Rozdział 6

      Herbata z eliksirem wzmacniającym właściwie przestawała dawać efekty. Roxy praktycznie spała już na stole, Derek stał przy oknie, licząc, że chłód go pobudzi, Scorpius pił mugolskiego energetyka i tylko James miał jeszcze sporo siły. Była szósta rano i słońce dopiero co wzeszło.

     – Trzeba zrobić zasadzkę – powiedział w końcu Malfoy. – Skoro wiedzą, że jesteśmy na trapie mordercy…

     – Nie jesteśmy – przypomniał Derek. – Ciągle krążymy w kółko i nie mamy punktu zaczepienia.

     – Szczegóły – James machnął ręką. – Malfoy dobrze myśli, przynęta to jest to, czego potrzebujemy,

     – Ja potrzebuję jakiś dwunastu godzin snu…

     Malfoy i Potter spojrzeli oburzeni na Weasleya. Młody uznał, że nie będzie przypominał, że tak naprawdę nie chciał mieszać się w całą tą posraną sprawę, został w nią wciągnięty siłą. Roxy otworzyła oczy i spojrzała na zegarek. Przeklęła szpetnie.

     – Muszę napisać do Rona, że nie będzie mnie dziś w pracy. To co z tą przynętą?

     – Jakim cudem słyszałaś to, śpiąc? – spytał podejrzliwie James.

     Jego kuzynka uśmiechnęła się tylko, a Potter zrezygnował z dalszych dociekań.

     ­– Załatwimy to w dość prosty sposób – oznajmił. – Pójdę dziś do Ministerstwa i całkiem przypadkiem powiem, na przykład… – przerwał, żeby się zastanowić – … Goldenmayerowi, że jestem już na tropie mordercy, doskonale wiem, kto nim jest.

     – I co ci to da? – zaciekawił się Derek, który zdążył dobrze poznać irytującego aurora.

     – Jestem pewien, że informacja bardzo szybko rozniesie się po Ministerstwie. Przy odrobinie szczęścia dowie się też morderca i będzie chciał mnie uciszyć, tak jak w nocy Malfoya.

     Potter był widocznie dumny ze swojego planu, reszta jakoś mniej przejawiała jego entuzjazm.

     – Mam nadzieję, że coś to da – powiedział Scorpius. – Mam dość, że ciągle jesteśmy w tyle. Muszę napisać ten przeklęty reportaż.

     – Tu chodzi o bezpieczeństwo naszego świata – wkurzył się James. – Przestań myśleć tylko o sobie. Idę do pracy – dodał. – Przed południem muszę roznieść plotkę, żeby spokojnie zdążyć na rodzinny obiad w Norze.

     – Świetnie – stwierdził w końcu Derek. – To ja idę w kimę do południa.

*

    Ministerstwo dopiero zaczynało budzić się do życia. W Biurze Aurorów James zastał tylko swojego ojca.

­     – Sorki – powiedział. – Szukałem… Travisa – skłamał.

     – Ma dziś wolne ­– odparł Harry. – Ale dobrze, że jesteś. Siadaj – wskazał synowi słynne krzesło, które aurorzy nazywali „tronem przesłuchań”. Gdy szef któremuś je wskazywał, wiadomym było, że jest źle.

     James zajął miejsce. Nie miał czasu na durne dyskusje.

     – Jak śledztwo?

     – Dobrze. Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania zagadki.

     – Może chciałbyś się podzielić tym, co już wiecie. Myślę, że mogę pomóc.

     – To nie jest konieczne. Świetnie sobie ze wszystkim radzimy.

     Harry zmierzył syna dziwnym spojrzeniem. Postanowił na razie jednak nie komentować. Wiedział, że wbrew pozorom James jest do niego bardzo podobny.

     – Co słychać u Sally? – zmienił temat, co zaskoczyło młodego aurora. Dawno nie rozmawiał z ojcem o życiu prywatnym.

     – Wszystko dobrze.

     – Naprawdę ją lubię.

     – Ja też…

     Harry kiwnął głową. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

     – To dobrze. Widzimy się dziś w Norze.

*

     – I jak? – spytał podniecony Scorpius, gdy zobaczył Jamesa idącego przez ogród Weasleyów.

     James pociągnął go za ramię i zaprowadził za dom. Nie chciał przy całej rodzinie rozmawiać o śledztwie.

     – Plotka poszła – powiedział. – Mam nadzieję, że dotrze do mordercy zanim całe Biuro Aurorów i pół Miisterstwa zainteresuje się naszym domniemanym sukcesem.

     Pogoda była okropna. Lał deszcz i wiał silny wiatr. James postawił do góry kołnierz płaszcza, ale nie pomogło to wiele w ochronie przed nieprzychylnymi zjawiskami atmosferycznymi.

     – Roxy też coś ma – odparł Scorpius. – Ale podzieli się tym dopiero po wesołym obiadku rodzinnym.

     James kiwnął głową i obaj spojrzeli na Norę.

     – Dobra, chodźmy do środka, bo zaraz zamarznę. Chyba już wolę słuchać jak twoja babcia narzeka na posturę Albusa…

     – I na to, że Domi nadal wzbrania się przed ślubem…

     – I że Louis jest mało ambitny…

     – Racja, wszystko jest lepsze od tej pogody.

     Ruszyli w stronę drzwi wejściowych.

*

     Tradycyjne obiadki Weasleyów nie zmieniły się przez lata właściwie w ogóle. Tylko z roku na rok przybywało coraz więcej członków tych miłych posiedzeń. Molly wciąż tryskała tą samą energią, co w czasach, gdy jej synowie i córka chodzili do Hogwartu. Gorzej sprawa miała się z Arturem, który coraz bardziej podupadał na zdrowiu, ale gdy tylko odwiedzali go wnukowie, od razu czuł się lepiej.

     Seniorzy rodu uśmiechnęli się na widok Jamesa i Scorpiusa. Malfoyowie już na stałe zostali wciągnięci w rodzinę Weasley–Potter, co dobiło Narcyzę, a na Draconie nie zrobiło większego wrażenia. Widocznie od dawna spodziewał się, że w końcu coś takiego się stanie. Scorpius dał się wyściskać przez Molly, choć przejawy uczuć nadal go lekko przerażały. Nie pomagał złośliwy uśmiech Roxanne stającej za plecami babci.

     – Gdzie Sally i Sabrina? – spytała pani Weasley, gdy puściła Jamesa z objęć.

     Potter podrapał się po głowie.

     – Sally pisała, że coś się źle czuje i dziś zostaje w domu. Wieczorem do niej pojadę i zobaczę o co chodzi. A o Blondi pytaj Młodego.

     Derek pojawił się w  kuchni. Usta miał już pełne słynnego ciasta Molly, z trudem je przełknął, a potem dopiero odpowiedział:

     – Musiała już wracać do Hogwartu. Ma dużo pracy.

 

     Przeszli do salonu. Magiczne zdolności Hermiony sprawiły, że pokój, choć gabarytowo mały, mieścił wszystkich bez problemu. Nawet biegające wokół stołu małe Lupinówny nikomu nie przeszkadzały. Tylko Laurent, choć niewiele od nich starszy, patrzył na nie z wyższością. Jak na syna Dominique był dość specyficzny. Nie przejął po matce rozrywkowego stylu bycia i wszyscy zaczynali bać się, że wyrośnie na drugiego Percyego.

     Równym zaskoczeniem dla całej familii stał się narzeczony Lucy. Był po prostu normalny. Można było porozmawiać z nim na wszystkie tematy – od polityki, przez sport, aż po przepisy kulinarne. Do tego dochodziło jego pogodne usposobienie, które kupował każdy. Najbardziej polubiła go babcia Molly, był jedyną osobą, której nie musiała mówić, że jest za chudy. Facet po prostu nie był przewrażliwiony na punkcie swojego wyglądu i bardzo lubił słodycze.

     James zajął miejsce koło Albusa, choć tak naprawdę jedyną rzeczą jaką miał w głowie było porozmawianie z Roxy. Strasznie chciał usłyszeć, czego kuzynka dowiedziała się na temat Watsona. Wiedział, że kobieta jest w stanie wyciągnąć wszystko z wszystkich.

     Martwił się też o swoją dziewczynę. Bał się, że może zły stan zdrowia spowodowany został przez nocną imprezę. Atak na Malfoya musiał być dla niej niezłym szokiem, nawet jeśli stała się bardziej odważna niż za czasów Hogwartu.

     Z rozmyślań wyrwał go głos matki:

     – Kiedy wreszcie przyjedziesz do domu? Lily też ciągle nie ma, a z Albusem nie da się rozmawiać…

     – Ej, ja tu jestem – oburzył się młodszy.

     Ginny zignorowała młodszego syna. Wciąż przyglądała się uważnie pierworodnemu. James doskonale wiedział, że się o niego boi. Tak jak zawsze bała się o ojca. Liczyła, ze żadne z jej dzieci nie pójdzie w ślady Harrego, a jednak on sam został aurorem. On, który zawsze gardził tym zawodem. Cóż, życie bywa przewrotne. Akurat jego potoczyło się całkiem odmiennie, niż przewidywał. Czy żałował? Ani trochę.

     – Obiecuję, że jak tylko zamkniemy mordercę Watsona, biorę urlop i kilka dni spędzam z rodziną – skłamał. Tak naprawdę wolne planował spędzić z Sally. Ale akurat matka nie musiała o tym wiedzieć. Owen też nie, bo zamiast do Włoch, na wakacje pojechaliby do Doliny Godryka. Zresztą co za różnica, przecież i tak śledztwo wciąż stało w miejscu?

 

     Obiad ciągnął się niemiłosiernie długo. Scorpius miał wrażenie, że cały czas prowadzi dyskusję o głupotach. Bo tak naprawdę co miały obchodzić go protesty feministek w Ministerstwie, skoro jego największe śledztwo i wielka kariera mogły legnąć w gruzach? Z ulgą przyjął wiadomość, że Bill i Fleur mają zamiar się zbierać, co było jednoznaczne z tym, że większość osób pójdzie w ich ślady. Musiał grzecznie odczekać jeszcze tylko pół godziny, bo pożegnania w tej rodzinie trwały czasem dłużej niż sam obiad, a potem z radością wyszedł do ogrodu, ciągnąc za sobą Roxy, Dereka i Jamesa.

     – Jakie informacje? – spytał podekscytowany Potter.

     – Watson jednak miał rodzinę – odparła Roxy.

     – Kogo? – spytał zdziwiony Derek. Przepytali wszystkich, pracownik laboratorium był typem samotnika.

     – Brata.

     – I gdzie on się teraz podziewa? – ożywił się James.

     – Zmarł. Jakiś miesiąc przed morderstwem w MaxIndustries…. w Mungu… na oddziale zamkniętym…

     – Czyli znów trzeba odwiedzić szpital? – jęknął Scorpius.

     – Tak – zadecydował James. – Ale tym razem zrobię to osobiście. Dzięki Roxy.

*

     Wieczorem James dostał krótką wiadomość od Sally, że ta czuje się już lepiej i wpadnie do niego na Baker Street, ponieważ chciała pogadać, a przy jej rodzicach i siostrze ciężko o prywatność. Potterowi było to nawet na rękę. Po nieprzespanej nocy, pracowitym przedpołudniu i obiedzie rodzinnym naprawdę poczuł zmęczenie.

     Spał może z dwie godziny, gdy usłyszał dźwięk przekręcającego się zamka w drzwiach. Wciąż zaspany poszedł przywitać się ze swoją dziewczyną. Sally na jego widok pokręciła tylko głową z niedowierzaniem.

     – Wykończysz się kiedyś – powiedziała z wyrzutem.

     – Nic mi nie jest – zapewnił. – Położę się wcześniej, jedna cała przespana noc i będę jak nowonarodzony.

     Nie wyglądała na przekonaną, więc żeby zakończyć niemiłą dla niego dyskusję, pomógł jej zdjąć płaszcz. Przeszli do salonu, gdzie w nieładzie leżał koc i poduszka – kolejna oznaka tego, że jeszcze chwilę temu przebywał w objęciach Morfeusza.

     Usiedli na kanapie, James machnięciem różdżki sprawił, że czajnik zaczął gotować wodę na herbatę.

     – Jak się czujesz? – spytał z troską.

     Owen nagle spochmurniała, co przeraziło lekko Pottera. Było aż tak źle?

     – Wszystko w porządku – zapewniła. – Byłam w Mungu i uzdrowiciel powiedział, że nie mam się czym przejmować.

     – Kamień z serca – James przytulił swoją dziewczynę. – Obawiałem się, że to przez sytuację w klubie. Stres zawsze negatywnie działa na człowieka.

     – Z tym się zgodzę, ale to nie stres…

     Umilkła na chwilę, szukając odpowiednich słów do kontynuowania rozmowy. Pomógł jej pisk czajnika, który wywołał Jamesa na chwilę z pokoju. Sally w tym czasie próbowała się trochę uspokoić, ale niezbyt jej to wyszło, bo gdy mężczyzna wrócił z kubkami herbaty, od razu zauważył, że nadal coś jest nie tak.

     – Sally…

     – Jestem w ciąży – przerwała mu nagle, a potem wybuchła płaczem.

     James stał jak wryty, próbując przeanalizować co właśnie się stało. Ciąża? To znaczy, że będzie dziecko. Że ON będzie miał dziecko. Będzie ojcem… Usiadł na fotelu i patrzył się z przerażeniem na coraz bardziej rozpaczną kobietę. Wiedział, że powinien jakoś zareagować, ale kompletnie nie wiedział jak. Pomyślał nawet, że żałuje, że to nie Kevin jest na jego miejscu. Kevin wiedziałby jak się zachować. Kevin nadawał się na chłopaka i ojca, James nie.

     Weź się w garść – ponaglił sam siebie.

     – Sally… – powtórzył, a gdy ona nie zareagowała, tylko nadal płakała, podszedł do niej i złapał za ręce. – Sally, nie płacz… Będzie dobrze, przecież to świetna wiadomość.

     Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Starał się wyglądać pewnie, choć tak naprawdę nadał prawie się trząsł z przerażenia.

     – Damy sobie radę. Kocham cię – dodał.

     Przytulił ją i pozwolił jeszcze chwilę się wypłakać. Gdy ulewa łez zamieniła się w mżawkę, usiadł koło niej i podał kubek z herbatą.

     – Przepraszam – powiedziała w końcu. – Po prostu cały dzień miałam w głowie tą sytuację i dopiero jak ci powiedziałam, to dotarło do mnie, co się dzieje i już nie mogłam powstrzymać emocji. To też były łzy szczęścia. Bo naprawdę się cieszę, chociaż to wiele zmieni.

     – Wiem. Ale jak powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B.

     Siedzieli chwilę w ciszy, którą znów przerwał James.

     – Ale imię dla dziecka wybieram ja – powiedział z uśmiechem. – Nie zgodzę się, żeby mój syn nazywał się Richard.


Czy James odnajdzie się w nowej roli? Jak zareagują na to jego najbliżsi? Rewelacje życiowe młodego Pottera złączą się z burzą wywołaną w ministerstwie. A to wszystko już za dwa tygodnie :) Do końca zostały 3 rozdziały ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz