– Czy ty jesteś pewien, że to dobry pomysł? – spytała po raz setny Sabrina, patrząc na butelkę, którą podała jej Rose.
– Tak, pijcie to już, bo
nie mamy za dużo czasu. Rodzice nie będą siedzieć u Malfoya w nieskończoność.
Sabrina, Derek i Albus wypili eliksir i po
chwili stali przed nimi jako Amanda, Draco i Harry.
– Rany, ale ojciec mam
kiepski wzrok – sapnął młody Potter. – Nawet moje okulary nie pomagają.
– Staraj się nie wywrócić
– rozkazał mu Derek głosem Malfoya. Zabrzmiało całkiem naturalnie.
– Rozpoznają nas –
jęknęła Blondi, głosem zdecydowanie niepasującym do pani Weasley.
– Matka tak nie mówi – Młody poprawił krawat.
– Dobra, chodźmy.
Zjechali do Ministerstwa.
Sabrina nerwowo poprawiała rude włosy. Derek uderzył ją delikatnie w rękę, gdy
zatrzymali się w holu.
– Pan Potter, pani
Weasley... Pan Malfoy... Muszę sprawdzić wasze różdżki.
Spojrzeli po sobie z
dekoncentracją. Albus zareagował pierwszy, rzucając zaklęcie confundus.
– No pięknie – wkurzyła
się Sabrina. – Dobra, do gabinetu.
Wsiedli do windy. Albus,
który nie znosił ciasnych pomieszczeń zamknął oczy i starał się nie
zwymiotować. Sabrina cała dygotała ze zdenerwowania i tylko Derek wydawał się
spokojny. Właściwie to zastanawiał się, czemu w ogóle wpadł na ten przeklęty
plan i czemu reszta go poparła. Ale już nie mieli wyjścia, nie mogli się
wycofać.
Szybko przedostali się na
drugie piętro, starając się jak najmniej odzywać. Derek kiwał wszystkim głową,
ale zdecydowanie bardziej zamaszyście niż Malfoy. Albus, który szedł za nim, co
kilka kroków ledwo się zataczał. Sabrina złapała go za rękę.
– Dobra, wchodzimy.
Weszli do Biura Aurorów.
Ich celem było biuro Dracona, ale nim zrobili kilka kroków, z jednego z
gabinetów wyszedł młody auror.
– Szefie, potrzebujemy
twojej pomocy!
Albus wytrzeszczył oczy.
– Pomocy? – spytał
niepewnie. – Sami sobie nie radzicie? Rany, ale to...
Nie dokończył, bo Młody–Draco
pchnął go w kierunku biura.
– Chodź Amanda, musimy zabrać te dokumenty...
Złapał Sabrinę za
nadgarstek i pociągnął w kierunku biura. Modlił się w duchu, żeby było otwarte.
W środku siedział Price i wertował jakieś karki.
– Co wy tu robicie? –
zdziwił się.
– Zapomniałam... Raportu
– powiedziała cicho Sabrina. – Mamy z tat... z Draconem
coś ważnego do omówienia....
– A ciebie szuka Potter –
dodał Derek, zrzucając wszystko na ramiona Albusa. – Jest w pierwszym biurze.
Auroro patrzył na nich
jakoś dziwnie, ale posłusznie wyszedł z gabinetu. Spojrzeli po sobie i
równocześnie rzucili się do biurka. Derek odsunął szufladę i wyjął stamtąd
butelkę whisky. Parsknął śmiechem.
– Cicho... Mój ojciec
nigdy się tak nie śmieje.
– Odezwała się idealna
Amanda Weasley. Widzisz tu tą książkę, o której mówił Kevin?
– Nie. Sprawdź szybko
drugie biurko.
Derek rzucił się do
stolika, na którym stały zdjęcia jego rodziny. Próbował otworzyć półkę, ale
warknął, gdy poczuł, że ta parzy go w dłoń. No tak, jego matka nie zostawiłaby
nic bez zabezpieczenia.
Usłyszeli kroki za
drzwiami i spanikowani rzucili się na krzesła. Sekundę później wszedł Paul, a
potem Albus. Drzwi zamknęły się i auror spojrzał na nich z rozbawionym
uśmiechem.
– Niezła sztuczka – powiedział. – Czego tu szukacie?
– O co ci chodzi? –
spytał Młody, starając jak najlepiej udawać Malfoya.
– Przestań Derek – auror
pokręcił głową. – Rozmawiacie z osobą, która jak nikt posługuje się leglimencją...
Ale nawet głupi domyśliłby się, że albo jesteście aurorami po dragach, albo ich
kiepskimi podróbkami.
Sabrina zakryła twarz dłońmi.
Miała rację, że to się nie uda. Kto w ogóle uznał to za świetny pomysł? Na
pewno James albo Socrpius. W końcu złotej trójcy udało się tak kiedyś zdobyć
horkruksa. Ale oni zawsze mieli więcej szczęścia.
– Nie wsypiesz nas? –
spytał niepewnie Albus.
– Nie – włożył ręce w
kieszenie spodni. – Ale tylko jeżeli dobrze się wytłumaczycie.
– Potrzebujemy ten
książki o atrybutach – powiedział Młody. – Jest nam koniecznie potrzebna.
Auror spojrzał na ich
zdeterminowane miny.
– I sądzicie, że
ktokolwiek zostawiłby ją tutaj?
– James z Kevinem tak
powiedzieli.
– Oni kompletnie nie
nadają się do tej roboty.
Mężczyzna podszedł do
kredensu i wyjął małą książeczkę, a potem podał ją Sabrinie. Niepewnie zaczęła
ją wertować.
– Ktoś podmienił okładki
– powiedziała po chwili. – To Historia
Hogwartu.
Chłopaki wyglądało jakby
ktoś ich spetryfikował.
– Idzie stąd zanim ktoś
was przyłapie – powiedział Paul. – I wymyślcie jakiś lepszy plan następnym
razem.
*
– Zamorduję cię! –
krzyknęła Sabrina, gdy już wróciła do swojego normalnego wyglądu i stała w za
dużych szatach w mieszkaniu państwa Weasley. – Skąd w ogóle pomysł, że mgło się
to udać?
Derek poczochrał się po
włosach.
– Harry, Hermiona i Ron
zdobyli tak horkruksa.
– To najgłupszy argument
jaki kiedykolwiek słyszałem – mruknął Albus, a potem podszedł do barku swojego
wujka i wyjął z niego jakąś drogą brandy.
Gdy polewał sobie trunku
do domu wpadła Rose, a za nią wszedł Scorpius.
– I jak? – spytała
podekscytowana ruda.
– Chujnia. Nakryli nas.
Rose przeklęła.
– Więc co teraz?
– Usiądziecie i
posłuchacie, co mamy do powiedzenia.
Młodzi odwrócili się jak
na komendę. W drzwiach stali Dracon, Harry, Amanda, Kevin i James.
– Skąd wiedzieliście?
Paul powiedział, że nas nie wsypie.
– I nie wsypał –
westchnęła Amanda. – Ale ukradliście nam szaty, eliksir wielosokowy i
sprzedaliście nam jakąś koślawą bajeczkę o tym, że idziecie do Teda. A przez
stan wojenny wszystkie miejsca publiczne są pozamykane.
– Siadać – rozkazał
Harry.
Powiedział to takim
tonem, że nie potrafili się przeciwstawić. Rose, Sabrina i Albus zajęli kanapę,
Młody z Kevinem siedli na jej oparciach, a James ze Scorpiusem w fotelach. Ich
rodzice stali nad nimi z grobowymi minami.
– Atrybuty mają dar
wzmacniania magii. Im więcej ktoś ich posiada, tym staje się silniejszy, wręcz
niepokonany – zaczął Dracon.
– Zostały stworzone przez
rodziny czystokrwiste, z myślą, że tylko rody mogące się poszczycić posiadaniem
czarodziei w rodzinie, mają prawo posiadać tak ogromną moc – dodał Harry. –
Żeby było sprawiedliwie, każda rodzina, która weszła w pakt, dostała jeden artefakt,
by móc dysponować równą magią jak reszta.
– Jednak gdy Voldemort za
pierwszym razem zyskiwał moc, rody uznały, że trzeba schować atrybuty – dodała
Amadana. – Choć większość tych osób popierała Czarnego Pana, nie chcieli by
dowiedział się, że może uzyskać większą moc, byli zbyt dumni by dzielić się tą
wiadomością ze swoim mistrzem.
– Oczywiście byli
idiotami, bo Voldemort na pewno wiedział, o tak silnych czarnomagicznych
przedmiotach, tylko, że miał już swój sposób na wzmocnienie magii. Jednak rodziny
pochowały swoje skarby i przestały ich używać, a gdy pokonałem Voldemorta
przypomnieli sobie o nich.
– Najpierw myśleliśmy, że
Swan sobie przypomniał i on zaproponował użycie mocy atrybutów, by pokazać, że ma więcej mocy niż miał Czarny
Pan. Teraz jednak wiemy, że ktoś inny za tym stoi. Nie wiemy tylko kto –
dokończył Draco. – Póki co jesteśmy na tej samej pozycji ze śmierciożercami,
ponieważ udało nam się znaleźć artefakt Blue.
– I teraz został już
tylko jeden – westchnęła Amanda.
– No właśnie – odezwała
się Sabrina. – Jak to się stało, że ukryła go moja matka?
– Na początku całkiem
wykluczyliśmy, że Astoria wiedziała o atrybutach. Ani Draco, ani twoja ciotka
Daphne nie pamiętali, żeby kiedykolwiek nosiła jakiś cenny przedmiot ze sobą.
Jednak po dłuższym śledztwie okazało się, że prawdopodobnie twoi dziadkowie
dali pierścień Astorii, bo nie do końca zdawali sobie sprawy z jego mocy…
– Albo wiedzieli – wciął
się Draco. – I bardziej jej ufali, niż Daphne. W każdym razie Astoria musiała
domyślić się, co pierścień może dokonać i postanowiła go ukryć.
– I chyba całkiem
sprawnie jej to wyszło – mruknął Scorpius.
– Tu też już mamy
poszlaki – stwierdził Harry. – Prawdopodobnie…
– Tak, wiemy – wciął się
James. – Atrybut związany jest z wodą.
– Właśnie. Ale wszystkie poszlaki
okazują się mylne. Brakuje nam już pomysłów gdzie szukać.
– Ale Swan tym bardziej
nie wie – zauważyła Rose. – Przecież nie miał w ogóle styczności z rodziną
Greengrass.
– Właściwie to wszystkie
rodziny czystokrwiste są w jakiś sposób ze sobą powiązane – powiedziała Amadna.
– Ale z Astorią na pewno nie był blisko. Była od niego młodsza trzy lata i
uczyli się w innych szkołach.
– Więc co teraz? –
zmienił temat Albus. – Co robimy?
Już wcześniej postanowili
nie przyznawać się, że wiedzą, że aurorzy szukają czarnoksiężnika, który wie,
kto za tym wszystkim stoi. Liczyli, że rodzice sami w końcu im powiedzą. Jednak
widocznie ci postanowili wciąż zachowywać swoje poszlaki dla siebie i żyć w
złudnym przekonaniu, że dzieci przestaną mieszkać się w sprawę, gdy stracą
trop.
– Wy nic – Harry potarł
zmęczone oczy. – Nie możecie się tym zamartwiać, musicie skończyć szkołę.
– Ale to przecież też nas
dotyczy! – krzyknęła Sabrina.
– Wiedziałem, że
znajomość z Weasleyem doprowadzi do takiej zmiany – wkurzył się jej ojciec.
– Masz problem, bo
wreszcie decyduję za siebie?!
– Nie mamy teraz czasu na
kłótnie rodzinne – powiedział Harry. – Wracajcie do domów, spakujcie rzeczy, bo
jutro jedziecie do szkoły. James i Kevin, też dziś już macie wolne. Jutro chcę
was widzieć o szóstej w ministerstwie – Harry skinął na Amandę i Dracona i
razem wyszli z domu.
*
W szkole nie mogli się
skupić na niczym. Zbliżały się egzaminy końcowe, a oni zamiast powtarzać
materiał wymyślali nowe teorie, gdzie Astoria mogła schować pierścień. Sabrina
chodziła bardzo zdenerwowana i Derek zaczął się o nią martwić. Nie miał nawet z
kim o tym pogadać, ponieważ każdy był zajęty swoimi sprawami, a z latania ze
wszystkim do Kevina się wyleczył. Choć oczywiście wiedział, że może wysłać
bratu list, jeśli będzie potrzebować jego pomocy.
Pewien bardzo słoneczny
dzień poszedł na wieżę astronomiczną, na której jak zawsze siedział nielegalnie
Albus. Ślizgon zrezygnował z szaty szkolnej, ponieważ było bardzo gorąco, ale
mimo to i tak ubrany był cały na czarno. Prawdopodobnie nie posiadał ubrań w
innym kolorze. Podniósł głowę i spojrzał ze zdziwieniem na kuzyna.
– Dalej się martwisz tymi
przeklętymi atrybutami? – Derek wiedział, że Potter pyta, bo wypada, ale i tak
ucieszył się, że może z kimś porozmawiać. Zresztą Ablus przyjaźnił się z
Sabriną.
– Martwię się o Blondi.
Chodzi strasznie zdenerwowana.
– No tak. To cholernie
upierdliwe, ale najbardziej z nas wszystkich przejmuje się wojną. Chyba myśli,
że skoro jest dziedziczką pierścienia, to jest za wszystko odpowiedzialna.
– I chce pokazać, że nie
jest tylko nadętą księżniczką, za jaką każdy ją uważał. Draco ma rację, że
chyba wpłynąłem na zmianę jej zachowania.
– Trochę tak, ale nie
myśl, że uważam, że to źle. Myślę, że oboje mieliście na siebie dobry wpływ.
– Nie wiem jak jej pomóc.
– Nie pomożesz. Musi się
zakończyć cała ta afera, żebyśmy wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Ale walka wisi
w powietrzu, już niedługo.
– Widzę, że ty też się
czymś martwisz.
Młody usiadł na ziemi i
oparł się plecami o barierkę. Teraz z kuzynem siedzieli naprzeciwko siebie.
Albus przeczesał włosy z zamyśleniem.
– To nic poważnego.
Tylko, że za tydzień OWTM-y, wszyscy naciskają mnie żebym szedł na studia albo
od razu łapał robotę w ministerstwie, a ja nawet nie wiem co chcę robić. Do
tego prawdopodobnie nigdy nie znajdę sobie dziewczyny i wszyscy będą mnie mieć
za nieudacznika.
Derek się zaśmiał.
– Przecież i tak nie planujesz
raczej zakładać dużej rodziny, więc w czym problem?
– No wiesz, z babą zawsze
łatwiej. Ugotuje, wypierze, a tak to będę sam musiał sobie z tym radzić w
przyszłości.
– To sobie załatw skrzata
domowego – zaśmiał się Derek. – Wyjedzie na to samo, a przynajmniej nikt ci nie
będzie truł nad głową.
Rzucił to dla żartu,
chyba pomogło, bo Albus nagle się uśmiechnął.
– O tym nie pomyślałem.
Dzięki Młody.
*
Na ustach Kevina pojawił
się szczery uśmiech, gdy zobaczył swoją dziewczynę wychodzącą z księgarni. Choć
większość sklepów była zamknięta, a na ulicy nie było żywej duszy, to widok
ukochanej poprawił mu humor. Przez te wszystkie zawirowania w pracy i rodzinie
nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu. Postanowił dziś jej to wynagrodzić.
– Cześć – powiedziała szczerze
zdziwiona, ponieważ nie spodziewała się go zobaczyć. – Co tu robisz?
– Jak to co? – spytał, teatralnie
udając oburzenie. – Przyszedłem po swoją piękną dziewczynę.
– To miłe, że jeszcze
pamiętasz, że ją masz.
Starała się nie wyglądać
na smutną, ale słabo jej szło. Kevina złapały jeszcze większe wyrzuty sumienia
Chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę Dziurawego Kotła, za którym znajdowała
się strefa deportacyjna.
Sally, choć wciąż zła,
nie mogła ukryć uśmiechu. Brakowało jej dotyku mężczyzny i tej jego
spontaniczności, dzięki której czuła się wyjątkowo. Teleportowali się, a gdy
pojawili się w nowym miejscu od razu poczuła, że stoją na czymś miękkim. Do
tego szum wody i chłodny wiatr przekonały ją, że znaleźli się na plaży.
– Gdzie dokładnie
jesteśmy? – spytała oszołomiona.
– Niedaleko domu wujka
Billa i ciotki Fleur – uspokoił ją. – Tu jest bezpiecznie.
Usiedli na piasku, a ona
od razu się w niego wtuliła. Złość zdążyła jej przejść. Gdy tak siedzieli i
rozmawiali o ostatnim minionym miesiącu, zrozumiała, że Kevin może być daleko,
ale to i tak nic nie zmienia – wciąż ją kocha. Była głupia, że znów zaczęła w
to wątpić.
– Tata nadal jest
wściekły – ciągnął Wealsey – Ale wujek chyba naprawdę się zmienił, pracuje w
Proroku i zwraca mi pieniądze w ratach.
– Twoja matka go pilnuje,
każdy by się bał na jego miejscu zrobić coś głupiego.
Zaśmiał się.
– Dalej czujesz do niej
respekt?
– To nie tak – miała w
planach się tłumaczyć, ale doszła do wniosku, że i tak nic z tego nie wyjdzie.
– Dalej – przyznała w końcu. – Dobrze mi tu z tobą – powiedziała szybko, żeby
zmienić temat.
Twarz Kevina od razu się
rozjaśniła.
– Nie mogę się doczekać,
kiedy wszystko wreszcie się ułoży i będziemy mogli założyć rodzinę.
– Rodzinę? – spytała
przerażona.
Westchnął. Obrócił jej
twarz w swoją stronę i spojrzał jej głęboko w oczy.
– Wiem, że teraz niewiele
mamy… właściwie nic. Oboje ciągniemy staże, mamy dopiero po osiemnaście lat i w
ogóle, ale jeśli jestem w życiu naprawdę czegoś pewien, to tego, że chcę z tobą
być na zawsze. Już teraz bym ci się oświadczył, ale zasługujesz na więcej,
dlatego z tym poczekam. Ale nie bądź zdzwiona, że to kiedyś nastąpi, bo nawet
jeśli dasz mi wcześniej do zrozumienia, że nie będziesz chciała zostać moją
żoną, ja i tak spróbuję.
Nie zdziwiło go, że
zrobiła się cała czerwona. Miał racę – nie mieli wiele, na pewno za mało, żeby
móc być pewnym przyszłości, ale tego jednego też była pewna – że cokolwiek by
się nie działo, to z tym człowiekiem chce spędzić resztę życia.
– Ale zrób to wtedy, gdy
już będzie pewne, że nie będę musiała mieszkać z twoją mamą – wypaliła.
– Spokojnie, też bym z
nią długo nie wytrzymał.
Oboje się zaśmiali.
*
– Puka się – warknął
Draco, kiedy jakiś nieproszony typ władował się bez zaproszenie do jego
gabinetu w Biurze Aurorów.
Amanda podniosła głowę, a
na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, gdy rozpoznała Ronalda, kolegę jej
kuzyna Kevina.
– Przepraszam za najście
– powiedział lekko speszony wrogim spojrzeniem Malfoya. – Chciałem pogadać z
Szefową.
– Z kim? – zaciekawił się
Draco.
Ku jeszcze większemu
zdziwieniu mężczyzna uśmiechnął się do Amandy.
– Szefowo, nie ma Szefowa
jakiejś innej roboty w zanadrzu?
– Blue, od kiedy jesteś
Biurem Pośrednictwa Pracy?
Amanda zignorowała
zaczepkę.
– Nie podoba ci się praca
w drukarni?
– Broń Merlinie, jest
świetna – zapewnił trochę nazbyt gorliwie. – Tylko, że nie jest wymagająca i
zwykle po trzech godzinach nie ma co robić. Jakaś dodatkowa fucha by się przydała.
Aurorka podrapała się po
głowie.
– To co umiesz robić?
– Zanim żona mnie
zostawiła byłem łamaczem zaklęć, całkiem nieźle radzę sobie z najróżniejszymi
zabezpieczeniami.
Draco i Amanda spojrzeli
na siebie z już nieukrywanym szokiem.
– Może się coś dla ciebie
znajdzie.
– Dzięki Szefowo, Kevin
miał rację, że jesteś złotą kobietą.
Ukłonił się nisko i
szybko ulotnił się z gabinetu.
– Nieźle Szefowo – zakpił
Mafloy. – Co masz zamiar zrobić z tym menelem?
– Wysłać go z brygadą
uderzeniową i zobaczyć, co potrafi.
– Potter cię zamorduje.
Wzruszyła ramionami.
*
– Twoja matka zwariowała
– stwierdził James przyglądając się rozgrywającej się przed nimi scenie.
Czterech aurorów z
brygady uderzeniowej stało przed szopą w sporym ogrodzie, celując w nią
różdżkami. Piąty pilnował dwóch rosłych czarodziejów, których o świcie wywlekli
z domu. Po środku stał Ronald w przyciasnej szacie aurora mamrocząc jakieś
zaklęcia, których nikt inny nie znał. Stażyści jak zawsze stali z boku i
„starali się nie przeszkadzać”.
– Ten gość prędzej
rozsadzi szopę w powietrze niż złamie zabezpieczenia.
Kevin nie odpowiedział.
Co prawda jemu też pomysł matki się nie podobał, ale pokładał więcej wiary w
jej zawodową intuicję.
Nagle, ku ogólnemu
zdziwieniu wszystkich, drzwi się otworzyły.
– Czekaj – Ron zatrzymał
aurora, który jako pierwszy chciał wejść do środka.
Okazało się to dobrym
posunięciem. Wypróbował jeszcze kila zaklęć.
– Klątwa poszukiwacza – mruknął
do siebie. – Tandeta.
Szybko pokonał urok.
Sprawdził jeszcze kilka możliwości, a potem wpuścił aurorów do środka,
przekonując, że już jest bezpiecznie.
– Nic tam nie
znajdziecie! – krzyknął związany czarodziej.
– Zaraz się przekonamy.
Po piętnastu minutach
aurrzy zaczęli wynosić czarnomagiczne przedmioty ukrywane w różnych miejscach w
szopie. Większość znajdowała się pod deskami w podłodze, więc trochę im zajęło
zabezpieczenie budynku przed zawaleniem.
– Jak to się stało, że
taki świetny łamacz uroków stracił pracę? – spytał szczerze zdziwiony James,
gdy wraz z Ronem i Kevinem usiedli na trawie, czekając na koniec akcji.
Ron zaczął gładzić długą
brodę. Trochę trwało zanim odpowiedział:
– To przez Amelkę –
powiedział, a chłopcy ze zdziwieniem uznali, że w jego głosie słychać tęsknotę.
– Była wspaniałą kobietą. Naprawdę. Tylko czegoś jej brakowało w życiu, odeszła
ode mnie dla jakiegoś bogacza. Załamałem się, zacząłem pić i w końcu mnie
zwolnili. Dobrze, że Amelka nie widziała jak się stoczyłem.
– Stoczyłeś
się przez nią! – oburzył się James. – Jak możesz mówić o niej z taką czułością?
Ron wzruszył
ramionami.
– To chyba
nazywa się miłość.
– Raczej
głupota – burknął Potter, a Kevin go szturchnął, by się zamknął.
Siedzieli w
milczeniu jeszcze z dwadzieścia minut i James znów postanowił przerwać ciszę:
– Hej, może
skoczysz z nami po pracy do Trzech Mioteł na coś mocniejszego? Z chęcią
posłuchamy o twoich akcjach jako łamacz uroków.
– Idioto,
on jest na odwyku!
– Nie
szkodzi – Ron machnął ręką. – Z chęcią pójdę, zimny sok dyniowy mi wystarczy.
*
Młodzi
aurorzy słuchali z otwartymi ustami historii byłego łamacza klątw. Okazało się,
że dziesięć lat temu był jednym z najlepszych, przez chwilę nawet pracował z
Edmundem Blue, zanim ten poszedł na emeryturę. Choć James nie mógł pojąć, jak w
jednej chwili Ron mógł zaprzepaścić swoją karierę, tylko dlatego, że kochał
kobietę, która kompletnie nie była tego warta, to i tak naprawdę był pełen
podziwu.
Kevin
przyglądał się kuzynowi, w którego oczach pojawiał się słynny błysk,
oznaczający, że Potter znów łapie determinację. Dałby sobie rękę uciąć, że
nawet jak wojna się skończy, to James zostanie w szeregach aurorów.
– Słuchaj
kolego – uśmiech czarnowłosego był lekko przerażający. – Nie masz ochoty na
wycieczkę do Walii?
Kevin
zamrugał kilkukrotnie.
Hejka, dziś u nas znów dużo wątków, ale każdy kto czyta to opowiadanie wie, że to u nas normalne ;) Za dwa tygodnie Drużyna Pierścienia Atrybutów (?) rusza do akcji, a skład zapowiada się dosyć wybuchowo :D Do zobaczenia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz