Młody nie pamiętał kiedy ostatni raz spotkał się z wszystkimi przyjaciółmi jednocześnie. Odkąd każdy zajęty był swoimi sprawami, nie mieli czasu zebrać się w większym gronie. Dlatego z radością przywitał ostatnią sobotę listopada, kiedy to umówił się ze starą ekipą w klubie Teda.
Przed
ustaloną godziną wpadł do Malfoy Manor. Otworzył mu Draco i Derek poczuł się
jak za starych, dobrych czasów, gdy odwiedzał Malfoyównę podczas wakacji.
–
Dzień dobry – przywitał się z grzecznym, choć trochę sztucznym uśmiechem. –
Przyszedłem po Blon… Sabrinę – poprawił się szybko.
Draco
zmierzył go wzrokiem. Przez chwilę walczył sam ze sobą, ale ostatecznie uznał,
że nie ma innego wyjścia i wpuścił mężczyznę do środka.
–
Brina jeszcze się szykuje. Możesz poczekać w salonie.
Weszli
do jednego z większych pomieszczeń w dworze. Młody usiadł na kanapie, a pan
Malfoy zajął miejsce w fotelu. Zapadła niezręczna cisza. Weasley, żeby nie
patrzeć na towarzysza, skupił uwagę na portretach wiszących na ścianie. Z
zamyślenia wyrwał go głos Dracona:
–
Więc jakie masz plany względem mojej córki?
Odwrócił
się szybko. Siedział chwilę z lekko uchylonymi ustami, nie bardzo wiedząc, co
odpowiedzieć. W końcu uznał, że jednak wypadałoby jakoś zareagować na to
pytanie, zwłaszcza, iż miał wrażenie, że Draco zaczyna drwiąco się uśmiechać.
–
Poważne… To znaczy, kocham ją i chcę dla niej jak najlepiej. Na razie ciężko
coś planować, przez jej etat w Hogwarcie.
–
Cieszę się, że tak o nas myślisz – usłyszał głos za sobą. – Na pewno macie
ciekawe tematy, ale obgadacie je później, bo już jesteśmy spóźnieni.
Derek
poderwał się z miejsca.
–
Racja – podłapał szybko. – do widzenia panie Malfoy.
Wyprowadził
Sabrinę z salonu, pomógł jej ubrać płaszcz i wyszli razem przed dwór. Powietrze
było chłodne, więc szybko go orzeźwiło.
–
Gotowa? – spytał, podając jej ramię.
Kiwnęła
głową i razem deportowali się.
*
W
klubie czekali już Scorpius z Roxy, James z Sally, Albus i Nicole.
–
Gwiazdy jak zawsze spóźnione – zakpił Scorpius, a potem przesunął się, robiąc
miejsce swojej siostrze. – Co słychać Blondi?
Rodzeństwo
nie widziało się od trzech miesięcy, Sabrina o poczynaniach brata wiedziała z
gazet i ewentualnie krótkich rozmów przez lusterka Huncwotów. Ciężko jej było
przyznać się samej przed sobą, ale czuła zazdrość, zwłaszcza, że to zwykle ona
była w centrum uwagi. I nawet jeśli nie znosiła jak Prorok wciskał się w jej
życie prywatne, teraz zaczynała za tym tęsknić. Bo kto chciał czytać o
poczynaniach nauczycielki transmutacji?
–
Wszystko świetnie – skłamała gładko na pytanie Scrpiusa. – Uczniowie
doprowadzają mnie do szału, ale jakoś daję radę. A co u was? O Potterze i
Scorze wiem od Młodego, ale co z resztą?
–
Georgowi i Fredowi nie chce się już prowadzić sklepu, więc praktycznie wszystko
jest na mojej głowie i Rona – Roxanne przewróciła oczami. – Fred tylko ciągle
powtarza, że chce wnuki, a George, że chce wyjechać z Maddie do ciepłych
krajów.
–
U mnie bez zmian – Al wzruszył ramionami. – Cholernie upierdliwe życie. Każą mi
nosić eleganckie szaty i nie wygrałem jeszcze żadnej sprawy z twoim ojcem. Ten
facet jest nie do zdarcia. Chyba ma wielką radochę, że pokonuje Pottera. Jeśli
szybko nie pójdzie na emeryturę, to mnie nigdy nie awansują. Chyba będę musiał
założyć własną kancelarię.
–
A u mnie jest świetnie – zaśmiała się Nicole. – Same zadowolone klientki,
mnóstwo dobrych recenzji. To ja uszyłam ostatnią szatę Albusa.
–
Zrobiła niemałe wrażenie – przytaknął Potter. – Choć mimo wszelkich starań i
tak czułem się jak idiota.
–
A mi bardzo dobrze pracuje się w szklarni państwa Cooperów – zakończyła Sally,
a Sabrina poczuła się jeszcze gorzej, choć kompletnie nie dała po sobie tego
poznać.
Było
już chyba dobrze po północy. Przyjaciele bawili się świetnie. Derek jak zawsze
królował na parkiecie i Malfoy choć na chwilę mogła się rozluźnić. Tańczyli
przytuleni do jakiejś wolnej piosenki.
–
Naprawdę mnie kochasz? – spytała pobudzona procentami.
–
Jasne – uśmiechnął się. – Przecież nie śmiałbym okłamać twojego ojca.
Romantyczną
atmosferę przerwał Albus, który pojawił się przy nich nie wiadomo skąd. Był
bledszy niż zwykle i mocno zdenerwowany.
–
Scorpius – wydyszał. – Ktoś go zaatakował w toalecie.
Sens
słów dotarł do Sabriny dopiero wtedy, gdy Derek zaczął ciągnąć ją we wskazane
miejsce. Serce tłukło jej w piersi. Musieli nieźle się namęczyć, żeby przepchać
się przez tłum, ale w końcu udało im się dotrzeć do toalety.
Scorpius
leżał na podłodze, a z rany w klatce piersiowej ciekła mu krew. Kucała przy nim
Roxy i wezwana uzdrowicielka w białym fartuchu.
–
Co się stało? – spytała przerażona blondynka.
–
Nie wiemy – odparł James, który razem z Tedem zamykał korytarz dla reszty
gości.
Przyglądała
się swojemu bratu z przerażeniem, aż nagle dotarł do niej jego zachrypnięty
głos:
–
Trafiłem do piekła?
–
Co ty bredzisz? – spytał zszokowany Albus.
–
Widzę Weasley, musiałem trafić do piekła.
Uzdorwicielka
poderwała się na równe nogi i Sabrina dopiero teraz zauważyła, że była to Rose.
Stała nad rannym i wyglądała jakby miała zaraz zapłonąć.
–
Ty wstrętny gumochłonie, ja ci tu ratuję życie, a ty mnie śmiesz obrażać?!
–
Rosie, błagam, nie rób scen – przy młodej Weasley stanął Ted i położył jej rękę
na ramieniu. – Dziękuję ci za szybką interwencję.
–
Malfoy, kto ci to zrobił? – spytał James, gdy Scorpius przy pomocy Roxy
podniósł się do pozycji siedzącej.
–
Nie wiem – odpowiedział. – Wyszedłem z kabiny, a tu nagle pojawił się jakiś
typo w masce celujący we mnie różdżką. Powiedział, że mamy zaniechać śledztwa w
sprawie skradzionych dokumentów, a potem potraktował mnie klątwą, zanim
zdążyłem zareagować.
Potter
stał z otwartymi ustami, Sally wyglądała na przerażoną, Sabrina ścisnęła rękę
Dereka i tylko Rose uśmiechnęła się kpiąco.
–
Łże jak pies – odparła.
–
Co? – zdziwił się Albus.
–
To największy oszust jaki chodzi po ziemi. Ujmę to tak – dodała, widząc
zdziwione miny współtowarzyszy – gdyby powiedział mi, że alohomora to zaklęcie
otwierające zamki, to poszłabym sprawdzić to w książce. Nie wierzę w żadne jego
słowo i wam też nie radzę.
–
Czyli twoim zdaniem co niby się stało? – warknął wkurzony Malfoy.
Wzruszyła
ramionami.
–
Na mnie już pora. Zrobiłam co do mnie należało.
Odwróciła
się na pięcie i z gracją wymaszerowała z pomieszczenia. Wszyscy byli tak
zszokowani, że nikt jej nie zatrzymał.
–
Dobra, czas się zwijać – zarządził James. – Odprowadzamy kobiety i widzimy się
u mnie za pół godziny. Mamy dużo do obgadania.
Objął
Sally i wyprowadził ją z toalety.
–
Idę z wami – stwierdziła Sabrina.
–
Musisz wracać do Hogwartu – zauważył Derek. – Chodź, odprowadzę cię.
Zrobiła
zawiedzioną minę, ale wyszła razem z nim.
–
Powinieneś odpocząć – powiedziała Roxanne, choć doskonale wiedziała, że jej
chłopak teraz nie odpuści śledztwa. – I przestań kłócić się z Rose. To do
niczego dobrego nie prowadzi.
–
Spokojnie mała. Wszystko pod kontrolą. Idziesz ze mną na zebranie Pottera?
– Eh… No mogę.
Kompletnie zapomniałam, że ten rozdział jest taki krótki (choć w porównaniu z Piętnem Przeszłości, gdzie niektóre rozdziały miały z dwanaście stron w Wordzie, tu wszystkie są krótkie). Do tego konfrontacja Scorpius-Rose nie wyszła mi tak fajnie, jak sobie to wyobrażałam. Ale nie chcę zostawiać was bez rozdziału, więc publikuję taki słaby. Za to mogę dodać, że właśnie jesteśmy w połowie, a za dwa tygodnie kolejne rewelacje w rodzinie Potter-Weasley ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz