.

     – Co chcecie wiedzieć?

      – Ogólnie to wszystko, co ty wiesz, a my nie – powiedział James.

      Marcus zaczął się zastanawiać. Nie miał ochoty mówić im czegoklwiek, bo ta banda go irytowała, ale z drugiej strony chyba było to lepsze wyjście, niż wyśpiewać wszystko aurorom.

     – I co, polecicie od razu do rodziców z nowinkami i dumą, że pierwsi wszystko odkryliście?

      – Żartujesz sobie? Niech się sami głowią nad tym – Albus po tych słowach łyknął drinka. – To jak?

     – Wiem tylko tyle, że władze kilku państw postanowiły najechać na Wielką Brytanię, ponieważ jesteśmy jednymi z nielicznych, którzy wciąż nie chcą wyprowadzenia magii z ukrycia. To znaczy są jeszcze państwa, które przeciwstawiają się temu, ale wiadomo, że taka Polska to nic nie znaczy na mapie Europy, nawet nie mają swojej szkoły magii. Ci chyba z Rosji przekabacili kilku z naszego ministerstwa i stwierdzili, że trzeba zaatakować Hogwart, bo to wzbudzi największe poruszenie. A poza tym na razie sieją tylko spustoszenie w kraju przebrani za śmierciożerców, żeby wywoływać panikę.

     – Jednym z nich jest twój ojciec? – spytał Kevin.

     Marcus nie odpowiedział od razu, łyknął swojego drinka.

     – Mój ojciec załatwia tych wariatów, żeby robili ataki na różne miejsca, tak jak było z Pokątną. Nie wiem dokładnie komu podlega, bo nie chciał powiedzieć.

     – A co z tym atakiem na Hogwart?

     – Podsłuchałem jego rozmowę z jakimś gościem z Departamentu Magicznej Współpracy. Nie chcieli niszczyć szkoły od razu, ale nas nastraszyć i chyba czegoś tu szukają, ale to tylko moje domysły.

     – Z Departamentu Magicznej Współpracy? To dlatego ciotka Hermiona mówiła, że twój stary nic z tym nie robi, tylko odsyła do tych z Departamentu Magicznej Współpracy z Czarodziejami – stwierdził Derek.

     – Wiesz co oni chcą teraz zrobić? – pierwszy raz odezwała się Sabrina.

     – Chyba polują na waszego ojca, bo im najbardziej przeszkadza. I oczywiście Harry Potter i matka Weasleyów. Była dość długo pod władzą Imperiusa.

     – A co z tymi atrybutami? – spytał Młody.

     – Nic o nich nie wiecie?

     Derek nie był zachwycony, gdy musiał pokręcić przecząco głową.

     – Atrybuty należą do rodzin czystokrwistych od pokoleń. Podobno mają olbrzymią moc. Ich właścicielem jest pełnoletni członek najmłodszej generacji. Dlatego pióro Swanów należy już teraz do mnie i ja mogę używać jego mocy. Atrybut, którego wszyscy szukają jest już któregoś z was, bo wasza matka nie żyje – zwrócił się do Sabriny i Scorpiusa, wszyscy pozostali zebrani popatrzyli po sobie z kompletnym szokiem. – Zebranie odpowiedniej ilości tych przedmiotów daje jakąś niewyobrażalną moc. Ale nie wiem do czego mają zostać użyte. Mój ojciec ich szuka i wasi starzy chyba też. Ostatnio widziałem na biurku mojego ojca Skorowidz Czystości Krwi, widać wszyscy debatują, kto jeszcze może mieć atrybuty. Nie mam pojęcia ile ich namierzyli.

     Słowa Ślizgona spowodowały krótką chwilę ciszy.

     – Co to jest Skorowidz Czystości Krwi? – zdziwił się Derek.

     – Spis Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki – odpowiedziała Rose, a widząc, że jej kuzyn dalej nie rozumie dodała: – spis rodzin czystokrwistych. Został stworzony, by, tu cytuję, „pomóc takim rodzinom w utrzymaniu statusu krwi”. Nasze rody do nich należą*. Oczywiście Weasleyowie powinni zostać wykreśleni, chociażby dlatego, że w rodzinę weszła moja matka, która jest z rodziny mugoli. Ale lista została stworzona dawno i nikt już potem jej nie aktualizował.

     – Chyba na początku wszyscy myśleli, że jest aż dwadzieścia osiem atrybutów, ale ta teoria jest już raczej obalona – dodał Marcus. – Teraz wszyscy zastanawiają się tylko, które z rodzin je posiadają.

     – To co my w takim razie mamy robić? – spytał Kevin.

     – Trzeba obmyślić jakiś sensowny plan – stwierdził Scorpius. – Dzięki Swan za pomoc, możesz wpaść za tydzień, skołujemy jeszcze trochę żarcia z kuchni żeby było przyjemniej.

     – To jeszcze firanki w oknach powieście – rzucił z ironią Marcus i bez słowa pożegnania opuścił toaletę.

 

*Rody: Blue, Stark oraz Swan zostały stworzone przez nas, więc formalnie nie należały do Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki, ale w naszym opowiadaniu też się tam znajdują.


James przestał być bucem, Kevin odzyskał przyjaciela, a cała nasza banda dzieci bohaterów świata magii zyskała prawdopodobnie nowego sprzymierzeńca (chociaż kto by ufał nielubianemu Ślizgonowi?). Tylko Młody i Blondi, wciąż cholernie uparci, nie mogą się dogadać, ale to już chyba u nich norma :p Za tydzień kolejny rozdział, a w nim następna dawka Sabriny, Dereka i Atrybutów. :D

Chciałyśmy jeszcze poinformować, że 1 część Dumy i Uprzedzenia wygrała konkurs na rozdział roku! ;) Dziękujemy wszystkim bardzo serdecznie za głosy ;*  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz