Albus szedł korytarzem, a w głowie miał tylko jedno słowo: "Walia". Pochłonęło go tak bardzo, że nie zauważył piegowatej postaci swojego kuzyna. Hugo musiał pomachać mu ręką przed twarzą, by sprowadzić Pottera na ziemię.
– O, cześć – powiedział
lekko skołowany. Nagle jakby sobie o czymś przypomniał, bo na jego twarzy
pojawił się lekki uśmiech. – Słyszałem o tobie i Dianie. Gratulację.
Hugo wzruszył ramionami,
ale widać było, że jest zadowolony.
– Jak ci się udało ją
poderwać?
Weasley podrapał się po
głowie.
– Znalazłem rozwiązanie w
jedynej książce, jaką posiada mój ojciec. Trafiłem na nią podczas świąt.
Widocznie zainteresowało
to Albusa:
– Co to za książka? –
spytał, myśląc przy okazji o swoim nieudanym związku z Nicole.
– Dwanaście niezawodnych sposobów oczarowania czarownic.
– Nie słyszałem o niej.
– Bo to metody rodem z
lat dziewięćdziesiątych. Ojciec musiał na nie wyrwać mamę – Hugo skrzywił się
na samą myśl o flirtujących rodzicach. – Ale niektóre porady były całkiem logiczne,
więc stwierdziłem, że spróbuję.
– Pożyczysz mi tą
książkę? Tylko nie mów nic Rose.
– Bracie, o to możesz być spokojny.
Kolejne dni były tak samo
nudne. W Biurze Aurorów nie działo się nic specjalnego, choć przecież trwał
stan wojenny. Na brak działania najbardziej narzekał James, który za wszystko
winił ojca, ale nie mógł wypowiedzieć myśli na głos, skoro Harry kilka dni
wcześniej załatwił Aurorze powrót na praktyki w kancelarii Malfoya. James
musiał zastopować z podrywaniem młodych panien i jego poczucie własnej wartości
znów zaczęło spadać. A gdy coś nie szło po myśli młodego Pottera, to zaczynał
robić się bardzo sfrustrowany.
Kevin starał się
ignorować irytujące zachowanie kuzyna i jak zwykle odwalał całą wspólną pracę
sam. Nawet nie spodziewał się, że tym razem kłopoty mogą spaść na niego. W
pewien marcowy poranek w drzwiach Biura Aurorów pojawił się tajemniczy
mężczyzna. Miał długie, poplątane włosy, niegolony od kilku tygodni zarost, poplamione
ciuchy i wielki turystyczny plecak. Kevin miał wrażenie, że gdzieś już go
kiedyś widział, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie.
– Czego? – spytał niezbyt
grzecznie James.
Nieznajomy nie przejął
się niemiłym powitaniem.
– Szukam Amandy
Blue-Weasley. Wiem, że pracuje jako aurorka.
– Jest na misji.
– A czego pan potrzebuje
od mojej matki? – zaciekawił się Kevin.
Oczy mężczyzny zaczęły
się rozszerzać, gdy zrozumiał, kim jest młody auror.
– Jestem twoim wujkiem –
odparł widocznie z siebie zadowolony.
Odłożył plecak pod ścianę
i usiadł na twardym krześle, nie robiąc sobie nic z zaszokowanych min
chłopaków. Przed oczami Kevina zaczęły przelatywać jak szalone wspomnienia z
dzieciństwa. Przypomniał sobie wesołego mężczyznę, który odwiedził ich kilka
razy, gdy siostrzeńcy mieli po kilka lat, zawsze przywoził cukierki i kłócił
się z tatą.
– Wujek Kevin? – spytał
niepewnie.
Na twarzy mężczyzny
pojawił się uśmiech.
– Kopę lat, co? Pamiętam
jeszcze jak sikałeś w pieluchy. Uczyłem się grać na gitarze i to po mnie
dostałeś imię. Miałem z twoją matką świetny kontakt w młodości, ale potem
wyjechałem, życie mi się trochę pokomplikowało, w sumie przyjechałem prosić ją
o pomoc. Wiecie kiedy wróci?
– Ciężko stwierdzić –
Kevin podniósł się z krzesła i ruszył, by zrobić kawę wujkowi. James wciąż
przyglądał mu się podejrzliwie. – Może ja mogę ci pomóc?
Mężczyzna poczochrał
brudne włosy. Wątpił, czy siostrzeniec jest mu w stanie pomóc, ale z drugiej
strony może warto spróbować. Fred za nim nie przepadał, więc możliwe, że Amanda
by mu odmówiła.
– Dwa miesiące temu
straciłem pracę. Od kilku tygodni jestem bezdomny, potrzebuję pożyczki.
Oczywiście oddam wszystko jak się odbiję.
Kevin myślał przez
chwilę. Jego pensja za staż nie była wysoka, ale też nie był pewny kiedy matka
wróci z misji, a wujek z pewnością potrzebował pieniędzy.
– Pomogę ci.
– I skąd masz zamiar
wziąć tą kasę? – spytał James.
Humor młodego Pottera
psuł się z każdą minutą, zwłaszcza, że dostali chwilę wcześniej informacje z
Hogwartu na temat położenia kryjówki poszukiwanego czarnoksiężnika.
– Pracowałem przez kilka
ostatnich wakacji, mam sporo odłożone. A pożyczka to tylko na chwilę Ten wujek
zawsze był spoko i matka na pewno by mu pomogła.
– Nie widziałeś gościa od
lat.
– I teraz nagle
postanawiasz być odpowiedzialnym?
James westchnął, trochę
go zresztą ta uwaga dotknęła.
– Dobra, rób jak chcesz. Ja
idę szukać informacji na temat Gór Kambryjskich.
*
Sabrina złapała Dereka na
korytarzu. Minę miał nietęgą.
– Co ci? – spytała,
lustrując go wzorkiem.
– Szlaban u woźnego – odpowiedział
lekceważąco. – Chyba uznał, że skoro to moje ostatnie trzy miesiące w tej
szkole, to trzeba mi więcej dowalać.
– Mówiłeś, że masz jakieś
nowe poszlaki od Kevina i Pottera – zmieniła temat, bo przypomniała sobie
właśnie, po co w ogóle szukała chłopaka.
– No tak. Chodź.
Poprowadził ją w stronę
lochów. Była lekko zdziwiona, ale potem zdała sobie sprawę dokąd idą, gdy
minęli wejście do korytarza Ślizgonów i znaleźli się przed obrazem z owocami.
– No co? – spytał, widząc
jej minę. – Jestem głodny, bo nie wyrobiłem się na kolacje, a nie potrafię
myśleć z pustym brzuchem.
Sabrina cierpliwie
czekała, aż skrzaty domowe obsłużą Weasleya, choć ciekawość zżerała ją od
środka. Młody pochłaniał właśnie frytki z kurczakiem i wcale nie wyglądał jakby
było mu śpieszno cokolwiek wyjaśnić.
– Kevin pisał, że Harry
znalazł jakąś książkę – powiedział, gdy przełknął ostatni kawałek kurczaka. –
Podobno aurorzy zamknęli się w gabinecie naszych starych i długo nad czymś
dyskutowali. Potem wyszli przejęci, ale oczywiście nic nie chcieli powiedzieć.
– Wiesz co to za książka?
– spytała podekscytowana. W głowie miała kilka odpowiedzi, a każdy wiązał się z
atrybutem jej matki.
– Nie. Wiem tylko tyle,
że gdy wyszli po naradzie, nie mieli jej ze sobą, czyli najprawdopodobniej twój
ojciec trzyma ją w biurze.
– A Potter z Kevinem nie
są w stanie się tam dostać?
Młody pokręcił głową.
– Aurorzy za bardzo ich
pilnują. To trzeba zrobić podstępem. Na szczęście mam plan.
Sabrina popatrzyła na
niego z przerażeniem.
– Mam się bać?
– Spokojnie. To sprawdzony
sposób. Zbierzemy jutro wszystkich w łazience Marty i wytłumaczę, o co chodzi.
Nie mamy za wiele czasu na kombinowanie, bo za trzy tygodnie zaczyna się
przerwa wiosenna i to jedyny moment, gdzie będziemy mogli działać.
Sabrina upiła łyk herbaty.
Wiedziała, że Derek miał rację. W gazetach cały czas pojawiały się wzmianki o
atakach śmierciożerców, wszyscy bali się o swoje rodziny i choć nie było aż tak
dr stycznie jak za czasów panowania Voldemorta, młodzi mieli świadomość, że
jeśli Swan zdobędzie wszystkie atrybuty, nie będzie już czekał grzecznie i
zacznie się prawdziwe piekło. A, że nastąpi to niebawem byli praktycznie pewni.
– Boję się – przyznała w
końcu.
– Ja też – powiedział
Derek.
Spojrzała na niego.
Wydoroślał. I nie chodziło tylko o to, że zmienił się z wyglądu. Bo zawsze był
przystojny. Jego podejście do życia było diametralnie różne, od tego, które
przejawiał ponad dwa lata temu. A zmienił to zakład z profesor McGonagall.
Sabrina zastanawiała się, czy nauczycielka transmutacji miała świadomość jak
bardzo wpłynęła na krnąbrnego ucznia, zgadzając się na takie nieprofesjonalne
zachowanie. Pewnie tak, w końcu była weteranką w nauczaniu.
– Złożyłem podanie na
uczelnie – oznajmił niespodziewanie.
Zatkało ją.
– Już?
– Zaraz po OWTM-ach muszę
przystąpić do egzaminu wstępnego. A żeby mnie do niego dopuścili muszę wysłać
im jakiś projekt zaklęcia.
Uśmiechnęła się.
– Na pewno ci się uda.
– Tylko nie wiem czy ma
to jakiś sens, skoro i tak za niedługo możemy już nie żyć.
– Nawet tak nie mów.
Będzie dobrze. Pamiętasz, że miałeś być mion lewoskrzydłowym?
Złapała go za rękę, a
potem poczuła się dziwnie, że w ogóle zdecydowała się na taki gest.
– Pamiętam. Wiesz, że
możesz na mnie liczyć.
Poczuła się odrobinę
bezpieczniej.
*
Pod koniec kwietnia
Amanda wróciła z misji. Była poddenerwowana, ponieważ trop dotyczący artefaktu
Astorii znów okazał się mylny. Choć Fred wiedział, że jego żona ma dużo na
głowie, to musiał sprowadzić ją na ziemię.
– Mam wrażenie, że Kevin
ma jakieś problemy – powiedział, gdy w sypialni szykowali się do snu. – Nie
stało się nic u was w pracy?
– Wiesz, że nie było mnie
w biurze przez kilka tygodni, ale Harry nie mówił nic o kłopotach. Narzekał
tylko na Jamesa, że jest strasznie leniwy.
– Trzeba jutro porozmawiać z synem.
Kolejnego dnia była
sobota, więc postanowili na śniadaniu przyszpilić Kevina. Amanda musiała
przyznać mężowi rację, ponieważ ich pierworodny był nieobecny myślami.
– Co się stało? – spytał
bez ogródek Fred.
Kevin podniósł głowę.
Jego rodzice przyglądali mu się z wyczekiwaniem. Już od dłuższego czasu
zastanawiał się jak powiedzieć o wszystkim matce, chyba nadarzyła się okazja.
– Mam problem z kasą –
przyznał w końcu.
– Potter nie daje wam
wypłaty? – zdziwił się jego ojciec.
– Daje, wszystko się
zgadza, tylko…
– Tylko? – ponagliła
matka.
– Pożyczyłem moje
oszczędności i nie mam kontaktu z osobą, która je wzięła.
Fred z Amandą wymienili
spojrzenia.
– Jakiś przyjaciel?
– Rodzina.
– Kto z rodziny pożyczył
od ciebie pieniądze i nie chce oddać?
– Wujek Kevin.
Cisza w domu państwa
Weasley była bardzo długa. W końcu Amand poprosiła syna, by wszystko jej
opowiedział. Fred przez większość czasu klął.
– To idiota i narkoman –
powiedział. Kevin dawno nie widział go takiego złego. – Przychodził często jak
byliście mali, ale w końcu kazałem mu trzymać się od mojej rodziny z daleka.
Jak go spotkam, to mu nogi z dupy powyrywam.
– Spokojnie – powiedziała
Amanda. – Jakoś to załatwię. Wyśledzić go nie będzie ciężko, zmuszę go, żeby
oddał ci wszystkie pieniądze. Przykro mi, że z całej mojej rodziny tylko ojciec
i Alex okazują się normalni. Też chciałabym mieć z nimi lepszy kontakt –
westchnęła.
*
– Kevin był
u nas – powiedziała Amanda, kiedy partner Alex wyszedł z jej mieszkania.
– Mieszka
przecież z wami nadal – zdziwiła się kobietą, robiąc kawę.
– Nie mój
Kevin. Kevin Spencer, syn ciotki Camilii.
– Ten
Kevin?! – zdziwiła się. – Zakała rodziny, twój kompan w niszczeniu przyjęć
arystokratów, sarkastyczny Ślizgon, który nie jednemu zalazł za skórę?
Amanda
pokiwała głowa.
– Czego chciał? – zdziwiła się młodsza,
stawiając przed siostra kubek z kawą.
– Pożyczył od mojego syna wszystkie
oszczędności i zwiał.
Alex
westchnęła.
– Typowe. U mnie był raz, jakieś dziesięć lat
temu. Dobrze, że sama nigdy nie miałam pieniędzy. Jak się dowiedział jaki jest
stan mojego konta, nigdy więcej się nie odezwał.
– Do nas
przychodził jakiś czas. Ale Fred zaczął się denerwować i w końcu się ostro
pokłócili. A teraz muszę z nim skonfrontować. A to przecież wciąż rodzina... – westchnęła.
*
– Mam nadzieję, że
zajmujesz się sprawą atrybutów – powiedział Harry, gdy Amanda czytała jakiś
list i wyglądała na zmartwioną.
– Nie, to sprawa
prywatna.
– Wiesz, że jesteś w
pracy?
– No właśnie, jeśli o to
chodzi, to muszę na chwilę wyjść.
Wstała od biurka i nie
czekając na pozwolenie opuściła gabinet. Harry popatrzył się na Dracona.
– Powinienem ją zwolnić?
– Pewnie tak, ale i tak
wiemy, że tego nie zrobisz.
Amanda pojawiła się w
starej kamienicy. Znalezienie kuzyna nie zajęło jej wiele czasu. Miejscówka
była taka, jak się spodziewała – typowa melina. Walcząc z obrzydzeniem, weszła
przez pierwsze drzwi. Musiała zaświecić różdżkę, bo w środku było tak ciemno,
że niewiele widziała.
Kevin siedział na kanapie
z jakimś jeszcze jednym facetem. W powietrzu czuć było alkohol i dym
papierosowy.
– Co do diabła? – spytał
nieznajomy.
Amanda wycelowała w niego
różdżką. Blask oświetlił jej służbową szatę z naszytą literą A. Facet
przerażony podniósł ręce do góry.
– Nie wiedziałem, że
nasyłają aurorów na bezrobotnych – powiedział.
– Spokojnie, to moja
kuzynka – odezwał się Kevin, choć ton jego głosu wcale nie brzmiał spokojnie.
Doskonale wiedział, po co Amanda go odnalazła.
– Możemy porozmawiać? –
spytała całkiem miło, choć z jej oczu dało się wyczytać gniew. Kolega Kevina
wciąż miał ręce w górze i chyba nie wiedział, co ze sobą zrobić.
Spencer poprowadził
Weasley do drugiego pomieszczenia, które chyba miało być kuchnią, ale było tak
zasyfione, że przypominało bardziej kontener na śmieci. Amanda stanęła na
środku i założyła ręce na piersi.
– Co masz mi do
powiedzenia?
– To nie tak jak myślisz.
Nie pożyczyłem tych pieniędzy na narkotyki. Od pół roku nie biorę…
Brew Amandy mimowolnie
uniosła się do góry. Ewidentnie mu nie uwierzyła. Ten jednak postanowił ciągnąć
dalej swoją nieprzekonującą opowieść.
– Miałem problemy z
prawem i przez to nigdzie nie chcą mnie zatrudnić. Nie mam pieniędzy żeby się
utrzymać, poprosiłem twojego syna o pożyczkę, bo byłem głodny, ale nie mam z
czego mu oddać – ze zdenerwowania poczochrał ręką włosy. – Naprawdę próbuję
poukładać życie, ale idzie mi słabo. Jak tylko znajdę pracę, to od razu zwrócę
wszystko co do knuta.
Amanda stała nadal ze
skrzyżowanymi rękami i patrzyła się na członka swojej rodziny. Była aurorką
wystarczająco długo, by stwierdzić, że jej kuzyn jednak nie kłamie.
– Zbieraj się –
powiedziała w końcu. – Pomogę ci znaleźć pracę, powiedzmy, że mam wpływy.
Na ustach Kevina pojawił
się wielki uśmiech.
– A mogę zabrać ze sobą
Rona? To jest naprawdę spoko facet, ale żona go zostawiła i się biedny załamał.
Amanda westchnęła.
– Dobrze, ale –
wycelowała różdżką w Spencera. – Jeden numer i nie ręczę za siebie.
*
– Serio im pomagasz? –
spytał zdenerwowany Fred. – Po co?
– Bo gdybym tego nie
zrobiła, to nie byłabym sobą. Segregowanie i wysyłka gazet to nie jest jakaś
bardzo skomplikowana robota.
– I tak czarno to widzę.
– Przynajmniej w
Ministerstwie będę ich mieć na oku.
– Super. Ale tu go nie
chcę widzieć.
Amanda pocałowała męża w
usta.
– Ty jesteś panem domu,
więc szanuję twoją decyzję – powiedziała.
– Wcale jej nie szanujesz.
Zawsze robisz po swojemu.
Zaśmiała się.
Rozdział dodany jednorazowo w piątek zamiast w sobotę. Pojawia się w nim jedna postać, która wpłynie na rozwiązanie sprawy z atrybutami :) Do końca historii zostały prawdopodobnie cztery rozdziały i epilog :D Do zobaczenia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz