– Potter, debilu, czego nie rozumiesz pod słowem „tajne”?
Derek
od dobrych piętnastu minut przysłuchiwał się kłótni Jamesa i Scorpiusa. Napalony
James, któremu udało się dostać pozwolenie ojca na działanie na własną rękę,
strasznie chciał rozpocząć śledztwo od przesłuchania świadków. Problem polegał
na tym, że Stark zażądał dyskrecji, więc jawne wypytywanie ludzi pod szyldem
Ministerstwa Magii nie wchodziło w grę. I to właśnie próbował dobitnie
wytłumaczyć Potterowi Scorpius.
–
Chyba wiem jak to przeskoczyć – powiedział w końcu Derek, zmęczony dyskusją
przyjaciół.
Odbił
się od ściany, o którą się opierał i ruszył w stronę czarownicy po pięćdziesiątce,
siedzącej w rejestracji. Mężczyźni usłyszeli tylko jak się z nią wita ze swoim
nonszalanckim uśmiechem.
–
Dzień dobry pani Armstrong.
–
Witaj Dereku – zaszczebiotała starsza pani i James ze Scorpiusem już nie
musieli więcej słuchać, wiedzieli, że Młody dowie się wszystkiego, co będzie
możliwe.
*
Przesłuchanie
prowadzone przez Dereka trwało dobre dwie godziny. W tym czasie James i
Scorpius rozsiedli się wygodnie w firmowej kantynie. Było tam pełno osób
poubieranych w fartuchy, rękawice i gogle ochronne. Dyskutowali zawzięcie, a
Potter próbował podsłuchiwać. Pracownicy wiedzieli, że coś się stało, ale nikt
do końca nie wiedział co. Ich rozmowy sprowadzały się tylko do domysłów i
snucia coraz bardziej nieprawdopodobnych teorii spiskowych. Po dwudziestu minutach
zdenerwowany James dał sobie spokój z dowiedzeniem się czegoś konkretnego i
zwrócił się w stronę swojego towarzysza. Malfoy zawzięcie skrobał coś w
notatniku.
–
Jak dowiedziałeś się o całej sprawie? – spytał Potter. – Przecież to ściśle
tajne.
–
Mam najlepszego informatora.
James
uniósł brwi.
–
Kogo?
Scorpius
spojrzał na niego, jak na idiotę.
–
Roxy.
W
tej samej chwili Derek opadł na ostatnie puste krzesło przy ich stoliku. Był
wyraźnie z siebie zadowolony.
–
Dowiedziałeś się czegoś? – spytał James, który znów był pełen energii, tak
dobrze wszystkim znanej z czasów, gdy piastował pozycję kapitana drużyny w
Hogwarcie.
–
Pogadałem z wszystkimi osobami, które mogły coś widzieć i lubią plotkować. Więc
tak…
–
Malfoy, spisuj wszystko, co Młody mówi – przerwał auror, zwracając się władczym
tonem do dziennikarza.
–
Nie jestem twoją sekretarką Potter – wkurzył się Scorpius. – Będę notował to,
co mi się przyda. Weasley, czyń honory.
Młody
nie był zachwycony, że traktują go jak jakiegoś podwładnego, ale uznał, że
szybciej pójdzie jak nie będzie się kłócił. Opanowanie temperamentów tych dwóch
i tak graniczyło z cudem. Nachylił się do przodu, by mimo szeptu być lepiej
słyszanym i kontynuował:
–
Pani Armstrong, która pracuje w rejestracji i spisuje wszystkich pracowników i
gości wchodzących i wychodzących z pracy mówiła, że Watson przyszedł dziś
wcześniej niż zwykle i zachowywał się bardzo dziwnie. Wiecie, ja tych
pracujących w skrzydle zachodnim nie znam, bo to najlepsi z najlepszych i
praktycznie nigdy nie ma ich na produkcji. Ale pani Armstrong siedzi tu już z
trzydzieści lat i zna zachowania i przyzwyczajenia każdego. Powiedziała, że
Watson zawsze był taki uprzejmy, zawsze pytał ją rano jak samopoczucie, jak się
mają jej wnuki i tak dalej… I choć był skryty, i nigdy nie mówił o sobie, to o
nią pytał zawsze. A dziś nic. Odbił różdżkę na wejście, mruknął tylko coś pod
nosem i poszedł dalej. Zatroskana pani Armstrong patrzyła za nim jeszcze chwilę
i była w wielkim szoku, ponieważ poszedł najpierw nie w tym kierunku, co
trzeba, potem wrócił i dopiero skręcił w dobry korytarz. Stwierdziła jednak, że
pewnie biedak się nie wyspał i był przez to zamroczony.
–
To ciekawe – mruknął James. – Może już wtedy był podtruty i przez to skołowany?
–
Albo na kacu – podsunął ironicznie Scorpius.
Potter
spojrzał na niego groźnie.
–
Jeśli nie traktujesz tego poważnie…
–
Poszedłem krok dalej – kontynuował Derek, by nie dopuścić do kolejnej kłótni. –
Spotkałem pana Clarkea, który jest konserwatorem w skrzydle zachodnim. Facet
blisko siedemdziesiątki, ale sprawny i do tego niezły fachowiec. Podobno Watson
pytał się go, gdzie jest męska toaleta, bo sobie zapomniał. Jak po
kilkudziesięciu latach pracy można sobie zapomnieć, gdzie w firmie jest
toaleta?
–
Jest tylko jedna możliwość – stwierdził pewnie James. – To nie był Peter
Watson.
–
Eliksir wielosokowy? – spytał Derek.
–
Albo bardzo dobre zaklęcie transmutacyjne – dodał Potter. – Ale jeśli tak, to
sekcja zwłok na pewno już to wykazała. Trzeba się tego dowiedzieć. Malfoy, masz
za zadanie wybrać się do Munga i dowiedzieć wszystkiego.
–
Po pierwsze, już ci mówiłem, że nie jestem twoim przydupasem, więc masz mi nie
rozkazywać, a po drugie trzymam się z daleka od szpitala.
–
Boisz się szpitala? – zdziwił się Młody.
–
Boję się waszej szurniętej kuzynki – sprostował.
James
i Derek wybuchli śmiechem.
–
Daj spokój – powiedział James. – Jaka szansa, że w ogóle trafisz na Rose?
–
Znając tą wariatkę i moje szczęcie, to została patologiem. Ale dla dobra
śledztwa i mojego reportażu poświęcę się.
–
Super – ucieszył się auror, któremu wszelkie poszlaki dodawały jeszcze więcej
energii i motywowały do dalszego działania. – Młody, masz coś jeszcze?
–
Ostatnią osobą, z jaką rozmawiałem, była sekretarka ze skrzydła zachodniego,
która zrobiła kawę panu Watsonowi. Nie dowiedziałem się jednak niczego
konkretnego, ponieważ była strasznie roztrzęsiona. Aurorzy zdążyli już ją
przemaglować tak konkretnie, że biedaczka straciła już całkiem panowanie nad
sobą. Nie wiedziała jednak, jakim cudem trucizna znalazła się w filiżance.
Zaparzyła kawę, zaniosła do gabinetu, ale Watsona nie było. Pomyślała, że
wyszedł do toalety, więc zostawiła napój na biurku i wróciła do swoich spraw.
Było to mniej więcej o godzinie ósmej piętnaście, a pan Clarke zeznał, że zaraz
po ósmej rozmawiał z Watsonem, więc raczej wszystko się zgadza. Napastnik miał
przynajmniej dziesięć minut na wlanie trucizny do kawy.
James
pokiwał głową na znak zgody. Myślał intensywnie, ale nie miał na razie pomysłu
na żadną inną teorię, więc uznał, że póki co muszą trzymać się tego, co
ustalili.
–
Młody może wrócić do swoich spraw zawodowych, Malfoy musi odwiedzić szpital, a
ja pewnie przejdę się jeszcze raz do skrzydła zachodniego, sprawdzę gabinet i
spróbuję poszukać nowych śladów. Potem przejrzę papiery denata i jutro
zastanowimy się, co dalej.
Mężczyźni
wstali od stołu i rozeszli w różne kierunki.
*
Gdy
James aportował się na Baker Street* było już dobrze po dwudziestej pierwszej.
Spędził w pracy ponad dwanaście godzin, więc poczuł zmęczenie. Otworzył kluczem
drzwi mieszkania i pchnął je nogą (wciąż to samo złe przyzwyczajenie z czasów
szkolenia aurorskiego). Zdziwił się, że w korytarzu paliło się światło, był
pewny, że zgasił je, gdy wychodził rano z domu.
Zagadka
sama rozwiązała się, gdy wszedł do salonu. Na kanapie siedziała Sally. Gdy
zobaczyła swojego chłopaka, wstała i podeszła, żeby się przywitać. James dał
jej klucze kilka tygodni temu, gdy oburzyła się, że nie dba o swoje rośliny.
Rośliną była wtedy jedna paprotka, którą faktycznie zapominał podlewać. Zajmowanie
się nią powierzył Sally, która stanęła na wysokości zadania i zaczęła zmieniać
jego męskie gniazdo w oranżerię. Poza ową paprotką pojawiły się tam
najróżniejsze kwiaty, o których istnieniu nie miał pojęcia. Do tego jego
dziewczyna miała w zwyczaju każdą roślinę jakoś nazwać i zwracać się do niej po
imieniu. Po pojawieniu się w mieszkaniu Richarda, czyli wielkiego magicznego
drzewka w doniczce uznał, że brakuje mu tylko kilu latających nad głową papug.
Myśli jednak nigdy na głos nie wypowiedział, ponieważ uważał, że tak będzie
bezpieczniej.
–
Cześć kochanie – powiedziała Owen, a jemu od razu zrobiło się jakoś przyjemniej
na sercu.
–
Cześć. Długo tu sama siedzisz? – spytał, dając jej buziaka w czoło.
–
Jakoś z cztery godziny – przyznała. – Dawno nie mieliśmy dla siebie czasu i
pomyślałam, że zostanę, zrobię kolację i trochę pogadamy.
Potter
bez namysłu przystał na propozycję kobiety. Usiedli w kuchni i Sally zaczęła
podgrzewać przygotowaną zupę. Z miesiąca na miesiąc jej zdolności kulinarne
coraz bardziej się poprawiały, za co James dziękował Merlinowi, bo sam był w
gotowaniu beznadziejny.
–
Byłam dziś na kawie u pani Amandy – powiedziała, gdy zupa znalazła się w
talerzach i mogli w spokoju zjeść. – Powiedziała, że zajmujesz się sprawą
morderstwa w laboratorium Starka i wciągnąłeś Dereka do współpracy. Boi się, że
z Derekiem stanie się to samo, co z Kevinem.
James
zamieszał łyżką w zupie.
–
Derek zna ludzi, więc nadaje się idealnie jako informator. Na pewno nie wciągnę
go w żadną niebezpieczną akcję.
–
Wiem – potwierdziła Owen. – Znam cię. Ale nie dziwię się też pani Amandzie, że
się martwi. Wiecie już coś w sprawie zabójstwa? – zmieniła szybko temat.
–
Mamy poszlaki, ale to jest wszystko ściśle tajne.
Pokiwała
głową. Jedli chwilę w milczeniu. Po podaniu drugiego dania James znów się
odezwał:
–
Jakie masz plany na jutro?
–
Brina ma jutro wolne, więc umówiłam się z nią i Rose na babskie przedpołudnie.
Potem ma randkę z Derekiem – uśmiechnęła się. – Mamy w planach zakupy i
kosmetyczkę – dodała.
Potter
zdziwił się. Sally raczej stroniła od takiego spędzania czasu. Lubiła
Malfoyównę i Rose, ale nigdy nie wychodziła z nimi do sklepów czy fryzjera.
Przyjrzał się jej uważnie. Już wcześniej miał wrażenie, że coś się w niej
zmieniło, ale wtedy nie wiedział co. Kobieta schudła. I to sporo. Przyzwyczaił
się do jej krągłości, podobały mu się nawet, myślał, że o tym wie.
–
Kochanie, mam nadzieję, że znów nie masz jakiegoś hopla na punkcie kompleksów…
–
Nie – przerwała mu szybko. Znała na pamięć wszystkie wykłady na ten temat. – Po
prostu uznałam, że czas coś zmienić. Przecież mi to nie zaszkodzi. Zapisałam
się na siłownię i ćwiczę już kilka tygodni. Nie mówiłam ci, bo wiedziałam, że
od razu uznasz to za zły znak. A ja naprawdę myślę, co robię – uśmiechnęła się.
– Nie podobam ci się?
–
Cholernie mi się podobasz. I jeśli sama się dzięki temu czujesz lepiej, to nie
mam żadnego problemu. Tylko masz nie przeginać, nie chcę żebyś zmieniła się w
drugą Masterson.
–
Spokojnie, nie umiałabym się zachowywać tak jak ona.
–
No tak, z tym trzeba się urodzić.
Zaśmiali
się oboje.
–
Jak tylko zamknę sprawę z morderstwem, zabieram cię na wakacje – powiedział z
uśmiechem.
–
Więc śpiesz się z tym śledztwem.
Uśmiechali
się do siebie, a James od razu rozluźnił się po ciężkim dniu. Nie wiedział, że
kolejny będzie jeszcze gorszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz