Rozdział 34

     Albus szedł korytarzem, a w głowie miał tylko jedno słowo: "Walia". Pochłonęło go tak bardzo, że nie zauważył piegowatej postaci swojego kuzyna. Hugo musiał pomachać mu ręką przed twarzą, by sprowadzić Pottera na ziemię.

     – O, cześć – powiedział lekko skołowany. Nagle jakby sobie o czymś przypomniał, bo na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. – Słyszałem o tobie i Dianie. Gratulację.

     Hugo wzruszył ramionami, ale widać było, że jest zadowolony.

     – Jak ci się udało ją poderwać?

     Weasley podrapał się po głowie.

     – Znalazłem rozwiązanie w jedynej książce, jaką posiada mój ojciec. Trafiłem na nią podczas świąt.

     Widocznie zainteresowało to Albusa:

     – Co to za książka? – spytał, myśląc przy okazji o swoim nieudanym związku z Nicole.

      – Dwanaście niezawodnych sposobów oczarowania czarownic.

     – Nie słyszałem o niej.

     – Bo to metody rodem z lat dziewięćdziesiątych. Ojciec musiał na nie wyrwać mamę – Hugo skrzywił się na samą myśl o flirtujących rodzicach. – Ale niektóre porady były całkiem logiczne, więc stwierdziłem, że spróbuję.

     – Pożyczysz mi tą książkę? Tylko nie mów nic Rose.

      – Bracie, o to możesz być spokojny.


     Kolejne dni były tak samo nudne. W Biurze Aurorów nie działo się nic specjalnego, choć przecież trwał stan wojenny. Na brak działania najbardziej narzekał James, który za wszystko winił ojca, ale nie mógł wypowiedzieć myśli na głos, skoro Harry kilka dni wcześniej załatwił Aurorze powrót na praktyki w kancelarii Malfoya. James musiał zastopować z podrywaniem młodych panien i jego poczucie własnej wartości znów zaczęło spadać. A gdy coś nie szło po myśli młodego Pottera, to zaczynał robić się bardzo sfrustrowany.

     Kevin starał się ignorować irytujące zachowanie kuzyna i jak zwykle odwalał całą wspólną pracę sam. Nawet nie spodziewał się, że tym razem kłopoty mogą spaść na niego. W pewien marcowy poranek w drzwiach Biura Aurorów pojawił się tajemniczy mężczyzna. Miał długie, poplątane włosy, niegolony od kilku tygodni zarost, poplamione ciuchy i wielki turystyczny plecak. Kevin miał wrażenie, że gdzieś już go kiedyś widział, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie.

     – Czego? – spytał niezbyt grzecznie James.

     Nieznajomy nie przejął się niemiłym powitaniem.

     – Szukam Amandy Blue-Weasley. Wiem, że pracuje jako aurorka.

     – Jest na misji.

     – A czego pan potrzebuje od mojej matki? – zaciekawił się Kevin.

     Oczy mężczyzny zaczęły się rozszerzać, gdy zrozumiał, kim jest młody auror.

     – Jestem twoim wujkiem – odparł widocznie z siebie zadowolony.

     Odłożył plecak pod ścianę i usiadł na twardym krześle, nie robiąc sobie nic z zaszokowanych min chłopaków. Przed oczami Kevina zaczęły przelatywać jak szalone wspomnienia z dzieciństwa. Przypomniał sobie wesołego mężczyznę, który odwiedził ich kilka razy, gdy siostrzeńcy mieli po kilka lat, zawsze przywoził cukierki i kłócił się z tatą.

     – Wujek Kevin? – spytał niepewnie.

     Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech.

     – Kopę lat, co? Pamiętam jeszcze jak sikałeś w pieluchy. Uczyłem się grać na gitarze i to po mnie dostałeś imię. Miałem z twoją matką świetny kontakt w młodości, ale potem wyjechałem, życie mi się trochę pokomplikowało, w sumie przyjechałem prosić ją o pomoc. Wiecie kiedy wróci?

     – Ciężko stwierdzić – Kevin podniósł się z krzesła i ruszył, by zrobić kawę wujkowi. James wciąż przyglądał mu się podejrzliwie. – Może ja mogę ci pomóc?

     Mężczyzna poczochrał brudne włosy. Wątpił, czy siostrzeniec jest mu w stanie pomóc, ale z drugiej strony może warto spróbować. Fred za nim nie przepadał, więc możliwe, że Amanda by mu odmówiła.

     – Dwa miesiące temu straciłem pracę. Od kilku tygodni jestem bezdomny, potrzebuję pożyczki. Oczywiście oddam wszystko jak się odbiję.

     Kevin myślał przez chwilę. Jego pensja za staż nie była wysoka, ale też nie był pewny kiedy matka wróci z misji, a wujek z pewnością potrzebował pieniędzy.

     – Pomogę ci.

 

     – I skąd masz zamiar wziąć tą kasę? – spytał James.

     Humor młodego Pottera psuł się z każdą minutą, zwłaszcza, że dostali chwilę wcześniej informacje z Hogwartu na temat położenia kryjówki poszukiwanego czarnoksiężnika.

     – Pracowałem przez kilka ostatnich wakacji, mam sporo odłożone. A pożyczka to tylko na chwilę Ten wujek zawsze był spoko i matka na pewno by mu pomogła.

     – Nie widziałeś gościa od lat.

     – I teraz nagle postanawiasz być odpowiedzialnym?

     James westchnął, trochę go zresztą ta uwaga dotknęła.

     – Dobra, rób jak chcesz. Ja idę szukać informacji na temat Gór Kambryjskich.

*

     Sabrina złapała Dereka na korytarzu. Minę miał nietęgą.

     – Co ci? – spytała, lustrując go wzorkiem.

     – Szlaban u woźnego – odpowiedział lekceważąco. – Chyba uznał, że skoro to moje ostatnie trzy miesiące w tej szkole, to trzeba mi więcej dowalać.

     – Mówiłeś, że masz jakieś nowe poszlaki od Kevina i Pottera – zmieniła temat, bo przypomniała sobie właśnie, po co w ogóle szukała chłopaka.

     – No tak. Chodź.

     Poprowadził ją w stronę lochów. Była lekko zdziwiona, ale potem zdała sobie sprawę dokąd idą, gdy minęli wejście do korytarza Ślizgonów i znaleźli się przed obrazem z owocami.

     – No co? – spytał, widząc jej minę. – Jestem głodny, bo nie wyrobiłem się na kolacje, a nie potrafię myśleć z pustym brzuchem.

 

     Sabrina cierpliwie czekała, aż skrzaty domowe obsłużą Weasleya, choć ciekawość zżerała ją od środka. Młody pochłaniał właśnie frytki z kurczakiem i wcale nie wyglądał jakby było mu śpieszno cokolwiek wyjaśnić.

      – Kevin pisał, że Harry znalazł jakąś książkę – powiedział, gdy przełknął ostatni kawałek kurczaka. – Podobno aurorzy zamknęli się w gabinecie naszych starych i długo nad czymś dyskutowali. Potem wyszli przejęci, ale oczywiście nic nie chcieli powiedzieć.

      – Wiesz co to za książka? – spytała podekscytowana. W głowie miała kilka odpowiedzi, a każdy wiązał się z atrybutem jej matki.

      – Nie. Wiem tylko tyle, że gdy wyszli po naradzie, nie mieli jej ze sobą, czyli najprawdopodobniej twój ojciec trzyma ją w biurze.

     – A Potter z Kevinem nie są w stanie się tam dostać?

     Młody pokręcił głową.

     – Aurorzy za bardzo ich pilnują. To trzeba zrobić podstępem. Na szczęście mam plan.

     Sabrina popatrzyła na niego z przerażeniem.

     – Mam się bać?

     – Spokojnie. To sprawdzony sposób. Zbierzemy jutro wszystkich w łazience Marty i wytłumaczę, o co chodzi. Nie mamy za wiele czasu na kombinowanie, bo za trzy tygodnie zaczyna się przerwa wiosenna i to jedyny moment, gdzie będziemy mogli działać.

     Sabrina upiła łyk herbaty. Wiedziała, że Derek miał rację. W gazetach cały czas pojawiały się wzmianki o atakach śmierciożerców, wszyscy bali się o swoje rodziny i choć nie było aż tak dr stycznie jak za czasów panowania Voldemorta, młodzi mieli świadomość, że jeśli Swan zdobędzie wszystkie atrybuty, nie będzie już czekał grzecznie i zacznie się prawdziwe piekło. A, że nastąpi to niebawem byli praktycznie pewni.

     – Boję się – przyznała w końcu.

     – Ja też – powiedział Derek.

     Spojrzała na niego. Wydoroślał. I nie chodziło tylko o to, że zmienił się z wyglądu. Bo zawsze był przystojny. Jego podejście do życia było diametralnie różne, od tego, które przejawiał ponad dwa lata temu. A zmienił to zakład z profesor McGonagall. Sabrina zastanawiała się, czy nauczycielka transmutacji miała świadomość jak bardzo wpłynęła na krnąbrnego ucznia, zgadzając się na takie nieprofesjonalne zachowanie. Pewnie tak, w końcu była weteranką w nauczaniu.

     – Złożyłem podanie na uczelnie – oznajmił niespodziewanie.

     Zatkało ją.

     – Już?

     – Zaraz po OWTM-ach muszę przystąpić do egzaminu wstępnego. A żeby mnie do niego dopuścili muszę wysłać im jakiś projekt zaklęcia.

     Uśmiechnęła się.

     – Na pewno ci się uda.

     – Tylko nie wiem czy ma to jakiś sens, skoro i tak za niedługo możemy już nie żyć.

     – Nawet tak nie mów. Będzie dobrze. Pamiętasz, że miałeś być mion lewoskrzydłowym?

     Złapała go za rękę, a potem poczuła się dziwnie, że w ogóle zdecydowała się na taki gest.

     – Pamiętam. Wiesz, że możesz na mnie liczyć.

     Poczuła się odrobinę bezpieczniej.

*

     Pod koniec kwietnia Amanda wróciła z misji. Była poddenerwowana, ponieważ trop dotyczący artefaktu Astorii znów okazał się mylny. Choć Fred wiedział, że jego żona ma dużo na głowie, to musiał sprowadzić ją na ziemię.

     – Mam wrażenie, że Kevin ma jakieś problemy – powiedział, gdy w sypialni szykowali się do snu. – Nie stało się nic u was w pracy?

     – Wiesz, że nie było mnie w biurze przez kilka tygodni, ale Harry nie mówił nic o kłopotach. Narzekał tylko na Jamesa, że jest strasznie leniwy.

     – Trzeba jutro  porozmawiać z synem.

 

     Kolejnego dnia była sobota, więc postanowili na śniadaniu przyszpilić Kevina. Amanda musiała przyznać mężowi rację, ponieważ ich pierworodny był nieobecny myślami.

   – Co się stało? – spytał bez ogródek Fred.

     Kevin podniósł głowę. Jego rodzice przyglądali mu się z wyczekiwaniem. Już od dłuższego czasu zastanawiał się jak powiedzieć o wszystkim matce, chyba nadarzyła się okazja.

     – Mam problem z kasą – przyznał w końcu.

     – Potter nie daje wam wypłaty? – zdziwił się jego ojciec.

     – Daje, wszystko się zgadza, tylko…

     – Tylko? – ponagliła matka.

     – Pożyczyłem moje oszczędności i nie mam kontaktu z osobą, która je wzięła.

     Fred z Amandą wymienili spojrzenia.

     – Jakiś przyjaciel?

    – Rodzina.

     – Kto z rodziny pożyczył od ciebie pieniądze i nie chce oddać?

     – Wujek Kevin.

 

     Cisza w domu państwa Weasley była bardzo długa. W końcu Amand poprosiła syna, by wszystko jej opowiedział. Fred przez większość czasu klął.

     – To idiota i narkoman – powiedział. Kevin dawno nie widział go takiego złego. – Przychodził często jak byliście mali, ale w końcu kazałem mu trzymać się od mojej rodziny z daleka. Jak go spotkam, to mu nogi z dupy powyrywam.

     – Spokojnie – powiedziała Amanda. – Jakoś to załatwię. Wyśledzić go nie będzie ciężko, zmuszę go, żeby oddał ci wszystkie pieniądze. Przykro mi, że z całej mojej rodziny tylko ojciec i Alex okazują się normalni. Też chciałabym mieć z nimi lepszy kontakt – westchnęła.

*

     – Kevin był u nas – powiedziała Amanda, kiedy partner Alex wyszedł z jej mieszkania.

     – Mieszka przecież z wami nadal – zdziwiła się kobietą, robiąc kawę.

     – Nie mój Kevin. Kevin Spencer, syn ciotki Camilii.

     – Ten Kevin?! – zdziwiła się. – Zakała rodziny, twój kompan w niszczeniu przyjęć arystokratów, sarkastyczny Ślizgon, który nie jednemu zalazł za skórę?

     Amanda pokiwała głowa.

      – Czego chciał? – zdziwiła się młodsza, stawiając przed siostra kubek z kawą.

      – Pożyczył od mojego syna wszystkie oszczędności i zwiał.

     Alex westchnęła.

     – Typowe. U mnie był raz, jakieś dziesięć lat temu. Dobrze, że sama nigdy nie miałam pieniędzy. Jak się dowiedział jaki jest stan mojego konta, nigdy więcej się nie odezwał.

     – Do nas przychodził jakiś czas. Ale Fred zaczął się denerwować i w końcu się ostro pokłócili. A teraz muszę z nim skonfrontować. A to przecież wciąż rodzina... – westchnęła.

*

     – Mam nadzieję, że zajmujesz się sprawą atrybutów – powiedział Harry, gdy Amanda czytała jakiś list i wyglądała na zmartwioną.

     – Nie, to sprawa prywatna.

     – Wiesz, że jesteś w pracy?

     – No właśnie, jeśli o to chodzi, to muszę na chwilę wyjść.

     Wstała od biurka i nie czekając na pozwolenie opuściła gabinet. Harry popatrzył się na Dracona.

     – Powinienem ją zwolnić?

     – Pewnie tak, ale i tak wiemy, że tego nie zrobisz.

 

     Amanda pojawiła się w starej kamienicy. Znalezienie kuzyna nie zajęło jej wiele czasu. Miejscówka była taka, jak się spodziewała – typowa melina. Walcząc z obrzydzeniem, weszła przez pierwsze drzwi. Musiała zaświecić różdżkę, bo w środku było tak ciemno, że niewiele widziała.

     Kevin siedział na kanapie z jakimś jeszcze jednym facetem. W powietrzu czuć było alkohol i dym papierosowy.

     – Co do diabła? – spytał nieznajomy.

     Amanda wycelowała w niego różdżką. Blask oświetlił jej służbową szatę z naszytą literą A. Facet przerażony podniósł ręce do góry.

     – Nie wiedziałem, że nasyłają aurorów na bezrobotnych – powiedział.

     – Spokojnie, to moja kuzynka – odezwał się Kevin, choć ton jego głosu wcale nie brzmiał spokojnie. Doskonale wiedział, po co Amanda go odnalazła.

     – Możemy porozmawiać? – spytała całkiem miło, choć z jej oczu dało się wyczytać gniew. Kolega Kevina wciąż miał ręce w górze i chyba nie wiedział, co ze sobą zrobić.

     Spencer poprowadził Weasley do drugiego pomieszczenia, które chyba miało być kuchnią, ale było tak zasyfione, że przypominało bardziej kontener na śmieci. Amanda stanęła na środku i założyła ręce na piersi.

     – Co masz mi do powiedzenia?

     – To nie tak jak myślisz. Nie pożyczyłem tych pieniędzy na narkotyki. Od pół roku nie biorę…

     Brew Amandy mimowolnie uniosła się do góry. Ewidentnie mu nie uwierzyła. Ten jednak postanowił ciągnąć dalej swoją nieprzekonującą opowieść.

     – Miałem problemy z prawem i przez to nigdzie nie chcą mnie zatrudnić. Nie mam pieniędzy żeby się utrzymać, poprosiłem twojego syna o pożyczkę, bo byłem głodny, ale nie mam z czego mu oddać – ze zdenerwowania poczochrał ręką włosy. – Naprawdę próbuję poukładać życie, ale idzie mi słabo. Jak tylko znajdę pracę, to od razu zwrócę wszystko co do knuta.

     Amanda stała nadal ze skrzyżowanymi rękami i patrzyła się na członka swojej rodziny. Była aurorką wystarczająco długo, by stwierdzić, że jej kuzyn jednak nie kłamie.

     – Zbieraj się – powiedziała w końcu. – Pomogę ci znaleźć pracę, powiedzmy, że mam wpływy.

     Na ustach Kevina pojawił się wielki uśmiech.

     – A mogę zabrać ze sobą Rona? To jest naprawdę spoko facet, ale żona go zostawiła i się biedny załamał.

     Amanda westchnęła.

     – Dobrze, ale – wycelowała różdżką w Spencera. – Jeden numer i nie ręczę za siebie.

*

     – Serio im pomagasz? – spytał zdenerwowany Fred. – Po co?

     – Bo gdybym tego nie zrobiła, to nie byłabym sobą. Segregowanie i wysyłka gazet to nie jest jakaś bardzo skomplikowana robota.

     – I tak czarno to widzę.

     – Przynajmniej w Ministerstwie będę ich mieć na oku.

     – Super. Ale tu go nie chcę widzieć.

     Amanda pocałowała męża w usta.

     – Ty jesteś panem domu, więc szanuję twoją decyzję – powiedziała.

     – Wcale jej nie szanujesz. Zawsze robisz po swojemu.

     Zaśmiała się.


Rozdział dodany jednorazowo w piątek zamiast w sobotę. Pojawia się w nim jedna postać, która wpłynie na rozwiązanie sprawy z atrybutami :) Do końca historii zostały prawdopodobnie cztery rozdziały i epilog :D Do zobaczenia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz