Rozdział 28

           Madeleine spojrzała jeszcze raz na listę gości. Chcieli małe wesele, ale nie wyszło i teraz na jej głowie spoczywała organizacja ogromnego przyjęcia.

– Wybrałeś już drużbę? – spytała swojego narzeczonego, który majstrował coś przy nowym produkcie do sklepu.

  Młodego –  odparł. –  To mój chrześniak, więc sądzę, że nadaje się do tej zaszczytnej roli.

– Rozmawiałam wczoraj z Roxanne i przyznała, że stresuje ją rola druhny, więc zaproponowałam jeszcze Jen. Ale potem wyszło, że Lily będzie zazdrosna, i że Rose też by chciała – George zaśmiał się na te słowa. – Więc będę miała orszak pięknych, rudych druhen... Ale ty powinieneś mieć więcej drużbów.

– To zagadam jeszcze do Kevina i Jima... I może Ala... Ale on nie lubi takich wystąpień... Louis powinien się zgodzić.

– Nie boisz się, że cię przyćmią? – zażartowała.

– Oszalałaś? Mnie? Te wszystkie uczennice mogą sobie do nich wzdychać, ale wszyscy wiedzą, że nie są nawet odrobinę tak przystojni jak ja.

– No tak. To niech będzie –  zapisała coś na kartce. –  Fred będzie świadkiem?

– Tak. Czekał na to dwadzieścia lat. A twoja świadkowa?

– Nel, przyjaciółka z pracy.

– No i super. Wszyscy już potwierdzili przybycie?

– Wczoraj Malfoyowie i Starkowie. Nie wierzę, że robimy przyjęcie dla arystokratów.

– Też w to nie wierzę, ale zostajesz członkiem politycznie popapranej rodziny, więc nie dziw się, że ktoś co chwilę będzie cię wkręcał w jakieś zagrania mające na celu ratunek świata. I jeszcze połowicznie będzie ci tłumaczył, o co chodzi i błagał o zaufanie.

Zaśmiała się. Tak, to był najlepszy opis rodziny Weasley–Potter. I wiedziała, że tylko kobieta o silnym charakterze nadaje się do tego klanu.

– Alex ciągle upierała się, że przyjdzie sama, ale chyba w końcu kogoś zaprosiła.

Podniósł wzrok, bo ta informacja szczerze go zdziwiła.

– Byłem święcie przekonany, że do końca będzie próbowała się wymigać i w końcu nie przyjdzie. Ale to w sumie fajnie. Ciekawe co to za gość...

– Chyba jakiś uzdrowiciel. Próbowałam podpytać Roxanne, ale tylko wywróciła oczami i stwierdziła, że to jakiś przygłup.

Parsknął śmiechem.

– A moja mała córeczka kogoś zaprosiła?

– Chyba, któregoś z bliźniaków Scamander... Ale nigdy nie wiem, który to który.

– No to fajnie, ale mam nadzieję, że Roxanne nie przejdzie na czarną stronę gnebiwtrysków...

– Czego?

– Nigdy nie słyszałaś o gnębiwtryskach? –  spytał z udawanym zdziwieniem, a potem znowu się zaśmiał.

*

Derek i Kevin spędzali czas na Pokątnej, bo ich matka uparła się, że muszą kupić nowe szaty na wesele wujka. Młody siedział na wygodnej kanapie, gdy jego starszy brat męczył się w przebieralni. Wyszedł po kilku minutach w ciemnogranatowej, krótszej szacie i czarnych, prostych spodniach.

– Lepiej niż w tej zielonej, ale dalej źle – skomentował Młody.

– To już trzecia, którą mierzę – wkurzył się. – Ta mnie chociaż nie pogrubia?

– Nie, ale spróbuj czarną, bo podobno wyszczupla, a ostatnio trochę ci przybyło tu i ówdzie.

Dwie młode czarownice, które oglądały sukienki, zachichotały, posyłając Weasleyom mało subtelne spojrzenia.

– Dogadałeś się z Blondi? – Kevin zmienił temat, kiedy ekspedientka podała mu kolejne ubrania.

– Dalej bez zmian – mruknął. –  Pod koniec roku znowu zaczęła mnie unikać, więc nie rozmawialiśmy od kilku tygodni. Ciekawe kogo zaprosi na wesele...

– Trzeba było ją zaprosić młotku. Zwłaszcza, że już nie jest z Carterem.

Wrócił do przebieralni, pozostawiając brata z nową falą denerwujących myśli. Gdy wyszedł, wyglądał dość dobrze w jasnej marynarce, bordowej koszuli i tych samych ciemnych spodniach.

– I jak?

– Pasuje do pomysłu Maddie na wesele – odparł. – Nie mogłem zaprosić Blondi, bo pomyślałaby, że mi zależy.

– I chyba dobrze by pomyślała, nie? Ale co ja tam wiem... Mam tylko osiemnaście lat, a to twój ostatni rok, żeby się z nią dogadać.

– Zejdź ze mnie. Pracuję nad tym, ale to nie takie proste, gdy co drugi arystokrata prosi Dracona o jej rękę... Dobra, bierzemy te szaty i spadamy, bo i tak siedzimy tu o jakieś czterdzieści minut za długo.

– A nie chcesz przymierzyć jeszcze tej różowej? Najnowszy krzyk mody...

– To wrzosowa – mruknął. – I nie, gryzłaby się z moimi pięknymi oczami... Chodźmy do Teda na drinka zanim matka zacznie nas szukać.

*

Roxanne wyskoczyła z komina w domu swojego taty z takim impetem, że poślizgnęła się na małym dywanie i upadła obok wielkiej donicy z nowym kwiatem Madeleine. Zaklęła szpetnie.

– Roxy – odezwał się George trochę karcącym tonem. – Nic ci nie jest?

Podniosła głowę z bardzo krzywym wyrazem twarzy, a potem spojrzała na przyszłą macochę i pozostałych gości – starsze małżeństwo i dorosłego, ale wciąż młodego czarodzieja.

– Przepraszam – rzuciła gładko, rozcierając obity łokieć. – Byłam w pracy na nocną zmianę, a potem mama poprosiła mnie, żebym przyniosła jej do pracy jakieś dokumenty i byłam już spóźniona, a sieć fiuu w Mungu jest okropna, a już zwłaszcza po tych wszystkich bezsensownych obostrzeniach.

– Dobrze, że już jesteś – stwierdziła Maddie z uśmiechem. – Chciałam cię przedstawić mojej rodzinie.

 – Miło cię poznać Roxy – odparł młody czarodziej. – Mads dużo nam o tobie opowiadała. Jestem Malcolm, jej brat.

 – Cześć... I dzień dobry – dodała w stronę rodziców przyszłej macochy. – Jestem Roxanne Amanda Blue–Weasley. Jedyne i niepowtarzalne dziecko Georga. Wiem, że nie jesteśmy do siebie w ogóle podobni, ale mama mówi, że badania genetyczne nie kłamią...

– Tak, to jest moja jedyna i niepowtarzalna córka – potwierdził George. –  Masz, napij się kawy młoda, bo wyglądasz jak trup. Mówiłem ci, że nie powinnaś tyle pracować. Muszę pogadać z Alex...

– Czy ty sądzisz, że uda ci się mi czegoś zakazać? – spytała z niewinnym uśmiechem.

Po przygodzie w sądzie z zeszłego roku obiecała sobie, że trochę odpuści i będzie bardziej słuchała rodziców. Ale nowa praca bardzo się jej podobała i nie chciała z niej rezygnować. Skończyła już piętnaście lat, więc zarabiała dużo więcej niż w poprzednich latach.

– Rozmawiacie o ślubie? –  zmieniła temat.

– Poniekąd – odpowiedziała Madeleine. – Rodzice chcą znać szczegóły.

– Właściwie przed chwilą zeszliśmy na tematy rozgrywek quidditcha – zasugerował jej brat.

– George mówi, że Zjednoczeni wysuną się na szczyt tabeli, ale jak dla mnie to kompletny absurd. A te fioletowe kwiaty są średnio ładne – dodała do narzeczonej swojego taty. – Lepiej wyglądają te wiszące.

– Roxy bardzo pomaga nam przy ślubie.

– Dokładnie – poparł George. – Jest świetna w krytykowaniu naszych pomysłów.

– Dlatego zwerbowaliście ciotkę Amandę. Kto inny w tej rodzinie zna się na przyjęciach arystokratów?

– Twoja ciotka jest niezwykła – stwierdził Malcolm. – Gdy dziesięć lat temu przeczytałem z nią wywiad, zapragnąłem zostać aurorem.

– Tak, jest cudowna – rzuciła Roxanne lekceważąco. – A wujek Harry nie ma sobie równych.

– Roxy – mruknął George.

– I oczywiście ciotka Hermiona i wujek Ron. Podziwiam ich całym... Ej, tato. No dobra, kocham naszą rodzinę, ale to strasznie trudne być dzieckiem takich sław.

– Przestań mi robić wstyd przed przyszłymi teściami – rzucił żartobliwie.

– Ależ ta młoda dama jest nad podziw inteligentna – stwierdził pan Cooper. – I ma charakter, a to się ceni. Przypomina mi nawet trochę nasza Maddie, gdy była w jej wieku.

Roxanne posłała starszemu czarodziejowi najbardziej uroczy uśmiech, na jaki było ją stać.

– Maddie mówiła, że wybrałaś już z kuzynkami sukienki dla druhen – zagadnęła pani Cooper.

– Tak myślałyśmy, ale niestety Rose i Lily nie potrafią się dogadać w sprawie mody... Więc będziemy wyglądały jak banda cudaków... Ewentualnie obie się pozabijają, bo już blisko do tego.

– Jakoś to załatwimy – stwierdziła Maddie. – Nie musicie wyglądać jak czworaczki. A drużbowie?

– Ucieszyli się – stwierdził George. – I w sumie uznali, że w takim wypadku dołączą do mojego wieczoru kawalerskiego...

Roxanne wybuchła niepohamowanym śmiechem.

– To mam dla ciebie dobrą radę tatku… zrób ten kawalerski teraz, a nie dzień przed ślubem.

*

– Serio organizujecie Georgowi kawalerski w klubie Teda? – spytał Albus, patrząc na swojego brata z powątpiewaniem.

– Jasne. Też jesteś zaproszony.

– No ok, ale tam będzie jeszcze nasz ojciec, wszyscy wujkowie, pewnie nawet Neville... Ja wiem, że tobie już wszystko jedno, bo skończyłeś szkołę, ale przypominam, że mi został jeszcze rok.

Starszy Potter zaczął się śmiać i klepną brata w ramię.

– Tak wiem, ale pomyśl o tym, że tam będzie ojciec i wujek Ron, i może nawet Bill. Jak się z nami opiją, to może wyciągniemy z nich jakąś informację na temat tego piekielnego atrybutu Astorii Malfoy...

Albus ściągnął brwi. Taka opcja nie przyszła mu wcześniej do głowy. A to faktycznie był niezły plan, o ile ich ojciec jest w stanie przesadzić z alkoholem.

– A co w ogóle starzy na nasz udział?

– No, ojciec to tak średnio, ale George nas lubi, więc nie ma z tym problemu, a to przecież jego impreza.

– A mama?

– Lilka mówiła, że posłuchała rozmowę rodziców i mama coś tam gderała do ojca, że pójdzie do Georga i wybije mu te głupie pomysły z głowy... Ale to tylko takie gadanie. To co, wchodzisz w to? Tylko ty albo Kevin będziecie coś mogli wyciągnąć z ojca, bo mnie i Młodemu w życiu nie zaufa, nawet po pijaku... Zresztą ja i Młody będziemy zajęci rozkręcaniem imprezy.

 

– Nie ma mowy - oburzyła się Amanda. – To impreza dla starych pryków, a nie małolatów.

– Ej, jestem dorosły – wkurzył się Kevin.

– Ja rocznikowo też – dodał Derek.

– Nie kłóćcie się – powiedział spokojnie Fred. – Chłopaki mogą iść. Kochanie, czy ty sądzisz, że teraz chciałoby się nam tak szaleć jak na kawalerskim Rona?

– Tego się właśnie obawiam – mruknęła.

– Co się działo na kawalerskim Rona? – spytał podejrzliwie Młody.

– Co się działo na kawalerskim, zostaje na kawalerskim – odparł filozoficznie jego ojciec.

– To niby skąd mama o tym wie?

– Koniec tej dyskusji albo nigdzie nie pójdziesz.

– I właśnie tak zawsze wyglądają rozmowy z rodzicami...

*

Impreza w klubie Teda rozkręciła się bardzo szybko. Ron nie tracił czasu i pił na równi z Charliem, Lousiem i Jamesem. Okazało się, że smoker ma najsilniejszą głowę i kiedy Loui zniknął, żeby zagadać do jednej z tancerek–barmanek zatrudnionych przez właściciela, nalał swojemu bratu i siostrzeńcowi kolejną kolejkę whisky.

– Teddy, potrzeba więcej alkoholu! – oznajmił starszy z braci Potter, chociaż ledwo trzymał się w pozycji siedzącej.

– Spokojnie Jimmy, nie braknie. To jeszcze raz? Toast za ostatnie dni wolności pana młodego.

Mężczyźni chwycili kieliszki i wypili zdrowo. George przestał zwracać uwagę na swój wiek, więc jego twarz była już ozdobiona różnymi kolorami szminek tancerek. Kevin nachylił się do Albusa, który siedział najbardziej w kącie.

– Twój ojciec wychodzi się przewietrzyć. To chyba dobry moment...

Potter skinął głową i oznajmił, że wychodzą na chwilę, żeby zapalić. Szybko opuścili lokal. Kevin wyjął paczkę mugolskich papierosów i podał kuzynowi. Zwróciło to uwagę Harrego, który stał nieopodal.

– Palisz wujku? – zagadał Weasley z udawaną wesołością.

– Tylko kiedy Malfoy wyprowadzi mnie z równowagi. Ale ani słowa mamie.

Albus machnął lekceważąco ręką i zaciągnął się dymem.

– Ostatnio pewnie ciągle cię wkurza – rzucił niedbale. – Zajrzałem do twojego biura i widziałem paczkę.

– Po co wchodziłeś do mojego biura?

– Mama kazała mi znaleźć kota Lily. Uwielbia spać na twoich dokumentach.

Harry pokiwał głową i odebrał od Kevina papierosa.

– Myślałem o kursie aurorskim – Kevin znowu spróbował rozpocząć rozmowę. – Ale mama tyle pracuje, że już mi się odechciało.

– Kurs aurorski?

– Ciągle szukam. Staż w CRR to chyba jednak nie to. A po walce w Hogwarcie zacząłem interesować się trochę tym, co robicie.

– Najbliższy kurs jest za trzy miesiące. Trochę nam się poprzesuwało to wszystko, bo mamy za dużo pracy.

– Udało się coś już wyjaśnić? – zapytał Albus. – Bo jak tak dalej pójdzie, to mama złoży papiery o rozwód.

– Myślę, że to wszystko niedługo się skończy. Nie masz się czym martwić.

– Nawet tym, że atrybut naszej rodziny jest już moją własnością?

Kevin posłał Albusowi niepewne spojrzenie. Mieli nie wykładać wszystkich kart na stół. Harry przyglądał się bacznie jednemu i drugiemu.

– Tym też nie powinieneś się przejmować.

– Nie przejmuję. Nie obchodzi mnie moja rola w tym wszystkim.

– To nie miejsce na takie rozmowy...

– Wydawało mi się to wszystko nieistotne, skoro mnie o tym nie poinformowałeś...

Harry dogasił butem papierosa i wrzucił do kosza.

– Jesteś odpowiedzialny Al, ale wszyscy jesteście jeszcze bardzo młodzi, więc lepiej...

– Żebyśmy się w to wszystko nie mieszali, tylko byli marionetkami ­­– dokończył Kevin.

– Nie to miałem na myśli. Po prostu wciąż jeszcze szukamy... Czegoś istotnego.

– A jak znajdziecie to i tak nam nie powiecie?

– Porozmawiamy o tym w poniedziałek w moim biurze, dobrze?

Chłopaki wymienili zaskoczone spojrzenia, a Harry zauważył to bez problemu i zaczął analizować, co właściwie może jeszcze dzieciom powiedzieć, żeby sprawa się bardziej nie skomplikowała.

*

Dzień przed ślubem większość rodziny zebrała się w Norze, by pomóc w dopięciu wszystkiego na ostatni guzik. Młodzi uznali, że ogród przy rodzinnym domu Georga najlepiej się nadaje na rozstawienie namiotu, ponieważ jest największy.

– I wiesz już z kim idzie Blondi? – zagadnął Kevin, gdy z bratem wieszali balony nad drzwiami wejściowymi.

– Nie mam pojęcia i daj mi spokój. Mówiłem ci, że ze sobą nie rozmawiamy – głos Młodego sugerował, że drażni go ten temat.

– To może schowaj dumę w kieszeń i ją odwiedź?

– Gdy ostatni raz tam byłem, najebałem ją rumem, a jej ojciec wyglądał jakby chciał mnie zabić…

– To może do niej napisz?

– A może ty przestań uciekać przed babcią pytającą o twoje plany na życie?

Kevin zrobił obrażoną minę.

– To co innego, ona nie zaakceptuje innej fuchy, niż jakaś papierkowa robota w Ministerstwie.

– A Vanessie co powiedziałeś?

– Że jadę do Peru otworzyć hodowlę magicznych alpak – wyszczerzył zęby.

Młody parsknął śmiechem. W tym samym czasie z kuchni wyszli James i Albus.

– Lily i Rose pokłóciły się w sprawie makijażu, a Roxanne zamknęła się w pokoju i powiedziała, że ma wszystko gdzieś – poinformował Albus. – Ciotka Hermiona próbuje je wszystkie pogodzić, a ja właśnie dostałem wiadomość od Scorpiusa, że podsłuchał rozmowę Dracona z ojcem, w której mówił, że chyba trafił na ślad atrybutu Astorii…. A, i że Scorpius zaprosił na ślub Rose, więc będzie wybuchowo.

Obie te wiadomości dość mocno wstrząsnęły braćmi Weasley. Rozmowa w Harrym nie wyjaśniła im niczego ponad to, co już wiedzieli. Różnica była tylko taka, że teraz Kevin i James widnieli na liście wstępnej na kurs aurorski. Ani jeden, ani drugi nie był do końca przekonany, że to dobra decyzja, ale uznali, że warto spróbować.

*

W dzień wesela wszyscy byli mocno poddenerwowani, tylko Albus chodził po domu z markotną miną i ignorował wszelkie prośby o pomoc. Motywował to depresją, którą miał zawsze, gdy musiał zbyt długo przybywać z całą rodziną. Chłopcy przebrali się w szaty i przeglądali się w lewitującym lustrze, które, o dziwo, nie skrytykowało ich wyglądu, choć miało w zwyczaju to robić.

– Jestem obrzydliwie przystojny – stwierdził Derek, przetrzepując ręką włosy.

– Polemizowałbym – powiedział George, który staną w drzwiach.

– I jak się czuje pan młody? – zakpił Kevin odsuwając się, by wujek mógł przejrzeć się w lustrze. – Zestresowany?

– Trochę.

– Jeszcze możesz zwiać – tym razem w drzwiach pojawiła się Roxanne, miała na sobie złoto–czarną, długą suknię i wyglądała naprawdę ładnie.

– Dzięki Słońce, ale chyba jednak zachowam się wreszcie jak mężczyzna i się ożenię. Zbyt długo z tym zwlekałem. Jak wyglądam? – spytał, odwracając się twarzą do córki.

– Znośnie – podeszła i poprawiła mu muchę. – Mama ma być za godzinę z tym całym Harveyem – zrobiła minę, która sugerowała, że nie jest zachwycona wyborem matki, co do partnera.

– Wy jeszcze tutaj! – krzyknęła Molly Wealsey, widząc wszystkich w pokoju. – Marsz do namiotu i czekać na gości!

Nikt się nie sprzeciwił. Derek chodził po ogrodzie przyglądając się przybyłym gościom. Tak naprawdę czekał tylko na jedną rodzinę. W końcu się pojawili. Z przodu szedł Draco ubrany w jedną ze swoich najlepszych szat (o ile w ogóle posiadał jakieś niemodne), za nim Scorpius ze swoim standardowym, lekko kpiącym uśmiechem, a na końcu Sabrina… sama. Podeszli do Młodego, który stał z otwartymi ustami, przyglądając się blondynce. Miała długą srebrną suknię, buty na obcasie, a w ręku trzymała małą torebkę. Włosy znów wyprostowała, co dało niesamowity, choć nienaturalny efekt.

– Gdzie twoja nienormalna kuzynka? – spytał Scoprius, ściskając mu dłoń.

– Która?

– Jak powiem, że ruda, to będziesz wiedział?

– Rose jest w domu, robi za druhnę, więc wejdzie przed panną młodą.

– Jasne, zapomniała mi o tym wspomnieć.

I mrucząc obelgi pod adresem dziewczyny, udał się w stronę Albusa, żeby ponarzekać z nim na wesele. Derek miał ochotę powiedzieć coś Sabrinie na temat jej wyglądu, ale nie wiedział co, więc dał sobie spokój. W tym samym czasie pojawił się Kevin, idąc za rękę z Sally.

– Blondi ładnie wygląda – rzucił zaczepnie starszy z braci.

– Całkiem znoście – mruknął Derek, choć jego wzrok podążał wciąż za Sabriną. – Ale wolę ją w lokach.

Przez trawę maszerowali dziadkowie, pan młody i jego świadek.

– Wszyscy do namiotu – zagrzmiała Molly, a oni szybko wpadli do środka i zajęli swoje miejsca przed katedrą urzędnika.

 


Derek stanął za swoim wujkiem i ojcem, miejsce za nimi kolejno zajęli Kevin, James i Louis. Sabrina prychnęła, gdy usłyszała obok siebie podniecone szepty kilku młodych arystokratek. Oczywiście najbardziej zachwycone były najmłodszym i najstarszym Weasleyem, Kevin i James nie dorównywali im urodą, ale przecież byli popularni, a to miało znaczenie.

Szepty przerwał orszak druhem. Pierwsza weszła Jen, za nią Lily i Rose. Wszystkie rudowłose, z pięknymi zielonymi wiankami na głowach. Maddie i jej rodzina kochali kwiaty, więc cała dekoracja była stworzona właśnie z roślin. Na samym końcu wkroczyła najniższa Roxanne z rozwianymi włosami i szerokim, szczerym uśmiechem. Pani Weasley i Cooper zawyły w swoje chusteczki. Dziewczyny wygadały jak nimfy leśne. Po krótkiej przerwie do namiotu wkroczyła panna młoda w towarzystwie ojca. Ona również postawiła na zwiewną suknię, ale w kolorze białym, a na luźno upiętych włosach miała tiarę i tradycyjny diadem rodziny Weasley. Mimo swojego wieku wyglądała bardzo młodo i ładnie. Derek uśmiechał się kolejno do siostry i kuzynek. Roxanne zanim ustawiła się na przedzie szeregu druhen, podeszła do Georga i cmoknęła go jeszcze w policzek. Mamy państwa młodych znów otarły oczy.

– Tragedia – mruknął Albus, który zignorował swoich rodziców i usiadł obok Scorpiusa.

– Mnie tam się podoba – skomentował Malfoy, przyglądając się piegowatej, zgrabnej nodze Rose, którą ukazała przy bocznym rozcięciu wrzosowej sukni.

*



Jeśli sam ślub był podniosłym wydarzeniem, to o weselu nie można było tego powiedzieć. Jak na rodzinę Weasleyów przystało, bardzo szybko elegancka impreza przerodziła się w balangę. Na parkiecie królował Młody, który brał do tańca po kolei każdą dziewczynę, jaka była na sali, oczywiście idealnie ignorując Blondi. Ta nie musiała przejmować się brakiem partnera, bo wśród płci brzydszej cały czas miała powodzenie. Nad całą tą sytuacją głową kręcił Kevin, ale nie mógł porozmawiać z bratem, ponieważ też ciągle był otoczy wianuszkiem wielbicielek. Śmiał się z niego George, powtarzając, że na jego weselu nie pan młody jest w centrum uwagi, tylko jego drużba. Albus siedział sam popijając drinki i przyglądając się Scorpiusowi i Rose, którzy tańczyli na środku parkietu. Starał się usłyszeć, o czym rozmawiają, siedzący przy sąsiednim stoliku ojciec i Draco, ale muzyka była zbyt głośna. Nagle podeszła do niego jakaś młoda dziewczyna, ubrana w krwiście czerwoną suknię z głębokim dekoltem odsłaniającym fragment biustu. Zszokowany chłopak wylał na siebie drinka, a kolor jego twarzy wpasował się w barwę odzienia blond niewiasty.

– Może zatańczymy?

– Nie tańczę – odpowiedział takim tonem, że dziewczyna od razu odwróciła się i pomaszerowała w drugą stronę namiotu.

Albus usłyszał głośny śmiech Jamesa i Huga. Spojrzał na nich ze wzrokiem godnym bazyliszka, ale chłopcy się tym nie przejęli.

– W taki sposób nigdy sobie nie znajdziesz dziewczyny – poinformował go dobrodusznie jego starszy brat.

– Spierdalaj.

Wulgarne słowo usłyszała przechodząca akurat obok Ginny i zbeształa syna za brak kultury. Ten już całkiem czerwony wyszedł z namiotu i przez najbliższe pół godziny nie wracał. Gdy James wyciągnął Sally na parkiet, Kevin złapał Dereka za łokieć i pociągnął do następnego stolika.

– Czy ty zawsze musisz być sobą? – spytał poirytowany.

– A kim mam być?

Straszy Weasley wywrócił oczami.

– Przecież widzę, że brakuje ci towarzystwa Blondi. Zamiast teraz z nią rozmawiać, tańczysz z tymi wyniosłymi kretynkami.

– Pomówienia.

– Nie możecie wreszcie się dogadać?

– Ona raczej nie chce ze mną gadać.

– Próbowałeś?

Ale Derek nie zdążył nic na to odpowiedzieć, bo James, Scorpius i Louis wyciągnęli ich na parkiet, a potem złapali pana młodego i zaczęli go podrzucać.

*

Alex podeszła do swojej siostry, która akurat opuścił wysoki arystokrata.

– Niby przyjęcie rodzinne, a i tak jesteś w pracy – skomentowała ze smutkiem. – Kiedy to się wreszcie skończy i będziesz mogła żyć jak normalny człowiek?

– Odezwała się. Z nas dwóch to ty jesteś większą pracoholiczka... Ale masz rację, Fred chyba znów jest na mnie zły... A właśnie, fajny ten twój kolega z pracy. Tylko nie za młody?

Alex zrobiła się cała czerwona. Długo ukrywała związek z mężczyzną młodszym o dziesięć lat.

– Masz rację, chyba za młody. Nie wiem dlaczego w ogóle tu z nim przyszłam. Roxanne go nie lubi, a poza tym zrobiłam chyba z siebie idiotkę... No wiesz, George ożenił się z kobietą w podobnym wieku...

Amanda przerwała jej ruchem ręki.

– Przestań, masz prawo być szczęśliwa. Długie lata poświęciłaś na Roxanne, pracę i nienawiść do Georga. Pora coś zmienić. A to fajny facet i dobrze tańczy. A poza tym nikt tutaj nie ocenia jego wieku, to było tylko moje zaczepne spostrzeżenie. Przecież wiesz, że wyglądasz młodo, nie ma między wami wcale aż takiej wizualnej różnicy... A Roxy się do niego przekona, tak jak do Maddie.

*

Fred, Charlie, Ron i George stali w ogrodzie.

– Daj spokój – Charlie próbował tłumaczyć coś spokojnie najmłodszemu z braci. – Nic złego nie robi, że przyszła z tym chłopakiem na wesele.

– Robi mi specjalnie na złość.

– Pewnie tak – przyznał Fred. – Zawsze uważałem, że masz fajną córkę. A Scorpius jest miłym chłopakiem i nie można winić go za to, że jego ojciec jest chujem.

– Chujem, z którym twoja żona ma bardzo bliskie kontakty – odciął się Ron.

– Jeśli pobijecie się na moim weselu, to was zamorduje – przerwał George.

– Na pewno zginie młody Malfoy.

– Ron! – w ich stronę szła zdenerwowana Hermiona. – Masz być miłym dla Scorpiusa, nie zrobił ci nic złego.

– Nie powiesz mi, że cieszysz się z wybory córki.

– Przecież ona nie powiedziała, że są parą.

– Ja tam wiem swoje. Ona zrobi wszystko byle by mnie wykurzyć.

– Dorośnij – Hermiona chwyciła go za łokieć i pociągnęła w stronę namiotu.

– Chyba zaczynam żałować, że się ożeniłem – zaśmiał się George, a potem zaczął się rozglądać za Maddie.

*

James pomógł wstać pijanemu Louisowi i wyprowadził go do ogrodu. Dorcas, z którą przyszedł, zniknęła gdzieś z Sally i Rose. Przy furtce spotkali Lily, Roxanne i Jen, palące papierosa na spółkę.

– Powaliło was? – spytał Potter, rozglądając się na boki. – Jak was ktoś przyłapie to będziecie mieć przekichane.

Od kiedy zaczął znów spędzać czas z Kevinem, a również i Sally, to stał się dużo spokojniejszy i zaczął zwracać uwagę na to, co robi młodsza część jego rodziny.

– Ted tu tylko był – mruknęła Roxy, wypuszczając dym. – Także luz.

Louis oparł się o plotek, starając się trzymać pion.

– Dobra impreza – stwierdził i odebrał od kuzynki resztę szluga, zaciągnął się, a resztę zgasił butem. – Tylko te arystokratyczne standardy...

– Raczej autokratyczne cycki, na które się ciągle gapisz – poprawiła Lily. – Widzieliście Młodego i Blondi?

– Daj spokój – prychnęła Roxy. – Zachowują się jak nienormalni. Przecież każdy to widzi, że patrzą się na siebie, jakby się chcieli wzajemnie zgwałcić.

– Nie za młode jesteście na takie tematy? – spytał Potter.

– Tak jakby żadna z nich o tym nie myślała – przerwał Weasley. – Lily się nosi z najbardziej puszczalskimi laskami, Roxy zakochała się w dużo starszym facecie, a Jen chodziła ze starszym chłopakiem...

Dziewczyny równocześnie posłały mu wkurzone spojrzenia, a Lily przypadkiem nadepnęła obcasem na jego but.

*

– Zatańczysz? – spytał kolejny chłopka już zmęczoną Sabrinę.

Dziewczyna chciała właśnie odmówić, ale nie musiała tego robić, ponieważ ktoś inny pociągnął ją za rękę.

– Teraz tańczy ze mną.

 I wylądowała prosto w ramionach Dereka.

– Co ty wyprawiasz? – spytała zdenerwowana, gdy zamknął ją w mocnym uścisku i zaczął prowadzić w rytm powolnej piosenki.

– Już dawno nie rozmawialiśmy. Zacząłem się martwić, że znowu jesteś na mnie obrażona.

Nie mogła być na niego zła po tej sytuacji z Troyem, ale wolała go unikać.  Bała się, że ktoś pomyśli, że znowu umawia się z kilkoma facetami i zerwanie wcale nie było winą zachowania Ślizgona, a jej romansu z Młodym. Nie wypowiedziała jednak tego na głos. Nie miała ochoty znów przechodzić przez ten temat.

Dała się obrócić wokół własnej osi, ale szybko przyciągnął ją znów do siebie. Czuła ciepło jego ciała i jakieś nowe, ale wciąż powalające perfumy. Nie podobało się jej to.

– No więc? – drążył dalej temat.

– Miałam dużo na głowie.

– Ale wiesz, że ja potrzebuję kontaktu z tobą, bo inaczej wariuje?

Westchnęła teatralnie.

– Nigdy się nie odczepisz? Zawsze będę na ciebie skazana?

Zaśmiał się.

*

Koło trzeciej w nocy sporo gości deportowało się do domu. Rodzina pana młodego, upojona alkoholem nie przejmowała się dyskrecją. I tak większość arystokratów opuściła przyjęcie, a zostali tylko najbliżsi. Kevin, Derek, Sabrina, Scorpius, Albus i James usiedli przy stoliku Harrego, Dracona, Rona i Billa. Ron spojrzał z pogardą na Scorpiusa, ale nic nie powiedział. Draco również nie był zachwycony wyborem syna co do partnerki, ale zawsze był lepszy w skrywaniu emocji, niż pan Weasley.

– Wiecie już, które atrybuty ma Swan? – spytał bez ogródek James. – Ma na pewno jeden, prawda?

– Tak – zgodził się niechętnie Harry. – Jak większość z nas. Ciągle próbujemy namierzyć inne rodziny, które były na tyle wpływowe, żeby móc je posiąść.

– Lestrange? – podpowiedział Kevin, który dość długo się nad tym zastanawiał, po przeanalizowaniu Skorowidzu Czystości Krwi.

– Tak myśleliśmy – przyznał Ron.

– Ale moje wujostwo nie miało dzieci – dokończył za niego Draco. – Moi rodzice otrzymali swój atrybut, a ciotka Andromeda, po poślubieniu mugolaka na pewno nie mogła dostać żadnego, ponieważ to nie mieściło się w normach mojej rodziny.

– Ale gdyby jednak Lestrengowie mieli taki artefakt, to po ich śmierci, kto go dziedziczy? – spytała Sabrina.

– Zastanawialiśmy się nad tym i najbardziej prawdopodobne, że jednak Ted.

Wszyscy młodzi spojrzeli po sobie.

– Andromeda nie mogła mieć atrybutu, ale jednak wciąż więzami krwi była spokrewniona z Narcyzą i Bellatrix. Potomkowie Narcyzy mieliby aż dwa artefakty, gdyby ten od Greengrassów nie przepadł, więc artefakt Lestrangów powinien trafić do Nimphadory Tonks, ale skoro ta nie żyje, to do najbliższego członka jej rodziny – wytłumaczył Harry. – Ale nie jesteśmy tego pewni i póki nie natrafimy na ślad tego atrybutu, nie będziemy w stanie tezy potwierdzić.

– Myśleliśmy też nad Longbottomami, ale Neville nic nie wie, a nikt inny nie może tego potwierdzić, jego babcia nie żyje, a rodzice…– Ron przerwał, bo uznał, że lepiej, aby dzieciaki nie znały historii rodziców swojego nauczyciela.

– Czemu na moim weselu wszyscy siedzą zamiast tańczyć? – pojawił się George, tuląc żonę. – Dziewczyny na was czekają – zwrócił się do młodych.

Chłopcy odwrócili się ja na komendę. Dorcas, Rose i Sally siedziały po drugiej stronie namiotu i wyglądały na lekko podirytowane.

– Wealsey wygląda tak jak zawsze – stwierdził Scorpius, przyglądając się wkurzonej minie Rose.

– Mówisz o mojej córce! – zdenerwował się Ron.

– No wiem – młody Malfoy wzruszył ramionami, a potem poszedł do swojej parterki, by jeszcze trochę ją rozzłościć. James i Kevin poszli w jego ślady.

Derek przez chwilę przyglądał się Sabrinie, aż w końcu zaproponował, żeby przeszli się po ogrodzie. Został Albus.

– A z tobą co? – spytał Harry.

– Odziedziczyłem po tobie zdolność rozmów z kobietami, więc nie mam co ze sobą zrobić – upił trochę whisky.

*

– Gdzie się podziała Sabrina?   wkurzył się Scorpius, chwilę po tym, gdy posmarował olbrzymią malinkę na swojej szyi, jakimś produktem przyniesionym przez rozbawioną Roxanne.

– Wychodziła z Młodym – odparła Rose, poprawiając rozmazaną szminkę. – Ale z ciebie dzieciak, Malfoy. Przestań się już przeglądać z tym lusterku, wszystko wygląda dobrze.

Posłał jej jedno ze swoich najbardziej mrożących krew w żyłach spojrzeń, a ona tylko głupio się do niego uśmiechnęła.

– Roxy, jak się bawiłaś z Lorcanem? – spytała.

– Dobrze – odparła. – Zaprosił mnie do Hogsmeade, gdy wrócimy do Hogwartu.

– Tylko, żebyś go z tym drugim nie pomyliła – ostrzegł złośliwie Malfoy.

– Tylko ty jesteś na tyle upośledzony, żeby coś takiego zrobić. Oni nawet nie są podobni.

– Może gdyby mnie interesowali, wiedziałbym, który to London, a który ten drugi.

Rose i Roxanne równocześnie wywróciły oczami.

– Dobra, idę znaleźć Sabrine i zbieramy się do domu.

Ruszył w stronę Albusa, żeby zapytać go, czy nie widział jego siostry. Potem razem wyszli przed namiot.

 

Gdy Scorpius wreszcie odnalazł dziewczynę, ta siedziała na ławce i prawie przysypiała. Szturchnął ją delikatnie, tak, że przerażona podskoczyła i wycelowała w niego różdżkę.

– Zwariowałeś?

– Rusz się, wracamy.

– Dobra, tylko się pożegnam.

Weszła do namiotu, gdzie została już tylko garstka gości.

– O, tu jesteś Sabrina!

Odwróciła się, słysząc głos Freda.

– Nie widziałaś Młodego? Reszta rodzinki wróciła już do domu, a jego nigdzie nie ma.

– Jest w ogrodzie.

– Super, wyśpij się porządnie.

I odszedł do Dereka. Blondynka znalazła Młodych i podziękowała za zabawę, a potem pożegnała się jeszcze z Rose i Roxanne, a także z Harrym Potterem i Charliem Weasley. Reszta znajomych porozchodziła się wcześniej.

Derek teleportował się z Fredem do domu. Pozostali domownicy już spali. Chciał skierować się do swojego pokoju, żeby jeszcze pogadać z Kevinem, ale ojciec powstrzymał go ruchem ręki.

– Sally została na noc, więc masz do dyspozycji kanapę w salonie, wannę albo budę Diego.

– Bardzo śmieszne – wkurzył się.


Pierwszy rozdział 3 części. Wydaje nam się, że całkiem sympatyczny mimo panującego stanu wojennego w Świecie Magii. Chciałyśmy podzielić go na dwie części, ale w końcu zrezygnowałyśmy z tego pomysłu. Kolejne rozdziały będą już znacznie krótsze. Do następnego :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz