Derek kręcił głową widząc, co wyprawia Sabrina. Zbliżająca się wojna to faktycznie powód do stresu, ale nie upijania się. Zwłaszcza, że miała słabą głowę.
– Chyba już ci wystarczy – powiedział, gdy dokończyła czwartą lampkę wina i kiwnęła na nowego barmana „Wilkołaka”, żeby dolał jej znowu.
– Spadaj. Ja już mam siedemnaście lat, a ty nie. Mogę legalnie...
– Zaliczyć zgona?
Prychnęła i odrzuciła do tyłu blond loki. Dostał włosami w twarz.
– Jest niebezpiecznie – przypomniał łaskawie. – Ogłoszono stan wojenny, pamiętasz?
– Ciężko zapomnieć, gdy się widzi, co się dzieje – zamachała rękami jak opętana. – Tak nie powinno być już nigdy . Powinniśmy o tym czytać tylko w książkach do historii magii.
– Unikam książek do
historii magii. Zawsze się boję, że natrafię na jakąś wzmiankę o starych.
Wypiła kolejną lampkę
duszkiem i zrobiła się bardzo czerwona. To była chyba największa różnica z jej
bliźniakiem. Policzki Sabriny często nabierały różowawej barwy, a Scorpius
wiecznie był trupioblady, nawet podczas kłótni z Rose.
– Kevin i James dostali
się na kurs aurorski. Moja matka wpadła w szał.
Dziewczyna zachichotała.
– Nadają się tam jak
tłuczek do znicza – przyznała. – Ale może się przydadzą... Młody – jęknęła. –
Ja się nie nadaję na bohaterkę.
– Wolałabyś być
księżniczką w opałach? Przecież wszyscy wiedzą, że od zawsze rozdajesz karty.
Jesteś trochę jak ciotka Hermiona... a ja jak wujek Ron – skrzywił się. – Taki
lewoskrzydłowy... No wiesz, jak w quidditchu, gdy Chris nadlatuje z mojej lewej
strony, gdy próbujesz zabrać mi kafla.
– I zawsze coś spartoli –
mruknęła. – Gra z wami czwarty rok, a dalej stosuje ten nieudolny manewr.
– Ale załapałaś aluzje?
Razem damy radę to wszystko zakończyć. Ty będziesz strzelcem, a ja twoim
lewoskrzydłowym, zgoda?
– Zgoda. Wypijmy za to.
*
Draco obudził się bólem.
Po jego czole ściekały krople potu. Z początku nie mógł ogarnąć, co się dzieje,
ale gdy podciągnął lewy rękaw piżamy, prawie dostał zawału. Ta cholerna wojenna
blizna, którą wciąż ukrywał przed światem, paliła żywym ogniem. Prawie
zapomniał jakie to uczucie. Bliski omdlenia wstał z łóżka i chwycił swój
płaszcz. Wcześniej przemył odrobinę twarz wodą. Teleportował się do
Ministerstwa.
– Pan Malfoy? – zdziwił
się strażnik. – O tej godzinie?
– Zapomniałem czegoś z
biura – skłamał. – Ta robota nas kiedyś wykończy.
– Rozumiem. Musi się pan
wreszcie wyspać, źle pan wygląda...
– Dziękuję za troskę –
odparł niecierpliwie i odebrał swoją różdżkę, gdy tylko przeszła wszystkie
testy.
Prawie biegiem ruszył do
windy i pojechał wprost na trzecie piętro. Biuro Aurorów jak zawsze tętniło
życiem. Wilson i Stocker grali w karty. Przywitali się z nim krótko, gdy
wchodził bez pukania do biura szefa. Wiedział, że spotka Harrego nad papierami.
– Malfoy?
– Musimy pogadać. Zamknął
za sobą drzwi i rzucił zaklęcie, żeby nikt i im nie przeszkadzał.
Zdjął płaszcz, pod którym
wciąż miał piżamę. Podwinął lewy rękaw i Harry prawie spadł z krzesła.
– Jakim cudem?!
Draco pokręcił głową na
znak kompletnej niewiedzy.
– Myślisz, że tylko ty...?
– Nie wiem. Chyba trzeba
odwiedzić Azkaban, bo z Bassenthwaitem, Trawersem i Rowlem nie chce się
kontaktować, póki sami do mnie nie przyjdą.
Harry pokiwał głową.
– Zakryj to – polecił.
*
– To jakaś paranoja! –
krzyczał Teodor Nott, gdy Draco spokojnie siedział przy jego stole kuchennym. –
Możesz mi łaskawie powiedzieć, na Salazara, co tu się wyprawia?!
– Gdybym sam wiedział, z
szacunku do naszej starej, udawanej przyjaźni, chętnie bym ci powiedział. Ale
nie wiem, więc prowadzę śledztwo. Zapomniałem jak to strasznie nakurwia –
dodał. – Dziwię się, że ten ból nie postawił jeszcze na nogi zwłok Severusa
Snapea. Gadałeś z ojcem?
– Oczywiście. U niego
też. Ale kurwa, lepiej się do niego nie zbliżaj, nienawidzi cię. Zresztą jak
my wszyscy...
– Nienawidzisz mnie Nott?
– Tak! I nawet Blaise!
Tylko tobie się upiekło, ty cholerny farciarzu! Zawsze wychodziłeś ze
wszystkiego obronną ręką! A my?!
Draco miał ochotę rzucić
na niego czar sklejania języka. Uznał jednak, że lepiej, gdy Teodor wszystko z
siebie wyrzuci. Malfoy wiedział, ile nienawiści wciąż tkwi w jego sercu.
Wiedział też, że nie warto przekonywać byłego Ślizgona do tego, że wcale nie
miał szczęścia. No może z wyjątkiem tego, że spotkał Astorie. Ale przecież cała
reszta to była jego ciężka praca. Młody Nott uniknął procesów, a jego ojciec
Azkabanu. Jedyny wyrok jaki ich spotkał, padł od opinii publicznej. Jednak nie
przeszli tyle, co Malfoyowie.
– Musimy się chyba
spotkać... w starym gronie – skrzywił się. – Bo jakoś trzeba tę sprawę
rozwiązać.
– Pupilek Pottera –
splunął mu pod buty. – Nie będę wchodził w relacje z aurorami...
– Nie musisz – Draco
wstał. – Dam ci jeszcze znać kiedy i o której.
*
Derek siedział przed Norą
i gapił się na gnomy, które właśnie postanowiły urządzić walkę i okładały się
małymi rączkami. Nagle poczuł, że ktoś siada obok niego. Odwrócił wzrok i
zobaczył zatroskaną ciotkę Alex. Nawet nie wiedział, że kobieta przyjechała do
dziadków.
– Widziałam jak
wychodzisz z domu. Coś cię gnębi? – spytała, obejmując go ramieniem. – To
wojna?
– Nie… W każdym razie
niezupełnie. Chodzi o Kevina… Zaczyna teraz kurs, nie będzie go w szkole, a
przyzwyczaiłem się do jego obecności.
Było mu głupio o tym
mówić. Przecież to normalne, że ludzie dorastają i idą własną drogą. Nawet jego
ojciec i wujek George, a w młodości byli przecież nierozłączni.
– Rozumiem cię –
powiedziała Alex, a Derek spojrzał na nią zaszokowany. – Miałam to samo z twoją
matką. Była dla mnie autorytetem… Amanda zawsze była podobna do ojca, a Lizzy
do matki. Ja się czułam takim strasznym wyrzutkiem. Arystokracji nie lubiłam,
ale bałam się też otwartej walki. Jedynie Amanda mnie rozumiała. Zawsze mi
pomagała, a potem nagle wyjechała do WSA, uciekając przed swoimi problemami. I
było mi ciężko, ale musiałam sobie jakoś sama poradzić. A twojej mamie
zawdzięczam wiele, a najbardziej to, że wybrałam dobrą stronę.
– Nie rozumiem – zdziwił
się, bo ciotka była jednak sporym przeciwieństwem jego matki.
– Zaczęła się wojna.
Amanda z ojcem od razu wiedzieli, że trzeba walczyć. Matka wolała się nie
wychylać, a ja się bałam. Miałam czternaście lat i chyba do końca nie
wiedziałam, co tak naprawdę się dzieje. Ale wiedziałam jedno, że co bym nie
zrobiła i tak stanę po tej stornie, co Amanda. I to była jedna z lepszych decyzji
w moim życiu. Potem już wiedziałam, że chcę pomagać innym, dlatego zostałam
uzdrowicielem. Zaszłam w ciąże, nie miałam pieniędzy, ale patrząc na rodzinę,
którą stworzyli twoi rodzice, wiedziałam, że muszę dać Roxanne wszystko, co
najlepsze. Fred i Amanda świetnie was wychowali. Kevin jest od ciebie starszy i
dlatego tak mu ufasz. Ale naprawdę się nie martw, ponieważ już zdążył
przygotować cię do tego, że sobie poradzisz, gdy zostaniesz sam. Tylko jeszcze
tego nie wiesz, ale zrozumiesz, gdy nadejdzie odpowiednia chwila.
Przytuliła siostrzeńca.
*
Derek wsiadł do pociągu.
Dziwne uczucie, które mu towarzyszyło od rana wciąż nie ustępowało. Ostatni
rok. Rok bez Kevina i Jamesa. Poczuł się dziwnie zdołowany. Znalazł przedział,
w którym siedzieli Sam i Jacob. Wood też był przybity, bo jego dziewczyna
również skończyła już szkole.
– Nasza ostatnia podróż
do Hogwartu – westchnął.
– Nawet mi nie mów.
Rose z impetem otworzyła drzwi, a potem
wciągnęła do środka Roxanne.
– Albus siedzi ze Ślizgonami
– wyjaśniła.
– A Hugo poczuł się na
tyle dorosły, że unika starszej siostry – dodała Roxy.
W przedziale zrobiło się trochę ciasno, ale
nikt nie śmiał wyrzucić Krukonki. Derek chciał zapytać, dlaczego dziewczyna nie
siedzi ze swoim chłopakiem, ale Roxanne dała mu znać spojrzeniem, żeby lepiej
nie poruszał tego tematu.
– Podobno w tym roku też
mamy mieć zorganizowaną ochronę szkoły – zagadnął Jacob
– Taak... – mruknął
przeciągle Młody. – Wojna przecież wisi na włosku.
– Wojna już trwa –
poprawiła go Rose.
Młody wolałby, żeby droga
do szkoły trwała w nieskończoność. Jednak minęła bardzo szybko i stał już na
peronie. Noc była wyjątkowo ciepła i nie padało. Idąca za nim Kate, która
uwielbiała wróżbiarstwo, uznała to za złą wróżbę. Rudzielec wywrócił oczami i
ruszył do powozów. Rose, korzystając ze swojej władzy, wypłoszyła jakieś
drugoroczne Puchonki i pierwsza weszła do bryczki.
– Powinni cię zamknąć w
psychiatryku – mruknęła Roxanne, lądując się zaraz za nią.
– Cofam to, co mówiłem o
tobie i Malfoyu. Pasujecie do siebie – oznajmił Derek, wchodząc jako trzeci.
– Złe posunięcie – mruknęła córka Georga.
Przez głupią uwagę
Młodego, całą drogę do zamku słuchali marudzenia Rose i gróźb posyłanych pod
adresem Scorpiusa.
Tyle czasu minęło od
dnia, gdy Derek żegnał Kevina na peronie osiem lat temu, a teraz znowu musiał
zostać sam. Poczuł, że straszy brat zawsze był od niego dojrzalszy. Bo prawda
była taka, że Kevin nigdy nie potrzebował wsparcia Dereka, a Derek Kevina cały
czas.
– Co ty taki w żałobnym
nastroju? – spytała Sabrina, która czekała na niego po uczcie.
Młody poczochrał nerwowo
włosy, a ona spojrzała na niego podejrzliwie.
– Znowu jakaś dziewczyna? – spróbowała
zgadnąć, a chłopak spojrzał na nią z najczystszym zdziwieniem.
– Z tym to nigdy nie mam problemów – oburzył się.
– Racja, Masterson była kompletnie bezproblemowa...
– Chodzi o to, że dziwnie tak bez Kevina i Jamesa. – wyjaśnił szybko, by blondynka nie ciągnęła tematu jego nieudanego związku. – Przywykłem do ich obecności. No i nasza grupa dużo straci...
Dziewczyna pokiwała
energicznie głową.
– Tak, ale damy sobie
radę. A jakby coś się działo to zostanę twoim lewoskrzydłowym.
Zaśmiał się.
– Umowa stoi?
– Stoi.
*
*
W drugim tygodniu zajęć
Roxanne szła na śniadanie sama. Zauważyła, że ludzie od rana byli jacyś dziwni.
W pokoju wspólnym rzucił się w jej oczy nowy numer „Proroka Codziennego” i
informacje o atakach. Wiedziała, że stoją za to między innymi Travis i kilka
innych osób, które poznała na nielegalnych pojedynkach.
– Weasley!
Odwróciła się odruchowo.
Za nią stało kilku Ślizgonów z jej roku. Dokuczali jej intensywnie po procesie.
– Czego Cold? – spytała z
nieukrywaną niechęcią.
– Twoi kumple zaatakowali
mojego wujka.
– Nie mam kumpli. Lepiej
się odwal, bo znowu dorobisz się wszy.
– Wiedziałem, że to twoja
robota.
– Nic mi nie udowodnisz,
ty przerośnięta glisto...
– Doigrałaś się Weasley.
– Co tu się dzieje?!
W ich stronę szła
wzburzona Rose. Nowiutka plakietka Prefekt Naczelnej błyszczała się tak mocno,
że raziła po oczach.
– Odwal się – ostrzegł ją
Cold.
– Minus dziesięć punktów
dla Slytherinu i rozejść się.
Piętnastolatek skierował
różdżkę w jej stronę, a Roxanne ze złością rzuciła się na niego z pięściami.
Chwycił Gryfonkę za szatę i rzucił na podłogę. Rose niemal płonęła, gdy
wyciągała różdżkę, ale ktoś złapał ją za nadgarstek. Po jej lewej stronie
znalazł się Scorpius, który z najwyższym obrzydzeniem patrzył na młodszego
kolegę i celował w niego różdżką. Krukonka oniemiała i spojrzała za siebie.
Kilka kroków za nimi stali Dorian i zakłopotany Albus. Znów zwróciła wzrok na
Malfoya, który puścił już jej rękę i podszedł do Colda.
– Przeproś je natychmiast
gumochłonie albo popamiętasz – oznajmił.
– Co ty, Malfoy...
– Powiedziałem coś i nie
będę się powtarzał.
Pozostali piątoklasiści
cofnęli się, zostawiając dwóch Ślignoznów na środku. Roxanne zdążyła się już
podnieść i teraz przyglądała się im ze zdziwieniem.
– Ale...
– Zaatakowałeś moją
przyjaciółkę i próbowałeś zaatakować moją dziewczynę – po tych słowach Rose
zakrztusiła się powietrzem. – Albo przeprosisz je na kolanach w tym momencie,
albo już nic ci nie pomoże.
– Tom, zrób to – ponaglił
go jeden z jego przyjaciół.
Cold z całkowitym
przerażeniem uklęknął na dwa kolana, a Scorpius przyłożył mu różdżkę do głowy.
– Prze... przepraszam...
– Ok, wstawaj – mruknęła
zażenowana Roxy.
Chłopak podniósł się i
uciekł z pozostałymi przyjaciółmi.
– Czy tobie mózg odjęło?!
– krzyknęły obie.
– Nigdy go nie miał... –
mruknęła młodsza.
– Racja.
Skrzyżował ręce na piersi
i uśmiechnął się kpiąco.
– Minus pięć punktów za
groźby karalne – oznajmiła Rose.
– Ok, to może pójdziemy
już na śniadanie? – objął ją ramieniem, a ona zrobiła się cała czerwona. –Umieram
z głodu, KOCHANIE – zaakcentował ostatnie słowo, bo właśnie mijała ich grupa
Krukonek, które zaczęły chichotać.
Twarz Rose płonęła, gdy
szli ze Scorpiusem do Wielkiej Sali. Za nimi wwlekła się rozbawione Roxanne i
zażenowany Albus. Derek, który był już w środku i siedział nad jakimś
tomiszczem, zagwizdał głośno, a Krukonka zrobiła taki ruch jakby chciała
podbiec i mu przywalić. Blondyn jej na to nie pozwolił, tylko skierował ich w
stronę jej stołu.
– Smacznego – powiedział
z uroczym uśmiechem.
Ludzie przyglądali się im
z ciekawością.
– Dzięki Malfoy.
Pocałował ją w wściekle
czerwony policzek i z zadowoleniem ruszył do stołu Slytherinu. Rose opadła na
ławkę, chwyciła numer Proroka, który ktoś zostawił na stole i zasłoniła się
nim. Roxanne usiadła obok Dereka. Spojrzeli na siebie i oboje ryknęli śmiechem.
*
– To był nasz najgłupszy pomysł w życiu – stwierdził Kevin, robiąc kolejne kółko podczas rozgrzewki na treningu aurorów.
– To i tak nie jest najgorsze – uśmiechnął się lekko James. – Wolę bieganie od teorii.
James przeklął
siarczyście, Kevin tylko westchnął.
– Po wojnie od razu stąd
spierdalam.
– Ja też.
Życie studenckie okazało
się dla chłopaków lekko zaskakujące. Choć same zajęcia były męczarnią, to
wieczorne imprezy trochę to rekompensowały.
– Jakim cudem was tu
przyjęli? – spytał Martin, gdy popijali ognistą w ich pokoju, gdzie znalazło
się o wiele za dużo ludzi.
– Ja miałem dobre wyniki z testów, a Jim dobre
nazwisko – wytłumaczył Kevin.
– Miałem o wiele lepszy
wynik ze sprawnościówki, Ośle.
– I serio chcecie
zaliczyć kurs w rok? – odezwał się ktoś spod okna. – Życie studenta jest
zajebiste, po co się spieszyć?
– Jest wojna, wolimy
działać, niż tu tkwić.
– A poza tym prawdę
mówiąc, żaden z nas nie chce tu być.
– Starzy wam kazali?
Chłopcy spojrzeli na siebie
i wybuchli śmiechem.
– To ostatnie, o co możesz
ich posądzić – odpowiedział z powagą James.
*
– Wykończą mnie nerwowo –
Amanda z hukiem zamknęła drzwi w gabinecie szefa. Harry, który kompletnie się
tego nie spodziewał podskoczył na krześle, a okulary zsunęły mu się na czubek
nosa. Draco obdarzył kobietę chłodnym spojrzeniem, ale ta się wcale nie
przejęła.
– Co się stało? – spytał Potter, poprawiając
okulary, choć już przypuszczał odpowiedź.
– Kevin i James...
Gildenstern mówił, że Jim śpi na każdym wykładzie, a Kev ma problemy z
wszystkimi zadaniami fizycznymi... Co prawda znośnie rzuca zaklęcia, to moja
szkoła, ale do walki się nie nadaje. Poza tym cały czas tylko węszą.
– Co znaczy "węszą"? – spytał Draco
niepewnie.
– To – zaczęła Amanda,
podając na krzesło – że prawdopodobnie chcą dowiedzieć się czegoś na temat
śledztwa. Liczą, że podeślą jakieś informacje reszcie w Hogwarcie i bez naszej pomocy
Sabrina znajdzie atrybut Astorii.
– Skąd ta teoria?
– Bo Jim to twój syn,
byłeś taki sam.
Harry westchnął
– Racja. Mogłem im nic
nie mówić, ale miałem już dość tych podchodów. Myślałem, że odpuszczą, a oni
widocznie uznali, że muszą się w to zaangażować. I jeszcze ten dziennik
Astorii, który udało im się znaleźć… Trzeba jak najszybciej skontaktować się
byłymi śmierciożercami.
– Pracuję nad tym –
wkurzył się Draco. – Ale oni nie są wami, nie mają w genach potrzeby ratowania
innych, jedynie swojej dupy.
– Dlatego trzeba ich
przekonać, że lepiej wyjdą, wybierając naszą stronę.
I mamy kolejny rozdział, może mniej pchający fabułę do przodu, a bardziej nostalgiczny, ale za niedługo akcja przyśpieszy (mam wrażenie, że obiecujemy to w co drugim rozdziale :p). Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia za dwa tygodnie :) Możecie zostawić ślad po sobie w komentarzach :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz