Na Jamesa czekało najgorsze zadanie ze wszystkich, jakich się podejmował w swojej krótkiej karierze aurorskiej. Odkąd skończył staż, nie podrywał żadnej dziewczyny. Oczywiście prócz Sally, ale to był całkiem inny przypadek. Może właśnie dlatego tak mu na niej zależało. A teraz musiał ją w pewnym sensie oszukać dla dobra sprawy, którą prowadził. Powtarzał sobie, że doskonale wie, gdzie jest granica, ale nie ufał sobie na tyle, by być pewnym, że jej nie przekroczy.
Mary
Stark była specyficzną personą. Wszyscy o tym wiedzieli. Zmieniała mężczyzn jak
rękawiczki, czas wolny spędzała na imprezach arystokratów i trwonieniu fortuny
ojca, a jej jedyną słabością był Derek Weasley. Oczywiście nie pomagało to
Jamesowi, a wręcz utrudniało całą sprawę. Bywał zazdrosny o kuzyna i jego
powodzenie u kobiet i za żadne skarby świata nie chciał już z nim więcej
konkurować. Zwłaszcza, że ostatnia (i w sumie jedyna próba) skończyła się
kłótnią z przyjaciółmi.
Z
kobietą umówił się w parku niedaleko MaxIndustries. Pogoda powoli zaczynała się
psuć. Nad Londynem pojawiły się chmury i James martwił się, że zacznie padać.
Mary
czekała już na niego przy fontannie. Ubrała na siebie długi, czerwony i
prawdopodobnie bardzo drogi płaszcz, a na głowie miała beret pasujący
kolorystycznie. Potter nie wiedział czym mógłby jej zaimponować, ponieważ jego
pensja nie była wcale wysoka. Miał tylko słynne nazwisko, które choć
przyprawiało mu wiele przykrości, dziś postanowił wykorzystać.
–
James Potter – powiedziała z lekką ironią, mierząc go średnio przychylnym
wzrokiem. Podał jej kwiaty, które łaskawie przyjęła. – Czemuż kopnął mnie taki
zaszczyt?
–
Po prostu jesteś świetną kobietą i chciałem…
–
Uzyskać informacje na temat morderstwa w firmie mojego ojca – dokończyła za
niego, co zbiło go z tropu.
Gdzie
się podziała ta głupiutka dziewczyna z przyjęć arystokracji? – pomyślał. W jej
oczach widział, że nie ma szans na kręcenie, bo Mary dawno go rozgryzła.
Zrezygnował z grania i kiwnął głową. Nie było go stać na nic innego, ponieważ
jego duma i tak została mocno nadszarpnięta.
Usiedli
na ławce i mężczyzna od razu się skrzywił, czując jak zamarzają mu pośladki.
–
Wiesz nad jakim projektem pracował Watson?
–
Powiedzmy, że wiem. I co dostanę za tą informację?
Przeklął
niewerbalnie. Co on jej może dać? Znów odczytała jego myśli i zaśmiała się wesoło.
–
Wystarczą informacje za informacje. Watson tworzył jakieś zaklęcie. Podobno
bardzo mocne. Coś jak Imperius, tylko na większą skalę. Chodziło o możliwość
wpływania na olbrzymią liczbę osób jednocześnie. Oczywiście wszystko było super
tajne, bo gdyby wyszło, to władze szybko by się tym zajęły. Możesz się
domyślić, że było to nielegalne. Wpływanie na przykład na polityków lub
Wizengamot skończyłoby się prawdopodobnie wojną domową albo innym paskudztwem.
Oczy
Jamesa rozszerzyły się z przerażenia.
–
Twój ojciec i Watson chcieli tego użyć?
–
Wątpię. Ojciec jest idealistą. Lubi przekraczać granice, ale tylko dla
satysfakcji.
–
Powiedział, że chodziło o ogromne pieniądze.
–
Oczywiście, że tak powiedział. Idealna przykrywka, żeby zakryć prawdziwy powód
kradzieży. Nie wiem kto się dowiedział i zainteresował tymi planami, ale możesz
się domyślić, co się stanie jeśli złodzieje dokończą dzieła.
–
Skąd to wszystko wiesz?
–
Podsłuchałam – wzruszyła ramionami. – To teraz moja kolej. Co grozi ojcu, gdy
Ministerstwo dowie się, że tworzy nielegalne zaklęcia?
–
Nie jestem biegły w prawie, ale myślę, że to nie jest sprawa na Azkaban.
Przestępstwem jest użycie zaklęć niewybaczalnych, a tego zaklęcia formalnie
jeszcze nie ma, więc nie jest uznane za zakazane.
Skinęła
powoli głową.
–
Racja – zapadła chwila ciszy. – Derek chodzi z Malfoy? – spytała nagle, całkiem
zmieniając temat.
Wyrwała
tym Jamesa z rozmyślań. Spojrzał na nią szczerze zdziwiony, ale postanowił nie
ściemniać. Podświadomie czuł, że przy tej kobiecie lepiej być szczerym.
–
Tak.
–
Jasne, można było się spodziewać.
–
Jakbyś zdobyła jeszcze jakieś informacje…
–
Oczywiście, wiem, gdzie cię szukać. Zdaję sobie sprawę jakie masz o mnie
zdanie, ale wbrew pozorom zależy mi, żeby ten wariat został złapany. Dziwię się
tylko, że tak poważną sprawę powierzono komuś takiemu jak ty.
Z
gracją wstała z ławki, poprawiła torebkę na ramieniu i z wysoko uniesioną głową
ruszyła alejką w stronę bramy parku. Na ławce został bukiet, który dostała od
Pottera. Mężczyzna zgarnął go i poszedł w przeciwnym kierunku, niż kobieta. W
głowie miał pełno nieuporządkowanych myśli.
*
Do
domu znów wrócił bardzo późno. Zaczęły przypominać mu się wszystkie awantury
matki, gdy jego ojca nie było tygodniami i pomyślał, że nie chciałby takiego losu
dla swojej żony i dzieci, choć zakładanie rodziny wydawało mu się jeszcze zbyteczne.
Na razie miał na głowie poważną sprawę kryminalną do rozwiązania.
Sally
znów u niego była. Poczuł cudowny zapach pieczonego ciasta i humor od razu mu
się poprawił. Może dla takich wieczorów warto się żenić?
W
pierwszej chwili nie poznał swojej dziewczyny. Ścięła włosy do ramion, co
sprawiło, że zaczęły się mocniej kręcić i dodały jej bardziej dziewczęcego
uroku. Zrobiła też coś z brwiami, kobiety chyba nazywają to regulacją i nawet
pokusiła się o lekki makijaż. Nie był w stanie się nie uśmiechnąć.
–
Powinnaś częściej wychodzić z Blondi i Rose – mrugnął do niej, a ona się
zaśmiała.
–
Czyli ci się podobam?
–
Przecież już nieraz mówiłem ci, że mi się podobasz.
–
Ale teraz bardziej?
–
Nie da się bardziej – powiedział z powagą. – Co tak ładnie pachnie?
–
Szarlotka. Masz ochotę?
–
Na ciebie czy na szarlotkę? – mrugnął kolejny raz, a ona przewróciła oczami.
Sprawdziła się teoria, że wraz ze zmianą wyglądu kobietom rośnie poczucie
pewności siebie.
Gdy
stawiała przed nim talerz z ciastem i kubek z herbatą, pomyślał na chwilę o
Mary Stark. Dziękował Merlinowi, że arystokratka od razu go rozgryzła, bo gdyby
musiał zdradzić Sally dla dobra sprawy, nigdy nie pozbyłby się wyrzutów
sumienia.
Owen
zauważyła, że się zamyślił, więc stanęła za nim i delikatnie zaczęła masować
jego spięte mięśnie. Szybko wrócił na ziemię. Po cholerę w ogóle myśli o tej
nadętej lali, skoro ma takiego anioła przy sobie?
–
Sally?
–
Co?
–
Kocham cię.
–
Wiem*.
Odwrócił
się szybo i pociągnął ją na swoje kolana.
–
Powinnaś powiedzieć, że też mnie kochasz – szepnął jej do ucha i z satysfakcją
przyjął, że przeszły ją dreszcze.
Postanowiła
nie dawać za wygraną.
–
Zmuś mnie – powiedziała i od razu wpiła się w jego usta, a rękami zaczęła
jeździć po jego udach. Był tylko facetem, więc całkiem zapomniał, co miał
zrobić.
*
Nastał
nowy dzień. Jak na listopad całkiem słoneczny, choć mroźny. Jamesowi kompletnie
nie chciało się opuszczać ciepłego i przytulnego mieszkania, zwłaszcza, że
musiał przekazać kompanom kolejne informacje odnośnie śledztwa.
Wieść
o tworzonym zaklęciu mocno zszokowała Dereka. Jako pracownik działu
transmutacji i eliksirów miało miał styczności z klątwami. A na pewno nie na
taką skalę. Scorpius natomiast był całkiem rozluźniony, a nawet wydawał się
szczęśliwy.
–
Pomyślcie – powiedział, nachylając się w stronę mężczyzn – jeśli uda nam się
to rozgryźć, Wealsey awansuje, Pottera okrzykną bohaterem, a ja stworzę
najlepszy reportaż w dziejach „Proroka Codziennego”. Coś pięknego – rozmarzył
się.
–
Pomyśl – wkurzył się James – jak nam się nie uda, to czeka nas katastrofa.
Malfoy
machnął ręką, jak gdyby wizja klęski czarodziejskiej społeczności była czymś
kompletnie nieistotnym. Przecież już tyle razy czarne chmury wisiały nad Wielką
Brytanią, a zawsze jakiś Potter ratował sytuację. Czemu i tym razem miałoby być
inaczej? Dziennikarz rozsiadł się wygodnie na krześle.
–
Nasza w tym głowa, żeby do niczego takiego nie doszło.
–
Może powinniśmy poinformować Harrego o całej sytuacji? – zaproponował Derek.
–
Nie ma mowy! – krzyknęli równocześnie Scorpius i James, a Młody podniósł ręce w
geście kapitulacji.
–
To jaki plan działania? – spytał zrezygnowany.
Malfoy
wyjął wszystkie swoje notatki sporządzone w trakcie śledztwa i rozprostował je
niedbale na stole. Wsadził do ust mugolskiego papierosa i zaczął wszystko
powoli studiować. Potter w tym czasie rozpoczął przechadzkę po pokoju, a Derek
po prostu stał i czekał.
–
Zleciłem Roxy wywiad środowiskowy – wymamrotał niewyraźnie Scorpius, bo z ust
wciąż sterczał mu niezapalony papieros. Odpalił go różdżką i mocno zaciągnął. –
Musi być coś, co do tej pory nam umykało.
–
Nie ma w ogóle podejrzanych – stwierdził James. – Normalnie nigdy to się nie
zdarza. Kiedy nie ma pewnego alibi, to każdy może być winny.
–
Myślisz, że to ktoś z MaxIndustries? – Derek był w niemałym szoku.
–
Oczywiście – podłapał Malfoy. – Babka z recepcji nie wpuściła do firmy nikogo
obcego. Ze względów bezpieczeństwa nie można do środka dostać się innym
wejściem, niż główne. To musiał być ktoś, kto tego dnia był w pracy. No chyba,
że morderca podszył się pod kogoś innego. Ale jedyną osobą, która tego dnia
zachowywała się podejrzanie, była sama ofiara. Więc to się trochę kupy–dupy nie
trzyma.
–
Skrzydło zachodnie jest osobno strzeżone – pałeczkę przejął James, który był
już bliski wydeptania dziury w dywanie salonu byłego Ślizgona. – Tym bardziej
nie da się tam dostać z zewnątrz. A to oznacza…
–
Że Weasley jest niewinny – wciął się Malfoy.
–
Mniej więcej właśnie o to mi chodziło. Mamy zawężone grono podejrzanych.
Gdy
skończył wypowiadać te słowa, schylił się do teczki i wyjął z nich idealnie
prosty pergamin. Scorpius popatrzył się na niego, potem na swoje pomięte
notatki i zrobił głupią minę. Zwykle był większym pedantem niż Potter, ale
widocznie młody auror wziął się porządnie za siebie.
–
Mam tu listę wszystkich osób, które były tego dnia w skrzydle zachodnim,
począwszy od samego Starka, a skończywszy na sprzątaczce. Oczywiście ojciec już
wszystkich przesłuchał, ale chyba muszę sam jeszcze raz się tym zająć.
–
Myślisz, że skoro byli w stanie ukryć coś przed wielkim Harry Potterem, to się
przed tobą otworzą? – zakpił Malfoy.
James
wzruszył ramionami.
–
Nie wiem, ale warto spróbować. Mamy mało czasu.
*
–
Serio podejrzewasz sprzątaczkę? –Derek przyglądał się zeznaniom, które spisał
James po przesłuchaniu świadków.
–
Podejrzewam każdego – odparł Potter z poważną miną, godną idealnego detektywa.
–
Moim zdaniem baba wygląda dość przerażająco – poparł Scorpius.
–
Dokładnie. A trucizna jest narzędziem zbrodni zarówno kobiet, jaki i mężczyzn.
Spędzili
na przesłuchiwaniu świadków dobre trzy godziny. Od pani Armstrong i pana
Clarkea nie dowiedzieli się niczego nowego ponad to, co wyciągnął od nich Młody
w dzień morderstwa. Sekretarka Stephanie Harris dodała, iż jest pewna, że nikt niepożądany
nie przechodził przez skrzydło zachodnie. Zaklęcie kameleona i peleryna
niewidka są wykrywane przez czujniki tajności, ale oczywiście silny czarodziej
był wstanie je złamać, więc nie mogli odrzucić tej opcji.
Najciężej
było dogadać się ze sprzątaczką – panią Peterson. Była to osoba o tak trudnym
charakterze, że James po dwudziestu minutach rozmowy z nią miał ochotę
wyskoczyć przez okno. Mówiła bardzo dużo, ale w żadnym razie nie na temat.
Przynajmniej tak wydawało się Derekowi, ale Potter i Malfoy mieli całkiem
zadowolone miny, gdy wreszcie kobieta opuściła gabinet.
–
Słyszeliście co powiedziała? – ekscytował się Scorpius.
–
Że męczy ją reumatyzm i jest jedną nogą w grobie – mruknął Weasley, który
przysnął gdzieś przy wzmiance o rozbrykanym kocie imieniem Gutek i ocknął się
jak już Peterson wyszła.
–
Malfoyowi chodzi o tą część, gdy opowiadała, że zawsze sprzątała gabinet
Wotosona, jak jego już nie było w pracy i to samo robiła w przeddzień
morderstwa. Wychodzi na to, że była ostatnią osobą, która była w środku przed
denatem.
Choć
Młody nie mógł uwierzyć, że pani Peterson mogła być zamieszana w zbrodnię, to
udał się z przyjaciółmi do gabinetu Watsona. James uparł się, że trzeba go
jeszcze raz przeszukać.
–
Sekretarka tłumaczyła, że wszystko w nocy dokładnie było sprzątane i wyglądało
rano, tak jak teraz. To Watson przyniósł jej filiżankę i poprosił, by zaparzyła
mu kawy. Nie myślałem o takim rozwiązaniu wcześniej, ale przecież jest możliwe,
że trucizna była w naczyniu zanim ofiara zaniosła je do pani Harris.
–
Wywar Żywej Śmierci jest bezbarwny – przyznał Derek. – Ale jeśli ktoś wlał go
do filiżanki to i Watson, i sekretarka powinni zorientować się, że jest jakiś
płyn w środku.
–
Harris nie pamięta czy filiżanka była sucha przed zalaniem wrzątkiem, a wywar
sam jest tak silny, że wystarczy kropla by zabić. Nie widzę powodu, dla którego
morderca nie mógłby już wcześniej podać trucizny.
–
To brzmi prawdopodobnie – zgodził się Scorpius.
–
Wyślę sowę do ojca, by oddelegował któregoś z aurorów do śledzenia pani Peterson.
Na razie to chyba tyle, nic tu po nas.
Opuścili
laboratorium. James miał jeszcze sporo papierkowej roboty w Ministerstwie,
Scorpius sprawę do załatwienia, a Młody kolejną randkę z Sabriną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz