Rozdział 5

     Młody nie pamiętał kiedy ostatni raz spotkał się z wszystkimi przyjaciółmi jednocześnie. Odkąd każdy zajęty był swoimi sprawami, nie mieli czasu zebrać się w większym gronie. Dlatego z radością przywitał ostatnią sobotę listopada, kiedy to umówił się ze starą ekipą w klubie Teda.

     Przed ustaloną godziną wpadł do Malfoy Manor. Otworzył mu Draco i Derek poczuł się jak za starych, dobrych czasów, gdy odwiedzał Malfoyównę podczas wakacji.

     – Dzień dobry – przywitał się z grzecznym, choć trochę sztucznym uśmiechem. – Przyszedłem po Blon… Sabrinę – poprawił się szybko.

     Draco zmierzył go wzrokiem. Przez chwilę walczył sam ze sobą, ale ostatecznie uznał, że nie ma innego wyjścia i wpuścił mężczyznę do środka.

     – Brina jeszcze się szykuje. Możesz poczekać w salonie.

     Weszli do jednego z większych pomieszczeń w dworze. Młody usiadł na kanapie, a pan Malfoy zajął miejsce w fotelu. Zapadła niezręczna cisza. Weasley, żeby nie patrzeć na towarzysza, skupił uwagę na portretach wiszących na ścianie. Z zamyślenia wyrwał go głos Dracona:

     – Więc jakie masz plany względem mojej córki?

     Odwrócił się szybko. Siedział chwilę z lekko uchylonymi ustami, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. W końcu uznał, że jednak wypadałoby jakoś zareagować na to pytanie, zwłaszcza, iż miał wrażenie, że Draco zaczyna drwiąco się uśmiechać.

     – Poważne… To znaczy, kocham ją i chcę dla niej jak najlepiej. Na razie ciężko coś planować, przez jej etat w Hogwarcie.

     – Cieszę się, że tak o nas myślisz – usłyszał głos za sobą. – Na pewno macie ciekawe tematy, ale obgadacie je później, bo już jesteśmy spóźnieni.

     Derek poderwał się z miejsca.

     – Racja – podłapał szybko. – do widzenia panie Malfoy.

     Wyprowadził Sabrinę z salonu, pomógł jej ubrać płaszcz i wyszli razem przed dwór. Powietrze było chłodne, więc szybko go orzeźwiło.

     – Gotowa? – spytał, podając jej ramię.

     Kiwnęła głową i razem deportowali się.

*

     W klubie czekali już Scorpius z Roxy, James z Sally, Albus i Nicole.

     – Gwiazdy jak zawsze spóźnione – zakpił Scorpius, a potem przesunął się, robiąc miejsce swojej siostrze. – Co słychać Blondi?

     Rodzeństwo nie widziało się od trzech miesięcy, Sabrina o poczynaniach brata wiedziała z gazet i ewentualnie krótkich rozmów przez lusterka Huncwotów. Ciężko jej było przyznać się samej przed sobą, ale czuła zazdrość, zwłaszcza, że to zwykle ona była w centrum uwagi. I nawet jeśli nie znosiła jak Prorok wciskał się w jej życie prywatne, teraz zaczynała za tym tęsknić. Bo kto chciał czytać o poczynaniach nauczycielki transmutacji?

     – Wszystko świetnie – skłamała gładko na pytanie Scrpiusa. – Uczniowie doprowadzają mnie do szału, ale jakoś daję radę. A co u was? O Potterze i Scorze wiem od Młodego, ale co z resztą?

     – Georgowi i Fredowi nie chce się już prowadzić sklepu, więc praktycznie wszystko jest na mojej głowie i Rona – Roxanne przewróciła oczami. – Fred tylko ciągle powtarza, że chce wnuki, a George, że chce wyjechać z Maddie do ciepłych krajów.

     – U mnie bez zmian – Al wzruszył ramionami. – Cholernie upierdliwe życie. Każą mi nosić eleganckie szaty i nie wygrałem jeszcze żadnej sprawy z twoim ojcem. Ten facet jest nie do zdarcia. Chyba ma wielką radochę, że pokonuje Pottera. Jeśli szybko nie pójdzie na emeryturę, to mnie nigdy nie awansują. Chyba będę musiał założyć własną kancelarię.

     – A u mnie jest świetnie – zaśmiała się Nicole. – Same zadowolone klientki, mnóstwo dobrych recenzji. To ja uszyłam ostatnią szatę Albusa.

     – Zrobiła niemałe wrażenie – przytaknął Potter. – Choć mimo wszelkich starań i tak czułem się jak idiota.

     – A mi bardzo dobrze pracuje się w szklarni państwa Cooperów – zakończyła Sally, a Sabrina poczuła się jeszcze gorzej, choć kompletnie nie dała po sobie tego poznać.

 

     Było już chyba dobrze po północy. Przyjaciele bawili się świetnie. Derek jak zawsze królował na parkiecie i Malfoy choć na chwilę mogła się rozluźnić. Tańczyli przytuleni do jakiejś wolnej piosenki.

     – Naprawdę mnie kochasz? – spytała pobudzona procentami.

     – Jasne – uśmiechnął się. – Przecież nie śmiałbym okłamać twojego ojca.

     Romantyczną atmosferę przerwał Albus, który pojawił się przy nich nie wiadomo skąd. Był bledszy niż zwykle i mocno zdenerwowany.

     – Scorpius – wydyszał. – Ktoś go zaatakował w toalecie.

     Sens słów dotarł do Sabriny dopiero wtedy, gdy Derek zaczął ciągnąć ją we wskazane miejsce. Serce tłukło jej w piersi. Musieli nieźle się namęczyć, żeby przepchać się przez tłum, ale w końcu udało im się dotrzeć do toalety.

     Scorpius leżał na podłodze, a z rany w klatce piersiowej ciekła mu krew. Kucała przy nim Roxy i wezwana uzdrowicielka w białym fartuchu.

     – Co się stało? – spytała przerażona blondynka.

     – Nie wiemy – odparł James, który razem z Tedem zamykał korytarz dla reszty gości.

     Przyglądała się swojemu bratu z przerażeniem, aż nagle dotarł do niej jego zachrypnięty głos:

     – Trafiłem do piekła?

     – Co ty bredzisz? – spytał zszokowany Albus.

     – Widzę Weasley, musiałem trafić do piekła.

     Uzdorwicielka poderwała się na równe nogi i Sabrina dopiero teraz zauważyła, że była to Rose. Stała nad rannym i wyglądała jakby miała zaraz zapłonąć.

     – Ty wstrętny gumochłonie, ja ci tu ratuję życie, a ty mnie śmiesz obrażać?!

     – Rosie, błagam, nie rób scen – przy młodej Weasley stanął Ted i położył jej rękę na ramieniu. – Dziękuję ci za szybką interwencję.

     – Malfoy, kto ci to zrobił? – spytał James, gdy Scorpius przy pomocy Roxy podniósł się do pozycji siedzącej.

     – Nie wiem – odpowiedział. – Wyszedłem z kabiny, a tu nagle pojawił się jakiś typo w masce celujący we mnie różdżką. Powiedział, że mamy zaniechać śledztwa w sprawie skradzionych dokumentów, a potem potraktował mnie klątwą, zanim zdążyłem zareagować.

     Potter stał z otwartymi ustami, Sally wyglądała na przerażoną, Sabrina ścisnęła rękę Dereka i tylko Rose uśmiechnęła się kpiąco.

     – Łże jak pies – odparła.

     – Co? – zdziwił się Albus.

     – To największy oszust jaki chodzi po ziemi. Ujmę to tak – dodała, widząc zdziwione miny współtowarzyszy­ – gdyby powiedział mi, że alohomora to zaklęcie otwierające zamki, to poszłabym sprawdzić to w książce. Nie wierzę w żadne jego słowo i wam też nie radzę.

     – Czyli twoim zdaniem co niby się stało? – warknął wkurzony Malfoy.

     Wzruszyła ramionami.

     – Na mnie już pora. Zrobiłam co do mnie należało.

     Odwróciła się na pięcie i z gracją wymaszerowała z pomieszczenia. Wszyscy byli tak zszokowani, że nikt jej nie zatrzymał.

     – Dobra, czas się zwijać – zarządził James. – Odprowadzamy kobiety i widzimy się u mnie za pół godziny. Mamy dużo do obgadania.

     Objął Sally i wyprowadził ją z toalety.

     – Idę z wami – stwierdziła Sabrina.

     – Musisz wracać do Hogwartu – zauważył Derek. – Chodź, odprowadzę cię.

     Zrobiła zawiedzioną minę, ale wyszła razem z nim.

     – Powinieneś odpocząć – powiedziała Roxanne, choć doskonale wiedziała, że jej chłopak teraz nie odpuści śledztwa. – I przestań kłócić się z Rose. To do niczego dobrego nie prowadzi.

     – Spokojnie mała. Wszystko pod kontrolą. Idziesz ze mną na zebranie Pottera?

     – Eh… No mogę. 


Kompletnie zapomniałam, że ten rozdział jest taki krótki (choć w porównaniu z Piętnem Przeszłości, gdzie niektóre rozdziały miały z dwanaście stron w Wordzie, tu wszystkie są krótkie). Do tego konfrontacja Scorpius-Rose nie wyszła mi tak fajnie, jak sobie to wyobrażałam. Ale nie chcę zostawiać was bez rozdziału, więc publikuję taki słaby. Za to mogę dodać, że właśnie jesteśmy w połowie, a za dwa tygodnie kolejne rewelacje w rodzinie Potter-Weasley ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz