Rozdział 4

     Na Jamesa czekało najgorsze zadanie ze wszystkich, jakich się podejmował w swojej krótkiej karierze aurorskiej. Odkąd skończył staż, nie podrywał żadnej dziewczyny. Oczywiście prócz Sally, ale to był całkiem inny przypadek. Może właśnie dlatego tak mu na niej zależało. A teraz musiał ją w pewnym sensie oszukać dla dobra sprawy, którą prowadził. Powtarzał sobie, że doskonale wie, gdzie jest granica, ale nie ufał sobie na tyle, by być pewnym, że jej nie przekroczy.

     Mary Stark była specyficzną personą. Wszyscy o tym wiedzieli. Zmieniała mężczyzn jak rękawiczki, czas wolny spędzała na imprezach arystokratów i trwonieniu fortuny ojca, a jej jedyną słabością był Derek Weasley. Oczywiście nie pomagało to Jamesowi, a wręcz utrudniało całą sprawę. Bywał zazdrosny o kuzyna i jego powodzenie u kobiet i za żadne skarby świata nie chciał już z nim więcej konkurować. Zwłaszcza, że ostatnia (i w sumie jedyna próba) skończyła się kłótnią z przyjaciółmi.

     Z kobietą umówił się w parku niedaleko MaxIndustries. Pogoda powoli zaczynała się psuć. Nad Londynem pojawiły się chmury i James martwił się, że zacznie padać.

     Mary czekała już na niego przy fontannie. Ubrała na siebie długi, czerwony i prawdopodobnie bardzo drogi płaszcz, a na głowie miała beret pasujący kolorystycznie. Potter nie wiedział czym mógłby jej zaimponować, ponieważ jego pensja nie była wcale wysoka. Miał tylko słynne nazwisko, które choć przyprawiało mu wiele przykrości, dziś postanowił wykorzystać.

     – James Potter – powiedziała z lekką ironią, mierząc go średnio przychylnym wzrokiem. Podał jej kwiaty, które łaskawie przyjęła. – Czemuż kopnął mnie taki zaszczyt?

     – Po prostu jesteś świetną kobietą i chciałem…

     – Uzyskać informacje na temat morderstwa w firmie mojego ojca – dokończyła za niego, co zbiło go z tropu.

     Gdzie się podziała ta głupiutka dziewczyna z przyjęć arystokracji? – pomyślał. W jej oczach widział, że nie ma szans na kręcenie, bo Mary dawno go rozgryzła. Zrezygnował z grania i kiwnął głową. Nie było go stać na nic innego, ponieważ jego duma i tak została mocno nadszarpnięta.

     Usiedli na ławce i mężczyzna od razu się skrzywił, czując jak zamarzają mu pośladki.

     – Wiesz nad jakim projektem pracował Watson?

     – Powiedzmy, że wiem. I co dostanę za tą informację?

     Przeklął niewerbalnie. Co on jej może dać? Znów odczytała jego myśli i zaśmiała się wesoło.

     – Wystarczą informacje za informacje. Watson tworzył jakieś zaklęcie. Podobno bardzo mocne. Coś jak Imperius, tylko na większą skalę. Chodziło o możliwość wpływania na olbrzymią liczbę osób jednocześnie. Oczywiście wszystko było super tajne, bo gdyby wyszło, to władze szybko by się tym zajęły. Możesz się domyślić, że było to nielegalne. Wpływanie na przykład na polityków lub Wizengamot skończyłoby się prawdopodobnie wojną domową albo innym paskudztwem.

     Oczy Jamesa rozszerzyły się z przerażenia.

     – Twój ojciec i Watson chcieli tego użyć?

     – Wątpię. Ojciec jest idealistą. Lubi przekraczać granice, ale tylko dla satysfakcji.

     – Powiedział, że chodziło o ogromne pieniądze.

     – Oczywiście, że tak powiedział. Idealna przykrywka, żeby zakryć prawdziwy powód kradzieży. Nie wiem kto się dowiedział i zainteresował tymi planami, ale możesz się domyślić, co się stanie jeśli złodzieje dokończą dzieła.

     – Skąd to wszystko wiesz?

     – Podsłuchałam – wzruszyła ramionami. – To teraz moja kolej. Co grozi ojcu, gdy Ministerstwo dowie się, że tworzy nielegalne zaklęcia?

     – Nie jestem biegły w prawie, ale myślę, że to nie jest sprawa na Azkaban. Przestępstwem jest użycie zaklęć niewybaczalnych, a tego zaklęcia formalnie jeszcze nie ma, więc nie jest uznane za zakazane.

     Skinęła powoli głową.

     – Racja – zapadła chwila ciszy. – Derek chodzi z Malfoy? – spytała nagle, całkiem zmieniając temat.

     Wyrwała tym Jamesa z rozmyślań. Spojrzał na nią szczerze zdziwiony, ale postanowił nie ściemniać. Podświadomie czuł, że przy tej kobiecie lepiej być szczerym.

     – Tak.

     – Jasne, można było się spodziewać.

     – Jakbyś zdobyła jeszcze jakieś informacje…

     – Oczywiście, wiem, gdzie cię szukać. Zdaję sobie sprawę jakie masz o mnie zdanie, ale wbrew pozorom zależy mi, żeby ten wariat został złapany. Dziwię się tylko, że tak poważną sprawę powierzono komuś takiemu jak ty.

     Z gracją wstała z ławki, poprawiła torebkę na ramieniu i z wysoko uniesioną głową ruszyła alejką w stronę bramy parku. Na ławce został bukiet, który dostała od Pottera. Mężczyzna zgarnął go i poszedł w przeciwnym kierunku, niż kobieta. W głowie miał pełno nieuporządkowanych myśli.

*

     Do domu znów wrócił bardzo późno. Zaczęły przypominać mu się wszystkie awantury matki, gdy jego ojca nie było tygodniami i pomyślał, że nie chciałby takiego losu dla swojej żony i dzieci, choć zakładanie rodziny wydawało mu się jeszcze zbyteczne. Na razie miał na głowie poważną sprawę kryminalną do rozwiązania.

     Sally znów u niego była. Poczuł cudowny zapach pieczonego ciasta i humor od razu mu się poprawił. Może dla takich wieczorów warto się żenić?

     W pierwszej chwili nie poznał swojej dziewczyny. Ścięła włosy do ramion, co sprawiło, że zaczęły się mocniej kręcić i dodały jej bardziej dziewczęcego uroku. Zrobiła też coś z brwiami, kobiety chyba nazywają to regulacją i nawet pokusiła się o lekki makijaż. Nie był w stanie się nie uśmiechnąć.

     – Powinnaś częściej wychodzić z Blondi i Rose – mrugnął do niej, a ona się zaśmiała.

      – Czyli ci się podobam?

     – Przecież już nieraz mówiłem ci, że mi się podobasz.

     – Ale teraz bardziej?

     – Nie da się bardziej – powiedział z powagą. – Co tak ładnie pachnie?

     – Szarlotka. Masz ochotę?

     – Na ciebie czy na szarlotkę? – mrugnął kolejny raz, a ona przewróciła oczami. Sprawdziła się teoria, że wraz ze zmianą wyglądu kobietom rośnie poczucie pewności siebie.

     Gdy stawiała przed nim talerz z ciastem i kubek z herbatą, pomyślał na chwilę o Mary Stark. Dziękował Merlinowi, że arystokratka od razu go rozgryzła, bo gdyby musiał zdradzić Sally dla dobra sprawy, nigdy nie pozbyłby się wyrzutów sumienia.

     Owen zauważyła, że się zamyślił, więc stanęła za nim i delikatnie zaczęła masować jego spięte mięśnie. Szybko wrócił na ziemię. Po cholerę w ogóle myśli o tej nadętej lali, skoro ma takiego anioła przy sobie?

     – Sally?

     – Co?

     – Kocham cię.

     – Wiem*.

     Odwrócił się szybo i pociągnął ją na swoje kolana.

     – Powinnaś powiedzieć, że też mnie kochasz – szepnął jej do ucha i z satysfakcją przyjął, że przeszły ją dreszcze.

     Postanowiła nie dawać za wygraną.

     – Zmuś mnie – powiedziała i od razu wpiła się w jego usta, a rękami zaczęła jeździć po jego udach. Był tylko facetem, więc całkiem zapomniał, co miał zrobić.

*

     Nastał nowy dzień. Jak na listopad całkiem słoneczny, choć mroźny. Jamesowi kompletnie nie chciało się opuszczać ciepłego i przytulnego mieszkania, zwłaszcza, że musiał przekazać kompanom kolejne informacje odnośnie śledztwa.

     Wieść o tworzonym zaklęciu mocno zszokowała Dereka. Jako pracownik działu transmutacji i eliksirów miało miał styczności z klątwami. A na pewno nie na taką skalę. Scorpius natomiast był całkiem rozluźniony, a nawet wydawał się szczęśliwy.

     – Pomyślcie – powiedział, nachylając się w stronę mężczyzn ­– jeśli uda nam się to rozgryźć, Wealsey awansuje, Pottera okrzykną bohaterem, a ja stworzę najlepszy reportaż w dziejach „Proroka Codziennego”. Coś pięknego – rozmarzył się.

     – Pomyśl – wkurzył się James – jak nam się nie uda, to czeka nas katastrofa.

     Malfoy machnął ręką, jak gdyby wizja klęski czarodziejskiej społeczności była czymś kompletnie nieistotnym. Przecież już tyle razy czarne chmury wisiały nad Wielką Brytanią, a zawsze jakiś Potter ratował sytuację. Czemu i tym razem miałoby być inaczej? Dziennikarz rozsiadł się wygodnie na krześle.

     – Nasza w tym głowa, żeby do niczego takiego nie doszło.

     – Może powinniśmy poinformować Harrego o całej sytuacji? – zaproponował Derek.

     – Nie ma mowy! – krzyknęli równocześnie Scorpius i James, a Młody podniósł ręce w geście kapitulacji.

     – To jaki plan działania? – spytał zrezygnowany.

      Malfoy wyjął wszystkie swoje notatki sporządzone w trakcie śledztwa i rozprostował je niedbale na stole. Wsadził do ust mugolskiego papierosa i zaczął wszystko powoli studiować. Potter w tym czasie rozpoczął przechadzkę po pokoju, a Derek po prostu stał i czekał.

     – Zleciłem Roxy wywiad środowiskowy – wymamrotał niewyraźnie Scorpius, bo z ust wciąż sterczał mu niezapalony papieros. Odpalił go różdżką i mocno zaciągnął. – Musi być coś, co do tej pory nam umykało.

     – Nie ma w ogóle podejrzanych – stwierdził James. – Normalnie nigdy to się nie zdarza. Kiedy nie ma pewnego alibi, to każdy może być winny.

     – Myślisz, że to ktoś z MaxIndustries? – Derek był w niemałym szoku.

     – Oczywiście – podłapał Malfoy. – Babka z recepcji nie wpuściła do firmy nikogo obcego. Ze względów bezpieczeństwa nie można do środka dostać się innym wejściem, niż główne. To musiał być ktoś, kto tego dnia był w pracy. No chyba, że morderca podszył się pod kogoś innego. Ale jedyną osobą, która tego dnia zachowywała się podejrzanie, była sama ofiara. Więc to się trochę kupy–dupy nie trzyma.

     – Skrzydło zachodnie jest osobno strzeżone – pałeczkę przejął James, który był już bliski wydeptania dziury w dywanie salonu byłego Ślizgona. – Tym bardziej nie da się tam dostać z zewnątrz. A to oznacza…

     – Że Weasley jest niewinny – wciął się Malfoy.

     – Mniej więcej właśnie o to mi chodziło. Mamy zawężone grono podejrzanych.

     Gdy skończył wypowiadać te słowa, schylił się do teczki i wyjął z nich idealnie prosty pergamin. Scorpius popatrzył się na niego, potem na swoje pomięte notatki i zrobił głupią minę. Zwykle był większym pedantem niż Potter, ale widocznie młody auror wziął się porządnie za siebie.

     – Mam tu listę wszystkich osób, które były tego dnia w skrzydle zachodnim, począwszy od samego Starka, a skończywszy na sprzątaczce. Oczywiście ojciec już wszystkich przesłuchał, ale chyba muszę sam jeszcze raz się tym zająć.

     – Myślisz, że skoro byli w stanie ukryć coś przed wielkim Harry Potterem, to się przed tobą otworzą? – zakpił Malfoy.

     James wzruszył ramionami.

     – Nie wiem, ale warto spróbować. Mamy mało czasu.

*

­     – Serio podejrzewasz sprzątaczkę? –Derek przyglądał się zeznaniom, które spisał James po przesłuchaniu świadków.

     – Podejrzewam każdego – odparł Potter z poważną miną, godną idealnego detektywa.

     – Moim zdaniem baba wygląda dość przerażająco – poparł Scorpius.

     – Dokładnie. A trucizna jest narzędziem zbrodni zarówno kobiet, jaki i mężczyzn.

     Spędzili na przesłuchiwaniu świadków dobre trzy godziny. Od pani Armstrong i pana Clarkea nie dowiedzieli się niczego nowego ponad to, co wyciągnął od nich Młody w dzień morderstwa. Sekretarka Stephanie Harris dodała, iż jest pewna, że nikt niepożądany nie przechodził przez skrzydło zachodnie. Zaklęcie kameleona i peleryna niewidka są wykrywane przez czujniki tajności, ale oczywiście silny czarodziej był wstanie je złamać, więc nie mogli odrzucić tej opcji.

     Najciężej było dogadać się ze sprzątaczką – panią Peterson. Była to osoba o tak trudnym charakterze, że James po dwudziestu minutach rozmowy z nią miał ochotę wyskoczyć przez okno. Mówiła bardzo dużo, ale w żadnym razie nie na temat. Przynajmniej tak wydawało się Derekowi, ale Potter i Malfoy mieli całkiem zadowolone miny, gdy wreszcie kobieta opuściła gabinet.

     – Słyszeliście co powiedziała? – ekscytował się Scorpius.

     – Że męczy ją reumatyzm i jest jedną nogą w grobie – mruknął Weasley, który przysnął gdzieś przy wzmiance o rozbrykanym kocie imieniem Gutek i ocknął się jak już Peterson wyszła.

     – Malfoyowi chodzi o tą część, gdy opowiadała, że zawsze sprzątała gabinet Wotosona, jak jego już nie było w pracy i to samo robiła w przeddzień morderstwa. Wychodzi na to, że była ostatnią osobą, która była w środku przed denatem.

 

     Choć Młody nie mógł uwierzyć, że pani Peterson mogła być zamieszana w zbrodnię, to udał się z przyjaciółmi do gabinetu Watsona. James uparł się, że trzeba go jeszcze raz przeszukać.

     – Sekretarka tłumaczyła, że wszystko w nocy dokładnie było sprzątane i wyglądało rano, tak jak teraz. To Watson przyniósł jej filiżankę i poprosił, by zaparzyła mu kawy. Nie myślałem o takim rozwiązaniu wcześniej, ale przecież jest możliwe, że trucizna była w naczyniu zanim ofiara zaniosła je do pani Harris.

     – Wywar Żywej Śmierci jest bezbarwny – przyznał Derek. – Ale jeśli ktoś wlał go do filiżanki to i Watson, i sekretarka powinni zorientować się, że jest jakiś płyn w środku.

     – Harris nie pamięta czy filiżanka była sucha przed zalaniem wrzątkiem, a wywar sam jest tak silny, że wystarczy kropla by zabić. Nie widzę powodu, dla którego morderca nie mógłby już wcześniej podać trucizny.

     – To brzmi prawdopodobnie – zgodził się Scorpius.

     – Wyślę sowę do ojca, by oddelegował któregoś z aurorów do śledzenia pani Peterson. Na razie to chyba tyle, nic tu po nas.

     Opuścili laboratorium. James miał jeszcze sporo papierkowej roboty w Ministerstwie, Scorpius sprawę do załatwienia, a Młody kolejną randkę z Sabriną.

 

 * Słynne wyznanie miłości Lei Organy i Hana Solo z „Gwiezdnych wojen”.



Dziś więcej o wynalazku i samym morderstwie. James wie, że musi się śpieszyć, ponieważ sprawa jest poważna ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz