Rozdział 37

     Kevin szturchnął Jamesa w żebra. Młody Potter niechętnie podniósł głowę znad studiowanej mapy. Pierwszy raz dostali jakieś sensowne zadanie i bardzo chciał się wykazać. W drzwiach stał Harry i stukał palcami w futrynę, co świadczyło, że jest bardzo zniecierpliwiony. Aurorzy pracujący przy sąsiednich biurkach zastygli w oczekiwaniu.

     – Kevin, James chodźcie ze mną.

     Weasley był bardzo ciekawy, czego może od nich chcieć szef, skoro tak właściwie nigdy osobiście się do nich nie fatygował, a Potter dla odmiany szedł zdenerwowany, ponieważ naprawdę bardzo chciał wrócić do swoich spraw. Zatrzymali się przed gabinetem Amandy i Dracona, w którym główny sztab zwykle odbywał narady.

     – Gdyby nie wy, nie odkrylibyśmy najważniejszego tak szybko, dlatego zdecydowałem się zabrać was na naradę.

     Otworzył drzwi i puścił stażystów przed sobą. W środku byli już wszyscy wtajemniczeni w sprawę, nie wykluczając Hermiony i Rona. James i Kevin stanęli przy ścianie, bo choć praktycznie wszyscy aurorzy traktowali się jak rodzina, oni czuli się niegodni siadania z nimi jak równy z równym. Co oczywiście nie przeszkadzało im wręcz dygotać z ekscytacji.

     – Szukamy atrybutu już wiele miesięcy – powiedział Harry, choć pierwszy raz od dawna jego głos nie był zrezygnowany, gdy zaczynał poruszać ten temat. – Sprawdziliśmy już wszystkie możliwe miejsca, wszystkie za i przeciw…

     – Do rzeczy – przerwał mu Grant.

     Potter spojrzał na Jacka z jawnym oburzeniem.

     – Gdy w Wielkiej Brytani ginęła jakaś rzecz, to gdzie zwykle się znajdywała?

     Zawieszenie aurorów trwało tylko chwilę. Wszyscy w mig złapali tok rozumowania Harrego, nawet James z Kevinem, choć nigdy z nim bezpośrednio nie pracowali.

    – Jasna cholerna! – krzyknął Draco, zrywając się na równe nogi.

     Aurorzy poszli w jego ślady i rzucili się po swoje rzeczy. Wiedzieli, że nie ma czasu na przygotowania. Wiedzieli to też James i Kevin, więc korzystając z ogólnego chaosu chwycili kawałek pergaminu i szybko napisali kilka zdań.

     – Leć do Albusa – powiedział James, puszczając sowę przez komin, którym miała wylecieć z ministerstwa. Zrobił to w ostatniej chwili, potem usłyszeli huki.

*

     Sabrina kręciła się po sali zaklęć. Rose siedziała na biurku i stukała paznokciami w blat, a Scorpius posyłał jej tylko zirytowane spojrzenie, bo bardzo denerwował go ten dźwięk. Derek siedział na podłodze i wydawał się czymś mocno skupiony, a Albus ze standardowo znudzoną miną przyglądał się swojemu odbiciu w lusterku dwukierunkowym. Kiedy przedmiot zawirował wszyscy niemal rzucili się do Pottera. Nieogolona i przejęta twarz Jamesa pojawiła się po chwili.

     – To już pewne - niemal wychrypiał. – Całe biuro aurorów szykuje się na przeszukiwanie Hogwartu. Artefakt Astoriii musi znajdować się w jeziorze... Klan Swana też już chyba na to wpadł, więc trzeba się śpieszyć.

     Sabrina wciągnęła głośno powietrze. Tylko ona mogła wyciągnąć pierścień matki. Tylko jak do cholery ma go znaleźć w jeziorze szkoły, zanim zrobią to śmierciożercy?

*

     Rose prawie podskakiwała, próbując wymyślić jakiś dobry plan. To Albus był ich taktykiem, ale właśnie pilnie został wezwany do McGonagall, co Scorpius skomentował kilkoma soczystymi przekleństwami.

     – Na pusty łeb Gryffindora, musimy się spieszyć – powiedział w końcu, a Derek spojrzał na niego z nieskrywanym zawodem, bo właśnie obraził jego Dom.

     – Wiem - szepnęła Sabrina. – Ale wydaje mi się to niewykonalne....

    – Przecież nie zejdziesz na dół sama – oburzył się Młody. – Pójdę z tobą.

    – I ja – dodał Scorpius. – Ale nawet we trójkę nie damy rady przeszukać całego jeziora, jest olbrzymie!

    – Al mógłby użyć jakiegoś zaklęcia... – zaczęła kombinować Rose, tym razem stukając paznokciami w ramie swojego chłopaka. – Ale na razie siedzi u McGonagall i nie wiemy ile mu tam zejdzie...

    – A może poczekamy na aurorów? – podsunął Derek. – Zaraz powinni tu być i pomogą Sabrine dostać się na dno...

     Jak na komendę lusterko, które zostawił Albus znowu zawirowało i pojawił się James z rozciętą warga.

    – Mieliśmy rację! – krzyknął. – Zostaliśmy uwięzieni w Ministerstwie, musicie radzić sobie sami! I to szybko!

     Usłyszeli brzęk i James się rozłączył. Najwyraźniej ktoś rozbił jego lusterko.

 

     Po prawie pół godziny wrócił Albus. Cała drogę z gabinetu wicedyrektorki pokonał biegiem, co było do niego niepodobne.

    – Co chciała? – wkurzyła się Rose.

    –  Nic specjalnego, ale gorzej, że dostała jakąś pilną wiadomość z Ministerstwa, więc mnie wywaliła, ale podsłuchałem, że chcą nas zaraz zaryglować w szkole, więc jak mamy się wydostać na błonia to natychmiast...

    – Niekoniecznie – uspokoił go Derek. – Mam od Jima Mapę i potwierdzoną informację, że przy odbudowie Hogwartu po wojnie, zostawiono tajne przejście, który łączy szkołę z przejściem obok Wierzby Bijącej.

    – Czemu ty dostałeś Mapę i taką informację? – spytał podejrzliwe Albus.

    – Bo Jim przypuszczał, że zrobię z nich większy pożytek.

     – Do schadzek z dziewczynami? – zakpiła Rose.

­    – W każdy razie ­– kontynuował, jakby wcale mu nie przerwano – sądzę, że bezpieczniej będzie jak nauczyciele sprawdzą, że cała nasza piątka wciąż jest w zamku, a potem wyjdziemy na błonia obok Wierzby Bijącej i dopiero wskoczymy do jeziora.

    Rose wstrząsnęła się na samą myśl, a Scorpius wyjątkowo, zamiast uśmiechać się złośliwie, objął ją ramieniem.

    – To nie jest głupia myśl – przyznała Sabrina, przyglądając się swoim palcom. – Ale co jeżeli nie zdążymy?

    – My mamy ciebie – uspokoił ja Młody. – A oni nie. Więc o tyle jesteśmy do przodu.

     Pokiwała głowa.

    – To chodźmy pokazać się opiekunom Domów, a potem, gdy uda nam się wyjść to pobiegniemy nad jezioro.

*

    Scorpius próbował wypytać profesor Austen, dlaczego kazali uczniom wrócić do szkoły, skoro było jeszcze trochę czasu do ciszy nocnej, ale go zbyła. Kiedy odeszła, wymienili z Albusem znaczące spojrzenia.

    Sabrina stała przy kominku i tupała nogą w zamyśleniu. Niby już dawno opracowali wstępny plan, ale wiedziała, że to będzie bardzo niebezpieczne. I że ciężko będzie jej wymknąć się ze szkoły, bo znając jej tatę już dawno ostrzegł nauczycieli, żeby mieli ją na oku. Chłopaki pojawili się po chwili i skinęli jej głową. Szybko opuścili Pokój Wspólny. Prowadził ich Albus, który wcześniej sprawdził, gdzie jest najmniej ludzi. Przy przejściu kręciła się już Rose, a Derek dołączył chwilę później.

    – Nauczyciele nie wpadli na to, by przypilnować wszystkich wyjść ze szkoły...

    – Wpadli -–odparła Sabrina. – Ale już ich z Weasly wypłoszyłyśmy.

    Rose uśmiechnęła się cwanie.

    – Ale lepiej już chodźmy – dodała ruda. – Bo niedługo pewnie tu wrócą.

    Wyszli ze szkoły i rzucili się biegiem do jeziora. Serce blondynki coraz szybciej biło.

    – Gdzie zaczniemy poszukiwania? – spytał Derek.

    – Na dnie.

    Odwrócili się jak na komendę. Przy brzegu stało już kilku śmierciożerców. Rose odruchowo schowała się za swojego chłopaka, a Derek i Albus zasłonili Sabrinę.

    – Czekaliśmy na was – powiedział Oscar Swan. – Malfoyówna idzie z nami.

    – Po moim trupie! – krzyknął Derek, podnosząc różdżkę.

    – Da się załatwić. Avada Kedavra!

    Sabrina rzuciła się, by pchnąć rudego. Zrobiła to z taką siłą, że oboje wpadli do jeziora. Nie zdążyli rzucić na siebie żadnego zaklęcia, więc poczuła przeszywające zimno. Toń wody była wręcz czarna. Poczuła, że ogarnia ja panika i traci dech, ale Derek okazał się bardziej czujny i opanowany. Po chwili jej ciało zaczęło się zmieniać. Zaklęcie transmutacyjne! Była pod wrażeniem, że pomimo trudnych warunków był w stanie rzucić tak skomplikowany czar i to jeszcze niewerbalnie. Na sobie użył zaklęcia bąblowgłowy.

    Spojrzeli w górę i zdała sobie sprawę, że jasne światła zaklęć przecinają niebo nad jeziorem, a to znaczyło, że Rose, Scorpiu i Albus są w dużym niebezpieczeństwie. Chciała im natychmiast pomóc, ale Derek pokręcił głową, złapał ją za nadgarstek i pociągnął w dół. Gdy przepłynęli kilkadziesiąt metrów, ktoś wskoczył za nimi do jeziora i zaczął ciskać w nich zaklęciami. Sabrina poczuła, że sznur opłata całe jej ciało. Zaczęła miotać się niczym ryba złapana w sieć. Derek chciał jej pomóc, ale dosięgła go drętwota. Dwóch śmierciożerców zbliżyło się do nich.

    – Pójdziecie z nami – powiedział jeden, który użył tego samego zaklęcia, co Młody.

    Złapał sznur Sabriny i pociągnął w dół, a jego towarzysz bez skrupułów szarpnął sparaliżowanego Dereka za skraj szaty.

 


    Sabrina chwilę się szarpała, ale nic to nie dało. Gdy chciała wycelować różdżkę w mężczyznę, ten wyrwał ją jej i jeszcze uderzył w twarz.

    – Ty popaprańcu! – wrzasnęła, ale szybko tego pożałowała, no teraz zamiast za sznur, ciągnął ją za włosy.

   Derek tylko na nią patrzył. Chociaż jego ciało nie było w stanie drgnąć, była pewna, że myśli jak rozwiązać ta nieprzyjemną sytuację.

    – Dobra Malfoy – powiedział ten, który trzymał ją. – Gdzie jest pierścień twojej cholernej matki?!

    – Nie wiem . Muszę użyć różdżki by go namierzyć!

    – Chyba sobie żartujesz. Albo powiesz gdzie jest, albo ty i ten bachor zdrajców krwi zostaniecie tu tak długo, aż zaklęcia przestaną działać i utoniecie.

    Byli już bardzo głęboko, Sabrina wiedziała, że jeżeli szybko czegoś nie wymyśli to utoną, a nawet jeżeli uda się im uwolnić to nie zdążą wypłynąć na powierzchnię. Śmierciożerca pchnął ja w stronę skał, o które boleśnie uderzyła plecami. Zaczął się rozglądać, jakby wierzył, że zaraz znajdzie atrybut Astorii. Sabrina dłonią wyczuła bardzo ostry magiczny koralowiec, które czasem używali na lekcjach eliksirów. Przysunęła się bliżej i powoli stara się przeciąć sznur, tak żeby nikt się nie zorientował. Roślina okazała się tak ostra, że po chwili rozcięła sobie przedramiona, ale nie zważając na ból, cięła dalej. Więzy odrobinę puściły, ale wciąż nie miała różdżki, więc nie mogła zaatakować.

     – Chyba coś widzę – powiedziała niespodziewanie, a Derek wytrzeszczył oczy.

    Śmierciożerca zbliżył się do niej z wycelowaną różdżką.

    – Gdzie?

    Podpłynął bliżej, a ona rzuciła i się i ugryzła go w rękę. Po transformacji Dereka, miała bardzo ostre zęby. Mężczyzna zawył z bólu, a ona wyrwała jego różdżkę i rozbroiła drugiego, dzięki czemu drętwota przestała działać. Następnie ogłuszyła swojego przeciwnika. Derek z bólem w sztywnej ręce, złapał swoją różdżkę.

     – Nic ci nie jest?

    – Nie. Tylko trochę podrapałam sobie ręce. Możesz zdjąć ze mnie resztę tych sznurów?

     Szybko ją uwolnił.

     – Co teraz? – zmartwiła się. – Pozostali pewnie potrzebują naszej pomocy...

     – Musimy znaleźć pierścień. I to szybko, nie wiem jak długo będą działały moje zaklęcia.

     – Nie mam pojęcia gdzie szukać – zmartwiła się.

      – Spróbuj się uspokoić i go wyczuć. Jesteśmy połączeni z naszymi atrybutami.

*

     W tym samym czasie w biurze aurorów zamknięci byli żołnierze i stażyści. Harry przyjął taką pozę jakby modlił się o cud. Draco cały czas na przemian przeklinał i powtarzał, że muszą coś zrobić, by ratować jego córkę. Amanda wydawała się na pozór spokojna, siedziała pod ścianą gorączkowo myśląc. James z rozwaloną wargą i Kevin siedzieli po drugiej stronie i cicho dyskutowali.

     – Trzeba zacząć działać – oznajmił nagle młodszy Potter.

     – Super – powiedziała Amanda z sarkazmem. -  Problem polega na tym, że potrzebny nam plan i wątpię żeby go miało dwóch stażystów, którzy tak naprawdę nie chcą skończyć szkolenia – spojrzała groźnie na swojego syna i bratanka.

     – A właśnie, że mamy plan – oburzył się Kevin.

     Harry podniósł głowę, a Draco przestał na chwilę przeklinać. James pogrzebał w kieszeni i wyjął mały flakonik. Amanda zmrużyła oczy.

     – Eliksir wielosokowy?

     – Dokładnie – James uśmiechnął się zadowolony ze swojego planu. – Mamy też włos tego dziwnego śmierciożercy, który przywalił mi w twarz.

     – No dobra, to nie brzmi głupio –  zgodził się Harry. – Kto pije eliksir?

     – Ja – stwierdził Kevin. – Chyba mam największy dar aktorski, a poza tym jestem najgorszy w walce.

     – No dobrze, to róbmy to szybko – ponaglił Dracon.

    Pół godziny później biegli już przez Londyn szukając dobrego miejsca, by deportować się do Hogsmeade.

*

     Kiedy udało się im dostać na błonia, wpadli na Albusa i Scorpiusa, który niósł nieprzytomną Rose.

     – Co z nią? – zaniepokoił się Harry.

     – Żyje – odparł młody Malfoy. – Dostała mocnym oszałamiaczem...

     – To upierdliwe, ale uratował nas Marcus Swan. Był z ojcem.

     – Gdzie teraz są? – Dracon wyglądał jakby chciał zabić najbliżej stojącą osobę.

     – Wskoczyli za Młodym i Sabriną... – zaczął Al, ale przerwał mu krzyk pięciu osób:

    – Do jeziora?!

     – Rany... No tak...

     Amanda wymieniła spojrzenia z Malfoyem.

      – Ja i Draco idziemy nad jezioro, a reszta do zamku, zaraz może rozegrać się tu prawdziwa wojna...

*

     Chcąc czy nie chcąc powlekli się za szefem autorów do Wielkiej Sali. Aurorzy szukali sposobów na ewakuację uczniów, a członkowie Zakonu Feniksa i dawnej Gwardii Dumbeldora szykowali ochronę szkoły.

    – I co teraz? –  spytał zmartwiony Kevin.

     Zanim ktoś zdążył mu odpowiedzieć, dobiegł do niego Fred i złapał w objęcia. Za nim podeszła Jen.

     – Gdzie matka i Derek?

     Kevin spojrzał na resztę, szukając pomocy.

    – Derek z Sabriną wskoczyli do jeziora – odpowiedział za niego Harry.

     – No nie dokładnie to tak wyglądało – poprawił Albus. – Tak właściwie to wpadli tam uchylając się przed avadą.

     Fred chwycił się za głowę, wyglądał jakby miał zwariować.

    – …a ciotka Amanda wskoczyła za nimi.

     – Przypominam, że Draco i Amanda to moi najlepsi aurorzy, na pewno im pomogą, a my musimy dać im jak najwięcej czasu na szukanie atrybutu.

     – Bronimy szkoły? – Albus rozglądał się po Wielkiej Sali, szukając dla sobie zajęcia.

     – Innego pomysłu póki co nie mam – przyznał zrezygnowany Potter. – Walka toczy się o ostatni atrybut, ale zagrożone są wszystkie inne.

     – Ogólnie to jesteśmy w czarnej dupie – podsumował James.

*

     – On tu musi gdzieś być, czuję go – coraz bardziej spanikowana Sabrina pływała dookoła koralowca, rozpaczliwie szukając atrybutu. Po drugiej stronie rozglądał się Derek, starając się za wszelką cenę zachować spokój. Zostało im już niewiele czasu, powinni zaraz wypływać na powierzchnie, jeśli nie chcieli utonąć (a nie chcieli). Pierścienia Astorii jednak nigdzie nie było widać.

    – Mam! – krzyknęła Sabrina.

     Podekscytowany Młody podpłynął do niej. Dziewczyna trzymała skorupę małży, w której zamiast perły błyszczał złoty pierścień z rubinem w środku. Dziewczyna od razu ubrała go na palec.

     – Twoja mama serio miała dobry pomysł – powiedział z uznaniem Weasley. – Ciekawe jak dała radę go tu ukryć.

     – Nieważne, wynośmy się stąd.

 

    Zaczęli płynąć w górę, ale z sekundy na sekundę ich tempo się spowalniało, transmutacja Dereka przestawała działać. Po chwili Malfoyównie zaczęło brakować tlenu. I gdy myślała, że już po niej, ktoś wepchnął jej do ust coś obrzydliwego. Poczuła ból i zawroty głowy, ale po chwili wszystko ustało, zrobiło się jej przyjemnie ciepło i znów mogła oddychać. Przeszła kolejna transmutację.

    – Wszystko w porządku? – spytała Amanda.

    Sabrina skinęła głową. Obok niej pływał jej ojciec i Młody, który również został potraktowany skrzelozielem.

    – Macie artefakt?

    Sabrina pomachała dłonią, na palcu miała pierścień matki, Dracon odetchnął z ulgą.

     – Wynośmy się stąd. Na powierzchni pewnie już trwa walka.

*

    Scorpius trzymał za dłoń nieprzytomną Rose, którą Ron w końcu zgodził się z nim zostawić. Chociaż na co dzień miał jej już dosyć, to jednak bardzo imponowała mu podczas walki. Podskoczył, gdy dziewczyna zerwała się niespodziewanie. Zaczęła klepać się po kieszeniach płaszcza, ewidentnie szukając różdżki. Dla bezpieczeństwa złapał ją w mocnym uścisku. Szybko przestała się wiercić.

    – Hmm? – spytała mało elokwentnie.

     – Cieszę się, że nic ci nie jest – powiedział cicho, całkowicie niepasującym do niego tonem głosu. – Poza tym potrzebujemy cię. Większość już walczy, a Albus z Kevinem próbują wymyślić jakiś plan...

    – A Młody i Blondi?

     – Wciąż nie wrócili.

    Wyrwała się z jego uścisku i spięła krótkie włosy w maleńką kitkę.

     – To bierzemy się do pracy, nie ma na co czekać. Malfoy, gdzie moja różdżka?

    Usłużnie podał jej przedmiot, a potem z łobuzerskim uśmiechem przyglądał się jej pośladkom, gdy dziarsko szła w stronę chłopaków.

*

    Sabrina wypłynęła z jeziora i wzięła głęboki wdech. Skrzeloziele przestało działać i poczuła jak bardzo jej organizm zmęczony jest wysiłkiem. Oparła się o brzeg, a Derek chwilę później do niej dołączył. Jego twarz była mocno zaróżowiona i zaczął kaszleć.

    – Nie mamy czasu! – krzyknęła ponaglająco Amanda, wychodząc na brzeg i podając blondynce rękę. – Musimy dostać się do zamku, bo tu jest zbyt niebezpiecznie!

    Draco również stał już na lądzie i dość brutalnie wyciągnął Młodego za szatę, jednocześnie tworząc przed nimi tarczę ochronną. Derek zachwiał się, gdy próbował wstać. W tym samym czasie poleciały w ich stronę pierwsze zaklęcia.

    – Przejdziemy tajnym przejściem – stwierdziła Sabrina. – Będę bronić pierścienia mamy.

    – A ja będę bronił Blondi – zaoferował się chłopak.

    – A my jak zawsze dzieciarni – mruknął Malfoy. – Blue, odciągniemy te zamaskowane łajzy, a Sabrina z twoim pobiegną do zamku.

    – Mało Ślizgiński plan – zauważyła wrednie.

    – Więc powinnaś być zadowolona. Nic ci tak nie poprawia humoru jak "wszyscy razem na trzy, cztery"...

    – Bardzo zabawne.

*

    Draco rzucił na Sabrine i Dereka zaklęcie kameleona. Śmierciożercy ciskali w nich zaklęciami, ale mieli problem, żeby trafić. Derek złapał jej dłoń, żeby się nie rozdzielać. Zacisnęła palce, czując się zdecydowanie pewniej, gdy był obok. Z uniesionymi różdżkami pobiegli w stronę zamku. Gdy dostali się do tunelu, Derek zwolnił. Nie byli pewni czy w środku nie spotkają wroga. Trafili na profesora Longbottoma i Deana Thomasa, którzy wycelowali w nich różdżkami.

    – To my – powiedziała Sabrina, zdejmując zaklęcie ojca.

    – Sprawdźmy ich – zawyrokował czarnoskóry mężczyzna.

    – Co Derek zrobił na pierwszych zajęciach z zielarstwa? – spytał profesor.

    – Podpalił mi włosy.

     Młody uśmiechnął się na to wspomnienie.

    – Dobrze, chodźcie. Zaprowadzę was.

    Poszli za nauczycielem do szkoły. Śmierciożercy nie dostali się jeszcze do środka. Kiedy przekroczyli próg Wielkiej Sali, ich przyjaciele rzucili się biegiem w ich stronę.

    – Znaleźliście? – spytała podekscytowana Rose.

     Sabrina pokazała im pierścień. Scorpius z zadowoleniem klepnął Młodego w ramie.

    – Super – ucieszył się Kevin. – Teraz trzeba uważać, żeby nikt nie odbierał nam atrybutów. Potem tylko połączyć pozostałe i zniszczyć...


Za dwa tygodnie finał sezonu :D  Mamy nadzieję, że nie możecie doczekać się tak samo jak my :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz