Rozdział 30

Derek siedział w bibliotece. Ostatnimi czasy często tu przebywał. Albo uczył się, albo szukał informacji o artefaktach, a przede wszystkim chował się przed całym światem.

– Cześć – przywitała się Sabrina. – Jak idą treningi?

– Nie jestem Jamesem, ale na pewno pokonamy was w tym roku.

– Słyszę to odkąd zaczęliśmy grać w drużynach – zaśmiała się. – Ale myślę, że będziesz lepszym kapitanem niż Potter... Bądźmy szczerzy, każdy byłby lepszy.

– Nie lubisz Jima?

– Wiesz, że zawsze miałam go za nadętego pajaca.

– Trochę taki jest – przyznał Derek.

– A ciebie zawsze bolało, że musiałeś konkurować z nim o względy Kevina.

Młody odwrócił się z jej stronę.

– To nie tak... Nie wiesz jak to jest wychowywać się w tak wielkiej rodzinie i to jeszcze wtedy, gdy wszyscy się z ciebie nabijają. Gorzej to chyba miał tylko Hugo... No i Albus, ale on przynajmniej dobrze się uczy, a mnie zawsze skazywano na straty.

– Ale im pokazałeś.

– I tak nie wierzą, że pójdę na studia… Ale nie o tym chciałem pogadać. Rozmawiałem z Kevinem i doszliśmy do wniosku, że te artefakty połączone są z żywiołami. No wiesz – ten amulet Harrego był wykuty przez Gobliny, to ogień. Laska twojego ojca jest z najstarszego drzewa dębowego, czyli las. Artefakt matki był ukryty w grobowcu egipskim, przez jakiegoś jego krewnego, który pracował jako łamacz zaklęć, to piach. Jak rozszyfrujemy resztę, to będziemy wiedzieli, jaki żywioł łączy się pierścieniem twojej matki i wtedy może go znajdziemy.

Sabrina przyglądała mu się z podziwem.

– Ale to nie takie proste – powiedział, trochę pochmurniejąc.– Aurorzy już na to prawdopodobnie wpadli i chronią informacje o reszcie artefaktów, a Jim i Kevin do świąt utknęli na szkoleniu i dopiero potem dostaną staż w biurze.

– Czyli czekamy do świąt i znów zaczynamy śledztwo?

– Tak, choć wcale nie chce mi się jechać do domu.

*

– Co robisz? – zaciekawił się James, gdy wrócił do pokoju z łazienki. Nie miał koszulki, a z włosów kapała mu woda. Jego kuzyn siedział przy biurku i skrobał coś na kawałku pergaminu.

– Piszę list do Sally.

Potter zagwizdał.

– Myślisz, że znajdzie sobie innego do czasu, aż się stąd nie wydostaniemy?

– Nie. Myślę tylko, że mój najlepszy kumpel jest zjebem.

– Pamiętam jeszcze czasy jak wszyscy myśleli, że jesteś gejem – chłopak rzucił się na swój materac, ręce założył za głowę, a z twarzy nie schodził mu uśmiech.

– Tak, a ty moi chłopakiem.

– Sorry, nie kręcą mnie dziary.

– Jim, Jim, Jim... przecież cię znam. Nie byłeś z żadną dziewczyną od czasu związku z Masterson. W tym momencie dziary nie byłyby dla ciebie żadnym problemem.

James się zamyślił.

– W sumie masz rację.

Kevin przywiązał list do nogi sowy i wypuścił ją przez okno.

– Jak myślisz, co dziś będzie na kolację?

*

Ilość stresujących i zaskakujących zadań, jaka spadła ostatnio na Malfoya, mocno go przygnębiała. Od rozmowy z Nottem spędzał długie godziny na planowaniu ewentualnego spotkania z dawnymi śmierciożercami. Nie pomagał ból przedramienia ani fakt, że nie wiedział, kto zamieszany jest w tą cholerną sprawę z artefaktami. Pamiętał Bridgemana i Wernera, których spotkał swego czasu w barze. Jasno dali mu wtedy do zrozumienia, że stoją po stronie Swana. Nawet dobrze, bo tak nie lubił tych gnojków, że próba nawiązania z nimi jakiegokolwiek sojuszu, pewnie by go wykończyła.

– Jak to się skończy, to strzelę sobie Avadą w łeb i udam się na zasłużony wieczny odpoczynek – mruknął pod nosem.

Na biurku leżał dziennik Astorii, który Sabrina ze Scorpiusem podesłali mu przed wakacjami. Oczywiście zaczął od zabezpieczania go wszystkimi zaklęciami, żeby nikt go nigdy nie odczytał. Nie był głupi, wiedział, że jego córka na pewno skopiowała sobie wszystko i nie wątpił, że wpadła na jakiś pomysł, żeby ukryć informacje przed śmierciożercami. A on przed porodem żony myślał, że dziewczynka będzie charłakiem, a tu nie dość, że wyrosła na niesamowitą czarownicę, to jeszcze była tak podobna do Astorii. Szkoda tylko, że kręcili się przy niej sami idioci…

Po mnie odziedziczyła słabość do krwi Blue – pomyślał gorzko, gdy przed oczami stanęła mu sylwetka Dereka i ten jego cholerny, weasleyowski uśmiech. – Dobra Malfoy, skończ się rozpraszać takimi pierdołami.

Sięgnął po pierwszy pergamin i zaczął pisać krótką notkę. Oby tylko jego plan nie okazał się kompletną porażką, jak wszystkie poprzednie od momentu, gdy zdecydował się kandydować na Ministra.

 

Stary letniskowy dworek, o którym nikt nie wiedział, okazał się świetnym miejscem na spotkanie. Malfoy domyślał się, że wśród byłych śmierciożerców może być jakiś szpieg Swana, więc wiedział też, że nie może poprowadzić rozmowy w zbyt dalekim kierunku. Harry martwił się, że to spotkanie może okazać się dla niego bardzo ryzykowne, więc zaoferował mu kilku aurorów, ale ich spławił. Teraz stał w małym salonie i czekał na przybycie mężczyzn, których poinformował dwa dni wcześniej. O dziwo przybyli wszyscy.

Rowle, Travers, Nott, Jugson, Selwyn, Clarke, Hughes*… Poczuł mdłości, gdy na nich patrzył. Czuł bijącą od nich wrogość, ale widocznie coś ich jednak powstrzymywało przed rzuceniem na niego morderczej klątwy.

– Kopę lat Malfoy – powiedział Clarke zimnym tonem. Gdy ostatni raz widział mężczyznę, ten był dosyć młody, teraz już jego włosy były całkiem białe. – Co cię tak naszło na spotkanie w starym gronie?

– Nie udawaj. Nie zaprosiłem was na kawę i ploteczki. Dobrze wiem, że ktoś wzywa nas do siebie, ale tak sprytnie, że nie mogę go zlokalizować. A chętnie wydarłbym mu flaki.

– Zawsze możemy ci odciąć rękę – zaoferował Jugson. – Jeżeli twoje delikatne arystokratyczne ciało nie jest w stanie znieść odrobiny bólu.

– Zawsze mogę ci odrąbać w zamian coś innego. Możemy porozmawiać normalnie? Jestem zdziwiony, że nikt z was nie zdenerwował się na tego popaprańca, który bawi się w Czarnego Pana…

– Jak taki zdrajca jak ty ma w ogóle czelność wspominać Czarnego Pana?! – wrzasnął Travers.

– Kłótnie nie mają sensu – wciął się Nott, który przez ostatni rok korespondencji z Draco, miał wystarczająco dużo czasu, żeby przemyśleć sobie całą sprawę. – Malfoy to gnida i wiemy o tym dobrze, ale spotkaliśmy się tutaj, żeby rozwiązać nasz wspólny problem…

– Czyżbyś też już zapomniał, że Ślizgoni działają sami?

– To działaj sam, wiesz, gdzie są drzwi – odparł Draco. – Nikogo nie zamierzam tu siłą trzymać. Poczekam aż zostaną ci, którzy chcą normalnie pogadać.

Byli śmierciożercy popatrzyli po sobie, aż w końcu Hughes jako pierwszy zajął miejsce w fotelu. Chwilę trwało, ale wszyscy pozostali również usiedli.

– Co masz zamiar zrobić? – spytał Clarke tym samym zimnym tonem, co wcześniej.

– Ukatrupić pojeba, który funduje nam te atrakcje,

– Jak?

– Długimi Crucia…

– Pytam, jak masz zamiar go złapać?!

– Och, nie zamierzam nikogo gonić czy łapać. Poczekam aż sam się pojawi.

– Pewnie chcesz wiedzieć, co my wiemy – prychnął Jugson.

– Jeżeli zechcecie się tym podzielić, będę wdzięczny.

Draco machnął leniwie różdżką, a przed mężczyznami zmaterializowały się literatki i butelka Najlepszej Ognistej Whisky.

– Co będziemy z tego mieli? – spytał Travers, gdy wypił pierwszą kolejkę.

– Umorzenie wszystkich spraw, pewność, że nie zginiecie we śnie, jak pozostali, których już ten los spotkał i przestanie was napierdalać ręka.

– To prawda, że za całą tą sprawą stoją jakieś silne, magiczne przedmioty?

– Prawda. Ich moc jest w stanie wymazać połowę życia na planecie, za jednym razem**. Tylko do tego potrzebne są wszystkie, a nasz wróg jeszcze nimi nie dysponuje…

– Twój wróg – poprawił go Clarke. – Powiedzmy, że słyszałem co nieco.

Draco spojrzał na niego pytająco.

– Twój rówieśnik i nasz cudowny Minister Magii, nie był podobno jedynym dzieckiem Wentwortha Swana… Zaskoczony?

Zdecydowanie zaskoczyła go ta informacja. Znał rodzinę Swanów od dawna i nigdy nie słyszał o tym, żeby Oscar miał rodzeństwo.

– Jakieś konkrety?

– Nie wiem za dużo na ten temat. Podobno ukrył swoje pierwsze dziecko i rozpowiadał wszystkim, że umarło. Ale ja w to nie wierzę. Słyszałem plotki, że wychował je w tajemnicy czarnoksiężnik Aretas i obdarzył całą swoją czarnomagiczną wiedzą. Swego czasu Czarny Pan próbował zlokalizować tego czarodzieja, ale nikt nie wie, czy mu się udało…

– I ty wierzysz, że te plotki są prawdziwe?

– Plotki to plotki, prawda? Ale nie sądzę, by ktoś inny był w stanie opracować taki plan morderstwa.

– Jak znaleźć tego czarodzieja?

– Mnie pytasz? – zaśmiał się wrednie. – To ty jesteś podobno wykwalifikowanym aurorem, prawda?

Draco wyzerował zawartość literatki, patrząc na Clarka z nieukrywaną pogardą.

*

– Na Merlina Lily, jak ty wyglądasz? – spytał zaskoczony Albus, widząc swoją młodszą siostrę.

Właściwie z początku jej nie poznał, bo Potterówna całkowicie zmieniła fryzurę. Jej włosy sięgały teraz ramion, ale co ważniejsze – nie były rude, a blond. I gdy nie charakterystyczny pieprzyk na czole i to, że Gryfonka uwieszona była ramienia pryszczatego Landona, to uznałby ją za nową uczennicę Hogwartu.

– Spadaj Al – powiedziała zła.

Minęła go szybko, ciągnąc za sobą Landona, a Potter stał całkowicie zszokowany tym, co zobaczył. Nie spodobało mu się również to, że jeden z młodych aurorów, którzy patrolowali korytarze, odwrócił się za jego siostrą. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek ruszy go to, co dzieje się z bliską mu osobą.

– Czemu ona jest tak cholernie upierdliwa? – jęknął. – I czemu James skończył już szkołę?

 



Wieczorem opowiedział wszystko Scorpisuowi, który również nie był w najlepszym humorze.

– Ramirez mówił, że spędza z twoją siostrą sporo czasu, bo spotyka się teraz z tą całą Natalie…

– I co ja mam zrobić?

– A bo ja wiem? Możesz zabić tego jej chłopaka, chociaż to straszna pizda. Myślę, że cala wina leży po stronie Masterson, ale zaatakowanie kobiety to za dużo nawet dla Ślizgonów… Wiec po prostu zapomnij, że masz siostrę?

– Genialna sugestia – prychnął z ironią. – Twoja siostra przynajmniej jest normalna…

– Brina? Kto normalny uznałby ją za normalną?

– To zdanie w ogóle nie miało sensu.

– Twoje zachowanie nie ma sensu. Od kiedy przejmujesz się tak bardzo losem innych? Zmiękło ci serce, po tym jak Nicole cię rzuciła?

– Musisz mi to w kółko przypominać?

– Tak – odpowiedział z wrednym uśmiechem, a potem dodał: – Ale w zasadzie ci zazdroszczę. Bycie samemu nie jest takie złe…

– Nie do końca. Po prostu ty spotykasz się z Rose.

– Właśnie. I coraz bardziej mam jej dość.

– Zamierzasz jej to powiedzieć?

– Tak, ale dopiero, gdy opanuje wszystkie zaklęcia ochronne… Co powiesz na zostanie moim Strażnikiem Tajemnic?

– Nie lubię cię aż tak bardzo, żeby ryzykować dla ciebie życie.

Scorpius spojrzał na niego i lekko się uśmiechnął.

– Właśnie dlatego się z tobą zadaję.

*

Pierwszy mecz quidditcha, w którym Derek występował w roli kapitana okazał się dla Gryffonów wielkim sukcesem. Impreza też była udana, chociaż musiał przyznać, że brakuje mu na niej Sabriny. Teraz najchętniej każdą wolną chwilę spędzałby z dziewczyną. Irytowało go trochę, że on wcale tak bardzo nie był jej potrzebny. A najbardziej wkurzyło go, gdy wspomniała przy ich ostatnim spotkaniu w bibliotece, że jest teraz w stałym kontakcie z Marcusem. Były Ślizgon zdobył zaufanie pozostałych członków ich grupy, ale Młody nie mógł się wciąż do niego przekonać. I ciągle przekonywał sam siebie, że to wcale nie ma nic wspólnego z zazdrością…

– Szkoda, że nie ma w tym roku wyjść do Hogsmeade – westchnął Sam, popijając piwo kremowe.

– Właśnie – dodał Jacob. – Moglibyśmy skołować ognistą od dostawcy Malfoya, a tak to dupa… No i mógłbym zaprosić Dylan na randkę…

– Zapomniałeś, że nie wybaczyłem ci jeszcze, że zostawiłeś moją siostrę? – spytał Derek, gdy przeżuł i połknął czekoladową żabę.

– Jasne, że nie. Przypominasz mi o tym średnio co dwa dni. Przeważnie wtedy, gdy nie ma obok ciebie Blondi. Mam wrażenie, że wtedy jesteś bardziej drażliwy…

– Co sugerujesz?

– Że ty też powinieneś zaprosić na randkę pewną dziewczynę.

Młody zacisnął zęby. O ile nie przeszkadzało mu, że Kevin ciągle sugeruje mu ukryte uczucie do Sabriny, to uwagi innych wyjątkowo źle na niego działały.

– Nie podoba mi się Blondi. To tylko moja przyjaciółka. Istnieje przyjaźń damsko-męska.

– Jasne – powiedział ugodowo Sam.

Młody miał już dosyć kumpli z dormitorium, więc poszedł zatańczyć z Samanthą, by pokazać im jak bardzo nie podoba mu się Sabrina.

*

Roxanne dawno nie była aż tak wyprowadzona z równowagi. Gdy biegła przez korytarz, przewróciła jakiegoś pierwszoroczniaka, ale nawet nie odwróciła się, by go przeprosić. Wpadła do Pokoju Wspólnego, nie patrząc na uczniów, którzy zaczęli chichotać i wbiegła po schodach prowadzących do męskich dormitoriów.

– Co ty tu robisz? – spytał zdziwiony prefekt z szóstego roku.

– Zjeżdżaj – warknęła do niego.

– Minus dziesięć…

Nie zdążył dokończyć, bo piętnastolatka zniknęła za drzwiami prowadzącymi do dormitorium jej kuzyna. Derek właśnie wyszedł z łazienki po prysznicu, bo chwilę wcześniej skończył trening.

– Roxy?

– Pożycz mi Listę Wstydu.

Zrobił zaskoczoną minę. Odrzucił mokry ręcznik na poręcz krzesła i usiadł na łóżku, przyglądając się z niepokojem kuzynce.

– Głuchy jesteś? – spytała rozdrażniona.

– Po co ci Lista? Nie powinnaś się pakować w kłopoty.

– Mój roczny szlaban skończył się w czerwcu.

– Wiesz, że jak będziemy używać jej z byt często, to nauczyciele się zorientują?

Weasleyówna robiła się coraz bardziej czerwona ze złości, więc westchnął i podszedł do szafy. Machnął różdżką, a ona się otworzyła. W środku ukrywał wszystkie wynalazki.

– A powiesz chociaż, na kim chcesz jej użyć? – spytał, zanim podał jej pergamin.

– Na Lily.

*

Początkiem grudnia James i Kevin zaczęli z zapałem odliczać dni do końca szkolenia. Okazało się, że są jedynymi osobami, które chciały przejść przyśpieszony kurs i zacząć staż. Reszta liczyła na dostanie się w szeregi armii lub ochotniczy udział w walce, ewentualnie studencki tryb życia tak długo, jak to możliwe.

Potter tak bardzo wszedł w tryb szkolenia, że gdy Kevin czytał swoją mapę myśli na temat rozwiązania ich problemów, on podnosił się na drążku. Weasley powoli zaczął zazdrościć kuzynowi sylwetki, chociaż musiał przyznać, że i jego wygląd się poprawił. Posturę odziedziczył po ojcu, więc był niższy od Dereka i bardziej krępy. Do tego nigdy nie brał udziałów w treningach sportowych, więc gdy jego brat i kuzyn biegali po błoniach, robili pompki lub latali na miotłach, on czytał książki, słuchał muzyki, a czasem z nudów liczył im okrążenia. Teraz na jego klatce piersiowej pojawił się zarys mięśni i był bardzo szczęśliwy z tego powodu.

– Sto! – krzyknął James i zeskoczył na podłogę. – Co robisz?

– Wypisuję wszystkie miejsca na świecie, w których byli aurorzy w poszukiwaniu artefaktów, a o których wiemy.

Pokazał Potterowi rozrysowaną mapkę myśli z mnóstwem zakreśleń i strzałek. Chłopak trochę się skrzywił, próbując odgadnąć tor rozumowania przyjaciela.

– I jaki efekt? – spytał po minucie, gdy nie udało mu się zrozumieć ani jednej rzeczy.

– Że nadal nic nie mamy…

– Czyli jednak staż – prychnął niezadowolony. – A liczyłem, że zdobędziemy papier ukończenia kursu i będziemy się mogli wymiksować z tej szopki.

– A ja zacząłem powoli odnosić wrażenie, że podoba ci się praca aurora…

– Chyba żartujesz.

Kevin uśmiechnął się pod nosem. Zbyt długo znał Pottera, żeby wiedzieć, kiedy kłamie. Zwłaszcza, że pomimo jego ciągłego narzekania na prowadzących kursy, oczy świeciły mu się za każdym razem, gdy pokonywał innych w pojedynkach. Weasleyowi udawało się to głównie, gdy jego przeciwnik był na kacu. Za to nieźle radził sobie podczas podstaw detektywistycznych. Niestety oboje byli beznadziejni w łamaniu klątw.

– Jeszcze tylko trzy tygodnie i dom – zauważył z roztargnieniem Kevin. – Niby nie jest to raj na ziemi, ale w obecnej sytuacji mam wrażenie, że przyjemniejszy niż życie poza poligonem.

– Spokojnie, znajdziemy ten cholerny atrybut i zakończymy plan Swana. A potem zaczniemy dorosłe życie. Jakie masz plany?

– Będę chciał oświadczyć się Sally i żyć z nią, a potem może mieć dzieci… I tak szczerze mówiąc, więcej do szczęścia mi nie trzeba.

– Chciałbym powiedzieć, że jesteś beznadziejny, ale chyba cię rozumiem…

Potter z zamyśleniem spojrzał przez brudną szybę ich małego pokoju.

 

 

*Jak łatwo zauważyć, niektóre z nazwisk śmierciożerców pochodzą z serii, a niektóre zostały przez nas wymyślone.

**Pomysł został zaczerpnięty z uniwersum MCU.


Przesuwamy akcję dość mocno do przodu, ponieważ w kolejnym rozdziale nasi bohaterowie wyjadą do domu na święta. Jak to w wielkiej rodzinie bywa - będą dramy. "Widzimy się" za dwa tygodnie, a dziś życzymy wszystkim czytelnikom Wesołych Świąt ;*

1 komentarz:

  1. Witaj,
    pragnę poinformować, że Twój blog został jednym z ulubieńców miesiąca marca w Magicznym Zbiorze. Post oraz reklama już wiszą na blogu. Pozdrawiam! :)
    MZ

    S.

    OdpowiedzUsuń