Dni mijały szybko, zamieniały się w tygodnie, a te w miesiące. Nasi bohaterowie nim się obejrzeli witali grudzień. W tym roku jednak nawet pogoda nie chciała współpracować. Śnieg spadł tylko raz w minimalnych ilościach i stopniał szybciej, niż się pojawił. Za to praktycznie codziennie lał deszcz, co nie poprawiło nikomu humoru. Uczniowie Hogwartu z wdzięcznością przywitali koniec semestru i czekali z niecierpliwością na wyjazd na święta.
*
Zdenerwowany Draco wszedł
do Biura Aurorów. Amanda ubierała choinkę.
– Ty też? – warknął wkurzony.
– Co też? – spytała wciąż uśmiechnięta,
widocznie kiepski humor Malfoya nie mógł popsuć jej własnego.
– Matka ozdobiła tym
badziewiem cały dwór – mówiąc to machnął ręką w stronę pudeł z ozdobami.
W tym samym czasie, w którym
wypowiadał te słowa, przez drugie drzwi wszedł Harry, potknął się o łańcuchy i
wpadł na Dracona.
– Kurwa, kto wywalił te
śmieci?! – krzyknął, starając się złapać równowagę.
– Złaź ze mnie Potter!
Blue, jak to nie zniknie za pięć minut to nie ręczę za siebie!
Obaj mężczyźni patrzyli z
nieukrywaną irytacją na kompankę. Zanim Amanda zdążyła się odgryźć, wszedł
Goldenmayer niosąc kolejne pudła. Harry zamrugał kilka razy.
– Skąd to macie?
– Z magazynu – pani
Weasley wzruszyła ramionami i dalej ozdabiała choinkę. - Mam nadzieję, że
pamiętacie, że dziś jest wigilia firmowa?
– Jaka wigilia? –
zdenerwował się Harry. – Wiesz co się dzieje, musimy szukać atrybutów, a wy
sobie wigilię firmowa wymyślacie?!
– Ginny się już
nastawiła, że będzie – kobieta wykorzystała asa, którego przez cały czas
trzymała w rękawie.
– Super – Harry kopnął
pudło z bombkami. – Nie znoszę świąt.
*
Kevin z Jamesem
aportowali się do Doliny Godryka w momencie, gdy znów zaczął lać deszcz. Szli
kawałek w milczeniu, ponieważ pogoda nie nastrajała do rozmów i dopiero przed
domem rodziców Potter odetchnął z ulgą.
– Wreszcie koniec, już czuję smak sernika
babci – mówiąc to otworzył kopniakiem drzwi. Ostatnio wszędzie wchodził w taki
sposób.
– Tak. Młody z Jen
przyjadą jutro, a na razie mam cały wieczór, żeby odpocząć... I zdać matce
relacje.
– I trzeba jeszcze ojcu zanieść podanie na
staż – James skrzywił się z niesmakiem.
Na podwórko wybiegła
Ginny ubrana w pantofle i fartuch. Złapała syna w objęcia.
– Już myślałam, że
wrócisz bez ręki i oka.
– A tak to wraca tylko z
nadszarpniętą wątrobą – zażartował Kevin, a ciotka zmierzyła go oburzonym
spojrzeniem.
– Gdzie masz parasol?
Biegnij zaraz do domu, bo się przeziębisz!
– Tak jest – zasalutował,
uśmiechnął się do Jamesa, a potem przeszedł przez bramkę obok, by pogłaskać
uradowanego Dingo.
Amanda niemal
znokautowała go drzwiami, które otworzyła z rozmachem.
– Jesteś. Wchodź szybko,
bo zimno się robi. Jak się czujesz?
– Dobrze – wzruszył
ramionami. – A jak mam się czuć?
– Na szkoleniu dają
wycisk fizyczny, myślałam, że wrócisz po miesiącu.
– Dzięki za wiarę.
Uścisnęła go mocno. Był od niej już głowę
wyższy i miała wrażenie, że trochę przybrał na masie. Chwilę później ktoś
zapukał i Fred z cwanym uśmiechem otworzył drzwi, a do środka wbiegł pies, a za
nim weszła Sally. Kevin puścił niezadowoloną matkę i podszedł do dziewczyny,
którą się w niego wtuliła.
– Tęskniłam.
– Ja też.
Kiedy zjedli obiad, Kevin
zabrał swoją dziewczynę do pokoju. Amanda patrzyła na to z niezadowoleniem,
chciała wypytać syna o wszystko.
– Nadal zazdrosna? -
spytał wesoło Fred.
– Przestań się wygłupiać.
Ja dalej tak do końca nie wiem, co Kevin z Jamesem kombinują, ale wszystkiego
się dowiem.
– To jutro, bo zaprosiłem Sally na noc.
Kobieta poczerwieniała i
miał wielką radość, widząc jej minę.
Owen usiadła na kolanach Kevina i się do niego
wtuliła.
– Bałam się, że zakochasz
się tam w jakiejś.
– Oszalałaś? Te
dziewczyny tam są jak moja matka, liczy się tylko adrenalina. Poza tym za samo
pokrewieństwo byłyby w stanie zaciągnąć mnie do łóżka, a Jamesa to już w
ogóle... Ale ani trochę mnie nie interesowały, po co mi jakieś fanatyczki
bitew, silniejsze ode mnie? Mam mój mały skarb.
– Wiesz, że co jak co, ale mała nie jestem.
– Dalej masz jakieś głupie kompleksy?
Pokręciła głowa.
– To dobrze. Bo wtedy inaczej byśmy
rozmawiali.
– Twoja mama mnie chyba nie lubi.
Zaśmiał się.
– Za to tata cię kocha. A
mamą się nie przejmuj. Ma na głowie inne zmartwienia.
*
Następnego dnia do domu
przyjechali Derek i Jen. Amanda była w pracy, a Sally z Kevinem ubierali
choinkę.
– Wreszcie – ucieszył się
najstarszy z rodzeństwa. – Co tak długo?
– A jak myślisz? –
mruknął Derek. – Nie mogłem podejść do kursu teleportacji i czarować też nadal nie
mogę.
– Też bym wolał, żebyś już skończył
siedemnaście lat – powiedział Fred, wciągając kufer córki do środka. – Co tam
nawlekłaś na dwa tygodnie?
– Same ważne rzeczy –
odpowiedziała, przytulając brata i jego dziewczynę. – Cześć Sally, jak praca w
księgarni?
– Całkiem dobrze, codziennie widzę się z waszą
ciotką.
– Hermiona zawsze miała
bzika na punkcie książek – zaśmiał się Fred. – Zrobię obiad, a wy pomóżcie z
choinką.
Mężczyzna zniknął w
kuchni, Jen zaczęła szukać ulubionych ozdób w pudłach, a Derek położył się na
kanapie z rękami pod głową.
– Jeszcze tydzień –
powiedział Kevin, wieszając zaklęciem bombki. - Dzieje się coś w Hogwarcie?
– Scorpius i Rose są już
oficjalnie parą – poinformowała Jen. – A Derek jest lepszym kapitanem od
Jima... I ja też mam chłopaka.
– Kogo tym razem?! –
krzyknął Fred z kuchni.
– Takiego przytrzymanego
Puchona – poinformował Derek.
– A co z tobą?!
– Wciąż do wzięcia!
Najstarszy z rodzeństwa
rzucił bratu łańcuch.
– Pomóż nam.
– Bez jaj, powinienem
odpoczywać po podroży.
– I Masterson ma
nowego... – ciągnęła niewzruszona Jen. – Roxy pokłóciła się już całkiem z Lily,
a do tego spotyka się z Lorcanem... I jeszcze Sam z Mindy zerwali, ale wrócili
do siebie...
– To widzę, że dużo się
dzieje – zaśmiała się Sally.
Usta Jen nie zamykały się
przez kolejne dwie godziny. Po obiedzie Sally wracała do siebie, a chłopcy,
żeby uwolnić się od gadania siostry, zamknęli się w pokoju.
– Ty pierwszy –
powiedział Derek. – Jak z tym szkoleniem?
– Myślałem, że będzie
gorzej, choć to kompletnie nie moja bajka. A w szkole?
– Próbujemy rozpracować z
Blondi twoją teorię. Szukamy ciągle, ale niczego nie jesteśmy pewni. Zresztą
teraz też ciężko o jakieś informacje o wojnie.
– A jak ci idzie w
szkole? – Kevin zmienił temat, bo interesowały go bardziej prywatne sprawy
brata. Nie mógł już go kontrolować tak jak kiedyś.
Młody wzruszył ramionami.
– Straszny zapierdol z
nauką, ale jeszcze nic nie zawaliłem. I mamy wygrany mecz z Puchonami, trzysta
osiemdziesiąt do czterdziestu. Ale komentator jest do dupy, wzięli jakiegoś
Krukona z czwartej klasy.
– A co u Blondi? – Kevin
uśmiechnął się znacząco.
– Nic.
Ton Młodego jasno
sugerował, że nie ma zamiaru znów wałkować tego tematu.
– Skoro tak twierdzisz...
*
Albus zastukał do drzwi
pokoju brata i wszedł do środka. Skrzywił się widząc bałagan, który powstał w
ciągu jednego dnia.
– Co jest? – spytał
James.
– Upierdliwe problemy.
Ojca nie będzie przez święta, a mama szaleje z tego powodu. I nadal nie
odkryliśmy nic nowego.
– Wpadnę później do jego biura z dokumentami,
to może coś uda mi się wyciągnąć.
Albus westchnął.
– Małe szanse. W ogóle to
widziałeś jak Lily teraz wygląda? Jak kopia Masterson, to cholernie upierdliwe.
Jest tak pokłócona z Roxy, że nikt nawet nie wspomina ich imion w towarzystwie.
– O co im poszło?
– Chyba o to, że
strasznie dokuczają Roxanne w szkole. Scorpius jej ostatnio pomógł, ale Lily ma
to gdzieś, a Roxy zawsze stawała w jej obronie. No i teraz się do siebie nie
odzywają. Rose coś wspominała, że jednego dnia wyrzuciły sobie wszystko i teraz
jest jak z tobą i Kevinem w zeszłym roku.
James poczochrał włosy.
– To faktycznie upierdliwe.
*
Roxanne weszła do
mieszkania i krzyknęła ze zdziwienia. Jej mam zakryła się kołdrą, a młody
lekarz, którego dziewczyna poznała w wakacje, złapał leżące obok spodnie.
Weasley odwróciła się do nich plecami, w myślach licząc do dziesięciu.
– Już?
– Tak – odparła jej
zażenowana mama. – Miałaś być u Georga.
– Nie przyjechał. Wujek
Ron mnie przywiózł tutaj.
Wrzuciła swoją torbę do
pokoju, który do niej należał. Od wakacji pojawiło się w nim lóżko i nowe
meble. Alex wreszcie udało się odłożyć odpowiednią ilość pieniędzy, by trochę
wyremontować ich stare mieszkanie.
– Możliwe, że zapomniałam
się z nim dogadać – przyznała zażenowana kobieta. – Jesteś głodna?
– Po tym, co zobaczyłam,
całkowicie odebrało mi apetyt. Nawet George z Maddie są bardziej ogarnięci od
was. Czy ja nie mogę mieć normalnych rodziców?
– Ja już chyba pójdę –
stwierdził mężczyzna. – Pewnie chcecie porozmawiać, dawno się nie widziałyście.
Roxanne spojrzała na niego krzywo.
– Zostań – poleciła. –
Skoro sypiasz z moją mamą, to dobrze jakbym cię jednak poznała.
– Nie musisz być taka
otwarta – upomniała ją mama. – Zostań Harvey, zrobię nam coś do jedzenia. Roxy,
opowiadaj co tam w szkole.
Alex zauważyła, że z
Roxanne coś się dzieje, ale dziewczyna jak zawsze nie zamierzała jej martwić.
Zmieniała więc temat za każdym razem, gdy Blue próbowała coś z niej wyciągnąć.
– Spędzamy w tym roku
święta same? – zagadnęła.
– Niestety mam dyżur,
bardzo mi przykro Roxy.
– Nic nie szkodzi,
przywykłam. Czyli Nora? Bo George i Maddie jadą do jej rodziców.
Alex znowu wyglądała na
zażenowaną.
– W takim razie odezwę
się do Amandy... Chociaż najpierw chyba powinnam pogadać z twoim ojcem... Zaraz
znajdę lusterko.
Szybko zaczęła przeszukiwać rzeczy w salonie.
Roxanne spojrzała na Harveya, który ewidentnie nie czuł się zbyt dobrze w jej
towarzystwie.
– Mam – Alex wróciła z
lusterkiem i utkwiła w nim spojrzenie.
– Cześć – powiedział
George.
– Cześć! – krzyknęła
Roxanne od stołu.
– Coś się stało? -
zainteresował się mężczyzna, widząc czerwone policzki Blue.
– Nie ma cię na święta w
Norze?
– No nie. Nic się nie
odzywałaś, więc pomyślałem, że młoda wpadnie następnego dnia do nas. Wyskoczył
ci dyżur?
– No nie do końca –
przyznała. – Byłam trochę zapracowana i zapomniałam się do ciebie odezwać...
No, ale muszę iść do pracy... Myślę, że Roxanne po prostu pojedzie do Nory i...
– Możemy ją też zabrać ze
sobą, rodzice Maddie ją uwielbiają. A ty wpadnij kolejnego dnia do Nory.
– Jasne, dzięki George.
Wesołych świąt dla ciebie i Maddie.
– A tobie spokojnych
świąt.
Rozłączył się. Alex
spojrzała na swoją córkę, która głupio się uśmiechała i znów wyglądała jak
ojciec.
– Jestem złą matką? –
spytała zrezygnowana kobieta.
– Nie – zaprzeczył
Harvey.
– Ale wyjątkowo dobrą też
nie – dodała jej córka.
*
Następnego dnia cała
rodzina spotkała się w Norze. Molly była wniebowzięta, zwłaszcza, że pojawiła
się Dominique z małym Laurentem i Ted z Victorie, która również była już w
ciąży. Młodzi wzięli niedawno szybki ślub i teraz oczekiwali potomka. Co znów
wiązało się z wieloma kłótniami. Louis kręcił głową, gdy widział swoją rodzinę.
Lucy również znalazła jakiegoś chłopaka, który niedawno się jej oświadczył, a
Molly krytykowała go na każdym kroku. Sama niedawno wróciła z kolejnej szalonej
wyprawy i tryskała energią.
– Jak tam z młodym
Malfoyem? – spytała młodszą kuzynkę.
– A całkiem znośnie,
chociaż momentami mam go dość... Ale dobrze całuje... Teraz, bo musiałam go
trochę podszkolić – Rose wzruszyła ramionami.
– On twierdzi coś innego – zauważył Albus. –
Cholernie upierdliwi jesteście.
Roxanne, która wróciła z
ojcem wcześniej od państwa Cooperów, zachichotała.
– A ty? – ciągnęła Molly,
patrząc teraz na córkę Georga.
– Lorcan pomaga mi w
nauce... I czasem złapie mnie za rękę, gdy idziemy przez korytarz.
Zaczęły się śmiać. Dominique
przysunęła się, żeby podsłuchać rozmowę.
– A jak Młody? –
zagadnęła konspiracyjnym szeptem.
– Nikt tego nie wie –
oznajmiła Rose, jak zwykle nawet nie próbując zachować dyskrecji. – Dziewczyny
się do niego kleją, a on spędza sporo czasu z Blondi.
– Ale raczej nie są razem
– stwierdził Albus. – Przynajmniej tak twierdzi Nicole.
– Możecie przestać mnie
tak perfidnie odgadywać? – spytał głośno sam zainteresowany. – Nie mam
dziewczyny i nie szukam.
– Bo transmutacja jest
ważniejsza – oznajmiła wesoło Roxanne.
*
Świąteczny obiad był tak
standardowy, że bardziej się nie dało. Ginny była obrażona na Harrego, że
został w pracy. Hermiona nie wiedziała, kogo powinna najpierw zbesztać za brak
kultury przy stole – czy męża, czy syna, więc krzyczała co chwila na obu.
Amanda próbowała udawać dobrą panią domu i pomagać teściowej, ale widać było,
że wolałaby porozmawiać z Billem i Ronem. Percy dawał wykład na temat
przestrzegania prawa czarodziejów, ale słuchał go tylko mały Laurent, bo został
zamknięty w dziecięcym krzesełku i nie mógł uciec. Fred pokazywał Charliemu
swój kolejny wynalazek, a Fleur instruowała swoją najstarszą córkę, co powinna
jeść w ciąży. Ted nakładał żonie na talerz całkiem inne potrawy.
Lily pokłóciła się ze
swoją mamą na temat wyglądu i wyszła z płaczem. James wywrócił oczami, a Albus
wyglądał jakby chciał z zniknąć.
– Ktoś powinien z nią
porozmawiać – zaniepokoiła się Victorie. – Roxanne?
Jen spojrzała z lekkim
strachem na starszą kuzynkę, która zwęziła usta.
– O co wam poszło? –
zainteresowała się babcia. – Najpierw Kevin i James, a teraz wy.
– O nic – odpowiedziała dziewczyna.
– Po prostu Lily jest nieznośna i zachowuje się jak... – nie dokończyła, bo
uznała, że lepiej nie wypowiadać się w ten sposób przy rodzinie.
– Roxy ma rację – wtrącił się Derek. –
Ostatnio doprowadziła do płaczu Puchonkę z trzeciej klasy, Sabrina uspokajała
ją z pół godziny.
– Dlaczego? –
zdenerwowała się Ginny.
– Bo Masterson wyprała
jej mózg – odparł Albus ze złością. – Naśmiewała się też z Huga – chłopak się
zaczerwienił i wyglądał jakby chciał uciec od stołu. – Dawniej z Sally i z
Roxanne też. Nie przeszkadza jej, gdy te jej przyjaciółki obgadują Sabrinę,
której nie znoszą i Rose, której się boją. A Lily słówkiem nie piśnie, żeby
przestały.
– To twoja siostra,
próbowałeś z nią rozmawiać? – spytała Ginny.
Albus zamilkł i wbił
wzrok w swój talerz.
– Ja próbowałam –
odezwała się Roxanne. – I dowiedziałam się, że jestem idiotką, szkolnym
pośmiewiskiem i że wszyscy uważają mnie za dziwadło od tego procesu. Zadawanie
się ze mną, Albusem, Rose, Lorcanem czy Blondi to kompletna strata czasu i
towarzyskie samobójstwo.
– Dlaczego nic nie
napisałaś? – zmartwiła się Amanda. – Przecież wiesz, że nas wszystkich to obchodzi.
Ginny wstała od stołu.
– Tak nie będzie. Póki
moja córka nie zrozumie, czym jest prawdziwa przyjaźń i rodzina, będzie miała
dożywotni szlaban.
– Uspokój się – warknął
James. – Lily zmieniła się ponad dwa lata temu, a nie z dnia na dzień.
– Bez kłótni – poprosiła
ich babcia. – Wszyscy macie ostatnio jakieś tajemnice. Byłoby miło, gdybyście wreszcie
przyznali się, co się dzieje.
Kevin potarł czoło i
posłał starszemu z braci Potter trochę zalęknione spojrzenie, Louis wyglądał
jakby wbiło go w fotel, Derek utkwił wzrok w ścianie, a Hugo upuścił widelec.
Albus spochmurniał jeszcze bardziej, Jen starała się wyglądać jak
najniewinniej, a Molly skryła się za starszą siostrą.
– To chyba nie jest dobry
moment na przesłuchiwanie – stwierdził George. – Dzieciaki mogą mieć swoje
tajemnice.
– Ja uważam, że
powinniśmy wiedzieć, co się dzieje – poparła teściową Hermiona. – Hugo?!
Chłopak wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.
– No powiedz – szepnęła do niego Roxy. – To
wciąż chyba najłagodniejsze ze wszystkiego.
Chłopak zaczerwienił się.
– Bo jak Lily śmiała się,
że jestem przegrywem, to chciałem pokazać, że nie i…
– Hugo uzależnił się od
eliksiru sterydowego – powiedziała Roxanne. – Ale ubłagaliśmy Pigule, żeby wam
nie mówiła, że jest na odwyku.
Ron zakrztusił się
kawałkiem placka.
– A Roxanne flirtowała ze
Scorpiusem – odparował chłopak, żeby zwrócić uwagę na kogoś innego.
– Wyrzucili mnie z pracy
– rzucił Louis, bo Rose była bliska wybuchu.
Wszyscy nagle zamilkli.
– Rose, czekaj –
powiedziała Roxanne. – Hugo kłamie, o to pokłóciłam się z Lily... Bo ty
zerwałaś ze Scorpiusem, a ja z nim gadałam i to wszystko. Nie zrobiłabym ci
świństwa. To Masterson kazała puścić Lily taką plotkę, Scorpius się wkurzył,
zagroził jej i Lily zaczęła mnie szantażować, bo wie, że byście jej tego nie
darowali.
– Ale co z tym eliksirem?
– zaciekawił się Albus, patrząc na Huga.
– Przepraszam – dodała
Roxanne. – Ale i tak chciałeś im to powiedzieć... I o tatuażu....
Chłopak wyglądał jakby
chciał wtopić się w ścianę.
– Jakim tatuażu?! –
krzyknęła Rose. – Czy jest tu ktoś, kto nie ma przede mną tajemnic?!
– Gdybyś nie była taka wybuchowa...
– zaczął Derek.
– Dość! – krzyknęła
Molly. – Ja mam gorszy problem. Mam na głowie śledczych w sprawie pewnego
goblina i pewnego przekrętu w Rosji... Ojciec i Lucy nie mogą nic wiedzieć…
Do pokoju, w którym
siedzieli weszli Fred i George. Obaj wyglądali zbyt poważnie nawet jak na nich.
Stali z założonymi rękami i patrzyli na młodych z wyraźnym zdenerwowaniem.
– No dobra, a teraz
wyśpiewacie wszystko po kolei. Od najstarszej do najmłodszej. A my postaramy
się nie angażować w to reszty rodziny.
Rose szturchnęła Molly,
żeby ta przyznała się pierwsza. Fred czuł, że boli go głowa, gdy słuchał
bratanicy i problemów, w jakie się wpakowała. Przeczuwali od dawna, że
dziewczyna może mieć coś wspólnego z nie do końca legalnymi sprawami, ale
przemyt złota goblinów z Rosji na Ukrainę przeszedł ich najśmielsze
oczekiwania.
– To się da rozwiązać – powiedział George. –
Można pogadać z Malfoyem. Roxanne pomógł skutecznie. Nic nie powiemy Percyemu,
a już na pewno nie twojej matce.
– Dobra, kto następny? – skrzywił się Fred. –
Hugo?
– Mama mnie zabije...
– Nie zabije – obiecał. –
Pogadamy z Ronem, robił nie lepsze rzeczy. Odwyk działa, nie bierzesz już tego
świństwa?
– Nic a nic. To był głupi
pomysł.
– Z tym się zgodzę –
przyznał George. – Jenny?
Dziewczyna się zarumieniła.
– Bo Lily rozpowiedziała
plotkę, że całowałam się z koleżanką z dormitorium – pisnęła na wydechu, a
Derek spadł z krzesła, po chwili zerwał się na równe nogi.
– Zabiję ją!
– Siadaj – rozkazał jego
ojciec, patrząc na córkę z wyraźnym zmartwieniem. – A to nie prawda?
– Ona się chyba we mnie
zakochała, a ja mam chłopaka.
– Trzeba pogadać z Lily,
żeby naprawiła te wszystkie plotki na wasz temat. O kimś jeszcze coś mówiła?
– No, że mam romans z
Malfoyem – powiedziała cicho Roxy. – I, że Blondi wciąż jest największą szmatą
w szkole... No i sporo też o Lorcanie i jego bracie...
– Załatwię to – obiecał
Fred. – I myślę, że Ginny mi chętnie w tym pomoże. Młody?
– U mnie wszystko ok –
skłamał.
– U nas też – zapewnił
James.
– A nawet jeśli nie, to
zdecydowanie nie chcecie wiedzieć o co chodzi – dokończył Kevin. – Za to Albus
ma problemy z dziewczyną – szybko zmienił temat i spojrzał przepraszająco na
kuzyna.
– Pomogę mu z nimi –
zaoferował się Derek.
– Ja też – dodał starszy
Potter.
– Lepiej nie – westchnął
Fred. – Myślę, że Jen i Roxy nadają się do tego bardziej. Rose?
Dziewczyna zrobiła
obrażoną minę.
– U mnie w porządku,
tylko wszyscy mają przede mną tajemnice – poskarżyła się.
Mężczyźni wyszli z pokoju
po czterdziestu minutach i spojrzeli na siebie z załamaniem.
– Kto by pomyślał, że
tyle problemów zwali się na jedną rodzinę – jęknął George, masując kark.
– Kiepscy z nas rodzice,
co?
– Zdecydowanie bardziej
nadajemy się do ratowania świata i prowadzenia biznesu.
W pierwszej kolejności chciałyśmy przeprosić za taką dziwną edycję teksu na blogspot (nie dotyczy wattpad), po przeklejeniu rozdziału z Worda niektóre fragmenty zostają takie jak z jego edycji, a niektóre się rozjeżdżają, a ta z nas, która jest "grafikiem", nie miała czasu się tym zająć. Za dwa tygodnie Młody będzie miał swoją wreszcie doczekaną siedemnastkę. Do zobaczenia ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz