Herbata z eliksirem wzmacniającym właściwie przestawała dawać efekty. Roxy praktycznie spała już na stole, Derek stał przy oknie, licząc, że chłód go pobudzi, Scorpius pił mugolskiego energetyka i tylko James miał jeszcze sporo siły. Była szósta rano i słońce dopiero co wzeszło.
–
Trzeba zrobić zasadzkę – powiedział w końcu Malfoy. – Skoro wiedzą, że jesteśmy
na trapie mordercy…
–
Nie jesteśmy – przypomniał Derek. – Ciągle krążymy w kółko i nie mamy punktu
zaczepienia.
–
Szczegóły – James machnął ręką. – Malfoy dobrze myśli, przynęta to jest to,
czego potrzebujemy,
–
Ja potrzebuję jakiś dwunastu godzin snu…
Malfoy
i Potter spojrzeli oburzeni na Weasleya. Młody uznał, że nie będzie
przypominał, że tak naprawdę nie chciał mieszać się w całą tą posraną sprawę,
został w nią wciągnięty siłą. Roxy otworzyła oczy i spojrzała na zegarek.
Przeklęła szpetnie.
–
Muszę napisać do Rona, że nie będzie mnie dziś w pracy. To co z tą przynętą?
–
Jakim cudem słyszałaś to, śpiąc? – spytał podejrzliwie James.
Jego
kuzynka uśmiechnęła się tylko, a Potter zrezygnował z dalszych dociekań.
–
Załatwimy to w dość prosty sposób – oznajmił. – Pójdę dziś do Ministerstwa i
całkiem przypadkiem powiem, na przykład… – przerwał, żeby się zastanowić – …
Goldenmayerowi, że jestem już na tropie mordercy, doskonale wiem, kto nim jest.
–
I co ci to da? – zaciekawił się Derek, który zdążył dobrze poznać irytującego
aurora.
–
Jestem pewien, że informacja bardzo szybko rozniesie się po Ministerstwie. Przy
odrobinie szczęścia dowie się też morderca i będzie chciał mnie uciszyć, tak
jak w nocy Malfoya.
Potter
był widocznie dumny ze swojego planu, reszta jakoś mniej przejawiała jego
entuzjazm.
–
Mam nadzieję, że coś to da – powiedział Scorpius. – Mam dość, że ciągle
jesteśmy w tyle. Muszę napisać ten przeklęty reportaż.
–
Tu chodzi o bezpieczeństwo naszego świata – wkurzył się James. – Przestań
myśleć tylko o sobie. Idę do pracy – dodał. – Przed południem muszę roznieść
plotkę, żeby spokojnie zdążyć na rodzinny obiad w Norze.
–
Świetnie – stwierdził w końcu Derek. – To ja idę w kimę do południa.
*
Ministerstwo
dopiero zaczynało budzić się do życia. W Biurze Aurorów James zastał tylko
swojego ojca.
–
Sorki – powiedział. – Szukałem… Travisa – skłamał.
–
Ma dziś wolne – odparł Harry. – Ale dobrze, że jesteś. Siadaj – wskazał synowi
słynne krzesło, które aurorzy nazywali „tronem przesłuchań”. Gdy szef któremuś
je wskazywał, wiadomym było, że jest źle.
James
zajął miejsce. Nie miał czasu na durne dyskusje.
–
Jak śledztwo?
–
Dobrze. Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania zagadki.
–
Może chciałbyś się podzielić tym, co już wiecie. Myślę, że mogę pomóc.
–
To nie jest konieczne. Świetnie sobie ze wszystkim radzimy.
Harry
zmierzył syna dziwnym spojrzeniem. Postanowił na razie jednak nie komentować.
Wiedział, że wbrew pozorom James jest do niego bardzo podobny.
–
Co słychać u Sally? – zmienił temat, co zaskoczyło młodego aurora. Dawno nie
rozmawiał z ojcem o życiu prywatnym.
–
Wszystko dobrze.
–
Naprawdę ją lubię.
–
Ja też…
Harry
kiwnął głową. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.
–
To dobrze. Widzimy się dziś w Norze.
*
–
I jak? – spytał podniecony Scorpius, gdy zobaczył Jamesa idącego przez ogród
Weasleyów.
James
pociągnął go za ramię i zaprowadził za dom. Nie chciał przy całej rodzinie
rozmawiać o śledztwie.
–
Plotka poszła – powiedział. – Mam nadzieję, że dotrze do mordercy zanim całe
Biuro Aurorów i pół Miisterstwa zainteresuje się naszym domniemanym sukcesem.
Pogoda
była okropna. Lał deszcz i wiał silny wiatr. James postawił do góry kołnierz
płaszcza, ale nie pomogło to wiele w ochronie przed nieprzychylnymi zjawiskami
atmosferycznymi.
–
Roxy też coś ma – odparł Scorpius. – Ale podzieli się tym dopiero po wesołym
obiadku rodzinnym.
James
kiwnął głową i obaj spojrzeli na Norę.
–
Dobra, chodźmy do środka, bo zaraz zamarznę. Chyba już wolę słuchać jak twoja
babcia narzeka na posturę Albusa…
–
I na to, że Domi nadal wzbrania się przed ślubem…
–
I że Louis jest mało ambitny…
–
Racja, wszystko jest lepsze od tej pogody.
Ruszyli
w stronę drzwi wejściowych.
*
Tradycyjne
obiadki Weasleyów nie zmieniły się przez lata właściwie w ogóle. Tylko z roku
na rok przybywało coraz więcej członków tych miłych posiedzeń. Molly wciąż
tryskała tą samą energią, co w czasach, gdy jej synowie i córka chodzili do
Hogwartu. Gorzej sprawa miała się z Arturem, który coraz bardziej podupadał na
zdrowiu, ale gdy tylko odwiedzali go wnukowie, od razu czuł się lepiej.
Seniorzy
rodu uśmiechnęli się na widok Jamesa i Scorpiusa. Malfoyowie już na stałe zostali
wciągnięci w rodzinę Weasley–Potter, co dobiło Narcyzę, a na Draconie nie
zrobiło większego wrażenia. Widocznie od dawna spodziewał się, że w końcu coś
takiego się stanie. Scorpius dał się wyściskać przez Molly, choć przejawy uczuć
nadal go lekko przerażały. Nie pomagał złośliwy uśmiech Roxanne stającej za
plecami babci.
–
Gdzie Sally i Sabrina? – spytała pani Weasley, gdy puściła Jamesa z objęć.
Potter
podrapał się po głowie.
–
Sally pisała, że coś się źle czuje i dziś zostaje w domu. Wieczorem do niej
pojadę i zobaczę o co chodzi. A o Blondi pytaj Młodego.
Derek
pojawił się w kuchni. Usta miał już
pełne słynnego ciasta Molly, z trudem je przełknął, a potem dopiero
odpowiedział:
–
Musiała już wracać do Hogwartu. Ma dużo pracy.
Przeszli
do salonu. Magiczne zdolności Hermiony sprawiły, że pokój, choć gabarytowo
mały, mieścił wszystkich bez problemu. Nawet biegające wokół stołu małe
Lupinówny nikomu nie przeszkadzały. Tylko Laurent, choć niewiele od nich
starszy, patrzył na nie z wyższością. Jak na syna Dominique był dość
specyficzny. Nie przejął po matce rozrywkowego stylu bycia i wszyscy zaczynali
bać się, że wyrośnie na drugiego Percyego.
Równym
zaskoczeniem dla całej familii stał się narzeczony Lucy. Był po prostu
normalny. Można było porozmawiać z nim na wszystkie tematy – od polityki, przez
sport, aż po przepisy kulinarne. Do tego dochodziło jego pogodne usposobienie,
które kupował każdy. Najbardziej polubiła go babcia Molly, był jedyną osobą,
której nie musiała mówić, że jest za chudy. Facet po prostu nie był
przewrażliwiony na punkcie swojego wyglądu i bardzo lubił słodycze.
James
zajął miejsce koło Albusa, choć tak naprawdę jedyną rzeczą jaką miał w głowie
było porozmawianie z Roxy. Strasznie chciał usłyszeć, czego kuzynka dowiedziała
się na temat Watsona. Wiedział, że kobieta jest w stanie wyciągnąć wszystko z
wszystkich.
Martwił
się też o swoją dziewczynę. Bał się, że może zły stan zdrowia spowodowany
został przez nocną imprezę. Atak na Malfoya musiał być dla niej niezłym
szokiem, nawet jeśli stała się bardziej odważna niż za czasów Hogwartu.
Z
rozmyślań wyrwał go głos matki:
–
Kiedy wreszcie przyjedziesz do domu? Lily też ciągle nie ma, a z Albusem nie da
się rozmawiać…
–
Ej, ja tu jestem – oburzył się młodszy.
Ginny
zignorowała młodszego syna. Wciąż przyglądała się uważnie pierworodnemu. James
doskonale wiedział, że się o niego boi. Tak jak zawsze bała się o ojca.
Liczyła, ze żadne z jej dzieci nie pójdzie w ślady Harrego, a jednak on sam
został aurorem. On, który zawsze gardził tym zawodem. Cóż, życie bywa
przewrotne. Akurat jego potoczyło się całkiem odmiennie, niż przewidywał. Czy
żałował? Ani trochę.
–
Obiecuję, że jak tylko zamkniemy mordercę Watsona, biorę urlop i kilka dni
spędzam z rodziną – skłamał. Tak naprawdę wolne planował spędzić z Sally. Ale
akurat matka nie musiała o tym wiedzieć. Owen też nie, bo zamiast do Włoch, na
wakacje pojechaliby do Doliny Godryka. Zresztą co za różnica, przecież i tak
śledztwo wciąż stało w miejscu?
Obiad
ciągnął się niemiłosiernie długo. Scorpius miał wrażenie, że cały czas prowadzi
dyskusję o głupotach. Bo tak naprawdę co miały obchodzić go protesty feministek
w Ministerstwie, skoro jego największe śledztwo i wielka kariera mogły legnąć w
gruzach? Z ulgą przyjął wiadomość, że Bill i Fleur mają zamiar się zbierać, co
było jednoznaczne z tym, że większość osób pójdzie w ich ślady. Musiał
grzecznie odczekać jeszcze tylko pół godziny, bo pożegnania w tej rodzinie
trwały czasem dłużej niż sam obiad, a potem z radością wyszedł do ogrodu,
ciągnąc za sobą Roxy, Dereka i Jamesa.
–
Jakie informacje? – spytał podekscytowany Potter.
–
Watson jednak miał rodzinę – odparła Roxy.
–
Kogo? – spytał zdziwiony Derek. Przepytali wszystkich, pracownik laboratorium
był typem samotnika.
–
Brata.
–
I gdzie on się teraz podziewa? – ożywił się James.
–
Zmarł. Jakiś miesiąc przed morderstwem w MaxIndustries…. w Mungu… na oddziale
zamkniętym…
–
Czyli znów trzeba odwiedzić szpital? – jęknął Scorpius.
–
Tak – zadecydował James. – Ale tym razem zrobię to osobiście. Dzięki Roxy.
*
Wieczorem
James dostał krótką wiadomość od Sally, że ta czuje się już lepiej i wpadnie do
niego na Baker Street, ponieważ chciała pogadać, a przy jej rodzicach i
siostrze ciężko o prywatność. Potterowi było to nawet na rękę. Po nieprzespanej
nocy, pracowitym przedpołudniu i obiedzie rodzinnym naprawdę poczuł zmęczenie.
Spał
może z dwie godziny, gdy usłyszał dźwięk przekręcającego się zamka w drzwiach.
Wciąż zaspany poszedł przywitać się ze swoją dziewczyną. Sally na jego widok
pokręciła tylko głową z niedowierzaniem.
–
Wykończysz się kiedyś – powiedziała z wyrzutem.
–
Nic mi nie jest – zapewnił. – Położę się wcześniej, jedna cała przespana noc i
będę jak nowonarodzony.
Nie
wyglądała na przekonaną, więc żeby zakończyć niemiłą dla niego dyskusję, pomógł
jej zdjąć płaszcz. Przeszli do salonu, gdzie w nieładzie leżał koc i poduszka –
kolejna oznaka tego, że jeszcze chwilę temu przebywał w objęciach Morfeusza.
Usiedli
na kanapie, James machnięciem różdżki sprawił, że czajnik zaczął gotować wodę
na herbatę.
–
Jak się czujesz? – spytał z troską.
Owen
nagle spochmurniała, co przeraziło lekko Pottera. Było aż tak źle?
–
Wszystko w porządku – zapewniła. – Byłam w Mungu i uzdrowiciel powiedział, że
nie mam się czym przejmować.
–
Kamień z serca – James przytulił swoją dziewczynę. – Obawiałem się, że to przez
sytuację w klubie. Stres zawsze negatywnie działa na człowieka.
–
Z tym się zgodzę, ale to nie stres…
Umilkła
na chwilę, szukając odpowiednich słów do kontynuowania rozmowy. Pomógł jej pisk
czajnika, który wywołał Jamesa na chwilę z pokoju. Sally w tym czasie próbowała
się trochę uspokoić, ale niezbyt jej to wyszło, bo gdy mężczyzna wrócił z
kubkami herbaty, od razu zauważył, że nadal coś jest nie tak.
–
Sally…
–
Jestem w ciąży – przerwała mu nagle, a potem wybuchła płaczem.
James
stał jak wryty, próbując przeanalizować co właśnie się stało. Ciąża? To znaczy,
że będzie dziecko. Że ON będzie miał dziecko. Będzie ojcem… Usiadł na fotelu i
patrzył się z przerażeniem na coraz bardziej rozpaczną kobietę. Wiedział, że
powinien jakoś zareagować, ale kompletnie nie wiedział jak. Pomyślał nawet, że
żałuje, że to nie Kevin jest na jego miejscu. Kevin wiedziałby jak się
zachować. Kevin nadawał się na chłopaka i ojca, James nie.
Weź
się w garść – ponaglił sam siebie.
–
Sally… – powtórzył, a gdy ona nie zareagowała, tylko nadal płakała, podszedł do
niej i złapał za ręce. – Sally, nie płacz… Będzie dobrze, przecież to świetna
wiadomość.
Podniosła
głowę i spojrzała mu w oczy. Starał się wyglądać pewnie, choć tak naprawdę
nadał prawie się trząsł z przerażenia.
–
Damy sobie radę. Kocham cię – dodał.
Przytulił
ją i pozwolił jeszcze chwilę się wypłakać. Gdy ulewa łez zamieniła się w mżawkę,
usiadł koło niej i podał kubek z herbatą.
–
Przepraszam – powiedziała w końcu. – Po prostu cały dzień miałam w głowie tą
sytuację i dopiero jak ci powiedziałam, to dotarło do mnie, co się dzieje i już
nie mogłam powstrzymać emocji. To też były łzy szczęścia. Bo naprawdę się
cieszę, chociaż to wiele zmieni.
–
Wiem. Ale jak powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B.
Siedzieli
chwilę w ciszy, którą znów przerwał James.
–
Ale imię dla dziecka wybieram ja – powiedział z uśmiechem. – Nie zgodzę się,
żeby mój syn nazywał się Richard.
Czy James odnajdzie się w nowej roli? Jak zareagują na to jego najbliżsi? Rewelacje życiowe młodego Pottera złączą się z burzą wywołaną w ministerstwie. A to wszystko już za dwa tygodnie :) Do końca zostały 3 rozdziały ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz