Rozdział 31

      Dni mijały szybko, zamieniały się w tygodnie, a te w miesiące. Nasi bohaterowie nim się obejrzeli witali grudzień. W tym roku jednak nawet pogoda nie chciała współpracować. Śnieg spadł tylko raz w minimalnych ilościach i stopniał szybciej, niż się pojawił. Za to praktycznie codziennie lał deszcz, co nie poprawiło nikomu humoru. Uczniowie Hogwartu z wdzięcznością przywitali koniec semestru i czekali z niecierpliwością na wyjazd na święta.

*

     Zdenerwowany Draco wszedł do Biura Aurorów. Amanda ubierała choinkę.

     – Ty też? – warknął wkurzony.

     – Co też? – spytała wciąż uśmiechnięta, widocznie kiepski humor Malfoya nie mógł popsuć jej własnego.

      – Matka ozdobiła tym badziewiem cały dwór – mówiąc to machnął ręką w stronę pudeł z ozdobami.

    W tym samym czasie, w którym wypowiadał te słowa, przez drugie drzwi wszedł Harry, potknął się o łańcuchy i wpadł na Dracona.

     – Kurwa, kto wywalił te śmieci?! – krzyknął, starając się złapać równowagę.

     – Złaź ze mnie Potter! Blue, jak to nie zniknie za pięć minut to nie ręczę za siebie!

     Obaj mężczyźni patrzyli z nieukrywaną irytacją na kompankę. Zanim Amanda zdążyła się odgryźć, wszedł Goldenmayer niosąc kolejne pudła. Harry zamrugał kilka razy.

     – Skąd to macie?

     – Z magazynu – pani Weasley wzruszyła ramionami i dalej ozdabiała choinkę. - Mam nadzieję, że pamiętacie, że dziś jest wigilia firmowa?

     – Jaka wigilia? – zdenerwował się Harry. – Wiesz co się dzieje, musimy szukać atrybutów, a wy sobie wigilię firmowa wymyślacie?!

     – Ginny się już nastawiła, że będzie – kobieta wykorzystała asa, którego przez cały czas trzymała w rękawie.

– Super – Harry kopnął pudło z bombkami. – Nie znoszę świąt.

*

Kevin z Jamesem aportowali się do Doliny Godryka w momencie, gdy znów zaczął lać deszcz. Szli kawałek w milczeniu, ponieważ pogoda nie nastrajała do rozmów i dopiero przed domem rodziców Potter odetchnął z ulgą.

 – Wreszcie koniec, już czuję smak sernika babci – mówiąc to otworzył kopniakiem drzwi. Ostatnio wszędzie wchodził w taki sposób.

– Tak. Młody z Jen przyjadą jutro, a na razie mam cały wieczór, żeby odpocząć... I zdać matce relacje.

 – I trzeba jeszcze ojcu zanieść podanie na staż – James skrzywił się z niesmakiem.

Na podwórko wybiegła Ginny ubrana w pantofle i fartuch. Złapała syna w objęcia.

– Już myślałam, że wrócisz bez ręki i oka.

– A tak to wraca tylko z nadszarpniętą wątrobą – zażartował Kevin, a ciotka zmierzyła go oburzonym spojrzeniem.

– Gdzie masz parasol? Biegnij zaraz do domu, bo się przeziębisz!

– Tak jest – zasalutował, uśmiechnął się do Jamesa, a potem przeszedł przez bramkę obok, by pogłaskać uradowanego Dingo.

 

Amanda niemal znokautowała go drzwiami, które otworzyła z rozmachem.

– Jesteś. Wchodź szybko, bo zimno się robi. Jak się czujesz?

– Dobrze – wzruszył ramionami. – A jak mam się czuć?

– Na szkoleniu dają wycisk fizyczny, myślałam, że wrócisz po miesiącu.

– Dzięki za wiarę.

 Uścisnęła go mocno. Był od niej już głowę wyższy i miała wrażenie, że trochę przybrał na masie. Chwilę później ktoś zapukał i Fred z cwanym uśmiechem otworzył drzwi, a do środka wbiegł pies, a za nim weszła Sally. Kevin puścił niezadowoloną matkę i podszedł do dziewczyny, którą się w niego wtuliła.

         – Tęskniłam.

– Ja też.

 

Kiedy zjedli obiad, Kevin zabrał swoją dziewczynę do pokoju. Amanda patrzyła na to z niezadowoleniem, chciała wypytać syna o wszystko.

– Nadal zazdrosna? - spytał wesoło Fred.

– Przestań się wygłupiać. Ja dalej tak do końca nie wiem, co Kevin z Jamesem kombinują, ale wszystkiego się dowiem.

 – To jutro, bo zaprosiłem Sally na noc.

Kobieta poczerwieniała i miał wielką radość, widząc jej minę.

 

 Owen usiadła na kolanach Kevina i się do niego wtuliła.

– Bałam się, że zakochasz się tam w jakiejś.

– Oszalałaś? Te dziewczyny tam są jak moja matka, liczy się tylko adrenalina. Poza tym za samo pokrewieństwo byłyby w stanie zaciągnąć mnie do łóżka, a Jamesa to już w ogóle... Ale ani trochę mnie nie interesowały, po co mi jakieś fanatyczki bitew, silniejsze ode mnie? Mam mój mały skarb.

 – Wiesz, że co jak co, ale mała nie jestem.

 – Dalej masz jakieś głupie kompleksy?

Pokręciła głowa.

 – To dobrze. Bo wtedy inaczej byśmy rozmawiali.

 – Twoja mama mnie chyba nie lubi.

Zaśmiał się.

– Za to tata cię kocha. A mamą się nie przejmuj. Ma na głowie inne zmartwienia.

*

Następnego dnia do domu przyjechali Derek i Jen. Amanda była w pracy, a Sally z Kevinem ubierali choinkę.

– Wreszcie – ucieszył się najstarszy z rodzeństwa. – Co tak długo?

– A jak myślisz? – mruknął Derek. – Nie mogłem podejść do kursu teleportacji i czarować też nadal nie mogę.

 – Też bym wolał, żebyś już skończył siedemnaście lat – powiedział Fred, wciągając kufer córki do środka. – Co tam nawlekłaś na dwa tygodnie?

– Same ważne rzeczy – odpowiedziała, przytulając brata i jego dziewczynę. – Cześć Sally, jak praca w księgarni?

 – Całkiem dobrze, codziennie widzę się z waszą ciotką.

– Hermiona zawsze miała bzika na punkcie książek – zaśmiał się Fred. – Zrobię obiad, a wy pomóżcie z choinką.

Mężczyzna zniknął w kuchni, Jen zaczęła szukać ulubionych ozdób w pudłach, a Derek położył się na kanapie z rękami pod głową.

– Jeszcze tydzień – powiedział Kevin, wieszając zaklęciem bombki. - Dzieje się coś w Hogwarcie?

– Scorpius i Rose są już oficjalnie parą – poinformowała Jen. – A Derek jest lepszym kapitanem od Jima... I ja też mam chłopaka.

– Kogo tym razem?! – krzyknął Fred z kuchni.

– Takiego przytrzymanego Puchona – poinformował Derek.

– A co z tobą?!

 – Wciąż do wzięcia!

Najstarszy z rodzeństwa rzucił bratu łańcuch.

– Pomóż nam.

– Bez jaj, powinienem odpoczywać po podroży.

– I Masterson ma nowego... – ciągnęła niewzruszona Jen. – Roxy pokłóciła się już całkiem z Lily, a do tego spotyka się z Lorcanem... I jeszcze Sam z Mindy zerwali, ale wrócili do siebie...

– To widzę, że dużo się dzieje – zaśmiała się Sally.

 

Usta Jen nie zamykały się przez kolejne dwie godziny. Po obiedzie Sally wracała do siebie, a chłopcy, żeby uwolnić się od gadania siostry, zamknęli się w pokoju.

– Ty pierwszy – powiedział Derek. – Jak z tym szkoleniem?

– Myślałem, że będzie gorzej, choć to kompletnie nie moja bajka. A w szkole?

– Próbujemy rozpracować z Blondi twoją teorię. Szukamy ciągle, ale niczego nie jesteśmy pewni. Zresztą teraz też ciężko o jakieś informacje o wojnie.

– A jak ci idzie w szkole? – Kevin zmienił temat, bo interesowały go bardziej prywatne sprawy brata. Nie mógł już go kontrolować tak jak kiedyś.

 Młody wzruszył ramionami.

– Straszny zapierdol z nauką, ale jeszcze nic nie zawaliłem. I mamy wygrany mecz z Puchonami, trzysta osiemdziesiąt do czterdziestu. Ale komentator jest do dupy, wzięli jakiegoś Krukona z czwartej klasy.

– A co u Blondi? – Kevin uśmiechnął się znacząco.

– Nic.

Ton Młodego jasno sugerował, że nie ma zamiaru znów wałkować tego tematu.

 – Skoro tak twierdzisz...

*

Albus zastukał do drzwi pokoju brata i wszedł do środka. Skrzywił się widząc bałagan, który powstał w ciągu jednego dnia.

– Co jest? – spytał James.

– Upierdliwe problemy. Ojca nie będzie przez święta, a mama szaleje z tego powodu. I nadal nie odkryliśmy nic nowego.

 – Wpadnę później do jego biura z dokumentami, to może coś uda mi się wyciągnąć.

Albus westchnął.

– Małe szanse. W ogóle to widziałeś jak Lily teraz wygląda? Jak kopia Masterson, to cholernie upierdliwe. Jest tak pokłócona z Roxy, że nikt nawet nie wspomina ich imion w towarzystwie.

– O co im poszło?

– Chyba o to, że strasznie dokuczają Roxanne w szkole. Scorpius jej ostatnio pomógł, ale Lily ma to gdzieś, a Roxy zawsze stawała w jej obronie. No i teraz się do siebie nie odzywają. Rose coś wspominała, że jednego dnia wyrzuciły sobie wszystko i teraz jest jak z tobą i Kevinem w zeszłym roku.

James poczochrał włosy.

 – To faktycznie upierdliwe.

*

Roxanne weszła do mieszkania i krzyknęła ze zdziwienia. Jej mam zakryła się kołdrą, a młody lekarz, którego dziewczyna poznała w wakacje, złapał leżące obok spodnie. Weasley odwróciła się do nich plecami, w myślach licząc do dziesięciu.

– Już?

– Tak – odparła jej zażenowana mama. – Miałaś być u Georga.

– Nie przyjechał. Wujek Ron mnie przywiózł tutaj.

Wrzuciła swoją torbę do pokoju, który do niej należał. Od wakacji pojawiło się w nim lóżko i nowe meble. Alex wreszcie udało się odłożyć odpowiednią ilość pieniędzy, by trochę wyremontować ich stare mieszkanie.

– Możliwe, że zapomniałam się z nim dogadać – przyznała zażenowana kobieta. – Jesteś głodna?

– Po tym, co zobaczyłam, całkowicie odebrało mi apetyt. Nawet George z Maddie są bardziej ogarnięci od was. Czy ja nie mogę mieć normalnych rodziców?

– Ja już chyba pójdę – stwierdził mężczyzna. – Pewnie chcecie porozmawiać, dawno się nie widziałyście.

 Roxanne spojrzała na niego krzywo.

– Zostań – poleciła. – Skoro sypiasz z moją mamą, to dobrze jakbym cię jednak poznała.

– Nie musisz być taka otwarta – upomniała ją mama. – Zostań Harvey, zrobię nam coś do jedzenia. Roxy, opowiadaj co tam w szkole.

 

Alex zauważyła, że z Roxanne coś się dzieje, ale dziewczyna jak zawsze nie zamierzała jej martwić. Zmieniała więc temat za każdym razem, gdy Blue próbowała coś z niej wyciągnąć.

– Spędzamy w tym roku święta same? – zagadnęła.

– Niestety mam dyżur, bardzo mi przykro Roxy.

– Nic nie szkodzi, przywykłam. Czyli Nora? Bo George i Maddie jadą do jej rodziców.

Alex znowu wyglądała na zażenowaną.

– W takim razie odezwę się do Amandy... Chociaż najpierw chyba powinnam pogadać z twoim ojcem... Zaraz znajdę lusterko.

 Szybko zaczęła przeszukiwać rzeczy w salonie. Roxanne spojrzała na Harveya, który ewidentnie nie czuł się zbyt dobrze w jej towarzystwie.

– Mam – Alex wróciła z lusterkiem i utkwiła w nim spojrzenie.

– Cześć – powiedział George.

– Cześć! – krzyknęła Roxanne od stołu.

– Coś się stało? - zainteresował się mężczyzna, widząc czerwone policzki Blue.

– Nie ma cię na święta w Norze?

– No nie. Nic się nie odzywałaś, więc pomyślałem, że młoda wpadnie następnego dnia do nas. Wyskoczył ci dyżur?

– No nie do końca ­– przyznała. – Byłam trochę zapracowana i zapomniałam się do ciebie odezwać... No, ale muszę iść do pracy... Myślę, że Roxanne po prostu pojedzie do Nory i...

– Możemy ją też zabrać ze sobą, rodzice Maddie ją uwielbiają. A ty wpadnij kolejnego dnia do Nory.

– Jasne, dzięki George. Wesołych świąt dla ciebie i Maddie.

– A tobie spokojnych świąt.

Rozłączył się. Alex spojrzała na swoją córkę, która głupio się uśmiechała i znów wyglądała jak ojciec.

– Jestem złą matką? – spytała zrezygnowana kobieta.

­– Nie – zaprzeczył Harvey.

– Ale wyjątkowo dobrą też nie – dodała jej córka.

*

     Następnego dnia cała rodzina spotkała się w Norze. Molly była wniebowzięta, zwłaszcza, że pojawiła się Dominique z małym Laurentem i Ted z Victorie, która również była już w ciąży. Młodzi wzięli niedawno szybki ślub i teraz oczekiwali potomka. Co znów wiązało się z wieloma kłótniami. Louis kręcił głową, gdy widział swoją rodzinę. Lucy również znalazła jakiegoś chłopaka, który niedawno się jej oświadczył, a Molly krytykowała go na każdym kroku. Sama niedawno wróciła z kolejnej szalonej wyprawy i tryskała energią.

     – Jak tam z młodym Malfoyem? – spytała młodszą kuzynkę.

     – A całkiem znośnie, chociaż momentami mam go dość... Ale dobrze całuje... Teraz, bo musiałam go trochę podszkolić – Rose wzruszyła ramionami.

     – On twierdzi coś innego – zauważył Albus. – Cholernie upierdliwi jesteście.

     Roxanne, która wróciła z ojcem wcześniej od państwa Cooperów, zachichotała.

     – A ty? – ciągnęła Molly, patrząc teraz na córkę Georga.

     – Lorcan pomaga mi w nauce... I czasem złapie mnie za rękę, gdy idziemy przez korytarz.

     Zaczęły się śmiać. Dominique przysunęła się, żeby podsłuchać rozmowę.

     – A jak Młody? – zagadnęła konspiracyjnym szeptem.

     – Nikt tego nie wie – oznajmiła Rose, jak zwykle nawet nie próbując zachować dyskrecji. – Dziewczyny się do niego kleją, a on spędza sporo czasu z Blondi.

     – Ale raczej nie są razem – stwierdził Albus. – Przynajmniej tak twierdzi Nicole.

     – Możecie przestać mnie tak perfidnie odgadywać? – spytał głośno sam zainteresowany. – Nie mam dziewczyny i nie szukam.

     – Bo transmutacja jest ważniejsza – oznajmiła wesoło Roxanne.

*

     Świąteczny obiad był tak standardowy, że bardziej się nie dało. Ginny była obrażona na Harrego, że został w pracy. Hermiona nie wiedziała, kogo powinna najpierw zbesztać za brak kultury przy stole – czy męża, czy syna, więc krzyczała co chwila na obu. Amanda próbowała udawać dobrą panią domu i pomagać teściowej, ale widać było, że wolałaby porozmawiać z Billem i Ronem. Percy dawał wykład na temat przestrzegania prawa czarodziejów, ale słuchał go tylko mały Laurent, bo został zamknięty w dziecięcym krzesełku i nie mógł uciec. Fred pokazywał Charliemu swój kolejny wynalazek, a Fleur instruowała swoją najstarszą córkę, co powinna jeść w ciąży. Ted nakładał żonie na talerz całkiem inne potrawy.

     Lily pokłóciła się ze swoją mamą na temat wyglądu i wyszła z płaczem. James wywrócił oczami, a Albus wyglądał jakby chciał z zniknąć.

     – Ktoś powinien z nią porozmawiać – zaniepokoiła się Victorie. – Roxanne?

     Jen spojrzała z lekkim strachem na starszą kuzynkę, która zwęziła usta.

    – O co wam poszło? – zainteresowała się babcia. – Najpierw Kevin i James, a teraz wy.

    – O nic – odpowiedziała dziewczyna. – Po prostu Lily jest nieznośna i zachowuje się jak... – nie dokończyła, bo uznała, że lepiej nie wypowiadać się w ten sposób przy rodzinie.

     – Roxy ma rację – wtrącił się Derek. – Ostatnio doprowadziła do płaczu Puchonkę z trzeciej klasy, Sabrina uspokajała ją z pół godziny.

    – Dlaczego? – zdenerwowała się Ginny.

    – Bo Masterson wyprała jej mózg – odparł Albus ze złością. – Naśmiewała się też z Huga – chłopak się zaczerwienił i wyglądał jakby chciał uciec od stołu. – Dawniej z Sally i z Roxanne też. Nie przeszkadza jej, gdy te jej przyjaciółki obgadują Sabrinę, której nie znoszą i Rose, której się boją. A Lily słówkiem nie piśnie, żeby przestały.

    – To twoja siostra, próbowałeś z nią rozmawiać? – spytała Ginny.

     Albus zamilkł i wbił wzrok w swój talerz.

     – Ja próbowałam – odezwała się Roxanne. – I dowiedziałam się, że jestem idiotką, szkolnym pośmiewiskiem i że wszyscy uważają mnie za dziwadło od tego procesu. Zadawanie się ze mną, Albusem, Rose, Lorcanem czy Blondi to kompletna strata czasu i towarzyskie samobójstwo.

     – Dlaczego nic nie napisałaś? – zmartwiła się Amanda. – Przecież wiesz, że nas wszystkich to obchodzi.

    Ginny wstała od stołu.

     – Tak nie będzie. Póki moja córka nie zrozumie, czym jest prawdziwa przyjaźń i rodzina, będzie miała dożywotni szlaban.

     – Uspokój się – warknął James. – Lily zmieniła się ponad dwa lata temu, a nie z dnia na dzień.

    – Bez kłótni – poprosiła ich babcia. – Wszyscy macie ostatnio jakieś tajemnice. Byłoby miło, gdybyście wreszcie przyznali się, co się dzieje.

     Kevin potarł czoło i posłał starszemu z braci Potter trochę zalęknione spojrzenie, Louis wyglądał jakby wbiło go w fotel, Derek utkwił wzrok w ścianie, a Hugo upuścił widelec. Albus spochmurniał jeszcze bardziej, Jen starała się wyglądać jak najniewinniej, a Molly skryła się za starszą siostrą.

     – To chyba nie jest dobry moment na przesłuchiwanie – stwierdził George. – Dzieciaki mogą mieć swoje tajemnice.

    – Ja uważam, że powinniśmy wiedzieć, co się dzieje – poparła teściową Hermiona. – Hugo?!

     Chłopak wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.

      – No powiedz – szepnęła do niego Roxy. – To wciąż chyba najłagodniejsze ze wszystkiego.

     Chłopak zaczerwienił się.

     – Bo jak Lily śmiała się, że jestem przegrywem, to chciałem pokazać, że nie i…

    – Hugo uzależnił się od eliksiru sterydowego – powiedziała Roxanne. – Ale ubłagaliśmy Pigule, żeby wam nie mówiła, że jest na odwyku.

     Ron zakrztusił się kawałkiem placka.

     – A Roxanne flirtowała ze Scorpiusem – odparował chłopak, żeby zwrócić uwagę na kogoś innego.

     – Wyrzucili mnie z pracy – rzucił Louis, bo Rose była bliska wybuchu.

     Wszyscy nagle zamilkli.

 

     – Rose, czekaj – powiedziała Roxanne. – Hugo kłamie, o to pokłóciłam się z Lily... Bo ty zerwałaś ze Scorpiusem, a ja z nim gadałam i to wszystko. Nie zrobiłabym ci świństwa. To Masterson kazała puścić Lily taką plotkę, Scorpius się wkurzył, zagroził jej i Lily zaczęła mnie szantażować, bo wie, że byście jej tego nie darowali.

     – Ale co z tym eliksirem? – zaciekawił się Albus, patrząc na Huga.

     – Przepraszam – dodała Roxanne. – Ale i tak chciałeś im to powiedzieć... I o tatuażu....

    Chłopak wyglądał jakby chciał wtopić się w ścianę.

     – Jakim tatuażu?! – krzyknęła Rose. – Czy jest tu ktoś, kto nie ma przede mną tajemnic?!

     – Gdybyś nie była taka wybuchowa... – zaczął Derek.

      – Dość! – krzyknęła Molly. – Ja mam gorszy problem. Mam na głowie śledczych w sprawie pewnego goblina i pewnego przekrętu w Rosji... Ojciec i Lucy nie mogą nic wiedzieć…

      Do pokoju, w którym siedzieli weszli Fred i George. Obaj wyglądali zbyt poważnie nawet jak na nich. Stali z założonymi rękami i patrzyli na młodych z wyraźnym zdenerwowaniem.

     – No dobra, a teraz wyśpiewacie wszystko po kolei. Od najstarszej do najmłodszej. A my postaramy się nie angażować w to reszty rodziny.

 

     Rose szturchnęła Molly, żeby ta przyznała się pierwsza. Fred czuł, że boli go głowa, gdy słuchał bratanicy i problemów, w jakie się wpakowała. Przeczuwali od dawna, że dziewczyna może mieć coś wspólnego z nie do końca legalnymi sprawami, ale przemyt złota goblinów z Rosji na Ukrainę przeszedł ich najśmielsze oczekiwania.

      – To się da rozwiązać – powiedział George. – Można pogadać z Malfoyem. Roxanne pomógł skutecznie. Nic nie powiemy Percyemu, a już na pewno nie twojej matce.

     – Dobra, kto następny? – skrzywił się Fred. – Hugo?

     – Mama mnie zabije...

     – Nie zabije – obiecał. – Pogadamy z Ronem, robił nie lepsze rzeczy. Odwyk działa, nie bierzesz już tego świństwa?

     – Nic a nic. To był głupi pomysł.

     – Z tym się zgodzę – przyznał George. – Jenny?

     Dziewczyna się zarumieniła.

     – Bo Lily rozpowiedziała plotkę, że całowałam się z koleżanką z dormitorium – pisnęła na wydechu, a Derek spadł z krzesła, po chwili zerwał się na równe nogi.

     – Zabiję ją!

     – Siadaj – rozkazał jego ojciec, patrząc na córkę z wyraźnym zmartwieniem. – A to nie prawda?

     – Ona się chyba we mnie zakochała, a ja mam chłopaka.

     – Trzeba pogadać z Lily, żeby naprawiła te wszystkie plotki na wasz temat. O kimś jeszcze coś mówiła?

     – No, że mam romans z Malfoyem – powiedziała cicho Roxy. – I, że Blondi wciąż jest największą szmatą w szkole... No i sporo też o Lorcanie i jego bracie...

     – Załatwię to – obiecał Fred. – I myślę, że Ginny mi chętnie w tym pomoże. Młody?

      – U mnie wszystko ok – skłamał.

     – U nas też – zapewnił James.

     – A nawet jeśli nie, to zdecydowanie nie chcecie wiedzieć o co chodzi – dokończył Kevin. – Za to Albus ma problemy z dziewczyną – szybko zmienił temat i spojrzał przepraszająco na kuzyna.

     – Pomogę mu z nimi – zaoferował się Derek.

     – Ja też – dodał starszy Potter.

     – Lepiej nie – westchnął Fred. – Myślę, że Jen i Roxy nadają się do tego bardziej. Rose?

     Dziewczyna zrobiła obrażoną minę.

      – U mnie w porządku, tylko wszyscy mają przede mną tajemnice – poskarżyła się.



 

     Mężczyźni wyszli z pokoju po czterdziestu minutach i spojrzeli na siebie z załamaniem.

     – Kto by pomyślał, że tyle problemów zwali się na jedną rodzinę – jęknął George, masując kark.

     – Kiepscy z nas rodzice, co?

     – Zdecydowanie bardziej nadajemy się do ratowania świata i prowadzenia biznesu.


W pierwszej kolejności chciałyśmy przeprosić za taką dziwną edycję teksu na blogspot (nie dotyczy wattpad), po przeklejeniu rozdziału z Worda niektóre fragmenty zostają takie jak z jego edycji, a niektóre się rozjeżdżają, a ta z nas, która jest "grafikiem", nie miała czasu się tym zająć. Za dwa tygodnie Młody będzie miał swoją wreszcie doczekaną siedemnastkę. Do zobaczenia ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz