Rozdział 8

    – Nie mogliśmy usiąść w innym miejscu? – spytał Derek, gdy gałąź wielkiej świątecznej choinki znów wbiła mu się w policzek.

    – Nie – odparł James rozglądając się po pubie i sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje. – Po pierwsze tu jest najbardziej kameralnie, a po drugie tylko w tej sali można palić.

    Machnął głową na Scorpiusa, który kończył już drugiego papierosa. Studiował przy tym kartotekę Ethana Watsona. Potter przedstawił kompanom swoją teorię, którą Malfoy określił jako „możliwą”, a potem zaczął robić notatki z dokumentacji medycznej.

    ­­­– Jest jeszcze jedna sprawa – po tych słowach Scor podniósł głowę znad papierów, a Derek zostawił na chwilę nieszczęsną choinkę. – Pamiętacie jak kazałem śledzić sprzątaczkę z laboratorium?

    – Dalej się jej czepiasz? – jęknął Młody.

    ­– Tak. Jako ostatnia była w gabinecie denata przed jego śmiercią, pracuje tam już wystarczająco długo, by ochroniarze odpuścili przeszukiwanie jej rzeczy, a do tego chłopcy donieśli mi, że co kilka dni chodzi do jakiejś starej kamienicy na obrzeżach Londynu. Nie ma w tym jakiegoś stałego rytmu, jakby nie chciała być wykryta. Mieszka po całkiem drugiej stronie miasta, a samo mieszkanie należy do jakiegoś mugola, który dwa lata temu wyjechał z kraju.

    – Nie sprawdzili, po co ciągle tam chodzi? – zdziwił się Scorpius.

    – Nie mogli. Nie mają nakazu, a samo mieszkanie jest zabezpieczone zaklęciami. Do tego dochodzi jeszcze uchwała o tajności, w końcu cała dzielnica zamieszkana jest przez mugoli. Wysłałem już list do ojca o załatwienie pozwolenia na przeszukanie, ale najlepiej zrobić to, gdy w pobliżu będzie Peterson. Przy odrobinie szczęścia za kilka dni sprawa się wyjaśni i pusta cela w Azkabanie zostanie zapełniona.

    – Myślisz, że Peterson trzyma tam plany Watsona?

    – Możliwe. Jestem prawie pewien, że ona jest złodziejem albo przynajmniej pomagała złodziejowi.  Pamiętaj, że musiał mieć wspólnika. Ktoś napadł na Scorpiusa w klubie, musiał nas śledzić, tak jak my śledzimy ich. A jak teraz poszła plotka o tym, że mamy winnego trzeba się tym bardziej śpieszyć. Gdy tylko dostanę cynk, że Peterson deportowała się w okolicach kamienicy, od razu wkraczamy do akcji.

­    – Wreszcie – Scorpius wyrzucił peta przez uchylone okno. – Czekam na to od prawie miesiąca.

*

    Tego samego dnia wieczorem Derek spotkał się z Sabriną. Ku ogólnej radości prawie wszystkich uczennic Hogwartu, pojawił się w swojej starej szkole. Kilka lat minęło odkąd opuścił jej mury, ale jego sława pozostała. Nauczyciele wciąż wspominali niesfornego, choć zdolnego ucznia i nawet jeśli wraz z zeszłym rokiem, kiedy to absolwentką została Jen, era Weasleów w Hogwarcie na jakiś czas się skończyła, to rodzina ta pozostała swojego rodzaju legendą. Do tego lata nie odebrały mężczyźnie uroku, a na swoim koncie miał już kilka sukcesów. Już nie pojawiał się w gazetach jako syn aurorki pakujący się w kłopoty, a jako obiecujący wynalazca, a teraz nawet detektyw.

    – Nie mogłeś użyć kominka w moim gabinecie? – spytała Malfoyówna, kiedy jej partner podszedł do niej na korytarzu. Gapiło się na nich sporo osób. – Nie chcę żadnych plotek, że sprowadzam faceta do szkoły.

    – Daj spokój. Przecież wszyscy wiedzą, że przyszedłem odwiedzić profesor McGonagall.

    – Czuję się zaszczycona panie Weasley.

    Z sali obok wyszła dyrektorka szkoły.

    – Jednak Sabrina ma rację, więc proszę abyście udali się do prywatnych kwater, a za jakieś trzy godziny zapraszam do siebie na herbatkę.

    Posłała im ciepły uśmiech, który rzadko się jej zdarzał, a następnie poszła rozgonić uczniów.

    Blondi, mrucząc nieprzychylne uwagi pod adresem Dereka, ruszyła korytarzem do swojej sypialni. Wciąż w dobrym humorze Młody udał się za nią. Zaczęły przypominać mu się chwile spędzone w Hogwarcie i poczuł, że tęskni za tym miejscem.

    – Zawsze chciałem zobaczyć jak mieszkają nauczyciele – zaśmiał się, gdy Sabrina wpuściła go do swojego pokoju. – Tu naprawdę wcześniej spała McGonagall?

    Rozejrzał się po małej, przytulnej komnacie. Znajdowało się tam łóżko, duża szafa, komoda, regał pełen książek, biurko oraz mały stoliczek z dwoma fotelami.

    – Nie. Minerwa nie przyjęła sypialni dyrektora. Mieszka nadal w swoim starym pokoju, o wiele bardziej imponującym niż ten.

    Usiedli w fotelach, a na stoliczku pojawiły się dwie szklanki, dzbanek soku dyniowego i ciastka.

    – Przynajmniej mieszkasz sama. Chciałbym się już wynieść od rodziców. Mama ciągle się mnie pyta jak planujemy swoją przyszłość, skoro ty siedzisz tutaj.

    – Dużo o tym myślałam i w sumie chyba niegłupim pomysłem byłoby zamieszkanie w Hogsemade?

    – Wiedziałem, że nie wytrzymasz długo beze mnie – wyszczerzył zęby.

    – Lepiej mi powiedz, co ze śledztwem – zmieniła temat.

    – Jutro ma się podobno ukazać pierwszy artykuł twojego brata. Po tym jak James puścił plotkę, że znamy dane mordercy, Prorok nie pozwolił mu czekać. Ogólnie trochę się to pokomplikowało, bo opinia publiczna naciska na Harrego, że ma łapać mordercę, a wujek nie wie kto to jest.

    – Ale James wie?

    Derek poczochrał włosy.

    – Nie jestem już niczego pewien. Mamy trop, chyba mocny, ale jeśli okaże się fałszywy, to po nas. James i Scorpius mogą wylecieć z pracy, jeśli im się nie powiedzie. Zresztą ze mną Stark może zrobić to samo, zaznaczył przecież, że informacje mają nie wypłynąć, a jednak przez głupi ruch Jamesa wypłynęły. Ale jeśli stracę pracę, to będzie vacat w laboratorium, będziesz mogła aplikować – dodał na rozluźnienie atmosfery.

    Sabrina jednak wcale nie rozbawiła ta uwaga. Nie znosiła, gdy działo się coś, na co nie miała wpływu, a całe to śledztwo właśnie takie było.

    – Potter nie może stracić pracy, będzie miał dziecko – powiedziała.

    – Dzięki, że bardziej martwisz się o rodzinę mojego kuzyna, niż o mnie.

    – Mogłeś się nie pchać w to całe zamieszanie.

    – Dobrze wiemy, że gdyby to ciebie ktoś chciał wplątać w coś takiego, to byś się nawet nie zastanawiała.

    – Nie prawda – wkurzyła się.

    Chwycił ją za rękę, bo wiedział, że jest bliska wybuchu. Postanowił zmienić temat, żeby rozluźnić nerwową atmosferę.

    – Masz zaproszenie na świąteczną kolację do Nory – powiedział. – Babcia kazała ci też przekazać, że jeśli odmówisz, to śmiertelnie się na ciebie obrazi.

    – Przekaż, że będę… Ale nadal jestem na ciebie zła.

    Uśmiechnął się.

    – Jakoś to przeżyję.

*

    James nie spodziewał się aż takiego armagedonu w pracy. Harry nawrzeszczał na niego, że ma mu natychmiast zdać szczegółową relację ze śledztwa, a potem odstąpić od dowodzenia. Młody Potter oczywiście się na to nie zgodził, a ich kłótnię słyszało pół ministerstwa. Gdy wreszcie udało mu się zbyć wszystkich reporterów, zatroskanych urzędników, ojca, reszty przełożonych i samego ministra, wrócił zmęczony do domu.

    W drzwiach powitała go zdenerwowana Sally, w ręku trzymająca najnowszy numer Proroka. Jękną w duchu i przeklinając Malfoya oraz jego pierdolony artykuł, wszedł do środka. Był praktycznie pewien, że jest już na finiszu złapania mordercy i nie rozumiał, dlaczego nikt mu nie ufa. Pozwolił swojej dziewczynie pokrzyczeć na siebie, a potem uznał, że czas doprowadzić sprawę do końca. Nie będzie dłużej czekał, pokaże wszystkim na co go tak naprawdę stać.

 

    Trzy dni później wysłał sowy do Dereka i Scorpiusa. Zjawili się natychmiast, obaj tak samo podekscytowani.

    – Co to za pilne zebranie? – spytał zdenerwowany Scorpius.

    Stali między blokami w jakiejś mało uczęszczanej dzielnicy. Malfoy miał na sobie czarne spodnie, biały podkoszulek i szarą marynarkę w kratkę ukrytą pod czarnym płaszczem. Na jego pociągłej i bladej twarzy malowało się zdenerwowanie. Derek natomiast był bardzo spokojny. Wiedział, że mimo całej porywczości kuzyna, nie wyciągnąłby ich z pracy bez konkretnego powodu.

    – Zaraz powinna zjawić się tu Peterson – odparł Potter podekscytowany.

    – Jak to? – Młody był szczerze zdziwiony.

    – Odkąd puściłem pochopnie plotkę, stała się przesadnie przezorna. Od tamtej pory nie pojawiła się w okolicach mieszkania ani razu. I choć zabiłbym Malfoya – tu James spojrzał na Scorpiusa – za ten parszywy artykuł – dziennikarz zrobił minę, która w jego mniemaniu miała imitować skruchę – to zrobił nam przysługę. Wynikło bowiem z niego, że to wszystko, co powiedziałem, to jedna wielka bzdura. Wykorzystałem jeszcze raz pomysł z puszczeniem w obieg informacji, tym razem jednak prawdziwych. Powiedziałem, że ojciec chce mnie odsunąć od sprawy, bo w jego mniemaniu nie mam żadnych tropów. A, że mieszkanie wciąż jest śledzone, to wiem, że nikt z niego nie wychodził. Więc morderca wciąż się w nim znajduje. A jak się znajduje, to powinna przyjść też sprzątaczka, która akurat wzięła dziś wolne w pracy.

    James wręcz trząsł się z podniecenia. Jednak ani Derek, ani tym bardziej Scorpius nie podzielali jego radości.

    – A skąd niby wiadomo, że rzekomy morderca nie opuścił mieszkania pod pelerynką niewidką lub zaklęciem kameleona? – spytał Malfoy z wyraźną kpiną w głosie. Widocznie przestał wierzyć w zdolności młodego aurora.

    – Zaklęcie wykrywające. Zostało rzucone zaraz po obraniu przez straż posterunku. Nikt o mocy magicznej nie jest wstanie przejść niezauważonym.

    – A jeśli w środku znajduje się mugol?

    – To już dawno by wyszedł.

    James sprawiał wrażenie całkowicie pewnego swojego planu. Okazało się, że nawet słusznie, bo jakieś dwadzieścia minut później pojawił się strażnik z informacją, że Peterson właśnie się deportowała. Potter szybo rzucił na siebie i kompanów zaklęcie kameleona, a następnie udali się w stronę wejścia do kamienicy. Sprzątaczka rozglądała się na boki, sprawdzając, czy nikt za nią nie idzie. Pozornie nie miała czego się obawiać, ponieważ minusowe temperatury zatrzymały mieszkańców w domach.

    Kobieta dziarskim krokiem ruszyła przed siebie, a za nią ogon złożony z dziennikarza, aurora i wynalazcy. Szybko, jak na swój wiek, pokonała dwa piętra i zatrzymała się przed mieszkaniem numer 12. Wykonała jakiś nieznany innym ruch różdżką i odrapane drzwi same się otworzyły. W tym samym momencie poczuła jak w plecy wbija się jej cienki patyk.

    – Wchodź i radzę bez żadnych sztuczek – rozkazał James władczym tonem, którym zwykł posługiwać się jego ojciec.

    Dla pewności Derek jeszcze rozbroił kobietę, a potem w czwórkę przekroczyli próg.

    – Henriette, to ty? – usłyszeli zachrypnięty głos z pokoju, znajdującego się na końcu korytarza.

    Kobieta spojrzała na towarzyszy. James kiwnął głową.

    – Tak – odparła całkiem pewnie jak na sytuację, w której właśnie się znalazła.

    Z pokoju wyszedł mężczyzna. Gdy zobaczył rozbrojoną sprzątaczkę z różdżką aurora wbitą w plecy, uśmiech zszedł mu z twarzy. Derek i Scorpius wycelowali swoje różdżki w jego stronę.

    – No to sobie porozmawiamy – powiedział Potter z grobową miną. – Jazda do salonu i bez numerów.


Przedostatni rozdział. Może ktoś już ma podejrzenia jak wszystko się skończy, ale czy są prawdziwe dowiecie się za dwa tygodnie :) Jednorazowo publikuję dzień wcześniej, bo jutro może być krucho z czasem. Do usłyszenia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz