Rozdział 27

     Od spotkania w toalecie minął ponad tydzień, który Sabrina spędzała zamknięta w bibliotece. Robiła wszystko, by dowiedzieć się więcej na temat artefaktów, a zwłaszcza tego, który należał do jej matki. Jeżeli to, co mówił Marcus było prawdą, powinien być już w posiadaniu jej lub Scorpiusa, bo Astoria nie żyła od prawie szesnastu lat. Wyjaśniałoby to, dlaczego tak interesują się nimi śmierciożercy. Zastanawiała się również, czy Draco o wszystkim wiedział i był w stanie zataić tak ważną informację przed dziećmi. Chciała w to nie wierzyć.

     Któregoś dnia udała się do profesor Austen z prośbą o udzielenia pozwolenia do korzystania z działu ksiąg zakazanych, ale opiekunka Slytherinu od razu odmówiła. Malfoy podejrzewała, że aurorzy robili wszystko, by uniemożliwić uczniom śledztwa na własną rękę. Jeszcze bardziej nakręcało to Ślizgonkę i wprawiało ją niemal w obsesję.

     Przeszukiwanie podręczników tak bardzo zajmowało jej czas, że przestała poświęcać go przyjaciołom i chłopakowi. Właściwie to nawet nie zauważyła, że brakuje jej Troya, ale Carter stawał się coraz bardziej niezadowolony z braku atencji, co okazywał niespotykaną wcześniej opryskliwością. Blondynka była w szoku, gdy któregoś dnia naskoczył na nią na korytarzu i to wśród innych uczniów. Czuła, że pieką ją policzki, gdy wyrzucał jej ciągły brak zainteresowania.

     – Uspokój się – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

     – Nie próbuj mi mówić, co mam robić – warknął.

     Patrzyła na niego w osłupieniu, a potem szybko odeszła. Dogonił ją przy końcu korytarza i złapał za nadgarstek. Nawet nie chciała na niego patrzeć, bo czuła się upokorzona.

     – Przepraszam – powiedział już odrobinę łagodniej. – Brina, wybacz mi.

     Nie wiedziała co ma robić i biła się z myślami, ale gdy dostrzegła jego smutne spojrzenie, odpuściła. I zgodziła się z nim spotkać wieczorem. Gdy siedzieli w Pokoju Wspólnym był znów taki jak dawniej. Ciągle prawił jej komplementy i mówił jej jak bardzo ją kocha.

*

     Młody postanowił, że zajmie swój czas w dawny sposób i znów zaczął umawiać się z dziewczynami. Najbardziej dziwiło go to, że Jessica nie miała z tym żadnego problemu. Wciąż wyciągała go na spacer, wspólną naukę lub za jakiś posąg albo zbroję, gdzie mogli się w spokoju całować. A gdy widziała go na spacerze z inną, tylko się do niego uśmiechała i machała. Musiała wiedzieć, że znów do niej wróci.

     James odpuścił treningi quidditcha, bo stwierdził, że i tak wygrają z Krukonami, a Kevin gonił go do nauki, bo zostało niewiele czasu do końcowych egzaminów. Zwykle dosiadały się do nich jeszcze Sally i Dorcas, a czasem znajomi z dormitorium. Starszy z braci Weasley miał teraz mniej czasu dla Dereka, więc Młody mógł robić co chciał, bo nikt mu nie suszył głowy… z wyjątkiem nauczycieli.

     Masterson chodziła obrażona o to, że została zostawiona przez Jamesa i to z powodu Sabriny. Niemal zgrzytała zębami, gdy widziała kogoś z Potterów, Weasleyów lub Malfoyów, ale ci skutecznie ją ignorowali. Scorpius wrócił do drażnienia Rose, które przeważnie kończyło się w składziku na miotły. Albus za to przesiadywał na Wieży Astronomicznej, gdzie podziwiał chmury lub gwiazdy (w zależności od pory dnia) i analizował w głowie wszystkie informacje dotyczące śledztwa.

     Roxanne nadal unikała ludzi ze swojego rocznika. Wróciła do organizowania hazardowych pojedynków, w które przeważnie mieszała starszych Ślizgonów, a czasem też aurorów z ochrony szkoły. Pakowała się przez to co chwilę w szlabany, ale Rose była zajęta młodym Malfoyem, więc nie musiała słuchać jej uwag. Czasem siadała w towarzystwie Hugona i jego przyjaciela Lorcana Scamandera. Całkiem nieźle się dogadywali, ale brakowało jej momentami towarzystwa Albusa i Rose.

     Któregoś dnia wpadli na zapłakaną Jen, która z koleżankami siedziała na dziedzińcu. Hugo chciał uciec od problemu, ale Roxy siłą zaciągnęła go do grupki trzecioklasistek.

     – Co jest? – spytała bez ogródek.

     Młodsza kuzynka spojrzała na nią ze zdziwieniem i przyjęła chusteczkę od Susan.

     – Jacob mnie rzucił – wychlipała.

     Roxanne podrapała się po głowie i spojrzała na Hugona i Lorcana, którzy byli bardziej skołowani niż ona.

     – Dlaczego? – spytała, chociaż tak naprawdę nie chciała tego wiedzieć.

     – Bo podobno mnie nie kocha… Ale nie mów Kevinowi i Młodemu.

     Pokiwała głową, a potem rzuciła kilka mało pocieszających uwag na temat Atkinsa, które doprowadziły Jen do jeszcze większego szlochu. Susan niemal zgromiła ją za to wzrokiem, więc Weasleyówna podniosła ręce w geście obrony i ruszyła z chłopakami do zamku, zastanawiając się jaki armagedon zrobią jej kuzyni Jacobowi, gdy o wszystkim się dowiedzą.

 

     Roxanne wpadła na Dereka kolejnego dnia w pustej klasie zaklęć. Gryfon wyglądał znów na niewyspanego, ale szczęśliwego.

     – Albo udana randka, albo znowu coś wymyśliłeś – uśmiechnął się diabelsko i podał jej pergamin. – Co to?

     – Zainspirowałem się pomysłem Huncwotów i ich Mapą.

     – Druga Mapa Hogwartu?

     – Nie. To specjalny pergamin, na którym piszesz imię i nazwisko osoby, która zalazła ci za skórę...

     – I co się z nią dzieje? – ożywiła się.

     – To co tylko zechcesz... No może poza śmiercią i uszczerbkiem na zdrowiu. Ale nazwałem to Listą Wstydu*. Tylko nie mów Kevinowi.

     Popatrzyli na siebie z zadowolonymi uśmiechami, godnymi bycia dziećmi Freda i Georga.

*

     Sabrina biegła roztrzęsiona przez korytarz, po kolejnej kłótni z Troyem. Z tygodnia na tydzień stawał się coraz bardziej zazdrosny i agresywny. Tym razem wytknął jej, że zbyt długo je śniadanie. Tą rozmowę usłyszeli Dorian z Christainem i na głos ich wyśmiali. Znowu poczuła się upokorzona.

     Gdy była już blisko biblioteki, w której planowała się zaszyć, wpadła na Dereka, który złapała ją przed upadkiem. Spojrzał nią z szczerym zdumieniem.

     – Ktoś cię goni? – spytał z rozbawieniem.

     Jej czerwone policzki i zwężone usta uświadomiły mu, że jest czymś mocno poruszona. Jego przeszywający wzrok jeszcze bardziej pogłębił kolor jej lica. Młody ze swoim luzackim spokojem, pociągnął ją na najbliższą ławkę. Naprawdę nie miała ochoty z nim rozmawiać.

     – Co jest Blondi?

     – Nic – mruknęła. – W ogóle nie masz dla mnie ostatnio czasu – wytknęła mu obrażonym tonem.

     – Ja dla ciebie? – zdziwił się szczerze. – Przecież to ty gdzieś znikasz na całe dnie… pewnie z Carterem… o wilkołaku mowa…

     Troy faktycznie zmierzał w ich stronę, a Sabrina znowu stała się cała czerwona. Nie chciała, żeby Młody usłyszał ich kłótnię, ale było za późno.

     – Co ty tu robisz z Weasleyem?! – krzyknął.

     Derek aż otworzył usta na moment. Nie lubił Cartera, ale nigdy w życiu nie spodziewał się, że ten wiecznie rozmarzony Ślizgon potrafi w ogóle krzyczeć.

     – Rozmawiamy – odwarknęła Sabrina.

     Ton jej głosu sprawił, że chłopak na moment pobladł. Weasley próbował rozszyfrować tą dziwną sytuację. Nigdy wcześniej nie widział takiego napięcia między tą dwójką. Spodziewał się, że może mieli jakiś związkowy kryzys, co nawet go ucieszyło, ale Carter złapał Sabrinę za rękę i zaczął ciągnąć w przeciwnym kierunku. Z początku chciała się wyrwać, ale zdała sobie chyba sprawę jak to wygląda i w końcu odpuściła. Posłała jedno spojrzenie Derekowi i ruszyła ze swoim chłopakiem. Rudy siedział na swoim miejscu, kompletnie nie wiedząc jak się zachować.

 


     Po lekcji eliksirów poczekał na Nicole, która wyszła w towarzystwie Albusa. Poprosił, żeby chwilę z nim porozmawiali i zapytał o Sabrinę. Duff wyglądała na niepewną. W końcu wyznała, że zauważyła dziwne zachowanie Cartera. Zresztą jak cały Slytherin.

     – Wiedziałem, że z tym kolesiem jest coś nie tak – stwierdził, zły na siebie, że to przez niego ta dwójka w ogóle się ze sobą związała. – Dlaczego jeszcze go nie rzuciła?

     – Rzuciła – odparła Nicole niepewnie. – I to dosyć spektakularnie, wiesz, że jak Sabrina się zdenerwuje to nie panuje nad sobą… Ale potem przyszedł ją przeprosić i odpuściła. Właściwie to już mu tak odpuszcza od kilku tygodni. Próbowałam z nią rozmawiać, ale kazała mi się nie wtrącać – dziewczyna zrobiła oburzoną minę.

     Młody poczochrał włosy. Ostatnio nie interesowały go wszelkie szkolne plotki, ponieważ randki i praca nad kolejnymi wynalazkami skutecznie zajmowały mu wolny czas. Żałował, że Sabrina nie przyszła z tym do niego, chętnie przemówiłby jej do rozumu już dawno.

     – A co na to Malfoy?

     – To upierdliwe, ale ostatnio ciągle się mijamy – Albus wzruszyła ramionami. – Wydaje mi się, że sam niewiele wie o związku swojej siostry, bo jakby się dowiedział,  jak Troy ją traktuje, to pewnie udusiłby go we śnie.

 

     Derek zamyślił się na chwilę, a potem postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Wysłał Sabrinie wiadomość, żeby spotkała się z nim wieczorem w sali zaklęć, bo chce jej pokazać coś nowego. Czekał piętnaście minut, aż weszła spóźniona. Znów nie wyglądała najlepiej. Usiadła na najbliższej ławce i spojrzała na niego wyczekująco. Wyjął Listę Wstydu.

      – To jest coś, co prawdopodobnie działa i jeżeli faktycznie tak jest, postanowiłem, że oddam to do dyspozycji tacie i Georgowi, może będą to chcieli sprzedawać. Ale musisz mi pomóc. Wypróbujesz to teraz.

      Spojrzała na niego szczerze zdziwiona.

     – Czy to bezpieczne?

     – Jasne, że tak.

     – A jak to działa?

     – Wpisujesz tu imię i nazwisko osoby, na którą jesteś wściekła i dopisujesz to co chcesz, żeby się jej stało. Jeżeli nie masz pomysłu na zemstę, wpisujesz tylko godzinę i miejsce, gdzie się ma to stać i delikwent zostaje spektakularnie ośmieszony.

     Patrzyła na niego ze szczerym zdumieniem. Później przeniosła wzrok na pergamin. Czy takie coś faktycznie miało prawo zadziałać? Jeżeli tak, to musiało zostać zaklęte jakąś potężną magią.

     Chłopak podał jej pióro.

     – A teraz napisz tu ładnie Troy Carter i puść wodze fantazji.

     – Co?

     Teraz już kompletnie ją zaskoczył. Patrzył na nią spokojnie i wciąż się uśmiechał. Zagryzła wargę, nie będąc pewną, co tak naprawdę powinna zrobić. A potem przypomniała sobie ostatnią sytuację i twarz Ślizgona, który nazwał ją idiotką. Nie spodziewała się, że akurat Młody będzie interesował się jej związkiem. Chciała nawet się z nim pokłócić, o mieszanie się w nie swoje sprawy, ale potem doszła do wniosku, że jednak Wealsey ma trochę racji. Zresztą nie był pierwszym, który zwrócił jej uwagę, że powinna zakończyć ten toksyczny związek. Szybko umoczyła końcówkę pióra w atramencie i napisała „Troy Carter”, a następnie godzinę dziewiątą i Wielką Salę. Po kilku sekundach napis zmienił kolor na czerwony, a później zniknął.

     – I co teraz? – spytała z niepokojem.

     – Teraz pójdziemy się wyspać, a jutro obejrzymy przedstawienie.

*

     Kolejny dzień zaczął się tak samo jak każdy inny. Sabrinę obudziła Anne, która zawsze wstawała przed pozostałymi współlokatorkami. Nicole jak zwykle mamrotała coś w poduszkę, owinięta pościelą niczym kokonem, a potem niezgrabnie zwlekła się z łóżka i ziewając przeciągle, powlekła się do łazienki, żeby wziąć prysznic. Sabrina w tym czasie rozplątywała przed lustrem swoje loki, używając do tego jednego z zaklęć, które oferował poradnik magazynu „Czarownica”.

     Kiedy po czterdziestu minutach były gotowe, zeszły do Wielkiej Sali na śniadanie. Większość uczniów zbierała się tam tłumnie. Zajęły swoje stałe miejsce i po kilkunastu minutach dołączyli do nich chłopcy. Sabrina zerkała w stronę stołu Gryffindoru, gdzie siedział Derek w towarzystwie Jacoba i Mindy. Weasley uśmiechał się z zadowoleniem. Zdawał się być całkiem pewien swojego planu.

     Ona odrobinę się denerwowała, ale nie za bardzo, bo podświadomie nie wierzyła, że to może zadziałać. Gdy była już w połowie jedzenia swoich płatków, do stołu podszedł Troy i spojrzał na nią z naganą. Posłała mu lodowate spojrzenie.

     – Co znowu? – zapytała z irytacją, a jej znajomi skomentowali to śmiechem.

     – Nie poczekałaś na mnie.

     – Byłam przekonana, że przez sześć lat zdołałeś zapamiętać drogę z lochów do Wielkiej Sali.

     Znów zrobił się blady i z obrażoną miną zajął miejsce obok. Dziewczyna wróciła do jedzenia płatków, wcześniej zerkając ukradkiem na zegarek Albusa. Zostało dziesięć minut do dziewiątej i poczuła, że robi jej się trochę głupio. Troy nie naskoczył na nią dzisiaj aż tak bardzo, więc może nie zasłużył na karę… No, ale przecież ten wynalazek Młodego nie może zadziałać. Podniosła głowę i spojrzała w stronę rudego Gryfona. Przyglądał się jej i wciąż uśmiechał się z zadowoleniem.

     – Poprawiłaś mój wczorajszy esej na zaklęcia? – spytał nagle Carter.

     – Nie – odpowiedziała mu lekceważąco.

     – Przecież cię o to prosiłem.

     – Miałam do napisania raport na spotkanie prefektów. Mówiłam ci o tym…

     – Zawsze znajdujesz jakieś głupie wytłumaczenie.

     Zacisnęła zęby. Wskazówka na zegarku Albusa przesunęła się już o trzy minuty. Pozostało jeszcze tylko siedem. Sięgnęła po dzbanek z herbatą, żeby nie patrzeć na swojego chłopaka. Nalała bursztynowy napój i wzięła pierwszy łyk…

     – Dlaczego tak mnie traktujesz? – drążył dalej.

     Kolejny łyk herbaty i kolejna minuta na zegarku.

      – Nie rozumiem, o co ci chodzi – powiedziała siląc się na spokój. – Przecież przestałam tyle czasu spędzać w bibliotece, zjadłam moje płatki w jakieś… sześć minut i pomogłam ci z ostatnią pracą zaliczeniową na eliksiry…

     Przerwał jej śmiech Doriana i Christaina. Ramirez mruknął coś, co chyba miało oznaczać „perfekcyjna dziewczyna”.

     Carter zacisnął dłoń w pięść i uderzył w stół. Sabrina nawet na niego nie spojrzała, za to skierowała wzrok znów w stronę Dereka, który teraz marszczył brwi w gorączkowym oczekiwaniu. Jeszcze tylko pięć minut…

     – Dlaczego się tak zmieniłeś? – spytała. – Jeszcze miesiąc temu prawie mnie na rękach nosiłeś, a teraz? Mam tego już dość.

     Sporo osób w sali patrzyło na nich, bo dźwięk uderzania pięścią w stół, zwrócił ich uwagę. Sabrina wstała i zarzuciła torbę na ramię. Wiedziała, że nie usiedzi już dłużej. Najchętniej potraktowałaby tego idiotę jakąś wymyślną klątwą, ale stół nauczycielki prezentował pełen skład, więc skończyłoby się to prawdopodobnie znowu utratą oznaki. Nie ważne czy zabawka Młodego działa, czy nie, blondynka postanowiła wyjść. Gdy była już przy drzwiach, złapał ją Derek. Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

     – Teraz – poinformował.

      Odwróciła się w stronę stołu. Troy był już w połowie drogi do drzwi, gdy zegar w holu wybił godzinę dziesiątą, a jego ciało zaczęło się zmieniać. Sabrina patrzyła na to z kompletnym szokiem. Troy Carter właśnie obrastał grubymi, czarnymi włosami, które zaczęły już wystawać z kołnierza, mankietów czy nogawek. Dodatkowo jego twarz również zniknęła pod warstwą futra.

     Cała sala zamarła. Jako pierwsi ciszę przerwali Ślizgoni z szóstego roku. Ich śmiech spowodował kolejną salwę wesołości wśród wszystkich uczniów. Nawet kilkoro nauczycieli nie mogło powstrzymać uśmiechów, chociaż profesor River wyglądała na zdenerwowaną.

     Sabrina również zaczęła się śmiać.

     – Co to ma być?! – krzyknął Carter, gdy znalazł się obok niej i Dereka.

     – To na co sobie zasłużyłeś – odparł Weasley. – Teraz pomóc ci może tylko pocałunek prawdziwej miłości albo nożyce ogrodowe  – dodał wrednie.

     – Ty…

     – Udowodnisz mi coś? Przecież stałem tutaj z Blondi, a różdżkę mam schowaną w torbie.

     Do uczniów podeszła dyrektorka i kazała Ślizgonowi udać się za sobą. Derek wyciągnął otwartą dłoń w stronę Sabriny, a ta ukradkiem przybiła mu piątkę.

 

     Do Wielkiej Sali wleciała poczta, którą wciąż ożywieni uczniowie zaczęli odbierać. Radość na ich ustach trwała tylko chwilę, bo ci, którzy zobaczyli pierwszą stronę „Proroka Codziennego”, nagle zamarli. Derek z Sabriną wymienili zaskoczone spojrzenia, a potem chłopak pociągnął ją w stronę stołu Gryffindoru. Kevin siedział z grobową miną, a Sally zasłaniała usta dłonią.

     – Co się stało? – spytała Sabrina.

     Derek wyrwał bratu gazetę. Wielki napis na pierwszej stronie głosił „Masowa śmierć czarodziejów i mugoli w kilku wioskach pod Londynem”.

     – Jak to w ogóle możliwe? – szepnęła Sabrina, zaglądając Młodemu przez ramię. – Oni tu piszą, że nie ma żadnych śladów walki i, że świadkowie, którzy przeżyli mówią, że ci ludzie po prostu padli jak muchy.

     Derek podniósł głowę, a w jego oczach czaił się strach.

*

     Chaos, który zapanował w Biurze Aurorów po ataku, był ciężki do opisania. Harry kompletnie nie wiedział, co powinien zrobić. Najchętniej zdarłby plakietkę ze swoim imieniem i rzucił ją do kosza, wyszedł trzaskając drzwiami (tak jak zrobił to wcześniej Draco) i zaszył się w domu.

     – Znaleźliście Malfoya? – spytał zmęczonym głosem, gdy tylko Grant wszedł do jego gabinetu.

     – Tak, na szczęście Amanda złapała go, gdy biegł do gabinetu Swana, bo chyba chciał rzucić na niego Avadę.

     Harry przetarł twarz. Pod dłońmi wyczuł ostry zarost, którego nie miał czasu ogarnąć. Znowu niemal nocował w biurze.

     – Dobra, narada za pięć minut. Sprowadź Paula, Denę, Amandę, Malfoya i Rona. Gwendolyn ma zająć się grupą detektywistyczną, niech dalej przepytują świadków, Prorok będzie węszył, żeby sprawdzić ile robimy w tej sprawie, więc niech łażą za nimi. Reszta zespołów ma trzymać się starych wytycznych i nie mieszać się do tego. Przekaż to pozostałym głównodowodzącym.

     –  Jasne Harry.

     Wrócił po chwili w towarzystwie pozostałych aurorów z głównej jednostki. Amanda, Draco i Ron wyglądali na wściekłych na siebie wzajemnie.

     – To było nieodpowiedzialne Malfoy! – krzyknęła kobieta.

     – W dupie to mam!

     – Nie zakończymy tego tak! Przecież wiesz, że Swan jest tylko pionkiem! Właściwie naszą jedyną poszlaką!

     – Z tobą tak zawsze było! – Ron wciął się do kłótni. –  Mógłbyś raz użyć mózgu!

     – Spokój! – warknął Harry, bo Draco wyjął różdżkę i wycelował nią w Weasleya. – Nie jesteśmy w Hogwarcie! Przestańcie się zachowywać jak dzieciaki! Siadać na dupach!

     Aurorzy wykonali polecenia. Potter się trząsł i musiał wyjąć piersiówkę z Ognistą i wziąć łyk. Ginny już od dawna wytykała mu, że niedługo popadnie w alkoholizm.

     – Pokazali nam, co potrafią artefakty, nawet niezebrane w całości... –  zaczął.

     – Skąd pewność, że nie mają już piątego? – wcięła się Moore.

     – Bo ten atak nie był tak silny, jak by wskazywała moc artefaktów. Poza tym tylko prawowity właściciel jest w stanie użyć całkowitej mocy danego przedmiotu. Inaczej używający go musi posiadać wystarczająco duże pokłady mocy, by nad nimi zapanować –  wytłumaczyła Amanda. – A przynajmniej tak wywnioskowała Hermiona.

     – Prawdopodobnie mocy użyła tylko jedna osoba – dodał Ron. –  Ale i tak to przerażające...

     Malfoy zacisnął dłonie w pięści, a potem uderzył nią w biurko, które było przed nim.

     – Nie mogliśmy przegrać – powiedział z bezsilnością.

     – Nie przegraliśmy jeszcze – zaprzeczył Potter. – Ten, kto użył takiej mocy, nie będzie przez dłuższy czas w stanie tego powtórzyć, o ile przyjmiemy, że moc artefaktów go jeszcze nie zabiła...

     – Prawdopodobnie mamy trochę czasu, żeby odzyskać ten ostatni – potwierdził Paul.

     – I co z tego? – Draco zacisnął palce na brzegu biurka. – Nawet jeżeli znajdziemy ten ostatni artefakt, nie ma wśród nas nikogo kto potrafi użyć ich mocy. by powstrzymać tamte… To wciąż tylko hipotezy. Poza tym do tamtego czasu możemy zdążyć umrzeć… Ludzie już wpadli w panikę, niedługo się poddadzą…

     – Póki chociaż jedna osoba będzie wierzyć w wygraną, nigdy się nie poddamy – przerwał mu Harry, pewnym głosem.

      Możesz przestać mówić jak pierdolony Gryfon?

     Trójka byłych wychowanków domu lwa wycelowała w niego różdżki, a on podniósł ręce w geście poddania.



*

     Sabrina i Derek zaczęli spędzać znowu dużo czasu razem. Młodemu przeszła złość i dbał o to, żeby przy dziewczynie nie kręcił się żaden nowy koleś. Ale przez to i przy nim przestały pojawiać się dziewczyny. Nie zwrócił na to szczególnej uwagi, bo siódemka przyjaciół, po artykule Proroka, znów zaczęła się ze sobą spotykać, zapominając o niemal miesięcznej przerwie, podczas której każdy zajmował się swoimi sprawami.

     Usiedli znów w łazience Marty, którą wcześniej zdążył obrazić Scorpius i duch uciekł, zawodząc okropnie. Po kilku minutach do środka wszedł Marcus, krzywiąc się przy tym okropnie. Kevin, który siedział najbliżej drzwi, skinął mu głową.

     – Co teraz? – spytał James, który bawił się miniaturowym złotym zniczem Dereka i łapał go za każdym razem, gdy ten odlatywał na długość ręki.

     – Nie mam pojęcia – załamała się Sabrina. – Nie udało mi się nic znaleźć o artefaktach, a przegrzebałam calutką bibliotekę...

     – Z wyjątkiem działu ksiąg zakazanych... – dodał Derek. – Może peleryna-niewidka?

     – Odpada – mruknął James. – Ojciec był tydzień temu w szkole i mi ją zabrał...

     Milczeli znów chwilę.

     – Swan, wiesz jak to się stało? – spytała Rose.

     Chłopak nie odzywał się przez cały czas, który spędził do tej pory w łazience.

     – Jest tylko jedno logiczne wyjaśnienie – powiedział takim tonem, jakby to było oczywiste. – Ktoś zaprezentował nam pełną moc artefaktów.

     Każdy z pozostałych się tego domyślał. Ale nikt nie chciał w to uwierzyć. Teraz Marcus wypowiedział ich myśli na głos i musieli przyjąć je do wiadomości.

     – Jedna rzecz mnie jeszcze zastanawia – dodał Ślizgon. – Czego mogli szukać tu śmierciożercy?

     – Ja chyba wiem – powiedziała Sabrina i wyjęła z torby dziennik matki. – Tego. Ale tu nie ma niczego, co mogłoby pomóc rozwiązać zagadkę.

     Rose wyjęła z dłoni blondynki notes. Zaczęła go kartkować. Malfoyówna trochę się oburzyła, ponieważ wiedziała, że koleżanka nie ma za grosz poszanowania do ludzkiej prywatności, ale nic nie powiedziała.

     – Trzeba podać go aurorom – zdecydowała Wealseyówna. – To, że my nie możemy nic z tego wyciągnąć, to nie znaczy, że nasi starzy nie dadzą rady.

     – To osobiste – wkurzył się Scorpius.

     – Rose ma rację – poparł kuzynkę Albus. – To się robi niebezpieczne, trzeba to jak najszybciej skończyć. A jeśli tak się martwicie o wspomnienia swojej matki, to wyślijmy go Draconowi.

     Scorpius z Sabriną popatrzyli na siebie.

     – No dobrze, chyba tak będzie najlepiej – zgodziła się blondynka.

*

     Następnego dnia Derek wszedł do dormitorium swojego brata i kuzyna. Ich pozostałych trzech współlokatorów, już dawno przestało na to zwracać uwagę. Kevin siedział na skraju łóżka, a Dylan za nim i skrobał coś piórem po lewym barku Weasleya.

     – Nowy tatuaż? – spytał Derek.

     – Nie gadaj Młody, bo nie mogę się skupić – upomniał go artysta.

     Młodszy Weasley wywrócił oczami, a potem zwalił ubrania Jamesa z jego łóżka i rozsiadł się wygodnie. Chłopaki z siódmego roku mieli niezły bałagan.

     – Już prawie skończyłem – poinformował Dylan. – Powinieneś być zadowolony.

     – Mam nadzieje, bo boli jak wszyscy diabli.

     – Czyżby imię Sally? – zagadnął Młody, przewracając stronę w gazecie z modelkami, którą znalazł pod poduszką Jamesa.

     – Nie bądź śmieszny – prychnął jego brat. – Tym razem runa oznaczająca wolność.

     – Jak matka ją zobaczy, to możesz zapomnieć o wolności.

     Kiedy Dylan skończył, Kevin poszedł zobaczyć dzieło w lustrze. Skóra była czerwona, ale wszystko wyglądało dobrze, więc skinął głową. Jego współlokator obmył ranę jakimś eliksirem, a potem machnął krótko różdżką i wymamrotał nieznaną formułkę.

     – Dobra, już powinno być spoko. Za tą robotę trzydzieści sykli.

     – Mógłbyś coś zrobić bezinteresownie.

     – Wybacz, niedługo kończymy szkołę, potrzebuję kasy na rozkręcenie biznesu.

     – Jakiego? – zainteresował się Frank Longbottom, wyjmując na chwilę nos z książki.

     – Otworzę galerię sztuki i najpiękniejsze modelki będą mi pozować, a potem zostanę sławny, bogaty i będę żył w luksusie.

     – Ach ci artyści – teatralnie westchnął Derek. – Od zawsze żyją w swojej bańce mydlanej i wierzą, że świat jest łatwy i przyjemny.

     Kevin pokręcił głową, ubierając na siebie koszulkę.

*

     – Nikki, coś się stało? – spytała Sabirna, widząc mocno wkurzoną przyjaciółkę.

     – Nic – ton głosu sugerował, że jednak „coś”. Malfoyówna spojrzała na Duff z oczekiwaniem. – Potter doprowadza mnie do szału.

     Śmiech blondynki musiały słyszeć wszystkie damskie dormitoria.

     – Przecież mówiłam ci, że będzie ciężko stworzyć związek z Albusem. Twierdziłaś, że wcale ci to nie przeszkadza.

     – Nie przeszkadzało – poprawiła. – Ale jest coraz gorzej. Mogę z nim rozmawiać, wygłupiać się, jest spoko przyjacielem, ale jest kompletnie nieogarnięty w TYCH sprawach.

     Sabrina znów ryknęła śmiechem i tym razem uspokojenie się zabrało jej o wiele więcej czasu. Gdy była już w stanie mówić, jej cała twarz była mocno czerwona.

     – Albus nigdy nie miał wprawy w TYCH sprawach.

     – Dobrze, że ty masz.

     Blondynka rzuciła poduszką w przyjaciółkę.

     – Nie rozmawiamy teraz o mnie. Jeśli nie układa ci się z Alem, to lepiej od razu to zakończyć niż potem być na siebie obrażonym.

     – Spoko, tylko co ja mu powiem?

     Sabrina wzruszyła ramionami.

     – Nie mam pojęcia.

*

     – Co jest Potter? – spytał Scorpius, gdy zobaczył przybitego przyjaciela siedzącego na schodach do dormitorium.

     – Nicole ze mną zerwała.

     – Au.

     Scorpius zajął miejsce obok Albusa i poklepał go po ramieniu.

     – Ale dlaczego?

     – Uznała, że lepiej wychodziła nam przyjaźń.

     – A było tak?

     – Kurwa Malfoy, nie wiem. To strasznie upierdliwe.

     – Nie przejmuj się, tego kwiata jest pół świata. Pod łóżkiem mam coś, co poprawi ci humor.

     – Nielegalny alkohol ma mi humor poprawić?

     – Jak wolisz sok dyniowy to spoko, nie nalegam.

     Albus wstał ze schodów.

     – Wolę alkohol.

     – Grzeczny prefekt.

*

     Szybko okazało się, że jednak rozstanie nie było największym problemem Albusa. Gdy następnego dnia zeszli ze Scorpiusem spóźnieni na śniadanie, ponieważ męczył ich kac, wiedzieli, że coś się stało. Przywitały ich podniecone szepty kolegów. Poza tym za chwilę miały zacząć się lekcje, a jedzenie było praktycznie nietknięte.

     – Co się stało? – spytał Malfoy Kevina, ponieważ ten stał najbliżej.

     – Czytaj.

     Weasley podał mu poranną gazetę. Na pierwszej stronie było zdjęcie Swana i wielki nagłówek: „Ministerstwo ogłosiło stan wojenny”.

     – Co, kurwa?

     Albus wyrwał mu gazetę i zaczął czytać. Godzina policyjna, sprawdzanie różdżek, dodatkowe środki ostrożności i przyśpieszone kursy aurorskie wydawały się najmniejszym problemem. Harry Potter ogłosił, że świat czarodziejów znów jest w trakcie otwartej wojny i możliwe, że na o wiele większą skalę niż przed dwudziestoma laty.

     – I co teraz?

     Kevin wzruszył ramionami.

     – River każe się nie martwić na zapas i skupić się na egzaminach. Ale to strasznie głupie gadanie. Nawet nie brzmiała przekonująco.

*

     Kolejne dni były naprawdę przygnębiające. W całej szkole nie mówiło się o niczym innym, jak o szykującej się wojnie. Między lekcjami uczniowie chodzili grupkami, bojąc się, że za zbroi wyskoczy zaraz jakiś śmierciożerca i rzuci na nich klątwę. Najmłodszych adeptów magii rodzice zabrali z Hogwartu w przeciągu tygodnia od ogłoszenia stanu wojennego.

     Uczniowie ostatniego roku podeszli do OWTM-ów i czekali z napięciem na wyniki testów, które miały zaważyć na ich przyszłości. Ich koledzy nie przejmowali się aż tak wynikami egzaminów końcowych, ponieważ bardziej przerażała ich wizja powrotu do domu, gdzie nie byli w stanie się nawet bronić. Znów stało się popularne czytanie książek o ostatniej wojnie i opowiadanie sobie historii z nią związanych. Na korytarzach wciąż słyszało się zdania typu: „W Bitwie o Hogwart poległ mój dziadek”, „Ojciec opowiadał mi, że stoczył pojedynek ze śmierciożercami”, „Podobno Harry Potter ukrywał się cały rok, a później wypił jakiś eliksir, który wzmocnił jego magię i dzięki temu pokonał Tego, Którego Imienia Się Nie Wymawia”. Wszystkie te wzmianki dobijały Albusa, więc najchętniej w ogóle nie wychodziłby z dormitorium. Z ulgą przyjął ostatni dzień roku szkolnego. Nie przejmował się, że Slytherin w tym roku nie wygrał ani Pucharu Quidditcha, ani Pucharu Domu. Po uczcie pożegnalnej zamknął się w pokoju, a następnego dnia rano jako jeden z pierwszych czekał przed bramą na powozy, które miały zawieźć ich do Hogsmeade.

*

     – Nie wierzę, że to moja ostatnia podróż tym pociągiem – westchnęła Mindy, podziwiając zmieniający się krajobraz za oknem. – Naprawdę będę tęsknić.

     – Daj spokój – zaśmiał się James. – Teraz dopiero zacznie się życie.

     Wyjął z plecaka talię kart i pomachał przed nosami swoich przyjaciół.

     – Partyjka? – zapytał z uśmiechem.

     – Chętnie – odpowiedziała mu Roxanne, stojąc w drzwiach przedziału. Uśmiechała się chytrze. – Jakiś zakładzik?

     – Nie ma mowy – oburzył się Kevin. – Nie stać mnie na przegraną z tobą.

     Ruda tylko się zaśmiała, ale zajęła puste miejsce, by zagrać z kuzynami.

     – Już niedługo wesele twojego taty – zauważyła Sally. – Pewnie nie możesz się doczekać?

     Roxy wzruszyła ramionami.

     – Cieszę się, że ojciec wreszcie znalazł sobie porządną kobietę – przyznała. – Ale nie lubię takich wielkich imprez.

     – O weź – Derek ją szturchnął. – To prawdopodobnie jedyna dobra rzecz, jaka się wydarzy w te wakacje,

     – Co ty taki negatywnie nastawiony? – zaciekawił się James.

     Młody nie odpowiedział. Nie chciał przyznać się, że jego też boli, że to ostatnia podróż ekspresem jego brata i kuzyna.

     Wszyscy poza Roxanne byli już cali osmoleni, gdy pociąg zatrzymał się na stacji w Londynie. Mindy rzuciła na nich zaklęcie czyszczące, a potem z grobowymi minami wysiedli na peron. Tym razem nie było standardowego gwaru i śmiechu. Rodzice spanikowani szukali swoich dzieci i szybko zabierali je do domu.

     – To nie będzie dobry rok – westchnął Derek, ale jeszcze nie wiedział, że ma rację.


* Pomysł został zaczerpnięty z anime i mangi Death Note autorstwa Tsugumi Oby.

Przychodzimy do Was z ostatnim rozdziałem 2 części. Długi, ale nie chciałyśmy rozwlekać fabuły. 3 część, będzie finałową całego opowiadania :D Do tego właśnie mija rok od założenia bloga :D Trzymajcie się ciepło, do zobaczenia za dwa tygodnie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz