Do grupy znajdującej się w Wielkiej Sali podeszła profesor Austen. Miała rozczochrane włosy i rozciętą szatę.
– Harry
Potter i nasi nauczyciele przygotowują się do rytuału. Trzeba dostarczyć im
pierścień. Najkrótsza droga do sali, którą wybrali, prowadzi bocznym korytarzem
obok kuchni.
– Zrobimy
to – odpowiedziała jako pierwsza Sabrina.
– Pójdziesz
z Młodym – wtrąciła się Rose. – Ale my pójdziemy przodem, żeby was osłaniać.
Nie bardzo
podobał jej się ten pomysł, ale nie mieli czasu się kłócić. Albus sprawdził Mapę
i po chwili cała piątka wyszła razem z nauczycielką eliksirów. Derek zbliżył
się do Sabriny i spojrzał jej w oczy. Miała wrażenie, że chciał jej coś
powiedzieć, ale gdy otwierał usta, usłyszeli kolejny huk, a podłoga w sali się
zatrzęsła. Ledwo utrzymali równowagę.
– Musimy
biec – powiedział Młody. – Wujek Harry potrzebuje pierścienia.
Dziewczyna
kiwnęła głową i ruszyła za nim. Był szybszy, chociaż nie powinna o tym myśleć,
przeszło jej przez głowę, że gdyby mieli miotły, na pewno by wygrała.
– Stój! – złapał
ją i przyciągnął do zimnej ściany. Byli już przy zejściu do kuchni. Zajrzał
dyskretnie do środka, a potem pociągnął ją w dół.
– Gdzie
idziemy? – spytała szeptem.
– Chyba do
gabinetu dyrektorki.
Ruszyli
biegiem po schodach, w momencie, gdy drzwi frontowe się otworzyły i do środka
wbiegli śmierciożercy i wojsko.
– Tam jest!
– krzyknął jeden i pięć osób ruszyło za nimi.
– Biegnij,
jestem twoim lewoskrzydłowym – przypomniał.
– Więc ja
osłaniam tyły! – z lewej strony wybiegł Kevin. – Biegiem, Harry jest we
wschodnim skrzydle. – Ten korytarz to skrót.
Sabrina
pociągnęła Dereka, bo ten ewidentnie nie chciał zostawiać starszego brata. Ale
mieli coś ważnego do zrobienia. Z korytarza obok wybiegł jeden ze śmierciożerców
i Sabrina zatrzymała się celując w niego różdżką, ale zanim zdążyła cokolwiek
zrobić, mężczyzna padł na ziemię ogłuszony. Za nim stał Scorpius, z uniesioną
laską ojca.
– To
atrybut! – krzyknęła Rose, która stała za nim. – Trochę szacunku!
– Po co mi
ten badziew, jak nie będzie z niego pożytku! – odwarknął.
Derek bez słowa pociągnął rodzeństwo Malfoyów,
zostawiając kuzynkę z tyłu.
– Harry
Potter na nas czeka – powiedział blondyn. – Przygotowują się do rytuału. Jak
uda nam się donieść te cholerstwa, to wygramy bez ofiar... Czy coś takiego...
Zatrzymał
ich kolejny huk. Derek zaczął zastanawiać się, gdzie jest reszta szkoły i
dlaczego zostali całkiem sami.
– Łap! –
Scorpius rzucił laskę niczym mugolski oszczep. – Ja ich zatrzymam!
– Pomogę –
Albus zdarł z siebie pelerynę-niewidkę.
Młody
przechwycił atrybut. Sabrina wyglądała jakby nie miała już siły, ale
dotrzymywała mu kroku. Byli już niedaleko. Z końca korytarza machał do nich
James.
– Szybciej!
Są w środku! Musimy zaryglować wejście! Drętwota!
Zaklęcie
śmignęło miedzy ich głowami, ale nie trafiło w cel. Sabrina poczuła ból pleców
i upadła. Potter przeskoczył nad nią i stanął twarzą w twarz z trzema
mężczyznami, którzy wymknęli się Scorpiusowi i Albusowi. Derek pomógł wstać
dziewczynie i niemal siła dociągnął ją do klasy.
– Jesteście! – krzyknęła przerażona
McGonagall, a Harry Potter rzucił zaklęcie zabezpieczające na drzwi.
– Trzeba
pomóc pozostałym – wysapał Derek, opadając na kolana. Sabrina leżała obok niego
na posadzce.
– Musimy
wierzyć, że wytrzymają – odpowiedział szef aurorów. – Sabrino, masz to, co
trzeba?
Dziewczyna
drżącą ręką wyjęła pierścień i podała mężczyźnie.
*
James
zacisnął palce mocniej na różdżce. Adrenalina krążyła w jego żyłach, aż
szumiało mu w głowie z podniecenia. Rzucił pierwsze zaklęcie, które jego
przeciwnik odbił. Potter wcale się tym nie przejął, przecież walczyli z
przyszłym aurorem, nie mogli wygrać. Machnął swoją bronią raz jeszcze, a
zamaskowany mężczyzna runął w tył.
Kolejna
była zasłona, niestety okazała się zbyt słaba i zachwiał się prawie upadając. W
tym samym czasie dobiegł do niego Kevin, wraz z profesor Austen.
–
Drętwota! – krzyknął Weasley.
Drugi
śmierciożerca uchylił się i machnął swoją różdżką, tworząc wokół nich ciemny
dym. James poczuł, że szczypią go oczy, zamknął je.
–
Sectumsempra! – usłyszał ten sam głos.
Poczuł
jak ląduje na twardej posadzce i uderza o nią nosem. Był przygotowany na ból,
ale ucierpiał tylko jego narząd węchu. Czuł się kompletnie skołowany tym, co
się dzieje, a od szczypiącego dymu łzawiły mu oczy.
–
Panie Weasley! – krzyknęła profesor Austen, a następnie rzuciła kolejne
zaklęcie, chyba kogoś obezwładniła.
Potter
podniósł się na równe nogi.
–
Kevin!
–
Tutaj…
Słaby
głos dochodził z prawej strony. James po omacku dotarł do ściany, a jego palce
dotknęły czegoś lepkiego.
–
Kev?
–
Dobry z ciebie auror, Jim. Ale lepszy przyjaciel…
–
Kev?
James
kucnął i złapał dłoń przyjaciela.
–
Zaopiekuj się Sally, dobrze?
Potter
poczuł, że jego serce staje i nagle przyśpiesza. Chciał pomóc kuzynowi, ale
wciąż go nie widział. Co mogło mu się stać? Dotknął jego klatki piersiowej,
która była cała skrwawiona, ale bardziej przeraziło go to, że się nie unosi.
–
Pani profesor! – wrzasnął przerażony.
Kobieta
właśnie uporała się z dymem i James zobaczył Kevina. Całe jego ciało było w
ranach, a krew rozlała się po posadzce. Profesor Austen doskoczyła do nich i
próbowała zatamować czerwoną ciecz, która zalała ciało młodego mężczyzny.
– Przykro
mi panie Potter – szepnęła przez łzy. – Nie mogę mu już pomóc.
*
Sabrina
podniosła się przy pomocy dyrektorki i nauczycielki transmutacji. Nie wiedziała
jaką klątwą oberwała, ale bardzo bolały ją plecy. Zmartwiona opiekunka
Gryfonów, pomogła jej usiąść pod ścianą. Harry i profesor Flitwick układali
znak ze świec, a potem ustawiali w odpowiedniej kolejności wszystkie pięć atrybutów,
które udało się im zdobyć.
– Pójdę
walczyć – powiedział Młody. – Potrzebują mojej pomocy.
– Nie
otwieraj drzwi – rozkazał Potter. – Póki ich nie uchylimy, nikt tak łatwo nie
wejdzie do środka. Prawdopodobnie za ścianą mamy już spore towarzystwo. Musimy
się spieszyć.
– Co z tym
zrobić? – spytała Sabrina, krzywiąc się przy każdym ruchu.
– Ktoś o
wystarczająco silnej mocny magicznej wypowie zaklęcie – powiedziała McGonagall.
– A ono zablokuje wszystkie artefakty i naszym wrogom nie zostanie nic innego
jak się poddać.
– Ty to zrobisz?
– spytał Derek, patrząc na swojego wujka.
– Spróbuję
– przyznał. – Ale nie wiem czy jestem wystarczająco potężny.
Kiedy krąg
był już gotowy, Harry stanął w środku. Przed nim leżał pergamin z inkantacja.
Mężczyzna uniósł różdżkę i zaczął powtarzać słowa. Profesor Flitwick dla
bezpieczeństwa umieścił nad pozostałymi osobami barierę. Sabrina wciągnęła
dłonie do Dereka, a on przybliżył się do niej i złapał ją za rękę.
– Uda się?
– szepnęła.
Drzwi do
pomieszczenia zostały zbombardowane, ale ochrona nauczyciela zaklęć
powstrzymała nadlatujące kawałki. Harry przestał wypowiadać zaklęcie i
przeskoczył przez krąg by odeprzeć atak.
– Zrób to –
powiedział Derek i pomógł wstać Sabrinie.
– Oszalałeś?
– Dasz
radę. Będziemy cię osłaniać.
Blondynka,
starając się ignorować ból pleców, podeszła do kręgu i weszła do środka.
– Nie masz
szans – powiedział z zadowoleniem Oscar Swan.
– Trochę
wiary w ludzi panie ministrze – zasugerował Harry. – Expelliarmus!
Sabrina
podniosła różdżkę i próbowała skupić się na słowach. Było to bardzo stare
zaklęcie i wyjątkowo skomplikowane. Powinien rzucić je któryś z nauczycieli,
ale byli zajęci walką. Dam radę – pomyślała. Zaczęła wypowiadać runy, starając
się nic nie przekręcić. Kiedy po kilku powtórzeniach pamiętała już słowa,
zamknęła oczy by się skupić. Derek walczył z dwoma przeciwnikami i gdy tylko
mógł, patrzył czy z dziewczyną jest wszystko w porządku.
– Cruccio!
Krzyknął jeden i Młody poczuł ostry ból, który nie trwał jednak długo.
Marcus Swan
oszołomił przeciwnika i podbiegł, żeby pomóc mu wstać.
– Jesteś
cały, Weasley?
– Tak –
wysapał.
Do środka
wpadł umazany krwią James. Wyglądał jakby postradał zmysły. Harry uderzył
pięścią w twarz swojego przeciwnika, a profesor Flitwick pomógł mu go związać
zaklęciem.
– Panno
Malfoy, proszę nie przestawać – powiedział nauczyciel, widząc, że dziewczyna
traci kontrolę.
Harry
doskoczył do swojego syna, który złapał go za szatę.
– Jim –
powiedział spokojnie.
– Kevin!
Oni zabili Kevina.
Sabrina
wyprostowała się i odwróciła w jego kierunku. Chciała podbiec do Młodego, ale
Marcus Swan doskoczył do niej i zacisnął palce na jej nadgarstkach.
– Jeszcze
chwilę.
Ręce jej
drżały, gdy razem z byłym Ślizgonem po raz ostatni wypowiadali formułkę. Jeden
ze śmierciożerców chciał rzucić na nich Avadę Kedavrę, ale James uprzedził go,
zabijając w ten sposób. Atrybuty nagle zaczęły się trząść i po chwili całkiem
się zatrzymały i zamieniły w proch. Oskar Swan, który właśnie walczył z
MacGonagall zawył wściekłe.
– Coś ty
zrobił?! - krzyknął do swojego syna.
Ale Derek z
Sabriną już nikogo nie słuchali. Młody pierwszy wybiegł przez dziurę w ścianie,
a dziewczyna za nim, chociaż chwilę wcześniej była pewna, że nie będzie w
stanie zrobić już ani jednego kroku.
*
Po drodze minęli
płaczącego Albusa w towarzystwie dwóch autorów, a potem nieprzytomną Rose, nad
którą pochylał się Scorpius w rozdartych ubraniach. Młody Malfoy posłał im
jedno krótkie spojrzenie, gdy zbiegali do holu.
– Derek! – krzyknęła
rozpaczliwie dziewczyna. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz nazwała go jego
imieniem.
Nie słuchał jej. Wpadł do
Wielkiej Sali, mając nadzieję, że zobaczy brata, który z uśmiechem krzyknie „udało
nam się!".
– Młody!
Ktoś stanął mu na drodze.
Uderzył w Georga z taką siłą, że mężczyzna upadł na posadzkę. Nie słuchał
nikogo, widział rude włosy swojej matki, która klęczała na ziemi. Prawie nie
poznał Kevina, bo jego twarz była zalana krwią. Tylko tatuaże na odsłoniętych
przedramionach i karku, świadczyły o tym, że to jego brat.
Upadł na kolana i
przyłożył twarz do piersi chłopaka.
– Nieeee!!! – krzyknął
tak rozpaczliwie, że Amanda, która chciała go dotknąć, odsunęła rękę.
Sabrina stanęła jak
spetryfikowana. Ona również zaczęła płakać. Ktoś do niej podszedł, ale nie
słuchała, co się do niej mówi. Chyba jakiś podwładny jej ojca.
– Powinna pani z nami
iść.
To był profesor Barton.
Miał rozcięty łuk brwiowy i ktoś pozbawił go całego lewego rękawa szaty.
– Po co? – nawet na niego
nie patrzyła.
– Pani ojciec i Harry
Potter...
– Nigdzie nie idę.
Podeszła do Dereka jak w
transie.
– Młody – powiedziała
cicho.
– To wszystko nasza wina!
– krzyknął. – To my chcieliśmy się bawić w cholernych bohaterów! To ja albo ty
powinniśmy tu leżeć!
Zatkała usta dłonią.
Drżała na całym ciele, patrząc na chłopaka oniemiała.
– Derek, Kevina nikt nie
zmuszał – powiedział Fred pustym głosem.
Derek leżał wciąż na
piersi martwego brata. Płakał tak głośno, że wszyscy bali się choćby poruszyć.
Tuż obok stała Sabrina, a po jej policzkach ciekły łzy, na twarzach Amandy i
Freda malowała się rozpacz. Nie patrzyli na siebie, jakby nie potrafili
zdecydować czyja to wina, że ich najstarszy syn leży martwy. Pod ścianą
siedział James i wyglądał jak obłąkany, żadne słowa do niego nie docierały.
Draco z Harrym stali w drzwiach. Z twarzy pierwszego nie dało się nic wyczytać,
drugi miał minę jakby znów uważał, że całe nieszczęście, jakie spada na
niewinnych ludzi to jego wina.
Pierwsza ruszyła się
Amanda. Całą siłą pociągnęła Dereka, by puścił ciało brata. Wyszło jej to z
trudem, bo syn był od niej wyższy. To otrzeźwiło Freda. Chwycił Młodego z
drugiej strony i razem z żoną próbowali wyprowadzić go z sali. Dopiero George
musiał pomóc i razem z bliźniakiem wyciągnęli chłopaka na korytarz.
– On ma rację, to moja
wina – powiedziała słabym głosem Sabrina.
– Nie prawda – Harry
starał się brzmieć pewnie. – To ja go tu wysłałem, choć był dopiero stażystą.
– Nie powinnam była się
zgadzać na ten pomysł ze szkoleniem – pierwszy raz w życiu w głosie Amandy nie
było słychać determinacji, tylko kompletną rezygnację. Wyglądała jakby w
przeciągu godziny postarzała się o trzydzieści lat. – Wiedziałam, że on nie
chce być aurorem, ale byłam dumna, że mój syn poszedł w moje ślady.
Padła na kolana przed
ciałem Kevina. Chwyciła go za dłoń i zaczęła jeździć palcami po jego tatuażach.
Dracon objął Sabrine ramieniem.
– Musisz odpocząć.
– Chce zobaczyć, co z
Derekiem.
*
Draco zabronił Sabrinie
wychodzić z sali. W szkole wciąż trwała akcja obezwładniająca, której zadaniem
było aresztowanie wszystkich atakujących. Dziewczyna przez kolejne dwie godziny
musiała siedzieć pod okiem aurorów. Na szczęście dołączyli do niej Scorpius i
Albus. Rose została odesłana do Munga. Nikt nie wiedział, co działo się w
tamtym czasie z Derekiem.
Wszyscy Ślizgoni
siedzieli w ciszy. Do momentu aż do środka wpadli Roxanne, Lily, Hugo i Jen.
Sabrina nie ruszyła się z miejsca, zrobili to natomiast Albus i Scorpius. Potter
podszedł do swojej siostry i kuzyna, a Scorpius złapał Roxanne i mocno
przytulił.
– Co się stało? –
spytała. – Malfoy nic nie powiedział.
Do Jen podeszła jej matka
i kucnęła. Młoda Weasley patrzyła na nią z coraz bardziej rosnącym
przerażeniem.
– Mamo... – szepnęła.
– Przykro mi kochanie. To
nasza wina... Kevin... Nie żyje...
Jen zatkała usta, a
Roxanne poruszyła się niespokojnie w ramionach Scorpiusa, który mimo zmęczenia
wciąż miał dużo siły.
– Ktoś musi powiedzieć
Sally – wydusiła Lily, między łzami.
Pierwszy raz pomyślała o
dziewczynie kuzyna. Amanda znów schowała twarz w dłoniach.
*
Amanda weszła do skrzydła
szpitalnego. Na ostatnim łóżku leżał jej młodszy syn i się nie ruszał. Obok
siedział Fred i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w zegar na ścianie. Usiadła
na drugim krześle i poczuła, że zbiera się jej na wymioty. Nie pamiętała, kiedy
ostatni raz się tak czuła. Czy kiedykolwiek czuła się tak źle? Co powinna czuć
matka, gdy ginie jej syn? Doskonale wiedziała, że nigdy nie była dobrym rodzicem,
a to, co działo się teraz, było tego świetnym przykładem. Nagle poczuła jak
ciepłe palce zaciskają się na jej dłoni. Po policzkach zaczęły lecieć jej łzy.
– Będzie dobrze –
powiedział Fred słabym głosem.
– Nigdy już nie będzie
dobrze.
– Nawet tak nie mów.
Przyciągnął ją mocno do
siebie, a ona wtuliła się w jego ramię i pozwoliła, by wszystkie emocje, które
od lat w sobie tłumiła teraz wpłynęły. Dziękowała w myślach pielęgniarce, że
Derek dostał eliksir bezsennego snu i nie widzi jej w takim stanie.
Prawie spadła z krzesła,
gdy do sali weszła Sally. Spojrzała na rodziców swojego chłopaka. Była
spokojna, ale smutna. W ręku trzymała kawałek pergaminu.
– Ja chciałam coś
powiedzieć. Wiem, że nie powinno mnie tu być, ale Kevin wysłał mi list. I
chciałam, żeby państwo o tym wiedzieli... Przeczuwałam, że stanie się coś złego
i prosiłam, żeby się w to nie mieszał, a on napisał mi, że chce wreszcie zrobić
coś dobrego. Było mu ciężko żyć w tej rodzinie, ale nauczyli go państwo kochać
i dbać o bliskich. I chciał zrobić wszystko, żeby uchronić cały świat przed
zagładą... I ja myślę, że jest szydliwy... I że nigdy nie będzie żałował tego,
co się stało... – na chwilę głos jej się załamał i zaczęła się trząść. – Wiem,
że chyba nie powinnam tak mówić, boli mnie to, bo Kevin był najwspanialszym, co
mnie w życiu spotkało... Ale prosił mnie o to, żebym była silna... I chyba tego
samego chciałby od państwa... I...
Amanda wstała z krzesła i
złapała młodą kobietę w ramiona. Obie płakały tuląc się do siebie. Fred nie
bardzo wiedział, co zrobić. W końcu do pomieszczenia wszedł Harry. Wyglądał
bardzo źle. Spojrzał na załamane kobiety, a po jego policzku spłynęła łza.
Otarł ją ręką.
– Amanda, przepraszam, że
teraz, ale jest jedna ważna sprawa.
Aurorka, choć mocno
roztrzęsiona poprowadziła Sally na krzesło, dotknęła ramienia swojego męża, a
potem kiwnęła głową na szefa, że może iść. Fred poprosił pielęgniarkę o eliksir
uspakajający dla dziewczyny swojego syna. Aurorzy wyszli na korytarz.
– Draco pilnuje Swana,
ale jest tak zły, że boję się, że zrobi coś głupiego. Właśnie go
przesłuchaliśmy. Nie chciał powiedzieć wiele, nie mamy pojęcia gdzie zniknęła
River. Musiała dowiedzieć się, że znamy prawdę i usunąć się ze szkoły jeszcze
przed pojawieniem się śmierciożerców. Proszę cię, żebyś poszła do gabinetu
profesora Flitwicka, gdzie siedzi Malfoy ze Swanem, a ja zaraz ruszam na
poszukiwania.
Amanda zbiegła schodami w
dół. Hogwart wyglądał naprawdę źle. I choć to nie były pierwsze zniszczenia,
jakie spotkały szkołę, to były z pewnością o wiele gorsze, niż wszystkie
pozostałe. A może to ból po stracie bliskiej osoby sprawiał, że świat wyglądał
miliard razy gorzej?
Kobieta zatrzymała się
przed gabinetem. Na straży wejścia stał auror Jack. Skinęła mu głową i weszła
do środka. Przywiązany magicznymi linami na szkolnym krześle siedział Oscar
Swan. Dracon stał nad nim mierząc w niego różdżką. Choć Amanda nie słyszała jak
wypowiada zaklęcie, po twarzy śmierciożercy wiedziała, że jest torturowany Cruciatusem.
Gdy Malfoy ją zobaczył, cofnął przekleństwo.
– Dlaczego? – spytał
Swan. Nie wyglądał na przerażonego, uśmiechał się kpiąco.
– W imię zasad skurwysynu*
– powiedział Draco, a potem zamaszyście machnął różdżką.
Krzesło, do którego
przywiązany był więzień mocą zaklęcia poleciało w tył. Uderzyło w okno i
rozbijając szybę spadło na błonia. Amanda krzyknęła i rzuciła się, by zobaczyć,
czy minister przeżył. Dracon chwycił ją za łokieć.
– Należało się mu –
powiedział bez cienia emocji.
– Wiem –westchnęła
kobieta, a potem dała przytulić się przyjacielowi.
*
Harry, pożegnawszy się z
Amandą, ruszył w przeciwnym kierunku, w stronę gabinetu dyrektorki. Mijał
aurorów, przyjaciół i rodzinę, którzy zabezpieczali mury szkoły przed
zawaleniem, opatrywali rannych lub eskortowali złapanych wrogów. Ciężko było mu
patrzeć na zniszczony świat, który już kilkadziesiąt lat temu próbował
odbudować. Gdy dotarł wreszcie do gargulca strzegącego wejścia do gabinetu River,
dobiegli do niego Albus z Sabriną.
– Co się dzieje? –
spytała dziewczyna, której widocznie udało się przechytrzyć Bartona i wyjść z
Wielkiej Sali. Albus wciąż był blady, ale chyba powoli otrząsnął się z szoku po
śmierci kuzyna.
Za nim Harry zdążył
odpowiedzieć, dobiegł też James i Scorpius. Pierworodny syn Pottera wyglądał
najgorzej. Jego ojciec wiedział, że pewnie nigdy nie pogodzi się ze stratą
przyjaciela.
– Trzeba przesłuchać
portrety dyrektorów.
Całą grupą wpadli do
pustego gabinetu.
– Uciekła jakieś
dwanaście godzin temu – poinformował wizerunek Severusa Snapea. –
Prawdopodobnie nadmorskie okolice, wspominała coś o Bognor Regis.
– Jadę z tobą – James
ominął Albusa i Sabrinę i podszedł do biurka. Oparł ręce na blacie i wyzywająco
spojrzał w oczy ojcu. Harry wiedział, że nie będzie potrafił z nim dyskutować.
– Dobrze. Weźmiemy
jeszcze ze sobą Paula i Denę.
– A co z nami? – spytała
Blondi.
– Byliście naprawdę
świetni. Wiem, że nikomu nie będzie łatwo pozbierać się po tym, co się stało.
Mnie samego boli serce, jednak jak najszybciej trzeba wszystko skończyć. Wy
musicie teraz odpocząć. Zaraz znajdę kogoś, kto odeśle was świstoklikiem do
domów.
– Co z Derekiem?
– Jest pod opieką
pielęgniarki i rodziców. Myślę, że najlepiej na razie dać mu trochę spokoju.
Sabrina spochmurniała.
Scorpius otoczył ją ramieniem i wszyscy razem wyszli z gabinetu. Nogi same
pokierowały ich na błonia. Jezioro, z którego kilka godzin wcześniej wynurzyła
się Malfoyówna i Weasley oświetlone było przez promienie zachodzącego słońca.
Po policzkach Blondi znów zaczęły płynąć łzy, Scorpius i Albus tylko tępo
patrzyli się w dal. Za nimi Hogwart powoli wracał do normalnego wyglądu, choć
oni doskonale wiedzieli, że już nic nie będzie takie samo.
*
Słynny tekst z filmu „PSY” w reżyserii Władysława Pasikowskiego.
Przepraszamy, że kończymy opowiadanie w taki smutny sposób. Aby choć trochę wynagrodzić ten występek, zapraszamy za tydzień na epilog, który wyjaśni jak potoczyły się losy naszych postaci oraz zapowiedź krótkiego opowiadania, w którym głównym bohaterem będzie James, ale nie zabraknie też Dereka czy Sabriny ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz