Rozdział 35

     – Czy ty jesteś pewien, że to dobry pomysł? ­– spytała po raz setny Sabrina, patrząc na butelkę, którą podała jej Rose.

     – Tak, pijcie to już, bo nie mamy za dużo czasu. Rodzice nie będą siedzieć u Malfoya w nieskończoność.

     Sabrina, Derek i Albus wypili eliksir i po chwili stali przed nimi jako Amanda, Draco i Harry.

     – Rany, ale ojciec mam kiepski wzrok – sapnął młody Potter. – Nawet moje okulary nie pomagają.

     – Staraj się nie wywrócić – rozkazał mu Derek głosem Malfoya. Zabrzmiało całkiem naturalnie.

     – Rozpoznają nas – jęknęła Blondi, głosem zdecydowanie niepasującym do pani Weasley.

     – Matka tak nie mówi – Młody poprawił krawat. – Dobra, chodźmy.

     Zjechali do Ministerstwa. Sabrina nerwowo poprawiała rude włosy. Derek uderzył ją delikatnie w rękę, gdy zatrzymali się w holu.

     – Pan Potter, pani Weasley... Pan Malfoy... Muszę sprawdzić wasze różdżki.

     Spojrzeli po sobie z dekoncentracją. Albus zareagował pierwszy, rzucając zaklęcie confundus.

     – No pięknie – wkurzyła się Sabrina. – Dobra, do gabinetu.

     Wsiedli do windy. Albus, który nie znosił ciasnych pomieszczeń zamknął oczy i starał się nie zwymiotować. Sabrina cała dygotała ze zdenerwowania i tylko Derek wydawał się spokojny. Właściwie to zastanawiał się, czemu w ogóle wpadł na ten przeklęty plan i czemu reszta go poparła. Ale już nie mieli wyjścia, nie mogli się wycofać.

     Szybko przedostali się na drugie piętro, starając się jak najmniej odzywać. Derek kiwał wszystkim głową, ale zdecydowanie bardziej zamaszyście niż Malfoy. Albus, który szedł za nim, co kilka kroków ledwo się zataczał. Sabrina złapała go za rękę.

     – Dobra, wchodzimy.



     Weszli do Biura Aurorów. Ich celem było biuro Dracona, ale nim zrobili kilka kroków, z jednego z gabinetów wyszedł młody auror.

     – Szefie, potrzebujemy twojej pomocy!

     Albus wytrzeszczył oczy.

     – Pomocy? – spytał niepewnie. – Sami sobie nie radzicie? Rany, ale to...

     Nie dokończył, bo Młody–Draco pchnął go w kierunku biura.

     – Chodź Amanda, musimy zabrać te dokumenty...

     Złapał Sabrinę za nadgarstek i pociągnął w kierunku biura. Modlił się w duchu, żeby było otwarte. W środku siedział Price i wertował jakieś karki.

     – Co wy tu robicie? – zdziwił się.

     – Zapomniałam... Raportu – powiedziała cicho Sabrina. – Mamy z tat... z Draconem coś ważnego do omówienia....

      – A ciebie szuka Potter – dodał Derek, zrzucając wszystko na ramiona Albusa. – Jest w pierwszym biurze.

     Auroro patrzył na nich jakoś dziwnie, ale posłusznie wyszedł z gabinetu. Spojrzeli po sobie i równocześnie rzucili się do biurka. Derek odsunął szufladę i wyjął stamtąd butelkę whisky. Parsknął śmiechem.

     – Cicho... Mój ojciec nigdy się tak nie śmieje.

     – Odezwała się idealna Amanda Weasley. Widzisz tu tą książkę, o której mówił Kevin?

     – Nie. Sprawdź szybko drugie biurko.

     Derek rzucił się do stolika, na którym stały zdjęcia jego rodziny. Próbował otworzyć półkę, ale warknął, gdy poczuł, że ta parzy go w dłoń. No tak, jego matka nie zostawiłaby nic bez zabezpieczenia.

     Usłyszeli kroki za drzwiami i spanikowani rzucili się na krzesła. Sekundę później wszedł Paul, a potem Albus. Drzwi zamknęły się i auror spojrzał na nich z rozbawionym uśmiechem.

     – Niezła sztuczka – powiedział. – Czego tu szukacie?

     – O co ci chodzi? – spytał Młody, starając jak najlepiej udawać Malfoya.

     – Przestań Derek – auror pokręcił głową. – Rozmawiacie z osobą, która jak nikt posługuje się leglimencją... Ale nawet głupi domyśliłby się, że albo jesteście aurorami po dragach, albo ich kiepskimi podróbkami.

     Sabrina zakryła twarz dłońmi. Miała rację, że to się nie uda. Kto w ogóle uznał to za świetny pomysł? Na pewno James albo Socrpius. W końcu złotej trójcy udało się tak kiedyś zdobyć horkruksa. Ale oni zawsze mieli więcej szczęścia.

     – Nie wsypiesz nas? – spytał niepewnie Albus.

     – Nie – włożył ręce w kieszenie spodni. – Ale tylko jeżeli dobrze się wytłumaczycie.

     – Potrzebujemy ten książki o atrybutach – powiedział Młody. – Jest nam koniecznie potrzebna.

     Auror spojrzał na ich zdeterminowane miny.

     – I sądzicie, że ktokolwiek zostawiłby ją tutaj?

     – James z Kevinem tak powiedzieli.

     – Oni kompletnie nie nadają się do tej roboty.

     Mężczyzna podszedł do kredensu i wyjął małą książeczkę, a potem podał ją Sabrinie. Niepewnie zaczęła ją wertować.

     – Ktoś podmienił okładki – powiedziała po chwili. – To Historia Hogwartu.

     Chłopaki wyglądało jakby ktoś ich spetryfikował.

     – Idzie stąd zanim ktoś was przyłapie – powiedział Paul. – I wymyślcie jakiś lepszy plan następnym razem.

*

     – Zamorduję cię! – krzyknęła Sabrina, gdy już wróciła do swojego normalnego wyglądu i stała w za dużych szatach w mieszkaniu państwa Weasley. – Skąd w ogóle pomysł, że mgło się to udać?

     Derek poczochrał się po włosach.

     – Harry, Hermiona i Ron zdobyli tak horkruksa.

     – To najgłupszy argument jaki kiedykolwiek słyszałem – mruknął Albus, a potem podszedł do barku swojego wujka i wyjął z niego jakąś drogą brandy.

     Gdy polewał sobie trunku do domu wpadła Rose, a za nią wszedł Scorpius.

     – I jak? – spytała podekscytowana ruda.

     – Chujnia. Nakryli nas.

     Rose przeklęła.

     – Więc co teraz?

     – Usiądziecie i posłuchacie, co mamy do powiedzenia.

     Młodzi odwrócili się jak na komendę. W drzwiach stali Dracon, Harry, Amanda, Kevin i James.

     – Skąd wiedzieliście? Paul powiedział, że nas nie wsypie.

     – I nie wsypał – westchnęła Amanda. – Ale ukradliście nam szaty, eliksir wielosokowy i sprzedaliście nam jakąś koślawą bajeczkę o tym, że idziecie do Teda. A przez stan wojenny wszystkie miejsca publiczne są pozamykane.

     – Siadać – rozkazał Harry.

     Powiedział to takim tonem, że nie potrafili się przeciwstawić. Rose, Sabrina i Albus zajęli kanapę, Młody z Kevinem siedli na jej oparciach, a James ze Scorpiusem w fotelach. Ich rodzice stali nad nimi z grobowymi minami.

     – Atrybuty mają dar wzmacniania magii. Im więcej ktoś ich posiada, tym staje się silniejszy, wręcz niepokonany – zaczął Dracon.

     – Zostały stworzone przez rodziny czystokrwiste, z myślą, że tylko rody mogące się poszczycić posiadaniem czarodziei w rodzinie, mają prawo posiadać tak ogromną moc – dodał Harry. – Żeby było sprawiedliwie, każda rodzina, która weszła w pakt, dostała jeden artefakt, by móc dysponować równą magią jak reszta.

     – Jednak gdy Voldemort za pierwszym razem zyskiwał moc, rody uznały, że trzeba schować atrybuty – dodała Amadana. – Choć większość tych osób popierała Czarnego Pana, nie chcieli by dowiedział się, że może uzyskać większą moc, byli zbyt dumni by dzielić się tą wiadomością ze swoim mistrzem.

     – Oczywiście byli idiotami, bo Voldemort na pewno wiedział, o tak silnych czarnomagicznych przedmiotach, tylko, że miał już swój sposób na wzmocnienie magii. Jednak rodziny pochowały swoje skarby i przestały ich używać, a gdy pokonałem Voldemorta przypomnieli sobie o nich.

     – Najpierw myśleliśmy, że Swan sobie przypomniał i on zaproponował użycie mocy atrybutów, by  pokazać, że ma więcej mocy niż miał Czarny Pan. Teraz jednak wiemy, że ktoś inny za tym stoi. Nie wiemy tylko kto – dokończył Draco. – Póki co jesteśmy na tej samej pozycji ze śmierciożercami, ponieważ udało nam się znaleźć artefakt Blue.

     – I teraz został już tylko jeden – westchnęła Amanda.

     – No właśnie – odezwała się Sabrina. – Jak to się stało, że ukryła go moja matka?

     – Na początku całkiem wykluczyliśmy, że Astoria wiedziała o atrybutach. Ani Draco, ani twoja ciotka Daphne nie pamiętali, żeby kiedykolwiek nosiła jakiś cenny przedmiot ze sobą. Jednak po dłuższym śledztwie okazało się, że prawdopodobnie twoi dziadkowie dali pierścień Astorii, bo nie do końca zdawali sobie sprawy z jego mocy…

     – Albo wiedzieli – wciął się Draco. – I bardziej jej ufali, niż Daphne. W każdym razie Astoria musiała domyślić się, co pierścień może dokonać i postanowiła go ukryć.

     – I chyba całkiem sprawnie jej to wyszło – mruknął Scorpius.

     – Tu też już mamy poszlaki – stwierdził Harry. – Prawdopodobnie…

     – Tak, wiemy – wciął się James. – Atrybut związany jest z wodą.

     – Właśnie. Ale wszystkie poszlaki okazują się mylne. Brakuje nam już pomysłów gdzie szukać.

     – Ale Swan tym bardziej nie wie – zauważyła Rose. – Przecież nie miał w ogóle styczności z rodziną Greengrass.

     – Właściwie to wszystkie rodziny czystokrwiste są w jakiś sposób ze sobą powiązane – powiedziała Amadna. – Ale z Astorią na pewno nie był blisko. Była od niego młodsza trzy lata i uczyli się w innych szkołach.

     – Więc co teraz? – zmienił temat Albus. – Co robimy?

     Już wcześniej postanowili nie przyznawać się, że wiedzą, że aurorzy szukają czarnoksiężnika, który wie, kto za tym wszystkim stoi. Liczyli, że rodzice sami w końcu im powiedzą. Jednak widocznie ci postanowili wciąż zachowywać swoje poszlaki dla siebie i żyć w złudnym przekonaniu, że dzieci przestaną mieszkać się w sprawę, gdy stracą trop.

     – Wy nic – Harry potarł zmęczone oczy. – Nie możecie się tym zamartwiać, musicie skończyć szkołę.

     – Ale to przecież też nas dotyczy! – krzyknęła Sabrina.

     – Wiedziałem, że znajomość z Weasleyem doprowadzi do takiej zmiany – wkurzył się jej ojciec.

     – Masz problem, bo wreszcie decyduję za siebie?!

     – Nie mamy teraz czasu na kłótnie rodzinne – powiedział Harry. – Wracajcie do domów, spakujcie rzeczy, bo jutro jedziecie do szkoły. James i Kevin, też dziś już macie wolne. Jutro chcę was widzieć o szóstej w ministerstwie – Harry skinął na Amandę i Dracona i razem wyszli z domu.

*

     W szkole nie mogli się skupić na niczym. Zbliżały się egzaminy końcowe, a oni zamiast powtarzać materiał wymyślali nowe teorie, gdzie Astoria mogła schować pierścień. Sabrina chodziła bardzo zdenerwowana i Derek zaczął się o nią martwić. Nie miał nawet z kim o tym pogadać, ponieważ każdy był zajęty swoimi sprawami, a z latania ze wszystkim do Kevina się wyleczył. Choć oczywiście wiedział, że może wysłać bratu list, jeśli będzie potrzebować jego pomocy.

     Pewien bardzo słoneczny dzień poszedł na wieżę astronomiczną, na której jak zawsze siedział nielegalnie Albus. Ślizgon zrezygnował z szaty szkolnej, ponieważ było bardzo gorąco, ale mimo to i tak ubrany był cały na czarno. Prawdopodobnie nie posiadał ubrań w innym kolorze. Podniósł głowę i spojrzał ze zdziwieniem na kuzyna.

     – Dalej się martwisz tymi przeklętymi atrybutami? – Derek wiedział, że Potter pyta, bo wypada, ale i tak ucieszył się, że może z kimś porozmawiać. Zresztą Ablus przyjaźnił się z Sabriną.

     – Martwię się o Blondi. Chodzi strasznie zdenerwowana.

     – No tak. To cholernie upierdliwe, ale najbardziej z nas wszystkich przejmuje się wojną. Chyba myśli, że skoro jest dziedziczką pierścienia, to jest za wszystko odpowiedzialna.

     – I chce pokazać, że nie jest tylko nadętą księżniczką, za jaką każdy ją uważał. Draco ma rację, że chyba wpłynąłem na zmianę jej zachowania.

     – Trochę tak, ale nie myśl, że uważam, że to źle. Myślę, że oboje mieliście na siebie dobry wpływ.

     – Nie wiem jak jej pomóc.

     – Nie pomożesz. Musi się zakończyć cała ta afera, żebyśmy wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Ale walka wisi w powietrzu, już niedługo.

     – Widzę, że ty też się czymś martwisz.

     Młody usiadł na ziemi i oparł się plecami o barierkę. Teraz z kuzynem siedzieli naprzeciwko siebie. Albus przeczesał włosy z zamyśleniem.

     – To nic poważnego. Tylko, że za tydzień OWTM-y, wszyscy naciskają mnie żebym szedł na studia albo od razu łapał robotę w ministerstwie, a ja nawet nie wiem co chcę robić. Do tego prawdopodobnie nigdy nie znajdę sobie dziewczyny i wszyscy będą mnie mieć za nieudacznika.

     Derek się zaśmiał.

     – Przecież i tak nie planujesz raczej zakładać dużej rodziny, więc w czym problem?

     – No wiesz, z babą zawsze łatwiej. Ugotuje, wypierze, a tak to będę sam musiał sobie z tym radzić w przyszłości.

     – To sobie załatw skrzata domowego – zaśmiał się Derek. – Wyjedzie na to samo, a przynajmniej nikt ci nie będzie truł nad głową.

     Rzucił to dla żartu, chyba pomogło, bo Albus nagle się uśmiechnął.

     – O tym nie pomyślałem. Dzięki Młody.

*

     Na ustach Kevina pojawił się szczery uśmiech, gdy zobaczył swoją dziewczynę wychodzącą z księgarni. Choć większość sklepów była zamknięta, a na ulicy nie było żywej duszy, to widok ukochanej poprawił mu humor. Przez te wszystkie zawirowania w pracy i rodzinie nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu. Postanowił dziś jej to wynagrodzić.

     – Cześć – powiedziała szczerze zdziwiona, ponieważ nie spodziewała się go zobaczyć. – Co tu robisz?

     – Jak to co? – spytał, teatralnie udając oburzenie. – Przyszedłem po swoją piękną dziewczynę.

     – To miłe, że jeszcze pamiętasz, że ją masz.

     Starała się nie wyglądać na smutną, ale słabo jej szło. Kevina złapały jeszcze większe wyrzuty sumienia Chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę Dziurawego Kotła, za którym znajdowała się strefa deportacyjna.

     Sally, choć wciąż zła, nie mogła ukryć uśmiechu. Brakowało jej dotyku mężczyzny i tej jego spontaniczności, dzięki której czuła się wyjątkowo. Teleportowali się, a gdy pojawili się w nowym miejscu od razu poczuła, że stoją na czymś miękkim. Do tego szum wody i chłodny wiatr przekonały ją, że znaleźli się na plaży.

     – Gdzie dokładnie jesteśmy? – spytała oszołomiona.

     – Niedaleko domu wujka Billa i ciotki Fleur – uspokoił ją. – Tu jest bezpiecznie.

     Usiedli na piasku, a ona od razu się w niego wtuliła. Złość zdążyła jej przejść. Gdy tak siedzieli i rozmawiali o ostatnim minionym miesiącu, zrozumiała, że Kevin może być daleko, ale to i tak nic nie zmienia – wciąż ją kocha. Była głupia, że znów zaczęła w to wątpić.

     – Tata nadal jest wściekły – ciągnął Wealsey – Ale wujek chyba naprawdę się zmienił, pracuje w Proroku i zwraca mi pieniądze w ratach.

     – Twoja matka go pilnuje, każdy by się bał na jego miejscu zrobić coś głupiego.

     Zaśmiał się.

     – Dalej czujesz do niej respekt?

     – To nie tak – miała w planach się tłumaczyć, ale doszła do wniosku, że i tak nic z tego nie wyjdzie. – Dalej – przyznała w końcu. – Dobrze mi tu z tobą – powiedziała szybko, żeby zmienić temat.

     Twarz Kevina od razu się rozjaśniła.

     – Nie mogę się doczekać, kiedy wszystko wreszcie się ułoży i będziemy mogli założyć rodzinę.

     – Rodzinę? – spytała przerażona.

     Westchnął. Obrócił jej twarz w swoją stronę i spojrzał jej głęboko w oczy.

     – Wiem, że teraz niewiele mamy… właściwie nic. Oboje ciągniemy staże, mamy dopiero po osiemnaście lat i w ogóle, ale jeśli jestem w życiu naprawdę czegoś pewien, to tego, że chcę z tobą być na zawsze. Już teraz bym ci się oświadczył, ale zasługujesz na więcej, dlatego z tym poczekam. Ale nie bądź zdzwiona, że to kiedyś nastąpi, bo nawet jeśli dasz mi wcześniej do zrozumienia, że nie będziesz chciała zostać moją żoną, ja i tak spróbuję.

     Nie zdziwiło go, że zrobiła się cała czerwona. Miał racę – nie mieli wiele, na pewno za mało, żeby móc być pewnym przyszłości, ale tego jednego też była pewna – że cokolwiek by się nie działo, to z tym człowiekiem chce spędzić resztę życia.

     – Ale zrób to wtedy, gdy już będzie pewne, że nie będę musiała mieszkać z twoją mamą – wypaliła.

     – Spokojnie, też bym z nią długo nie wytrzymał.

     Oboje się zaśmiali.

*

     – Puka się – warknął Draco, kiedy jakiś nieproszony typ władował się bez zaproszenie do jego gabinetu w Biurze Aurorów.

     Amanda podniosła głowę, a na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, gdy rozpoznała Ronalda, kolegę jej kuzyna Kevina.

     – Przepraszam za najście – powiedział lekko speszony wrogim spojrzeniem Malfoya. – Chciałem pogadać z Szefową.

     – Z kim? – zaciekawił się Draco.

     Ku jeszcze większemu zdziwieniu mężczyzna uśmiechnął się do Amandy.

     – Szefowo, nie ma Szefowa jakiejś innej roboty w zanadrzu?

      – Blue, od kiedy jesteś Biurem Pośrednictwa Pracy?

     Amanda zignorowała zaczepkę.

     – Nie podoba ci się praca w drukarni?

     – Broń Merlinie, jest świetna – zapewnił trochę nazbyt gorliwie. – Tylko, że nie jest wymagająca i zwykle po trzech godzinach nie ma co robić. Jakaś dodatkowa fucha by się przydała.

     Aurorka podrapała się po głowie.

     – To co umiesz robić?

     – Zanim żona mnie zostawiła byłem łamaczem zaklęć, całkiem nieźle radzę sobie z najróżniejszymi zabezpieczeniami.

     Draco i Amanda spojrzeli na siebie z już nieukrywanym szokiem.

     – Może się coś dla ciebie znajdzie.

     – Dzięki Szefowo, Kevin miał rację, że jesteś złotą kobietą.

     Ukłonił się nisko i szybko ulotnił się z gabinetu.

     – Nieźle Szefowo – zakpił Mafloy. – Co masz zamiar zrobić z tym menelem?

     – Wysłać go z brygadą uderzeniową i zobaczyć, co potrafi.

      – Potter cię zamorduje.

     Wzruszyła ramionami.

*

     – Twoja matka zwariowała – stwierdził James przyglądając się rozgrywającej się przed nimi scenie.

     Czterech aurorów z brygady uderzeniowej stało przed szopą w sporym ogrodzie, celując w nią różdżkami. Piąty pilnował dwóch rosłych czarodziejów, których o świcie wywlekli z domu. Po środku stał Ronald w przyciasnej szacie aurora mamrocząc jakieś zaklęcia, których nikt inny nie znał. Stażyści jak zawsze stali z boku i „starali się nie przeszkadzać”.

     – Ten gość prędzej rozsadzi szopę w powietrze niż złamie zabezpieczenia.

     Kevin nie odpowiedział. Co prawda jemu też pomysł matki się nie podobał, ale pokładał więcej wiary w jej zawodową intuicję.

     Nagle, ku ogólnemu zdziwieniu wszystkich, drzwi się otworzyły.

     – Czekaj – Ron zatrzymał aurora, który jako pierwszy chciał wejść do środka.

     Okazało się to dobrym posunięciem. Wypróbował jeszcze kila zaklęć.

     – Klątwa poszukiwacza – mruknął do siebie. – Tandeta.

     Szybko pokonał urok. Sprawdził jeszcze kilka możliwości, a potem wpuścił aurorów do środka, przekonując, że już jest bezpiecznie.

     ­– Nic tam nie znajdziecie! – krzyknął związany czarodziej.

     – Zaraz się przekonamy.

     Po piętnastu minutach aurrzy zaczęli wynosić czarnomagiczne przedmioty ukrywane w różnych miejscach w szopie. Większość znajdowała się pod deskami w podłodze, więc trochę im zajęło zabezpieczenie budynku przed zawaleniem.

     – Jak to się stało, że taki świetny łamacz uroków stracił pracę? – spytał szczerze zdziwiony James, gdy wraz z Ronem i Kevinem usiedli na trawie, czekając na koniec akcji.

     Ron zaczął gładzić długą brodę. Trochę trwało zanim odpowiedział:

     – To przez Amelkę – powiedział, a chłopcy ze zdziwieniem uznali, że w jego głosie słychać tęsknotę. – Była wspaniałą kobietą. Naprawdę. Tylko czegoś jej brakowało w życiu, odeszła ode mnie dla jakiegoś bogacza. Załamałem się, zacząłem pić i w końcu mnie zwolnili. Dobrze, że Amelka nie widziała jak się stoczyłem.

     – Stoczyłeś się przez nią! – oburzył się James. – Jak możesz mówić o niej z taką czułością?

     Ron wzruszył ramionami.

     – To chyba nazywa się miłość.

     – Raczej głupota – burknął Potter, a Kevin go szturchnął, by się zamknął.

     Siedzieli w milczeniu jeszcze z dwadzieścia minut i James znów postanowił przerwać ciszę:

     – Hej, może skoczysz z nami po pracy do Trzech Mioteł na coś mocniejszego? Z chęcią posłuchamy o twoich akcjach jako łamacz uroków.

     – Idioto, on jest na odwyku!

     – Nie szkodzi – Ron machnął ręką. – Z chęcią pójdę, zimny sok dyniowy mi wystarczy.

*

     Młodzi aurorzy słuchali z otwartymi ustami historii byłego łamacza klątw. Okazało się, że dziesięć lat temu był jednym z najlepszych, przez chwilę nawet pracował z Edmundem Blue, zanim ten poszedł na emeryturę. Choć James nie mógł pojąć, jak w jednej chwili Ron mógł zaprzepaścić swoją karierę, tylko dlatego, że kochał kobietę, która kompletnie nie była tego warta, to i tak naprawdę był pełen podziwu.

     Kevin przyglądał się kuzynowi, w którego oczach pojawiał się słynny błysk, oznaczający, że Potter znów łapie determinację. Dałby sobie rękę uciąć, że nawet jak wojna się skończy, to James zostanie w szeregach aurorów.

     – Słuchaj kolego – uśmiech czarnowłosego był lekko przerażający. – Nie masz ochoty na wycieczkę do Walii?

     Kevin zamrugał kilkukrotnie.


Hejka, dziś u nas znów dużo wątków, ale każdy kto czyta to opowiadanie wie, że to u nas normalne ;) Za dwa tygodnie Drużyna Pierścienia Atrybutów (?) rusza do akcji, a skład zapowiada się dosyć wybuchowo :D Do zobaczenia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz