Sabrina schodziła po schodach. Było już po dzwonku, więc powinna znajdować się w klasie eliksirów. W pośpiechu zapomniała, żeby przeskoczyć stopień–pułapkę. Obie nogi ugrzęzły, a torba zsunęła się jej z ramienia, przez co rzeczy rozsypały się w holu. Jak to zwykle bywa, gdy ma się pecha, różdżka również upadła za daleko, by po nią sięgnąć. Wpadła w lekką panikę, ponieważ korytarze były opustoszałe. Jednak po minucie usłyszała kroki. Ucieszyła się, że pojawi się ktoś i ją uratuje. Zza rogu wyszła Masterson z Jamesem i koleżankami. Blondynka spojrzała z nadzieją na Pottera, ale ten nie zdążył nic powiedzieć, bo zagłuszył go śmiech dziewczyn.
– No proszę, Malfoy –
ucieszyła się Rebecca. – Największa łamaga w Hogwarcie. Tylko debile potrafią tu
utknąć.
Wycelowała różdżką w
Ślizgonkę. Sabrina wiedziała, że nie może się bronić, a Krukona nie ominie
okazji by się zemścić. James chyba chciał coś zrobić, ale zamiast tego
przenosił wzrok ze swojej dziewczyny na blondynkę. Masterson machnęła różdżką,
ale nie zdążyła wymówić zaklęcia, bo jakieś siła niemal rzuciła ją na schody. Przyjaciółki
natychmiast podbiegły, by jej pomóc. Gdy wstała, z nosa leciała jej krew.
Wszyscy odwrócili się, by spojrzeć na Roxanne, która stała przy wyjściu z
lochów z wciąż uniesioną różdżką.
– Weasley! – tym razem
wzrok zgromadzonych powędrował na górę.
Sabrina z trudem
odwróciła się odrobinę, by dostrzec sylwetkę dyrektorki. Profesor River
wyglądała na naprawdę wkurzoną.
– Panno Weasley –
powtórzyła. – Proszę do mojego gabinetu. Zaprowadźcie pannę Masterson do
Skrzydła Szpitalnego, a Pan Potter niech pomoże pannie Malfoy.
Roxanne bez słowa ominęła
wszystkich i ruszyła za dyrektorką. James zignorował swoją dziewczynę i
podszedł do Sabriny. Patrzyła na niego z niechęcią, ale dała sobie pomóc.
Oburzone Krukonki przeszły obok nich bez słowa.
– Potter! – krzyknęła
Sabrina, gdy już była wolna. – Ty skończony kretynie! Trzeba pomóc Roxanne. Jej
nie wolno robić takich rzeczy, wciąż jest kontrolowana przez Wizengamot i
psychologów, i...
James pobladł. Dopiero
teraz zdał sobie sprawę jak bardzo nawalił i jakim idiotą był przez ostatnie
miesiące.
– Chodźmy do River –
powiedział szybko. – Znasz hasło do gabinetu?
– Tak, rusz się.
Sama zdążyła już podnieść
różdżkę i zaklęciem pozbierać swoje rzeczy. Zamiast do klasy eliksirów,
pobiegła za Jamesem na pierwsze piętro.
Zapukała do drzwi
gabinetu. Po chwili się otworzyły. Dyrektorka siedziała przy biurku, a Roxanne
po drugiej jego stronie.
– Muszę to wyjaśnić –
oznajmił James. – To moja wina, nie Roxy.
Ruda uniosła brew w
geście zdziwienia. Sabrinę zatkało, bo była pewna, że to ona będzie musiała
mówić, a nie ułożyła jeszcze w głowie dobrego kłamstwa.
– Proszę kontynuować –
zachęciła River, która widocznie była już zmęczona ciągłymi konfliktami uczniów.
– Masterson zaatakowała
Blo... Znaczy Sabrine, która nie mogła się bronić. Zrobiła to bez powodu, a ja
jej nie powstrzymałem. Roxanne zareagowała pierwsza, ale mogła tylko użyć
zaklęcia, jej Expelliarmus okazał się za mocny. Nie chciała zrobić krzywdy
Masterson.
Dyrektorka patrzyła na
niego wzrokiem jasno mówiącym, że mu nie uwierzyła. Weasley rzuciła zupełnie
inne zaklęcie i wszyscy o tym wiedzieli.
– Masterson chciała
rzucić Upiorogacka – oznajmiła Sabrina. – Znam ten ruch różdżki, nie zdążyła
wypowiedzieć zaklęcia.
– No dobrze. Daje pannie
Weasley ostatnią szansę.
– Dziękuję – wreszcie
odezwała się Roxanne. – Postaram się już nie pomagać nikomu... Znaczy w sposób
mogący jakoś nagiąć regulamin... Jutro o szesnastej mam spotkanie z psychologiem?
– Tak. W gabinecie
profesor McGonagall. Możecie już iść, mam dużo pracy.
W trójkę opuścili
pomieszczenie. Sabrina podziękowała Gryfonce i chciała już odejść, ale
powstrzymał ją James.
– Przepraszam Blondi za
wszystko. Za dzisiaj i za ostatnie miesiące, zachowywałem się jak kretyn.
– Jakiś ty skromny –
mruknęła jego kuzynka.
– Ciebie też Mała.
Wybaczycie?
Spojrzały po sobie.
– Tylko jeżeli
przeprosisz pozostałych – zastrzegła ruda.
– Dokładnie – poparła ją
Ślizgonka. – Włącznie z dziewczyną Kevina.
– I Dorcas z twojego
roku.
– Zgoda – powiedział
speszony. – Przeproszę ich wszystkich. Chociaż pewnie i tak mi nie wybaczą.
Kiedy lekcje dobiegły
końca i szósty rok wyszedł z sali transmutacji, James podszedł do swoich
kuzynów. Sabrina posłała mu znaczący uśmiech i szybko się oddaliła.
– Rose, Młody, możemy
pogadać?
– O czym? – spytała
Krukonka.
– Chciałem przeprosić.
Zerwałem z Masterson i teraz staram się pogadać z każdym i... prosić o łaskę?
– Łaskę? – zdziwił się
Derek.
– Gadałem już z Samem i
Jacobem, a wcześniej Blondi i Roxy. Co mogę zrobić, żebyście chociaż trochę mi
wybaczyli?
– Zastanowię się –
odparła Rose. – A teraz idę, bo mam zaraz runy.
Młody patrzył uważnie na
starszego kuzyna.
– Rozmawiałeś już z
Kevinem?
– Jeszcze nie. Ale zrobię
to, chociaż z tym mi najciężej.
– Wybaczę, jeżeli on
wybaczy.
James kiwnął głową, a
potem się pożegnał i odszedł bez cienia entuzjazmu.
*
Harry podniósł wzrok, gdy
drzwi się otworzyły.
– Masz coś? – spytał z
nadzieją.
– Wydaje mi się, że tak –
Amanda padła na krzesło. – Jest Draco?
– Nie, broni jakiegoś
gościa, który został oskarżony o kradzież. Powinno mu szybko z tym pójść. Ale
mów od razu, co odkryłaś?
– Podsłuchałam rano
rozmowę Swana, chyba przez te lusterka Huncwotów. Rozmawiał ze swoim synem i
był zdenerwowany. Mówił, że przez niego poszedł w łeb cały plan, a Marcus, że
go to nie obchodzi, bo zrobił to, żeby ratować kolegów ze szkoły. Potem było
tylko, że ma się od wszystkiego trzymać z daleka, bo będzie miał kłopoty. W
każdym razie myślę, że to ten młody mógł wysłać ostrzeżenie.
– Trochę mi to nie
pasuje. Wydaje mi się, że to taka sama gnida jak ojciec.
– Ale chciał przed czymś
ratować kolegów.
– Ale jak to sprawdzić?
– Ogólnie nie lubię
stosować się do takich metod, ale z tego, co wiem, to Sabrina ma kontakt z tym
chłopakiem.
– Znów chcesz mieszać
dzieci do sprawy?
– Sama nie wiem. Trzeba
spytać Draco.
– Nie zgodzi się, nie
znosi Swana. Chyba lepiej spróbować samemu to rozwiązać.
*
Nadszedł wyczekiwany mecz
z Puchonami. James, którego relacje z większością przyjaciół zostały
polepszone, tryskał jakąś dziwną energią. Przestał nawet powtarzać w kółko, że
muszą, ale to absolutnie muszą wygrać. Jego drużyna była tym zdziwiona, ale
nikt nie śmiał pytać skąd ta zmiana. Derek za to miał trochę gorszy humor,
ponieważ widział jak Sabrina wychodzi na błonia trzymając za rękę Troya.
Przebrali się w szaty i
wyszli na boisko.
– A oto drużyna Gryfonów,
na czele z kapitanem Jamesem Potterem, którego największym życiowym celem jest
pokonanie Scorpiusa Malfoya.
Derek szturchnął Jamesa.
– Nie przejmuj się, tylko
pogadaj z nim po meczu.
Z drugiej strony boiska
ustawiła się drużyna Puchonów.
Mecz zaczął się
spokojnie, choć częściej przy kaflu byli Gryfoni. Hugo bronił całkiem nieźle, ale
i tak po kwadransie Dom Lwa prowadził trzydzieści do dziesięciu. Jak zwykle
chodziło nie tylko o wygraną, ale też o zdobycie jak największej ilości
punktów. Ambicja Jamesa znów wzięła górę i stał się tym samym kapitanem, co
wcześniej. W końcu drużyna musiała mu przypomnieć, że ma skupić się na złapaniu
znicza, a oni będą robić resztę. Sabrina obserwowała mecz z zaciekawieniem, ale
irytował ją Troy, który nawijał o tym, że Gryfoni nie są w formie.
– Co, zaprzyjaźniłeś się
wreszcie z moim bratem czy tylko ci płaci za najeżdżanie na drużynę Pottera? –
spytała w końcu zgryźliwie, a Carter przestał się odzywać.
Mecz trwał już godzinę. Puchoni przegrywali czterdzieści do stu, Derek wbijał spektakularne bramki, co powodowało krzyki dziewczyn. Nawet Sabrina była pod wrażeniem jego formy, zwłaszcza, że wiedziała, że bardzo dużo czasu poświęca na naukę. W głębi duszy czuła, że chłopak bardzo jej imponuje, za to Troy w jej oczach stawał się coraz bardziej nudny. Do tego ciągle coś mu nie pasowało. Scorpius za jej plecami wyklinał na Gryfonów.
– Jak Potter złapie znicza, to piję z rozpaczy całą noc.
– A trzy godziny temu
twierdziłeś, że nie obchodzi cię gra mojego brata – zauważył Albus, którego jak
zwykle quidditch nie interesował.
– Kapitan Gryfonów
właśnie wypatrzył znicza – poinformował Kevin, który starał się mówić
spokojnie, choć mimo wszystko podniecony był możliwością wygranej swojego Domu.
– Ale oberwał dwoma tłuczkami i zleciał z miotły – teraz już nie mógł
powstrzymać emocji, ponieważ mimo ciągłej złości, przeraził go widok
spadającego kuzyna.
Wszyscy powstawali z
trybun, James leżał nieprzytomny na boisku, a wokół niego latał znicz.
– Kurwa, wygrali –
wkurzył się Scorpius.
– Idioto, on jest ranny –
Albus zamachał energicznie rękami, przyglądając się jak nauczyciele zabierają
nieprzytomnego Jamesa, a cała drużyna idzie za nimi, wcale nie ciesząc się z
wygranej.
– Dałeś cynk starym? –
spytał Derek Ślizgona, gdy razem z drużyną i Kevinem stali przy łóżku nieprzytomnego
Jamesa.
– River napisała, powinni
zaraz tu być. Co powiedziała Boot?
– Że wyjdzie z tego, ale
na razie trzeba czekać aż odzyska przytomność. Jak się dowie, że jesteśmy przy
prowadzeniu, to pewnie szybko dojdzie do siebie.
– Ta, mecz był dobry, ale
póki mamy kontuzjowanego kapitana, to trzeba zawiesić treningi – powiedział ze
smutkiem Chris.
– Idziemy pod prysznic,
później tu wrócę – Derek zwrócił się do
Kevina i Albusa.
– To ja pójdę zobaczyć
czy starzy już są – zaoferował się Potter, choć wizja rozmowy z rodzicami jakoś
go nie radowała.
– Spoko, zostanę z nim.
Chłopcy spojrzeli na
Kevina, wydawało się, że złość mu przeszła, bo na twarzy miał tylko
zatroskanie. Brat poklepał go po ramieniu i razem z młodszym Potterem i drużyną
wyszli ze Skrzydła Szpitalnego. Kevin usiadł na krześle przy łóżku chorego.
Wiedział już od reszty rodziny, że pogodzili się z Jamesem i coraz bardziej
zaczynał żałować, że był taki nieugięty w swoim gniewie.
– No dawaj stary, ocknij
się, bo chcę wreszcie móc z tobą normalnie gadać.
– Musiałem tu wylądować,
żebyśmy mogli się pogodzić?
Na twarzy Weasleya
pojawił się uśmiech.
– Nie, wystarczyło żebyś
przestał być dupkiem.
– Przepraszam za to, co
mówiłem. Masterson to naprawdę świetna manipulantka.
– Młody mi mówił, co
zrobiła Blondi i Roxy.
– Głupio mi też z powodu
Sally, przeproszę ją, jak stąd wyjdę.
– Myślę, że nie będzie
się na ciebie gniewać.
James poniósł się do
pozycji siedzącej, a Kevin w przypływie euforii przytulił go. W takim stanie
zastali ich Harry i Ginny.
– No nareszcie – powiedziała
pani Potter. – Ale James kładź się z powrotem.
– Wygraliśmy mecz –
pochwalił się jej syn.
– Dobra robota – Harry
poklepał go po ramieniu.
– Ale nie musisz, tak jak
ojciec, po każdym meczu lądować w szpitalu.
Weszła pielęgniarka, więc
Ginny poszła z nią porozmawiać.
– Słuchajcie – Harry
popatrzył na chłopaków. – Gdzie mogę złapać Marcusa Swana?
– A po co chcesz gadać z
tym przyjebem? – wypalił jego syn.
Harry puścił mimo uszu tę uwagę.
– Pewnie są wszyscy na
obiedzie – stwierdził Kevin. – Złapiesz go jak będzie wychodził z Wielkiej
Sali.
– Dzięki, porozmawiam z
nim i za chwilę do was wrócę.
Harry wyszedł, a Kevin i
James spojrzeli po sobie. Potem Potter wygrzebał z plecaka pelerynę niewidkę i
dał kuzynowi.
– Ja nie mogę się stąd
ruszyć, więc ty to załatw.
– Jasne.
Kevin zarzucił na siebie
pelerynę i wyszedł za wujkiem. Wypatrzył Harrego idącego z Marcusem do komnaty
przy Wielkiej Sali. Udało mu się wśliznąć, zanim Potter zamknął drzwi i staną
pod ścianą, licząc, że nikt nie zainteresuje się jego obecnością. Marcus miał
niepewną minę, widocznie wiedział już, co szef aurorów od niego chce.
– Wiemy, że to ty
wysłałeś informację o ataku na szkołę. Chciałem ci najpierw podziękować za to,
to było bardzo odważne.
– To nie ja – zaprzeczył
Swan.
– Chciałeś uratować
kolegów, to bardzo szlachetne i możesz być z siebie dumny.
– I pewnie chcesz, żebym
się do was przyłączył i powiedział, co wiem – kpiący ton nie zniechęcił
Harrego.
– Na pewno byłoby to
bardzo pomocne, choć nie mam zamiaru cię do tego zmuszać. Masz skończone
siedemnaście lat, ale jesteś i tak bardzo młody. Jeśli jednak chciałbyś nam
pomóc i skończyć tę wojnę, zanim się jeszcze na dobre zaczęła, to zrobimy
wszystko, żeby cię ochronić.
– Jestem Ślizgonem,
działam sam.
– Znam dużo Ślizgonów,
którzy docenili pomoc innych.
– Ojciec Sabriny?
Ślizgoni nie okazują słabości.
– Mój syn jest Ślizgonem
i uważam, że potrafi okazać słabość.
Kevin zanotował w głowie,
żeby na wszelki wypadek nie powtarzać tego Albusowi.
– Jak powiem, to obalicie
mojego ojca, wsadzicie Malfoya na stołek ministra, a mnie do Azkabanu.
– Draconowi nigdy nie
chodziło o władzę. I wiemy też, że twój ojciec jest tylko podwykonawcą. A już
na pewno nie będziemy karać dzieci, za błędy rodziców. Daję ci wolną rękę, jak
zmienisz zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać.
Marcus tylko nieznacznie
kiwną głową i wyszedł z komnaty. Kevin poczekał chwilę, aż Harry pójdzie w jego
ślady i pobiegł do Pokoju Wspólnego. Wiedział, że Potterowie teraz są u Jamesa,
więc z przekazaniem mu informacji musiał zaczekać. Opowiedział za to Derekowi o
tym, co usłyszał.
– Dobra, opowiem o tym
Sabrinie po jutrzejszej transmutacji.
– Zawsze jakiś pretekst
do pogadania, co?
*
Gdy McGonagall rozpoczęła
wykład, Derek podesłał Sabrinie na pergaminie wiadomość „pogadajmy po
zajęciach, nowe wiadomości w sprawie starych”. Ta odpisała tylko „ok”, a potem
wróciła do notowania, chociaż nie mogła się skupić, bo ciekawość aż zżerała ją
od środka.
Po czterdziestu pięciu
minutach wszyscy uczniowie wyszli z sali. Troy stanął przy niej jak zawsze,
więc musiała wymyślić jakiś sposób, by się go pozbyć. Użyła najbardziej
tandetnego ze wszystkich kłamstw i ruszyła w stronę toalety, wcześniej dając
znak Młodemu, żeby do niej dołączył. Wszedł do środka po kilku minutach. Na
szczęście w damskiej łazience wyjątkowo nie było nikogo poza nimi.
– O co chodzi? – spytała
z podnieceniem, a on szybko przekazał jej wszystko, czego dowiedział się dzień
wcześniej od Kevina. – Marcus, serio?
Zrobiło to na niej
wrażenie, co nie uszło uwadze chłopaka.
– To może jednak do niego wróć, skoro okazało
się, że jednak jest szlachetny – powiedział, zanim zdążył się ugryźć w język. –
Przepraszam – dodał szybko.
Spojrzała na niego
oburzona.
– Co to miało znaczyć?
Wsadził ręce do kieszeni
i patrzył się jej przez chwilę prosto w oczy.
– Że wybierasz sobie
samych skończonych kretynów.
Poczerwieniała ze złości
i chciała na niego nawrzeszczeć, ale do środka weszły trzy pierwszoklasistki i
jedna krzyknęła, widząc mężczyznę w damskiej toalecie. Derek uśmiechnął się do
nich łobuzersko i wyszedł, a uczennice zachichotały. Wciąż wściekła blondynka,
zazgrzytała zębami.
*
Widok Jamesa i Kevina
znowu razem był niemałym zaskoczeniem dla Hogwartczyków, ale przynajmniej
nauczyciele odetchnęli z ulgą. Mimo wszystko Weasley miał dobry wpływ na
Pottera. Zmuszał go do nauki. James i Sally przypadli sobie do gustu. Chłopak
chciał jakoś wynagrodzić jej wszystkie szyderstwa, więc zyskała niemal sługę,
co mocno ją peszyło.
– Naprawdę –
przekonywała. – Dam sobie radę z tymi książkami.
– Na pewno? – spytał
Albus z udawanym zainteresowaniem. – Wyglądają na ciężkie.
– Racja – podchwycił
Scorpius z wrednym uśmiechem. – Ale na szczęście Potter to silny i wysportowany
młodzieniec, więc nie musisz odrzucać jego pomocy.
Starszy Potter doskonale
zdawał sobie sprawę, że chociaż przyjaciele mu wybaczyli, nie zapomną tak łatwo
i długo będą dawali mu stosowną nauczkę.
Jedynie Derek znów
spochmurniał i nie spędzał tyle czasu z przyjaciółmi, co kiedyś. Sabrina
unikała go jak ognia, znowu będąc na niego obrażoną. Spotykała się z Troyem,
ale serce jej podpowiadało, że powinna zakończyć ten związek. Chłopak był dla
niej za nudny, nie chciał spędzając czasu z jej przyjaciółmi, a do tego miała
dość tekstów Scorpiusa, który również twierdził, że kiepskiego sobie znalazła
faceta. Do tego miała wrażenie, że Carter jest coraz bardziej opryskliwy już
nie tylko w stosunku do jej znajomych, ale też do niej samej.
– Coś cię gryzie? -
spytała Sally, siadając obok niej na ławce.
Sabrina była trochę
zaskoczona, bo nigdy raczej z dziewczyną nie rozmawiała.
– Nie mogę się ostatnio dogadać
z Młodym, a trochę mi go brakuje.
– Jasne, kłótnie z przyjaciółmi
są okropne. Kevin mi mówił, że Derek też ostatnio chodzi jakiś struty,
podejrzewam, że też pewnie chciałby się pogodzić.
– Tylko, że to jest niemożliwe.
– Czemu?
Sabrina zastanawiała się
czy powinna mówić to głośno, ale w końcu zdecydowała, że Sally jest w porządku.
– Bo on i mój chłopak się
nie znoszą. I to całkiem bez powodu.
– Oj, to faktycznie
trudna sytuacja. Ale chyba większość facetów tak ma.
Obok nich przeszła Rose
widocznie z siebie zadowolona. Za nią szedł Albus z przerażeniem wymalowanym na
twarzy. Dziewczyny zatrzymały Pottera.
– Rose obiecała kiedyś,
że da nauczkę Masterson. Bałem się pytać, co wymyśliła, ale jest bardzo
zdeterminowana by spełnić obietnicę.
– Nie chciałabym być w
skórze Rebeccy – stwierdziła Sally.
*
Grupka, chociaż znów
trochę rozbita, ustaliła, że muszą dogadać się ze Swanem. Zwłaszcza, że robiło
się coraz bardziej nieciekawie, bo nie mogli znaleźć żadnej informacji o
atrybucie Astorii. Sądzili, że może Ślizgon jakoś przypadkiem naprowadzi ich na
odpowiedni trop.
Marcus siedział pod klasą
eliksirów i czytał komiks. Podniósł głowę, gdy cień padł na tekst. Stali nad
nim Albus i Scorpius.
– Siema – powiedział
Malfoy z udawanym entuzjazmem. – Możemy pogadać?
Swan doskonale wiedział,
o co tej dwójce może chodzić, ale wcale nie miał zamiaru niczego ułatwiać. Był
nawet podirytowany, że najpierw złapał go szef aurorów, a teraz tych dwóch
debili, z tej chorej bandy dzieci rodziców zbawiających świat.
– Staży was nasłali? –
spytał z ironią.
– Nie, staży nic nie
wiedzą i pewnie lepiej będzie jak tak zostanie – Albus poprawił okulary na
nosie. – Wiemy, że mój ojciec chciał zawrzeć z tobą jakiś sojusz.
– Jasne, wszystkowiedzący
i wpychający nos w nieswoje sprawy.
– Chcemy zaproponować ci
współpracę z nami – ciągnął Scorpius. – W ofercie dajemy ci rozwijanie się w
gronie młodych, ambitnych osób, wszelkie bezpieczeństwo związane z jakimkolwiek
przedostaniem się informacji w niepowołane ręce i zakrapiane imprezki pod nosem
profesorów.
Marcus prychnął.
– Żałosne.
– Daj spokój, przecież
wiemy, że też chcesz, żeby ta wojna się skończyła. Przyjaciółmi nigdy nie
byliśmy, nasi staży się nienawidzą, ale żaden z nas nie chce, żeby świat
czarodziejów legł w gruzach. Więc jak, wchodzisz w to?
– Kiedy macie te swoje
narady?
– Wpadnij wieczorem do
kibla Jęczącej Marty.
– Chyba was posrało.
– Nie radziłbym tam srać.
Nara – Scorpius poszedł, a Albus tylko wzruszył ramionami i ruszył za
przyjacielem.
Marcus oparł głowę o
zimną ścianę lochów i zaczął intensywnie myśleć. Czuł, że pakuje się w dziwny
sojusz, ale z drugiej strony uważał, że jest to jedyne sensowne wyjście. I
działała z nimi w końcu Sabrina.
*
Marcus, choć powoli
zaczynał żałować swojej decyzji, udał się we wskazane miejsce. Byli tam już
wszyscy, większość z grobowymi minami. Chłopak doskonale wiedział, że nie są
zadowoleni z jego obecności. Jedynie Sabirna stała w kącie lekko zakłopotana.
Pierwszy wychylił się Scorpius, podając mu kubek z drinkiem.
– To na rozluźnienie.
Czuj się jak u siebie w domu.
– Co chcecie wiedzieć?
– Ogólnie to wszystko, co
ty wiesz, a my nie – powiedział James.
Marcus zaczął się
zastanawiać. Nie miał ochoty mówić im czegoklwiek, bo ta banda go irytowała,
ale z drugiej strony chyba było to lepsze wyjście, niż wyśpiewać wszystko
aurorom.
– I co, polecicie od razu
do rodziców z nowinkami i dumą, że pierwsi wszystko odkryliście?
– Żartujesz sobie? Niech
się sami głowią nad tym – Albus po tych słowach łyknął drinka. – To jak?
– Wiem tylko tyle, że
władze kilku państw postanowiły najechać na Wielką Brytanię, ponieważ jesteśmy
jednymi z nielicznych, którzy wciąż nie chcą wyprowadzenia magii z ukrycia. To
znaczy są jeszcze państwa, które przeciwstawiają się temu, ale wiadomo, że taka
Polska to nic nie znaczy na mapie Europy, nawet nie mają swojej szkoły magii.
Ci chyba z Rosji przekabacili kilku z naszego ministerstwa i stwierdzili, że
trzeba zaatakować Hogwart, bo to wzbudzi największe poruszenie. A poza tym na
razie sieją tylko spustoszenie w kraju przebrani za śmierciożerców, żeby
wywoływać panikę.
– Jednym z nich jest twój
ojciec? – spytał Kevin.
Marcus nie odpowiedział
od razu, łyknął swojego drinka.
– Mój ojciec załatwia
tych wariatów, żeby robili ataki na różne miejsca, tak jak było z Pokątną. Nie
wiem dokładnie komu podlega, bo nie chciał powiedzieć.
– A co z tym atakiem na
Hogwart?
– Podsłuchałem jego
rozmowę z jakimś gościem z Departamentu Magicznej Współpracy. Nie chcieli
niszczyć szkoły od razu, ale nas nastraszyć i chyba czegoś tu szukają, ale to
tylko moje domysły.
– Z Departamentu
Magicznej Współpracy? To dlatego ciotka Hermiona mówiła, że twój stary nic z
tym nie robi, tylko odsyła do tych z Departamentu Magicznej Współpracy z
Czarodziejami – stwierdził Derek.
– Wiesz co oni chcą teraz
zrobić? – pierwszy raz odezwała się Sabrina.
– Chyba polują na waszego
ojca, bo im najbardziej przeszkadza. I oczywiście Harry Potter i matka
Weasleyów. Była dość długo pod władzą Imperiusa.
– A co z tymi atrybutami?
– spytał Młody.
– Nic o nich nie wiecie?
Derek nie był zachwycony,
gdy musiał pokręcić przecząco głową.
– Atrybuty należą do rodzin
czystokrwistych od pokoleń. Podobno mają olbrzymią moc. Ich właścicielem jest
pełnoletni członek najmłodszej generacji. Dlatego pióro Swanów należy już teraz
do mnie i ja mogę używać jego mocy. Atrybut, którego wszyscy szukają jest już
któregoś z was, bo wasza matka nie żyje – zwrócił się do Sabriny i Scorpiusa,
wszyscy pozostali zebrani popatrzyli po sobie z kompletnym szokiem. – Zebranie
odpowiedniej ilości tych przedmiotów daje jakąś niewyobrażalną moc. Ale nie
wiem do czego mają zostać użyte. Mój ojciec ich szuka i wasi starzy chyba też.
Ostatnio widziałem na biurku mojego ojca Skorowidz
Czystości Krwi, widać wszyscy debatują, kto jeszcze może mieć atrybuty. Nie
mam pojęcia ile ich namierzyli.
Słowa Ślizgona
spowodowały krótką chwilę ciszy.
– Co to jest Skorowidz Czystości Krwi? – zdziwił się
Derek.
– Spis Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki –
odpowiedziała Rose, a widząc, że jej kuzyn dalej nie rozumie dodała: – spis
rodzin czystokrwistych. Został stworzony, by, tu cytuję, „pomóc takim rodzinom
w utrzymaniu statusu krwi”. Nasze rody do nich należą*. Oczywiście Weasleyowie
powinni zostać wykreśleni, chociażby dlatego, że w rodzinę weszła moja matka,
która jest z rodziny mugoli. Ale lista została stworzona dawno i nikt już potem
jej nie aktualizował.
– Chyba na początku
wszyscy myśleli, że jest aż dwadzieścia osiem atrybutów, ale ta teoria jest już
raczej obalona – dodał Marcus. – Teraz wszyscy zastanawiają się tylko, które z
rodzin je posiadają.
– To co my w takim razie
mamy robić? – spytał Kevin.
– Trzeba obmyślić jakiś
sensowny plan – stwierdził Scorpius. – Dzięki Swan za pomoc, możesz wpaść za
tydzień, skołujemy jeszcze trochę żarcia z kuchni żeby było przyjemniej.
– To jeszcze firanki w
oknach powieście – rzucił z ironią Marcus i bez słowa pożegnania opuścił
toaletę.
*Rody: Blue, Stark oraz
Swan zostały stworzone przez nas, więc formalnie nie należały do Nienaruszalnej Dwudziestki Ósemki, ale w
naszym opowiadaniu też się tam znajdują.
James przestał być bucem, Kevin odzyskał przyjaciela, a cała nasza banda dzieci bohaterów świata magii zyskała prawdopodobnie nowego sprzymierzeńca (chociaż kto by ufał nielubianemu Ślizgonowi?). Tylko Młody i Blondi, wciąż cholernie uparci, nie mogą się dogadać, ale to już chyba u nich norma :p Za tydzień kolejny rozdział, a w nim następna dawka Sabriny, Dereka i Atrybutów. :D
Chciałyśmy jeszcze poinformować, że 1 część Dumy i Uprzedzenia wygrała konkurs na rozdział roku! ;) Dziękujemy wszystkim bardzo serdecznie za głosy ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz